"Jak to działa? Drzewo"

"Jak to działa? Drzewo"

„Czy to książka z dziurą?” Junior był ewidentnie zaskoczony po otwarciu przesyłki, ale swoim zwyczajem zaczął badać książeczkę. Co zauważył? „Mama, to drzewo!” - wykrzyknął z błyskiem w oku. „Poczytamy o drzewach?” I poczytaliśmy.

Książka „Jak to działa? Drzewo” to oryginalna kartnówka. Na środku okładki widnieje wielka dziura, ale jak tylko się przyjrzymy dostrzeżemy, że strony publikacji komponują się w obrazek drzewa, a dokładniej jabłoni. Przekładając je będziemy obserwować, jak roślina zmienia się w ciągu roku. Jak zakwita, rodzi owoce i gubi liście. Jak radzi sobie ze zmieniającą się pogodą i jest schronieniem dla różnych zwierząt.

Zaskoczenie, ale pozytywne. Uwielbiam ten moment, kiedy dzieci badają książkę i odkrywają kolejne detale. I ta publikacja nam to daje. Bo poza tym, że pociecha dowie się co nieco z botaniki to mamy tu wartości sensoryczno-poznawcze. Doskonałą zabawę polegającą na badaniu konturu drzewa i odrywaniu szczegółów na ilustracjach. Zapewniam was, że te wszystkie zwierzaczki w norkach i na drzewie spodobają się maluchowi.

W naszym domu jest bardzo dużo książek i mogłoby się wydawać, że już nic nie zaskoczy moich dzieciaków. A jednak. „Jak to działa? Drzewo” okazało się dla nich czymś nowym. Czymś, co oglądali i czytali z zaciekawieniem. Czymś, co dało im nowe możliwości zabawy.

[Egzemplarz recenzencki]

"Hobby horsing, czyli przyjaźń w galopie. Skok ku przygodzie" Małgorzata Korbiel

"Hobby horsing, czyli przyjaźń w galopie. Skok ku przygodzie" Małgorzata Korbiel

Pasja. Co jest waszą? Czy jesteście z niej dumni czy raczej uprawiacie ją cicho, albo po kryjomu? Asia – bohaterka powieści Małgorzaty Korbiel „Skok ku przygodzie” - kocha konie. Ale nie ma możliwości jeździć na prawdziwym rumaku. Razem z dziadkiem zrobiła konia na patyku, aby trenować tzw. hobby horsig. Asia jest nieśmiałą dziewczynką. Zmiana szkoły jest dla niej dużym stresem i trudno jej zaaklimatyzować się w nowej klasie. Do czasu aż na zajęciach plastycznych zostaje przydzielona do grupy z Zosią, Kasią i Martą. Temat zadania sprawia, że Asia zaczyna opowiadać o swoje pasji. Czy zarazi nią koleżanki, a może stanie się ona powodem do śmiechu?

Asia jest trochę trudną do zrozumienia bohaterką. Nieśmiałość nieśmiałością, ale autorka daje jej możliwości, aby poznała nowych przyjaciół, tylko ona z nich nie korzysta. Jakby czekała na te trzy dziewczyny, które obserwuje na przerwach. W końcu dostaje swoją szansę. Czy ją wykorzysta?

Ten cały hobby horsig świetnie sprawdza się w historii o byciu sobą. Przyznacie, że jest to nietypowe hobby i swego czasu trochę się z niego naśmiewano. Spotyka się z tym i Asia. Staje się celem ataków, na które próbuje odpowiadać, jednak kiedy się nasilają zaczyna mieć wątpliwości, czy to co robi, faktycznie nie jest głupie. Na szczęście dociera do niej, że: „Nie mogła pozwolić, żeby inni odebrali jej radość robienia tego, co kocha.”1 Te słowa są i pokrzepieniem i ostrzeżeniem. Dają siłę, aby „mieć gdzieś” hejterów, ale też każą się zastanowić nad słowami i czynami. Bo nie mamy prawu, aby krytykować czyjąś pasję. Mamy – jeśli chcemy - prawo ją poznać, dowiedzieć się, co w niej jest takiego interesującego. Wreszcie każdy z nas ma prawo wyróżniać się z tłumu, a hobby jest właśnie rodzajem ekspresji.

Nie jest tajemnicą, że ja cenię takie takie bajki. Obserwuję, jak dzieci wsiąkają w grupę rówieśniczą i próbuję im przekazać, że nie muszą być tacy sami jak koledzy i koleżanki. Że mogą pozostać sobą i zarażać siebie nawzajem miłością do przeróżnych rzeczy. Że każdy człowiek jest inspirujący, takim jakim jest.

1 Małgorzata Korbiel, „Skok ku przygodzie”, wyd. Świetlik, Białystok 2025, s. 88.

Książka "Skok ku przygodzie" jest dostępna w księgarni Empik

[Egzemplarz recenzencki]

"Co zrobi Anielka" Barbara Supeł: Książki z okienkami

"Co zrobi Anielka" Barbara Supeł: Książki z okienkami

„Mamusiu, czy w tych książkach kryją się dla mnie niespodzianki?” zapytał się mój synek. Pomyślałam sobie, że młody odkrył istotę czytania, bo każda historia jest niespodzianką do odkrycia. Jak wywołać ten instynkt odkrywcy? Można to robić już od najmłodszych lat, wykorzystując naturalna ciekawość dzieci i podsuwając im publikacje dopasowane do ich wieku i możliwości poznawczych. Bardzo fajnym rozwiązaniem są książki z okienkami, w których i czytamy opowieść, i zaglądamy w różne zakamarki. Kiedyś opowiadałam wam o Frani, bohaterce bajek autorstwa Barbary Supeł, która rozwiązywała różne problemy. Frania ma młodszą siostrę Anielkę i to właśnie z nią mogą pobawić się maluchy.

Przed wami cykl pt. „Co zrobi Anielka”. To takie książki, które towarzyszą dzieciom w codziennych czynnościach. Tytuły, które się do tej pory ukazały to „Na placu zabaw” i „Przed snem” i one już coś nam mówią o zawartości.

W pierwszej książce Aniela idzie na plac zabaw. A dziecko, otwierając kolejne okienka, sprawdzi, co się przyda podczas takiego spaceru i co można w jego trakcie robić. Autorka zwraca też uwagę na aspekt dzielenia się i szanowania rzeczy innych.

W drugiej książce przypatrzymy się wieczornej rutynie. Kolacja, kąpiel, nocna lampka i nasza bohaterka ląduje w łóżku. Publikacje tego typu są świetne, bo pomagają porządkować wspomnianą rutynę, a w wielu domach ten czas przed snem bywa nerwowy. Warto mieć przynajmniej jedną książkę o takiej tematyce i co jakiś czas po nią sięgać.

Wróćmy do „Co zrobi Anielka”. Tu niekwestionowanym hitem są okienka. Otwieranie ich, zaglądanie do nich to świetna zabawa. Podoba mi się, że każdemu z nich towarzyszy pytanie. Co prawda są napisane na „jedno kopyto”: „Ciekawe, co teraz zrobią. Może puszczą bańki? Może pobawią się w sklep?”1 itd. Aczkolwiek – wbrew pozorom – to nie jest nudne. Ten schemat nadaje zabawie jakiegoś uroku. Krótko mówiąc, jest świetny.

Takie książki się nie nudzą. Sprawiają, że czytanie staje się wyjątkowo radosną aktywnością. To nie tylko słuchanie. To cudowna przygoda pełna niespodzianek do odkrycia.

1 Barbara Supeł, „Co zrobi Anielka na placu zabaw”, wyd. Świetlik, Białystok 2025, s. 5-6.

[Egzemplarz recenzencki]

"Unicron Academy. Pod wróżkowym księżycem"

"Unicron Academy. Pod wróżkowym księżycem"

Bohaterami drugiego tomu cyklu „Unicorn Acadamy” o tytule „Pod wróżkowym księżycem” są Isabel i Wirek. Para dobrana na zasadnie przeciwieństw – aktywna dziewczyna i strachliwy jednorożec. Trudno im się współpracuje, a wypadek podczas zbierania kwiatów sprawia, że czara się przelewa. Isabel obwinia Wirka o wszystkie swoje niepowodzenia. Dziewczyna obraża się i nie zabiera jednorożca na bal maskowy. Ich więź zaczyna słabnąć, a na wyspę przybywa ktoś, kto nie omieszka tego wykorzystać. Danny bardzo pragnie zostać jeźdźcem, jednak wróżki losu nie sparowały go z żadnym jednorożcem. Czy zdobędzie zaufanie Wirka?

Tym razem główną bohaterką targają przeróżne emocje. Kocha i nienawidzi swojego jednorożca. Swoim zachowaniem sprawa mu ogromną przykrość, co prowadzi do rozluźnienia więzi. Wygląda na to, że tak naprawdę jeździec i jednorożec nie są sobie przeznaczeni na zawsze. Znajduje się ktoś, kto spróbuje zmienić swój los i nie boi się wykorzystać do tego nieszczęścia Isabel i Wirka. Jakie to przyniesie skutki?

„Pod wróżkowym księżycem” to książka o tym, że należy pielęgnować relację. Nikt nie jest nieskazitelny, ale pogrążenie się w złości, brak rozmowy, albo złe słowo mogą zniszczyć coś pięknego. Dopiero kiedy Isabel straciła Wirka poczuła, ile dla niej znaczył. Czy nie jest za późno, aby go odzyskać?

W tej książce nie brakuje przygody, emocji, ale też magii. Akademia Jednorożców to wyjątkowe miejsce, w którym spotkacie niesamowite stworzenia i dzielnych jeźdźców. Ciekawy świat, w którym widać inspiracje popkulturą, ale to w niczym mu nie umniejsza. Ponieważ postawiono tu na przygodę potrzeba trochę czasu, aby go zgłębić, jednak każdy z tomów pozwala zobaczyć nieco więcej. A każda para bohaterów daje nam możliwość, aby lepiej zadomowić się w Akademii.

[Egzemplarz recenzencki]

"Czarne łabędzie" Alicja Filipowska

"Czarne łabędzie" Alicja Filipowska

Lata 90-te. Paweł wraca z kolonii. Nie może doczekać się spotkania z przyjaciółmi. Jednak w domku na drzewie nikogo nie ma. Przyjaciele wyraźnie go unikają. A Leon – jeden z ich paczki – zniknął, co staje się tematem tabu. Dorosły już Paweł próbuje znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytanie: Co stało się z ich paczką z dzieciństwa?

To mógłby być kryminał, to mogłaby być powieść przygodowa, jednak Alicja Filipowska stworzyła coś delikatniejszego. Postawiła na melancholijny acz mroczny, tajemniczy klimat. Pokazuje wielowymiarowych bohaterów, w czym pomaga jej żonglowanie liniami czasowymi. Miesza beztroskie dzieciństwo z przyziemną dorosłością. Prezentuje postacie noszące cały bagaż doświadczeń, a my staramy się rozgryźć, jak to jedno – czy przełomowe – doświadczenie ich ukształtowało. Obserwujemy, jak różnie sobie z nim radzą. Jak radzą sobie z mrokiem, który nagle wpełzł w ich jeszcze trochę naiwne życie i brutalnie się z tą naiwnością rozprawił.

„Czarne łabędzie” to powieść niespieszna. Jak szukacie zwrotów akcji i suspensu to nie ten adres. Autorka bardzo spokojnie wprowadza nas w istotę powieści. Rozpoczyna z młodzieżowym sznytem, aby z czasem zagęścić atmosferę. Trochę nie mogłam poradzić sobie z niemal przygodową treścią i wolnym tempem. Jak najbardziej rozumiem zamysł, a także doceniam rozmach z jakim prezentuje bohaterów i ich psychiki, osobowości. Natomiast nie będę ukrywać, że do końca nie potrafiłam się w tej książce odnaleźć. Odnaleźć wśród wieli, nie zawsze wnoszących coś do fabuły, sytuacji. W pełni poczuć energię tej książki.

Pomysł robi wrażenie. Realizacja jest całkiem ciekawa. Fantastycznie uformowani bohaterowie. Aczkolwiek „Czarne łabędzie” nie śpiewają w moim tempie, co mocno wpłynęło na odbiór tej książki. To powieść dla cierpliwych. Dla tych, którzy mają chęć wszystko rzucić i się w nią wsłuchać. Nie można jej pospieszać, co ja – przyznam się ze wstydem – próbowałam zrobić. Trzeba mieć odwagę, dać jej szansę taką, jaka ona jest.


[Egzemplarz recenzencki]

"Post mortem" David Lagercrantz

"Post mortem" David Lagercrantz

Czy warto odgrzebywać przeszłość? Do drzwi Hansa Rekkego puka hiszpański komendant Rafael Corales. Przynosi akta starej sprawy: Dziewczyny, której ciało znaleziono pod dębem Sprawa jest o tyle ciekawa, że kilka godzin przed zabójstwem napisała opowiadane, w którym przedstawia, co ją spotka? Skąd wiedziała? Rekke zaczyna drążyć. Odczytuje szczegóły i odkrywa kolejne warstwy tej historii. A zaczyna się ona, kiedy dwaj młodzi mężczyźni wyruszają w podróż po Europie. Stylizują się na nonszalanckich literatów dyskutujących Hemingwayu przy szklaneczce wina. Wolnomyśliciele czy dzieciaki? Jedno jest pewne. Po tej podróży nić już nie będzie takie samo.

„Post mortem” czyli trzeci tom kryminalnego cyklu z duetem Rekke i Vargas. Sprawa, którą przyjdzie się im zająć przywędruje z Hiszpanii do Szwecji. Rekke przystąpi do jej rozwiązywania z wręcz chorobliwą fascynacją, chyba oczarowany literackimi nitkami, jakie ją oplatają, a jego partnerka – nieco zirytowana sprawami osobistymi – próbuje mu asystować. Właściwie nie są oddani śledztwu w 100%, ale ciągle do niego wracają wpatrując się w zdjęcie martwej dziewczyny pod majestatycznym dębem.

Rekke to taki współczesny Poirot. Oczytany, inteligentny, szarmancki. Z okruszka na twoim kołnierzyku wyczyta z kim jadłeś/aś śniadanie i na którym krześle siedziałeś/aś. Z tym, że w klasycznych kryminałach najważniejsze było śledztwo. Obecnie autorzy kreują również kompletnego śledczego, a David Lagercrantz się od tego nie odżegnuje. Tworzy postać intrygującą swoimi umiejętnościami i osobowością, ale też zmagającą się z prywatnymi demonami. Wprowadza intelektualną aurę, która wspaniale pasuje sprawy.

Jest to nieco nostalgiczny kryminał. Mam wrażenie, że nie chodzi w nim o działania, a wspomnienia. Prace nad śledztwem przeplatane są wydarzeniami z Hiszpanii końcówki lat 80-tych. Lagercrantz pozwala nam zajrzeć do akt, ale też poczuć klimat tamtych miejsc, wczuć się w stany psychiczne bohaterów. Nie tylko zmierzyć się z faktami, ale poczuć tę zbrodnię różnymi zmysłami.

Post mortem” należy zaliczyć do grona spokojnych kryminałów. Dużo tu dialogów, przemyśleń i wniosków. Lagercrantz właściwie stroni od zwrotów akcji stawiając na klimat i swego rodzaju melancholię. Umiejętnie buduje zagrożenie pokazując jak ofiara jest osaczana. Dlaczego ona? Czym urzekła swojego oprawcę? Czy rozwiązanie tej zagadki kryje się literackich kręgach? Czy pisarska wrażliwość może popchnąć do tak brutalnych poczynań?

[Egzemplarz recenzencki]

"Pola i Lili. Ucieczka" Olivia Tuffin

"Pola i Lili. Ucieczka" Olivia Tuffin

Pola jest nietypową nastolatką. Nie w głowie jej modne ciuchy, telefony czy chłopcy. Ona woli opiekować się końmi. Ma taka możliwość pomagając w stajni „Czerwony Gaj”. Jednak dodatkowa praca odbija się na wynikach w nauce. Pola zostaje wysłana na obóz wyrównawczy do Walii. Ale i tam coś odciąga ją od nauki. Wypatrzyła piękną klacz. Nieco nerwową, zestresowaną i niezadbaną, jednak Lili – bo ta ma ona na imię – ma w sobie coś co sprawia, że nie sposób jej nie podziwiać. Kiedy Pola poznaje jej historię bardzo chce jej pomóc.

Czy takie książki, o miłości do zwierząt maja jeszcze rację bytu? Czy taka bohaterka jak Pola wzbudzi zainteresowanie? Mam nadzieję, że tak bo Olivia Tuffin – autorka książki – zadbała o to, aby nadać tej historii odpowiedniego dramatyzmu. W sumie to nie było to takie trudne, bo opowieść o koniu źle traktowanym przez swoją egoistyczna właścicielkę musi poruszyć serca. Lili jest opisana jako ta łagodna i mądra, a Ewa – jej pierwotna właścicielka – jako ta zła. Jest niemiła, patrzy na innych z pogardą i ustawia ich „po kątach”, a kieruje nią wyłącznie chęć posiadania. W opozycji do niej mamy Polę – biedną, ale o dobrym sercu. Czy znajdzie sposób, aby pomóc klaczy?

Jest to powieść dla młodszej młodzieży. Jeszcze trochę w niej dziecięcej naiwności, jednak bohaterowie biorą sprawy w swoje ręce i podejmują niemal dorosłe decyzje. Napisałam, że Pola jeszcze nie myśli o chłopakach, jednak Tuffin przemyciła i ten wątek. Być może dziewczynka trafiła na podobnego freaka. Na razie rodzi się wspaniała, lojalna przyjaźń.

Są tu momenty, które bym nieco doszlifowała, jednak pierwszy tom przygód Poli i Lili pt. „Ucieczka” zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Cenię niesztampowe bohaterki, które pokazują, że nie trzeba iść za tłumem. Książki promujące pasję i indywidualność. A właśnie to reprezentuje Pola. Właśnie to wyznania się z tej wciągającej i pełnej miłości do zwierząt powieści.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jak nie dać się pożreć rekinom... i inne (nie)życiowe porady" John Larkin

"Jak nie dać się pożreć rekinom... i inne (nie)życiowe porady" John Larkin

Tę recenzje mogłabym zatytułować „Jak nie da się pożreć rekinom, czyli dylematy z d...”. Z d... bo przecież ten problem nas nie dotyczy. Ale może spojrzymy na tę kwestie inaczej. My po prostu mamy bardzo dobrą strategię unikania ataku rekina. Przyznacie, że tak postawiona sprawa brzmi o wiele lepiej. Ataki rekinów są jednym z dylematów jakimi zajmuje się John Larkin, autor książki „Jak nie dać się pożreć rekinom... i inne (nie)życiowe porady”. Z charakterystycznym humorem rozkminia jeszcze teorie płaskoziemców, oczekiwania i zachowanie rodziców, a także daje rady jak zaliczyć zajęcia z kreatywnego pisania i oblicza prawdopodobieństwo porwania przez kosmitów.

Dziwna jest to książka. Z jednej strony zabawna, przekorna. Autor w ciekawy sposób opracował informacje, szczególnie na uznanie zasługuje atrakcyjne przedstawienie danych statystycznych. Niby można się pośmiać, jednak na dłuższą metę taki sposób opowiadania może być irytujący. Pozwolę sobie zacytować pierwsze zadanie z książki, bo jest ono reprezentacyjne dla stylu, w jakim została napisana: „Istnieje jedna, absolutnie niezawodna metoda, żeby uniknąć pożarcia przez rekiny. Nie włazić do oceanu.”1 Niby się śmieję, ale z tyłu głowy zastawiam się, czy ktoś nie traktuje mnie jak idiotki.

Nie mogę rozgryźć klucza, jakim kierował się autor przy doborze tematów. Wydaje się przypadkowy. Szczególnie rozdział o rodzicach, pełen dosłownego interpretowania ich odzywek, wydaje się nie pasować do reszty. Jest wyłącznie rozrywkowy, bez popularnonaukowych elementów. Dlaczego znalazł się w tej książce? Jak ją sklasyfikować? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć te kwestie.

„Jak nie dać się pożreć rekinom...” to książka napisana z jajem. Nie przeczę, że jest wyjątkowo atrakcyjna i zabawna. Jednak czy taka formuła za bardzo eksploatowana za szybko się nie wyczerpuje? Pewnie to jest indywidualna kwestia i część czytelników będzie zachwycona ironią autora, a druga część bezie zirytowana jego go inteligentnymi acz oczywistymi odpowiedziami. Może to jest właśnie sukces dobrego żartu. Stworzyć go z czegoś oczywistego.

1 John Larkin, „Jak nie dać się pożreć rekinom... i inne (nie)życiowe porady”, tłum. Mateusz Rulski-Bożek, wyd. Świetlik, Białystok 2025, s. 5.

[Egzemplarz recenzencki]

"Północne siostry" Magda Knedler

"Północne siostry" Magda Knedler

Alina, hrabina von Goltz, wyjeżdża z mężem na wyspę Rügen. Zaczynają krążyć plotki, że jest w ciąży. Czy to znaczy, że między małżonkami się ułożyło? Trudno w to uwierzyć znając sadystyczny charakter hrabiego. Natomiast Prakseda jest szczęśliwa u boku swojego męża. W tych dziwnych czasach aranżowanych małżeństw udało jej się trafić na bratnia duszę. Człowieka, który podziwia jej intelekt i ambicje. Jednak w tej sielance Prakseda cały czas martwi się o siostrę. Jest jeszcze Frida, służąca. Teoretycznie najmniej znacząca z trójki bohaterek, jednak posiada dość mocną „kartę przetargową”. Te trzy kobiety połączy tajemnica na temat tego, co się wydarzyło na północy. Czy okażą się lojalne? Każda z nich próbuje rozegrać swoje życie w jak najbardziej korzystny sposób. Każda z nich próbuje przetrwać w kierowanym przez mężczyzn świecie. Czy niemal siostrzana więź je wzmocni?

Początkowo drugi tom cyklu „Ścieżki nadziei” o tytule „Północne siostry” wydaje się przewidywalną książką. Jednak Magda Knedler potrafi namącić. Wie jak uatrakcyjnić tą historię wprowadzając chociażby nową, niepokojącą perspektywę w postaci Alberta, który niby wiele nie wie, ale coś tam wie, a to co wie jest pożywką dla niebezpiecznej obsesji. Nie boi się zwrotów akcji. Nie zliczę ileż to razy zmieniała się sytuacja Anieli. Jak desperacko bohaterka ta łapała się możliwości, żeby się nie skompromitować, żeby utrzymać swój status towarzyski i majątkowy, a wreszcie żeby posmakować miłości. A jej decyzje sprawiają, że i nasze odczucia względem niej ewoluują. Balansują między współczuciem, niechęcią, ale też podziwem dla jej siły.

Bo to Aniela jest gwarantką emocji. Przy okazji pierwszego tomu wspominałam, że wątek Praksedy szybko robi się stabilny i Knedler decyduje się tę sielankę utrzymać. Prakseda imponuje inteligencją, spostrzeżeniami, ale brakuje jej buntowniczego ducha, albo brakuje okoliczności, żeby go pokazała Natomiast Aniela go ma. Co prawda jej bunt ma egoistyczne pobudki. Ona nie chce – jak jej siostra – działać dla dobra mas. Do niej dotarło, iż jej wychowanie ma się nijak do prawdziwego świata. Będąc ułożoną panienką nie zaznała niczego dobrego. Teraz chce wykorzystać swój status – i pewną swobodę, jaką on daje – aby w końcu żyć.

Magda Knedler poprowadziła tę historię w nieoczywisty sposób, za co ode mnie dostaje wielkiego plusa. Drugi plus bo ja po prostu lubię powieści o silnych kobietach. Jasno wytykających paradoksy. I to robią bohaterki „Północnych sióstr”. Jeszcze nie emancypantki. A nawet niechcące być nimi. Te postacie po prostu chcą sprawiedliwości. Uznania swojego człowieczeństwa.

[Egzemplarz recenzencki]

"Kotka Blue" Grace Habib. Książki z ruchomymi elementami

"Kotka Blue" Grace Habib. Książki z ruchomymi elementami

Co zrobić z maluchem, który jest zmęczony, ale za nic w świecie nie chce przyjść do sypialni? Ja zwabiam moje dzieci do łóżka książkami. Założenie było takie, że przed spaniem też cos porobimy, ale już spokojnie, na siedząco. Po czytaniu zazwyczaj są przytulasy i... sukces. Natomiast dla niektórych dzieci przeglądanie obrazków i słuchanie bajki to za mało, potrzebują większych atrakcji. To może wykorzystać książki z ruchomymi elementami? One są niemal jak teatrzyk. Można ogrywać czytaną historię.

Nakładem wydawnictwa Wilga ukazały się przygody Kotki Blu. W jednej z nich przenosi się ona do krainy dinozaurów, a w drugiej frunie do podniebnego zamku. W każdym przypadku spotyka zwierzątko w potrzebie i niesie pomoc.

Obie bajki oparte są na tym samym schemacie. Blu przebiera się za to co sobie wybrała i leci ku przygodzie. Ja bym nieco odwróciła początek. Posłuchajcie” „Kim będzie dzisiaj kotka Blu? Wybierz przedmioty z pudełka. Blu jest dzisiaj... dinozaurem!”1. Niebezpieczeństwo polega na tym, że nie wszystkie elementy w pudełku pasują do dinozaura. A jak dziecko uprze się na robota czy bębenek? Zrobiła bym tu małe wyzwanie logiczne. Coś w stylu: „Przypatrz się elementom w pudełku. Kim będzie dziś Blu?” (ale tu powinien być sam strój dinozaura) lub: „Blu chce być dinozaurem. Czego potrzebuje?” (a dziecko wybiera z pudełka charakterystyczne gadżety).

Tyle ja, matka-czepialska, która za dużo czyta. Bo dzieci po postu zakochały się w ruchomych elementach, a Junior nawet stworzył własną historię. Zamiast bajki o zagubionym dinozaurze mamy bajkę o potworze, którego szybko trzeba zamknąć w jaskini. Może nam nie wyszedł tak piękny morał, jak Grace Habib, autorce książek, ale bawiliśmy się wspaniale. Wracając do ruchomych elementów. Jest to naprawdę atrakcyjny dodatek, bo dzięki nim dziecko może zobaczyć, jak kotka spaceruje przez las lub leci do chmur, może sprawić, że nad wulkanem unosi się dym lub pobawić w a kuku.

To są książki do kochania. Znajdziecie w nich proste, ciepłe historie i „żyjące” ilustracje. Idealna propozycja dla tych najmłodszych czytelników, bo pokazuje im, że czytanie to wyjątkowo atrakcyjna aktywność.

Zapraszam na mój profil na Instagramie, gdzie możecie zobaczyć, jak bawimy się z tą książką.

1 Grace Habib, "Dinozaur", wyd. Wilga, Warszawa 2025, s. 1-2.

[Egzemplarze recenzencki]

"Dobre bajki o tym jak dbać o zdrowie" Małgorzata Korbiel

"Dobre bajki o tym jak dbać o zdrowie" Małgorzata Korbiel

Jak wpoić dzieciom zdrowe nawyki? Punkt pierwszy to samemu dawać przykład. Ale i tak lody na śniadanie kuszą, gra na tablecie wydaje się bardziej atrakcyjna niż rysowanie i czasami zapomni się umyć rąk. I tu przychodzi punkt drugi, czyli tłumaczenie dlaczego i po co coś robimy. W książce „Dobre bajki o tym jak dbać o zdrowie” Małgorzata Korbiel w formie opowiadań przystępnych dla dzieci opowiada, dlaczego zdrowe nawyki są ważne, jak wpływają na nasz organizm.

W pierwszej bajce grupa przedszkolaków dowie się czym są bakterie i wirusy i dlaczego powinno się myć ręce. Bohaterem drugiej jest Karolinka, która wyszła z domu bez porządnego śniadania w efekcie czego miała mało energii do zabawy. W opowiadaniu numer trzy jest lato, a dzieciaki są na wycieczce w zoo. Przekonają się, jak ważne jest picie wody. Następnie pewna pani przedszkolanka zachęci nas do aktywności fizycznej. Poznamy też Maksa, który nie lubi spać i ciągle chodzi zmęczony praz bliźniaczki Marysię i Anię, które całe popołudnia siedziałby przed telewizorem lub tabletem.

W poprzednim akapicie zarysowałam, jakie tematy zostały poruszone w książce. A jak jest z wykonaniem? „Dobre bajki...” to jakość sama w sobie. Ten tytuł nie jest przypadkowy bo to zbiór ciepłych opowieści niosących dobre wartość . Korbiel pokazuje, że zdrowe nawyki mogą być ekscytujące. Dzieci nie chcą uprawiać sportu, myć rąk itp. więc pokaże im, że to dobra zabawa. W radosny sposób zmobilizuje je do działania. Karolinka uważała, że zdrowe jedzenie jest niesmaczne za to poszukiwanie skarbów jest ekscytujące, to może zaproponować jest posiłek poszukiwaczy skarbów, który rozjaśnia umysł i daje energię do działania. Dzięki przytoczonym przykładom widzicie, że w tej książce nie ma moralizatorstwa, a sprytne tłumaczenie. Korbiel obala mit, że zdrowe nawyki są nudne.

Cieszy mnie taki dobór tematu dla kolejnego tomu „Dobrych bajek...”. My opiekunowie nie zawsze mam zasoby, aby o te zdrowe nawyki walczyć i łatwo się irytujemy, albo wprowadzamy sztywne zasady, co może jeszcze zniechęcić dziecko. Korbiel w swoich bajkach daje przestrzeń, w której bohaterowie mogą popełniać błędy, ale są umiejętnie kierowani na dobre ścieżki. Tym razem ścieżki zdrowego stylu życia.

[Egzemplarz recenzencki]

"Projekt 1002" Wojciech Kulawski

"Projekt 1002" Wojciech Kulawski

Czy pamiętacie fenomenalny kryminał Wojciecha Kulawskiego „Rzeźbiarz kości”? Jeżeli jeszcze kogoś nie namówiłam to właśnie będę próbować – po raz kolejny – zachęcić do sięgnięcia po książki tego autorka. A cykl „Cienie w mroku”, którego składowymi są wspomniany „Rzeźbiarz kości” oraz „Projekt 1002” - którego będzie dotyczyć ta recenzja – jawi się jako rozbudowany, dobrze zaplanowany i mroczny.

Okazuje się, że wydarzenia z „Rzeźbiarza kości” to zaledwie wierzchołek góry. W „Projekcie 1002” cofniemy się do czasów powojennych. Teoretycznie zbrodnie II wojny światowej powinny zostać rozliczone. Jednak niektórzy skutecznie uchylali się przed sprawiedliwością, a nawet stali się inspiracją. W „Projekcie 1002” prześledzimy dalsze lody ekscentrycznego nauczyciela matematyki, który zakodował swoją historie na ścianach domu, który zamieszkiwał, i jego ucznia. Zobaczymy co dzieje się, kiedy ma się nieograniczone możliwości, kiedy można dać upust wszystkim swoim pomysłom mając za nic prawo i moralność. Będziemy świadkami narodzin bestii.

Tajne laboratorium, eksperymenty medyczne, ludzie traktowani jak króliki doświadczalne. Śledztwo odsłania makabryczną przeszłość, która z jakiegoś powodu ma wpływ na teraźniejszość. Dafner i Wetliński myślą, że dołączenie do nowej tajnej jednostki da im szansę na domknięcie sprawy Rzeźbiarza, ale także na rozwój zawodowy. Jednak trafiają w sam środek piekła. Wokół nich zaczynają znikać ludzie, a panowie staną przed szeregiem trudnych wyborów. Czy warto było drążyć przeszłości?

Kulawski oddał w ręce czytelników mocny kryminał z historią w tle. Warto czytać ten cykl po kolei – czyli zacząć od „Rzeźbiarza kości” - bo dzięki temu dostrzeżemy, ile warstw ma ta historia. A im dalej do niej zaglądamy tym jest bardziej przerażająca. Autor zachwyca nie tylko pomysłem, ale też jego realizacją. Wspaniale zadbał o detale zarówno tło – i współczesne, i historyczne – jak i kreację postaci. Każda z nich jest wyrazista, ale przede wszystkim potrzebna. Brak kogokolwiek zubożałby fabułę. Czytelnik świetnie to wyczuwa i (mam nadzieję) docenia.

Jak nie docenić tak dopracowanej powieści? A właściwie cyklu, bo „Cienie w mroku” to coś więcej niż kryminały z jakimiś ta bohaterami. To złożony projekt. W kolejnych częściach wchodzimy coraz dalej. Z biegiem fabuły łapiemy kolejne nitki, które prowadzą nas w mroczą przeszłość. Jej eksploracja będzie wymagała nie lada odwagi. Czy wam jej nie brakuje?

[Egzemplarz recenzencki]

"Lukrecja, Malwina i tajemnica magicznych poziomek" Aleksandra Brzozowska

"Lukrecja, Malwina i tajemnica magicznych poziomek" Aleksandra Brzozowska

„Czarodziejskie poziomki – wystarczy zjeść kilka sztuk, aby odkryć swoje talenty i umiejętności. Rosną w suchych iglastych lasach sosnowych na terenach polodowcowych, na glebach słabszych klas, głównie czwartej i piątej.”1 Taką informację znalazła Lukrecja wciśniętą w starą książkę. Jaki sekret skrywa pożółkła kartka? Lukrecja jest zaintrygowana. Szuka wskazówek w Tczewie – mieście, w którym mieszka – jak i podczas pobytu w chatce na Kaszubach. Czy jest znajdzie? Jak działają magiczne poziomki? Ten sekret odkryją czytelnicy książki autorstwa Aleksandry Brzozowskiej pt. „Lukrecja, Malwina i tajemnica magicznych poziomek”.

Powieść zaczyna się obiecująco. Głowna bohaterka znajduje wśród starych rzeczy intrygującą informację. Chyba umarłaby z ciekawości, gdyby nie poszła tym tropem, Tak rozpoczyna coś na kształty śledztwa, które prowadzi ją ją przez historię Tczewa. Być może momentami autorka wpada w nieco encyklopedyczne tony, jednak dokłada wszelkich starań, aby w atrakcyjnej formie przedstawić to miasto. A dziewczynki – bo Lukrecja angażuje do pomocy swoją siostrę – wykazują się pomysłowości, żeby wejść tak, gdzie ich zdaniem, czeka na nie rozwiązanie zagadki.

W pewnym momencie Aleksandra Barzowska zastosowała dziwny zabieg. Historia, ciąg przyczynowo-skutkowy nagle się urywa i przenosi się z Tczewa na Kaszuby. Przyznam, że czułam się, jakbym zaczęła czytać kolejne opowiadanie, ale poprzednie nie zostało jeszcze domknięte. Nie rozumiem takiego rozwiązania. Zdecydowanie brakuje mi w tym miejscu płynności potrzebnej tego typu książkom.

Na Kaszubach natomiast jest cudowanie. Kto by nie chciał spędzić urlopu w chatce w lesie? Spokojnie, sielsko i trochę dziko. Dziewczynki zauważają coś co je intryguje, zakodowaną wiadomość. I to jest najlepszy fragment całej opowieści. Ależ byłam podekscytowana, kiedy odczytywały, co kryje się za dziwnymi znakami. Takie odkodowywanie to ekscytująca zabawa i czytelnikom to się udziela.

Natomiast mam mieszane uczucia do finału. Bardzo enigmatyczny, jak na standardy książki dla dzieci. Trudno mi powiedzieć czy usatysfakcjonuje młodego czytelnika. Czy da odpowiedzi na jego wszystkie pytania? A klika ich się rodzi.

„Lukrecja. Malwina i tajemnica magicznych poziomek” to spokojna powieść o ciekawskich dziewczynkach. Aleksandra Brzozowska tajemniczo-magicznym anturażu pokazuje nam kawałek Tczewa. Autorka niebanalnie podchodzi do literatury dla dzieci odrzucając szaleństwo, a stawiając na spokój i metodyczne działanie. Czy modzi czytelnicy to kupią? Jestem bardzo ciekawa.

1 Aleksandra Brzozowska, „Lukrecja, Malwina i tajemnica magicznych poziomek”, wyd. Aleksandra Brzozowska, Tczew 2024, s. 12.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger