"List do świętego Mikołaja" Emma Yarlett

"List do świętego Mikołaja" Emma Yarlett

Zwyczaj pisania listów pomału odchodzi do lamusa, ale jest pewien wyjątek. Wiele osób praktykuje wysłanie listów do świętego Mikołaja. Robi to też dziewczynka o imieniu Ala. Wszak musi poinformować go, co pragnie dostać pod choinkę. Niestety list wpada do kominka, a ogień wypala dziurę na najważniejszej infrmacji. Co robić? Mikołaj postanawia poradzić się swoich znajomych, czego może pragnąć mała dziewczynka. Listy zaczynają krążyć po Biegunie Północnym.

Książka pt.: „List do świętego Mikołaja” chce zaskoczyć czytelnika swoją interaktywnością. Czeka w niej 5 przesyłek do otwarcia. Pierwsza to list od Ali, a następne to odpowiedzi na prośbę o pomoc wysłaną przez Mikołaja. Dzieciaki dość szybko podłapały zabawę, jaką proponuje ta publikacja. Z niecierpliwością śledziły fabułę, a kiedy pojawiała się przesyłka zerkały na siebie porozumiewawczo: „Podglądamy, co przyszło?”. Wyczekiwały kolejnego listu, jakby to do nich miała przyjść paczka w wymarzonym prezentem.


Muszę docenić Emmę Yarlett i jej pomysł na książkę. Znamy publikacje z okienkami, jednak to to znaleźliśmy w „Liście do świętego Mikołaja” to coś innego. To wyjątkowo przemyślana kompozycja, w której otwieranie przesyłek jest integralną częścią bajki, a poza tym czyni tę bajkę wyjątkowo ekscytującą.

[Egzemplarz recenzencki]

"Hilda i Rożek. Przebudzenie Pana Śniegu" Luke Pearson

"Hilda i Rożek. Przebudzenie Pana Śniegu" Luke Pearson

Czy nam się to podoba, czy nie zima w końcu przyjdzie. I właśnie do przeżycia zimowej przygody z Hildą i Rożkiem was zapraszam. Wiele osób życzy sobie, żeby spadło dużo śniegu. Bo pięknie, bo jasno, bo „białe szaleństwo”. Jednak śnieg to też żywioł, a bohaterowie komiku „Przebudzenie Pana Śniegu” przekonają się, że jest on niebezpieczny.

Hilda ma nową koleżankę o imieniu Burku. Od razu zaintrygowała ona moje dzieci, bo jest włochatą olbrzymką. Nie zostało doprecyzowane – przynajmniej w tym zeszycie – czy Burku to troll, a może inne stworzenie. Natomiast ważne jest to, że robi ona wrażenie swoimi gabarytami. Czy mała dziewczynka i olbrzymka mogą razem się bawić. Hilda i Burku świetnie się dogadują, ale faktycznie niektóre zabawy trzeba zmodyfikować, aby się udały. Jelonko-pies Różek budzi Pana Śniegu, bo wydaje mu się, że zabawy na śniegu najlepiej im wychodzą. Bardzo chce sprawić, żeby ostatni wspólnie spędzony z Burku dzień był wyjątkowy. I będzie. Tylko chyba Różek nie tak to sobie wyobrażał.

„Przebudzenie Pana Śniegu” to zimowa przygoda z wyraźnym wątkiem przyjaźni, pomimo ogromnych różnic. Hilda i Burku dogadują się wspaniale. Nie dziwię się Różkowi, że przy pierwszym konflikcie bardzo chce je pogodzić. Wydaje mu się, że postępuje w słusznym celu. Natomiast budzi żywioł.

A jak prezentuje się komiks autorstwa Luke'a Pearsona? Mnie skojarzył się z „Kajko i Kokosz”. Miękka kreska, okrągłe postacie – z wyjątkiem Pana Śniegu, ale o nim jeszcze wspomnę. Są to takie ilustracje, które wywołują bardzo miłe odczucia, co pięknie współgra z wątkiem przyjaźni i dobrej zabawy. Luke Person wprowadza też nutkę grozy w postaci Pana Śniegu, w którego przypadku wybrał lodowe, kanciaste kompozycje, jednak jest to taka ekscytująca groza. Dwójka moich dzieci przedyskutowała, które wyobrażenie tej postaci jest najstraszniejsze i czy on w ogóle jest groźny, czy może tylko udaje. Zresztą Pan Śniegu też ma różne oblicza. A czasami z niego mały słodziak.

Córka spróbowała czytać ten komiks samodzielnie. Po początkowych perturbacjach, które wynikły z bardzo podobnego zapisu liter „t” i „ł”, poradziła sobie bardzo dobrze. Litery są duże, wyraźne, a kwestie nie są długie. A właśnie tego boi się moja M. Zderzenia ze ścianą tekstu, dlatego komiksy są dla niej dobrym wyborem do szlifowania umiejętności czytania.

Jaka jest wasza ulubiona zabawa na śniegu? Sanki, lepienie bałwana, czy może bitwa na śnieżki? Polecam wam sprawdzić, jakie aktywności wybrali Hilda, Rożek i Burku. I przekonać się – nad czym zastanawiały się moje dzieci – czy Pan Śniegu jest groźny.

Komiks do kupienia na stronie wydawnictwa Kultura Gniewu

[Egzemplarz recenzencki]

"Cesarzowa Piotra" Kristina Sabaliauskaitè

"Cesarzowa Piotra" Kristina Sabaliauskaitè

Spotkał mnie niebywały zaszczyt. Dzięki powieści „Cesarzowa Piotra” napisanej przez Kristinę Sabaliauskaite mogłam zagościć w sypialni samej carycy Katarzyny I. Władczynię zastałam w bardzo ciężkim stanie. Trawiona chorobą weneryczna i astmą sprawiała wrażenie, że to ostanie momenty jej życia. Jednak miała jeszcze siłę, aby wspominać, aby opowiadać. A ja tę opowieść wysłuchałam pełna żalu nad jej losem i podziwu dla jej siły.

„Cesarzowa Piotra” to historia osoby, która ciągle musiała walczyć o przetrwanie. Los obszedł się z nią brutalnie, a ona... Trudno mi napisać, że wykorzystywała okoliczności, bo właściwie „łapała resztki tlenu” i cieszyła się, że żyje. „Ale co to za życie” mówił klasyk. Jeżeli liczycie na piękną dworską opowieść o miłości cara i zwykłej dziewczyny i się srogo pomylicie. Nie takie numery z Kristiną Sabaliauskaite. To bezlitosny obraz epoki. A litewska autorka potrafi pisać wyjątkowo dosadnie. Ze stron tej książki czuć pot, krew, strach, ból. I czuć władzę jednego człowieka nad drugim. Katarzyna jest właściwie przekazywana z rąk do rąk i ma niewiele do powiedzenia, jednak potrafi wykorzystać swoje atuty i niezwykły wpływ na cara. To z jednej strony ofiara, ale też wyrafinowany gracz. Czy jej celem był tron? Nie, jej celem było przetrwanie.

Treść tej powieści to niezwykłe doświadczenie. Sabaliauskaite potrafi pisać sensualnie, wielowymiarowo, dzięki czemu książek jej autorstwa się nie czyta, a przeżywa. Natomiast forma „Cesarzowej...” jest nieco monotonna. Monolog „ubrany” w dość długie akapity. Co prawda misternie zbudowanych zdań złożony, których tak wiele było w tetralogii „Silva rerum”, aż tylu tu nie znajdziemy. Język jest tu znacznie prostszy, a momentami nawet wulgarny. Jednak „Cesarzowa...” jest tak skała przez, którą trzeba się przebić. Katarzynie trzeba dać czas, żeby opowiedziała swoją historie po swojemu. Trzeba jej pozwolić zakochać się ponownie, przepracować lęki, a czasami zapłakać.

Czy uroda Katarzyny była błogosławieństwem czy przekleństwem? Warto sięgnąć do powieści autorstwa Kristiny Sabaliauskaite i prześledzić losy tej postaci z jakże ciekawej perspektywy. Uważny czytelnik tej recenzji przyłapie minie, że wcześniej napisała, że forma jest momentami monotonna. Owszem, nie jestem fanką monologów. Jednak przyznać też muszę, że próba spojrzenia na carycę jej własnymi oczami dodaje tej powieści brutalnego naturalizmu. Pokazanie tej bohaterki w okolicznościach, w których nic nie zyskuje i nie traci sprawia, że odbieramy ją jako bezwzględnie szczerą. A ja nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem warsztatu Sabaliauskaite. Jej podejście, jej pomysły na literaturę historyczną już po raz kolejny trafiły do mego serca.

[Egzemplarz recenzencki]

"Atak rekina" Pascal Prévot

"Atak rekina" Pascal Prévot

Mały Shelock z przyjaciółmi odwiedza dziadka, który jest oceanografem. Okazuje się, że w jego otoczeniu dzieją się dziwne rzeczy. Ginie sprzęt, a do tego w okolicach plaży ciągle kręci się żółty rekin. Ekipa Małego Sherlocka, nie bacząc na niebezpieczeństwo, postanawia zbadać tę sprawę. Czy nikomu nic się nie stanie? Przekonacie się czytając książkę „Atak rekina”.

W tym tomie na Małego Sherlocka i jego przyjaciół czeka przygoda w plażowej scenerii. Jednak muszą mieć się na baczności, bo pływający blisko brzegu rekin budzi niepokój. Właściwie trudno było mi złapać, co jest istotą sprawy w tej książce. Czy chodzi o wspomnianego rekina, czy zgubione akcesoria? Powiedzmy, że trochę o to, i o to.

Natomiast muszę przyznać, że ten żółty rekin jest wyjątkowo atrakcyjny. Mój synek długo nie namyślał się nad opinią o tej części. Od razu stwierdził, że bajka o rekinie musi być świetna, bo rekiny mają ostre zęby i w ogóle są czadowe. Można się z tego śmiać, ale to są takie drobiazgi, które zachęcają dziecko do sięgnięcia po książkę. Tak jak u mnie. Dla małego chłopca zafascynowanego groźnymi zwierzętami, rekin na okładce będzie obietnicą ekstremalnej przygody.

A dodać muszę, że w książkach z serii „Mały Sherlock” czytelnik jest częścią przygody. Pascal Prevot, autor książki, przygotował szereg zadań, które musimy rozwiązać razem z bohaterami. Są to zagadki logiczne w formie przerywników fabuły. Także czytelnik ma okazję wcielić się w rolę detektywa.

Książki z przygodami Małego Sherlocka są bardzo lubiane przez moje dzieci. Jest to seria kryminałów dla młodszych czytelników, angażująca ich w śledztwo przy pomocy zagadek do rozwiązania. Wydawca opatrzył te książki hasłem: „Czytam i prowadzę śledztwo” i ono świetnie do nich pasuje.

[Egzemplarz recenzencki]

"Panzer III" Thomas Anderson

"Panzer III" Thomas Anderson

„Już wcześniej, w końcowym okresie I wojny światowej, czołgi okazały się efektywnym typem broni (…). W armii niemieckiej szybko zdano sobie sprawę z tego, że oto pojawił się wreszcie oręż zdolny do przełamania impasu pozycyjnych zmagań okopowych.”1 Broń pancerna stała się poniekąd wizytówką konfliktów z pierwszej połowy XX wieku. A w niektórych regionach – gdzie niemieckie naleciałości są silne – słowo „Panzer” jest używane jako synonim „czołgu”. Jeden z tomów z serii „Sekrety historii” jest w całości poświęcony Panzerkampfwagen III, jednemu z najbardziej dynamicznie rozwijanemu modelowi (jak wyczytałam w opracowaniu), a opowiada o nim Thomas Anderson, ekspert od broni pancernej.

Ta publikacja jest niczym album. Ilość zdjęć jest zachwycająca. Powinnam dodać, że dla mnie, bo nie wiem, jak wy to postrzegacie. Dla mnie jest to ogromy walor, szczególnie kiedy dużo rzeczy jest nowych. Bo takie książki świetnie wprowadzają w temat. Wiadomo, że musi ona zawierać szczegóły techniczne, jednak podzielenie tekstu na krótsze fragmenty i dodanie zdjęć sprawia, że czytelnik nie musi mierzyć się z lawiną informacji. Może on spokojnie brnąć przez tekst. Ma czas na analizę tego, co przeczytał.

Chyba trochę niefortunnie użyłam słowa „brnąć”, bo Thomas Anderson umie całkiem nieźle opowiadać. Wiadomo, że to nie jest reportaż, który pozwala na pewna swobodę, a nawet barwne historie. To bardzo konkretna publikacja, której bohaterką jest maszyna. Autor chce opowiedzieć o niej, jej ewolucji, zastosowaniach i jaką rolę odegrała na polu bitwy.

Nie wiem, czy opinia nowicjuszki jest wartościowa, ale zawsze od czegoś trzeba zacząć, a wielkim plusem tej książki jest, iż ona nie zniechęca. Ona dużo daje i nie męczy pomimo trudnego, technicznego tematu. Jest źródłem wiedzy o tych legendarnych już maszynach i każdy może z tego źródła czerpać. Więc jeżeli kiedykolwiek pojawi się u was cień zainteresowania bronią pancerną, wygląda na to, że do książek autorstwa Thomasa Andersona warto zajrzeć.

1 Thomas Anderson, „Panzer III”, tłum. Grzegorz Siwek, wyd. RM, Warszawa 2025, s. 8.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

"Wyprawa na koniec tęczy" Mila Berg

"Wyprawa na koniec tęczy" Mila Berg

W Lesie Życzeń panuje susza. Na horyzoncie widać burzowe chmury, ale nie zbliżają się do Lasu. Zresztą wyglądają bardzo złowrogo. Podobnie jak tęcza, zawsze obecna na skraju Lasu. Z każdym dniem jest coraz ciemniejsza. Mieszkańcy czuja, że tam znajduje się źródło problemu, jednak boją się zapuścić na drugą stronę tak niespokojniej tęczy. Jednorożka Finya i jej przyjaciele zbierają w sobie resztki odwagi i wyruszają na drugą stronę tęczy. Czy uda im się znaleźć przyczynę suszy i sprowadzić deszcz do Lasu Życzeń? Mila Berg opisała wszystko w tomie „Mała Jednorożna z Lasu Życzeń. Wyprawa na koniec tęczy”.

Finya nie jest typem heroski. To taka bohaterka, której często coś nie wychodzi, a czasami duże, zdolne jednorożce się z niej śmieją. Jednak Finya nadrabia odwagą i chęcią do działania, a także niesienia pomocy. A w tym tomie to właśnie pomoc była najbardziej potrzeba. Przepracowanie, nadmiar obowiązków dał o sobie znać i nie wszystkie sprawy zostały dopilnowane.

Do tego Mila Berg sprytnie przemyciła ekotreści. Mieszkańcy Lasu Życzeń dostają nauczkę, że z przyrody nie można tylko brać, a jak już się bierze to trzeba robić to z umiarem, bo można naruszyć ekosystem, a odzyskanie równowagi jest pracochłonne.

W książkach o Finyi Mila Berg konsekwentnie pokazuje, że nie trzeba mieć supermocy, aby zostać bohaterem. A właściwie najlepszą supermocą jest twoja chęć do działania. Widać to bardzo wyraźnie również w „Wyprawie na koniec tęczy”, ale na tym się nie kończy morał tej ksiażki. Las Życzeń był na skaju katastrofy ekologicznej, jednak jego mieszkańcy dostali nauczkę i się opamiętali. Przekonali się, że należy dbać o swój kawałek świata.

[Egzemplarz recenzencki]

"Ciepełko" Piotr Kulpa

"Ciepełko" Piotr Kulpa

Tytułowe „Ciepełko” z powieści dla dzieci Piotra Kulpy to schronisko dla zwierząt. Mieszkają tu porzucone ptaki, psy, kotka, żółw i fretka o imieniu Fryndzel. Każdy z nich jest po przejściach, ale w Ciepełku znaleźli swoje miejsce. Małżeństwo, które prowadzi przytulisko stara się dać zwierzętom miłość, której nie zaznały u poprzednich właścicieli. To ludzie z misją i z entuzjazmem tę misję realizują. Jednak w takiej gromadzie nie uniknie się konfliktów. Do wzburzonego Fryndzla dochodzą słuchy o nowoczesnym schronisku Lepsze Jutro. Może tam będzie mu lepiej? Fretka, zrazem z okaleczonym psem Tytanem, ucieka ku lepszej przyszłości. Jednak, czy nie mówi się, że lesze jest wrogiem dobrego?

Mamy tu książkę, w której świat ludzi i zwierząt się przenika. Ludzi bardzo zaangażowanych w opiekę nad zwierzętami w potrzebie i istotki, które zostały skrzywdzone, które ciągną za sobą pewne historie. Losy podopiecznych przytuliska są wzruszające. Kulpa genialnie podkreślił, że zwierzę to nie zabawka, że trzeba się przygotować na jego przyjęcie. Nie tylko zachwycać się jego urodą, ale wziąć na siebie ciężar opieki i mieć świadomość niegodności z jakimi wiąże się posiadanie pupila.

Wróćmy do akcji „Ciepełka”. Trafiamy do grupy, która tworzy fantastyczną wspólnotę. Niektórzy z jej członków bywają rozgoryczeni – trudno im się dziwić – ale czują, że są w miejscu, gdzie są bezpieczni. Dlaczego więcr Fryndzel ucieka? Kulpa zręcznie tworzy sytuacje, która jest zapalnikiem do ucieczki. Zresztą trzeba tu autowi przyznać, że zna się na pisaniu powieści przygodowej. Ja tu gadu, gadu o odpowiedzialności, przyjaźni i akceptacji, ale nie można zapomnieć, że „Ciepełko” to też przygody. Czasami zabawne, czasami niebezpieczne. A na pewno zwierzęta z Ciepełka zachwycą was odwagą.

Schronisko może nie jest oczywistym tłem dla powieści dla dzieci, jednak Piotr Kulpa pokazał, że tak – teoretycznie – smutne miejsce można rozświetlić. Bo to nie rzeczy tworzą wspólnotę, a żywe istoty. To jej kolejni członkowie nadają jej charakter i budują wzajemne więzi. „Ciepłeko” wzrusza, zachwyca i porywa w wir przygody. Książka raczej dla nieco starszych dzieci (9+), bo jest dość obszerna, a w moim wydaniu (wyd. Tandem, 2025) nie ma ilustracji. Wierzę, że to będzie wspaniała lektura.

[Egzemplarz recenzencki]

"Czerwona woda" Jurica Pavičić

"Czerwona woda" Jurica Pavičić

„Ostatnia jesień komunizmu. Wrzesień 1989 roku. Niedziela, dwudziestego czwartego.”1 Wtedy zniknęła Silva, córka, siostra, dziewczyna. Wyszła na festyn i już nie nie wróciła. Trzeba ją odnaleźć, ale los i zbieg okoliczności przyłożyły się do zatarcia śladów. Czy tak miało być, że zaginięcie tej dziewczyny rozdzieli i połączy ludzi, zmieni ich i ulepi na nowo? Jugosławia się rozpadła, a Silvy dalej nie odżelaziono. Jednak jej bliscy pamiętają. „Jesienią minie dwanaście lat od zaginięcia Silvy. (…) Ale przez cały ten czas Mate nie przestał szukać.”2

Czy „Czerwona woda” autorstwa Juricy Pavičića to kryminał. Nie, nie. Nie dajcie się zwieść temu niepojącemu wątkowi przewodniemu. Tu głównym bohaterem jest życie. Życie, które płynie dalej pomimo że Silvy już nie ma. Zresztą to za prosto powiedziane. Ona zaginęła, nie daje znaków życia, ale jest cały czas obecna w w domu rodzinnym i swoim mieście. Wydarzenie z września 1989 roku zostawiło wyraźni ślad. I tu znowu moja prośba, abyście nie dali się zwieść, bo to nie jest historia o ludziach spętanych rozpaczą. Pavič uchwycił strach bliskich dziewczyny, ich determinacje w poszukiwaniach, ale też to, że oni zostali i muszą zająć się też sobą i swoimi sprawami. Zrobił to bez melodramatyzmu, o jaki łatwo w takich opowieściach. Zrobił to subtelnie, realistycznie, doskonale.

Pavič również doskonale rozumie czym jest tło powieści. Na czas akcji książki przypadają burzliwe przemiany ustrojowe. Państwo upada, rodzą się nowe, a region ogarnia wojna. Można było zarzucić czytelnika faktami, ale po co? Lepiej znaleźć miejsca dla swoich bohaterów i dalej nadpisywać ich losy. Akcja „Czerwonej wody” rozpisana jest na lata 1989 – 2017. I naprawdę widać ewolucję postaci związanych Silvą i jej zaginięciem. To, że życie płynie dalej pomimo, a także to jak los różnie to życie prowadzi.

Jestem oczarowane tą powieścią. Pavič nie dał się wpuścić w żadna pułapkę, jaka czekała na niego podczas pisania tej historii. Doskonałe wyczucie proporcji i doskonałą intuicja. Jak on genialnie dobiera skrawki losów różnych postaci, aby opowiedzieć tę historie możliwie najciekawiej i najbardziej kompletnie. Aby wywołać, jak najlepszy efekt. Nie chce sztucznie grać na emocjach czytelnika. Idąc za powiedzeniem, że życie pisze najlepsze opowieści stawia na życie. Na postacie, które muszą żyć pomimo barku kogoś ważnego. Bo życie wypuści ich dopiero, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas.

1 Jurica Pavičić, „Czerwona woda”, przeł. Leszek Małczak, wyd. Noir sur blanc, Warszawa 2025, s. 118.

2 Tamże, s. 99.

[Egzemplarz recenzencki]

"Echo dwa" Tomasz Samojlik

"Echo dwa" Tomasz Samojlik

Park zamienia się w miejsce bezprawia. Gangi kotów, srok i szczurów śmiało sobie poczynają. PALIZADEK (Parkowa Liga Zacnych Mordek) – samozwańcza liga parkowych obrońców – próbuje chronić zwykłych mieszańców, ale – szczerze mówiąc -słabo im to wychodzi. Wszyscy tęsknią za nietoperzem Echo, kiedy on pilnował parku złoczyńcy nawet nie śmieli wejść na jego ścieżki.

„Echo dwa” czyli kontynuacja historii rozpoczętej w komiksie „Echo jeden”. Kompletnie nie wiem do czego zmierza ta opowieść, ale w czytając drugi zeszyt bawiłam się wybornie. Tomasz Samojlik stawia na szaloną przygodę. I to jest istotna informacja, bo w pierwszej części zarysowało się kilka wątków, a tę opowieść można było poprowadzić nawet melodramatycznie. Ale nie Samojlik. Autor czaruje energią i humorem. Może momentami trochę brutalnym (scena kiedy Grepsia zamyka Niko w słoiku i czeka aż zamieni się w szkielecik jest dość mocna, nieprawdaż?), ale ma to swój urok i perfekcyjnie pasuje do charakteru komiksu.

W recenzji komiksu „Echo jeden” nazwałam go prologiem do tej historii, bo autor przybliża w nim kim są główne postacie i opowiada o zniknięciu Echa, superbohatera parku. W drugim zeszycie nie daje nam za dużo poszlak, co mogło się z nim stać, chociaż każdy ze złoli ma coś do powiedzenia na temat starcia z bohaterskim nietoperzem. W „Echo dwa” prym wiodą gangi, biały nietoperz Niko i PALIZADEK. Właściwie to niekończące się odbijanie Niko z rąk kolejnych porywaczy. Poszła fama, że Niko coś wie do dobrej wyżerce i wszyscy chcą mieć go w swoich rękach... (łapach?, skrzydłach?, pazurkach?).

Lubimy być zaskakiwani, a takiego obrotu spraw, jakie zaproponował Tomasz Samojlik się nie spodziewaliśmy. To już pierwszy plus. Kolejne muszę przyznać, za dynamikę. Moje dzieci wręcz uwielbiają takie szalone i niepoprawne przygody. Ten komiks zdecydowanie wpisuje się w ich gust. Na koniec jeszcze muszę wspomnieć o walorach edukacyjnych, bo zabawa zabawą, ale autor przemyca w treści co nieco o nietoperzach. Podsumowując, fajne to.

Komiks do kupienia na stronie wydawnictwa Kultura Gniewu

[Egzemplarz recenzencki]

"Bajkowa Kraina Szczęścia" Nikola Kamińska

"Bajkowa Kraina Szczęścia" Nikola Kamińska

Wstępu do Bajkowej Krainy Szczęścia – z bajki Nikoli Kamińskiej o takim właśnie tytule – nie ma każdy. To miejsce zarezerwowane dla dzieci, bo właśnie one potrafią uruchomić wyobraźnię, która pozwala się tam dostać. Natomiast są sytuacje, kiedy dzieci nie potrafią się bawić zatracając dziecięcą beztroskę. Tak dzieje się z Maćkiem. Chcąc zaimponować starszym braciom udaje poważniejszego. Psoci się innym dzieciom, niszczy zabawki myśląc, że w ten sposób zyska ich uwagę. Na pomoc mu wyrusza Izabela. Dziewczynka ma pomysł, jak przywrócić mu dzieciństwo i pokazać, czym jest przyjaźń.

Ależ świetny temat poruszyła Nikola Kamińska w bajce pt. „Bajkowa Kraina Szczęścia”. Trochę zahacza o – jakże lubiany przeze mnie- wątek „warto pozostać sobą”, jednak tu jest on przedstawiony w kontekście dzieciństwa. Maciek chciał, aby starsi bracia zwrócili na niego uwagę, dlatego nie chciał już uchodzić za dziecinnego. Aczkolwiek jego pomysłów na pokazanie się jako dorosły trudno nazwać dojrzałymi. Napędza je brawura, ale też frustracja, iż musi coś udowadniać. Izabela otwiera oczy starszym chłopcom uświadamiając im, że niechcący robią bratu krzywdę, że on potrzebuje ich atencji i akceptacji. Wyciąga też rękę do Maćka pokazując mu czym jest przyjaźń i co oferuje mu Bajkowa Kraina Szczęścia.

Jest to ładnie napisana bajka, aczkolwiek nieco zachowawczo. Kamińska pisze ogólnikami – przykładowo, że chłopiec jest niegrzeczny, psuje zabawki itp. - zamiast przywołać konkretną scenę, jak to robi, co jest wyzwalaczem i jakie emocje towarzyszą takiemu wybuchowi. Dzieci rewelacyjnie potrafią powiązać sytuacje z bajki z tymi w życiu codziennym. I chyba taki konkretny przykład jest dla nich bardziej czytelny niż po prostu słowa. Taka scena mogłaby też wywołać jakiś punkt zwrotny w tej historii, bo właściwie do końca nie wiemy, co sprawiło, że chłopcy zmienili swoją postawę wobec brata. Rozmowa z Izabelą. Ale co im powiedziała? Dlaczego te słowa otworzyły im oczy? Ponad to, taki wyraźny punkt kulminacyjny sprawia, że książka jest bardziej ekscytująca. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Można było również uatrakcyjnić nieco wydanie, bo na pierwszy rzut oka wygląda, jak broszura. Fenomen książek o Kici Koci pokazał, że dzieci wcale nie potrzebują wypasionych wydań, gdzie na każdej stronie coś na nie wyskakuje. Ba pokazał, że ilustracje wcale nie muszą być ładne. Natomiast takie wydanie musi mieć charakter. I tego niestety nie udało się pokazać. Czcionka, jak w książce dla dorosłych i całkiem estetyczne, ale – w moim odczuciu – statyczne grafiki sprawiły, że moje dzieci kompletnie nie doceniły warstwy wizualnej. Nie było pytań, wskazywania paluszkiem, komentarzy a to jest u nich nietypowe.

Muszę wam jeszcze zdradzić, że „Bajkowa Kraina Szczęścia” to bajka napisana z miłości. Bajka od mamy dla córki. W sumie nie wiem, ile lat ma obecnie dziecko autorki, jednak domyślam się, co Nikola Kamińska mogła mieć na myśli pisząc tę opowieść. Patrzę na moją córkę, jak wyrasta z wróżek, jednorożców itp., jak zamienia zabawę lalkami na pogawędki z koleżankami i słuchanie muzyki. Ale obserwuję też, jak spędza czas z młodszym bratem i jak ten przypomina jej, że zabawa jest przyjemna. I cieszę się, że mają siebie nawzajem, a także że ciągle potrafią być dziećmi.

[Egzemplarz recenzencki]

"Życie Violette" Valerie Perrin

"Życie Violette" Valerie Perrin

Cmentarz to takie specyficzne miejsce, gdzie stykają się życie i śmierć. Pomaga on przywołać wspomnienia o tych, którzy odeszli. Na straży tego miejsca stoi dozorczyni o imieniu Violette, narratorka w powieści autorstwa Valerie Perrin pt.: „Życie Violette”. Na tym cmentarnym, acz nie mrocznym tle, jej historia przeplata się ze wspomnieniami o tych, którzy odeszli i opowieściami tych, którzy pozostali.

Violette to dziwna postać. Żyje, a przy tym jest jakaś taka nierzeczywista. Jest to postać, która wiele przeszła, właściwie od dnia narodzin miała pod górkę, ale życie jej nie złamało. Jednak ciśnie mi się na usta pytanie: „Czy na pewno?”. Violette, która jest narratorką, a Violette, o której mówi to dwie różne osoby. Powiecie, że to oczywiste, bo dzielą je lata i doświadczenia. Owszem. Jednak ja nie czułam, że główna bohaterka opowiada o sobie. Jakby zbudowała wokół siebie, odgradzający ją od przeszłości, mur z codziennych rytuałów.

Przyznam, że zmęczyła mnie ta książka. Bardzo drażnił mnie wspomniany w poprzednim akapicie dystans Violette do swojej przeszłości. Przeszkadzał mi w poczuciu emocji tamtych wydarzeń. Do tego dochodzi specyficzny styl, w jakim ta powieści została napisana. Przyznam, że początkowo Perrin oczarowała mnie poetyckością i delikatnością, po jakie sięgnęła w snuciu tej opowieści. Jednak to wszystko dosyć szybko mnie znużyło. Nawet zwroty akcji, których w tej powieści nie brakuje, i całkiem angażujące historie poboczne utonęły w morzu przemyśleń głównej bohaterki. Początkowo chciałam napisać gadulstwie, ale Violetta próbuje być chicha i niewidoczna. To jej nachalne myśli zdominowały sytuacje opisane w książce.

Nie poczułam magii „Życia Violette”. Nie chcę tej powieści jakoś szczególnie krytykować, bo autorka dołożyła wszelkich starań, żeby to była ładnie napisana książka, żeby czytelnik miał się czym delektować. Jednak mnie ona zwyczajnie nuży. Mam wrażenie, że udzielił mi się dystans narratorki do swojego życia i odgrodził mnie od emocji, jakie „Życie Violette” mogło zaoferować.

"Kurzol. Zagadka odporności" Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska

"Kurzol. Zagadka odporności" Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska

Mamy jesień. Kolorowe liście spadają z drzew, zbieramy kasztany i układamy kompozycje z dekoracyjnych dyń, a za zakrętem czają się na nas katar, kaszel. Jesień bywa piękna, ale to też sezon na wszelkiej maści infekcje. Co dzieje się w naszym organizmie podczas choroby? Jak ten próbuje się bronić. Antek z Kurzolem po raz kolejny łapią za klepkę i przenoszą się do organizmu. Ponieważ chłopak nie czuje się najlepiej, są świadkiem epickiej bitwy pomiędzy komórkami, a wirusami. A to wszystko w książce „Kurzol. Zagadka odporności” autorstwa Bogusia Janiszewskiego i Nikoli Kucharskiej.

W serii o Kurzolu, autorzy w oryginalny sposób prezentują, jak działa ludzki organizm. Oryginalny, bo książka ta jest połączeniem powieści dla dzieci i komisu. Świetna formuła która pozwala i na graficzne pokazanie np. procesu, i na opis, a także na dobrą zabawę, bo wszelkie komórki mają twarze, imiona itp. Można to trochę porównać do popularnonaukowego serialu „Było sobie życie”, jednak duet Janiszewski i Kucharska podchodzą do tematu z dużo większym „jajem”. Jest tu sporo szaleństwa, co moim dzieciom bardzo się podoba.

Ten tom Kurzola mówi o odporności. Myślę, że udało się uchwycić, jak skomplikowany jest to proces i zaprezentować strategie obronne organizmu. I to jest chyba najważniejsze, co powinniśmy wyciągnąć z takiej książki. Świadomość, co się dzieje z nami podczas choroby i po co organizm prowokuje pewne stany np. katar.

Co mi się nie podoba to kurzolskie przekręcanie słów i powiedzonek. To jest zabawne chyba tylko dla dorosłego czytelnika. Moja córka w większości przypadków nawet nie zauważyła, że coś jest nie tak. Serio. Podpuszczałam ją, że Kurzol chyba się pomylił np. mówi do Antka „To jak, umowa leży?”1, a chyba mówi się inaczej, a młoda patrzyła się na mnie kompletnie nie wiedząc, o co mi chodzi.

Jak masz dzieci to odporność zawsze jest tematem na czasie. Dlaczego więc nie porozmawiać o niej z nimi. Wyjaśnić, że gorączka nie jest uciążliwą przypadłością, a sposobem obrony organizmu. Wiedza pozwala bardziej świadomie i spokojniej przetrwać chorobę. A książki tę wiedzę oferują Korzystajcie.

1 Boguś Janiszewski, Nikola Kucharska, „Kurzol. Zagadka odporności”, wyd. Agora, Warszawa 2025, s. 24.

[Egzemplarz recenzencki]

"Szept z północy" Miriam Georg

"Szept z północy" Miriam Georg

Szept z północy” to drugi tom cyklu „Saga północna” autorstwa Miriam Georg. Kontynuacja opowieści o dzielnej Alice, która - pomimo iż żyje w świcie, w którym kobieta jest niczym – postanowiła zawalczyć o swój los i wyrwać się z przemocowego związku. Iskierka nadziei pojawia się w osobie Johna Reevena, adwokata, który podjął się reprezentować ją przed sądem. Jednak i anioły stróże mają swoje problemy.

Georg prowadzi tę historie niespiesznie, acz burzliwie. Przez niespiesznie rozumiem, że daje sobie czas, aby wyjaśnić wszelkie niewiadome, szczególnie te z życia Alice. Daje sobie też czas na zarysowanie wszystkich postaci, jak i tła historycznego i okoliczności wydarzeń. A burzliwie? Akcja dzieje się na początku XX wieku. Tu cały czas mężczyzna jest panem i władcą, a kobieta może bardzo łatwo stracić swoją reputację.

Alice przeszła bardzo dużo teraz walczy nie tylko dla siebie, ale też dla swoje córeczki. Widać jej desperację. Z jednej strony wie, że musi się dostosować do reguł społecznych, z drugiej szuka wyrwy, aby chociaż odrobinę poprawić ich los. Te wyrwy są drobniutkie, ale właśnie takie osoby, które miały odwagę je drążyć sprawiły, iż temat praw kobiet posunął się do przodu.

Cieszę się, że Georg w końcu pokazała, jak wyglądał ówczesny proces rozwodowy, bo bardzo na to czekałam. Jak przyznaje sama autorka, nie ma wiele materiałów źródłowych, ale z tego co udało jej się odkryć, taki proces to bardziej przedstawienie niż rzetelne postępowanie. Było niczym w powieściach Grishama. Adwokaci zręcznie dobierali słowa, aby zapędzić świadków w „kozi róg” i wywrzeć odpowiednie wrażenie na sądzie.

Historia Alice jest oczywiście fikcyjna, ale przez nią Georg przypomina, że prawa kobiet są bardzo młode. Zazwyczaj „płacę” za czytanie takich powieści nieprzespaną nocą i tak też było w tym przypadku. Boli mnie niesprawiedliwość i brak poszanowania dla drugiego człowieka. Jak musi być zdesperowana bohaterka książki, że walczy z całym porządkiem świata? Takie postacie jeszcze bardzie uświadamiają nam piekło, jakie kobiety wtedy przeżywały.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger