"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

„Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?”, taki tytuł nosi jeden z tomów przygód detektywa Misia Zbysia. A my jak widzimy książki o dinozaurach to bierzemy w ciemno. No może tym razem nie było tak w ciemno, bo Junior już trochę znał ten cykl komiksów. Tym razem Zbyś i Mruk znaleźli malutkiego dinozaura. Dlaczego maluch włóczy się bez rodziców? Należy to zbadać. Śledztwo prowadzi ich na Wyspę Dinozaurów, a w międzyczasie okazuje się, że podejrzani podejrzanie przypominają parę detektywów. To znacznie utrudni Zbysiowi i Mrukowi pracę.

Mały dinozaur, który dostał imię Ząbek, jest gwiazdą tego tomu. No może trochę mu w tym pomogłam, bo w czasie czytania zmieniałam głos na dziecięcy, co rozbawiło Juniora szczególnie, kiedy Ząbek okazał się dość bojowym stworzeniem. Do czego zmierzam? Zaskoczyło mnie, jak ten komiks dobrze czyta się dziecku, jak łatwo wczuć się w jego postacie. Czas z nim to świetna zabawa, a przecież w Detektywie Misiu Zbysiu na tropie” humoru nie brakuje. Jest to komiks opracowany na luzie i z pewną dozą szaleństwa. Tu każdy mówi, co myśli i nie ma głupich komentarzy, co najwyżej zabawne. Aczkolwiek znajdziemy w nim też dużo ciepła i troski. To jak Mruk opiekuje się Ząbkiem, jaką relacje oni nawiązują jest po prostu urocze.

Muszę też wspomnieć, że bohaterowie tej publikacji próbują zaangażować nas, czytelników w prowadzone śledztwo. Co jakiś czas zwracają się do nas z pytaniem, np. czy domyślamy się co z tego wynika, i „puszczają oko”. Są też strony z wyraźnymi zadaniami dla nas np. kiedy w tłumie dinozaurów trzeba znaleźć rodziców Ząbka. Te wyzwania nie przyćmiewają historii, ale są genialnie wplecione w jej tok. Ja bardzo lubię takie rozwiązania, bo widzę, jak dzieci ożywają w trakcie czytania, jak świecą im się oczy, że też mogą być częścią czytanej historii.

„Detektyw Miś Zbyś na tropie” bardzo szybko wskoczył do topki naszych ulubionych komiksów. Dzieci lubią się śmiać, a tu na pierwszy rzut oka już widać, że zabawa będzie przednia. No spójrzcie tylko na okładkę i tę ekipę w paszczy dinozaura. Po co oni team weszli? Czego oni tam szukają? I czy on ich nie zje? „Co tu się dzieje?” - zwykł mawiać mój syn śmiejąc się zadziornie. Polecam wam przeczytać, aby dowiedzieć się, o czym jest ta szalona, kryminalna historia.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zosia Gwiezdnoskrzydła" Tajemnica leśnej wróżki Annette Moser

"Zosia Gwiezdnoskrzydła" Tajemnica leśnej wróżki Annette Moser

Małe leśne wróżki czekają, na swój wielki dzień. W końcu dowiedzą się, jaka magia w nich drzemie. Wszyscy są podekscytowani, tylko Zosia się niepokoi. Nie czuje, jaki talent mogłaby mieć. A jeśli Kamień Prawdy nie znajdzie w niej ani odrobinki mocy? Mieszkańcy Baśniolasu maja jeszcze jedno zmartwienie. Wróżkowe Drzewo więdnie, a opiekujące się nim skrzaty nie mają pomysłu, jak mu pomóc. Wróżki bardzo się martwią, bo bez pyłku z drzewa nie będą mogły czarować, a ten jest na wyczerpaniu.

Zosia Gwiezdnoskrzydłą to bohaterka, która nie jest pewna siebie. Nie widzi swoich talentów. Wydaje się jej, że jest przeciętna. I trochę wstydzi się tej przeciętności. Woli zostać z tyłu, aby nikt się z niej nie śmiał. W bajce „Tajemnica leśnej wróżki” Anette Moser pokazuje, że nikt nie jest nijaki. Tu każdy wyróżnia się czymś innym. Każdy rodzaj magii jest wyjątkowy i potrzebny. A Zosia z – jak się okazało – nietypową mocą, to „agentka do zadań specjalnych”.

Piękne ilustracje i piękne przesłanie – tym wyróżnia się cykl o „Zosi Gwiezdnoskrzydłej”. Skromna postać, która dokonuje wielkich rzeczy. A dokonuje ich będąc sobą, używając swoich wrodzonych talentów. Bo każdy jest w czymś dobry. Być może ten talent nie zawsze jest od razu oczywisty, ale to nic. Bo będąc sobą, prędzej czy później odkryjemy naszą supermoc.


[Egzemplarz recenzencki]

"Dwuświat. Księga IV Odnowa" W. & W. Gregory

"Dwuświat. Księga IV Odnowa" W. & W. Gregory

Nadchodzi Odnowa. Czy to oznacza lepszy czas dla Wszechziemi? Inco i Floris zaczęły się przenikać. Niechętnie, ale pewne decyzje już zapadły i zmiany są nieuniknione. Która władczyni okaże się silniejsza. Ambitna Absolutta, a może wierząca w swoją boskość Ae? Czy któryś z dwóch tak różnych porządków okaże się lepszy?

„Odnowa” jest finałowym tomem cyklu „Dwuświat”, który Wojciech Wolnicki wydał pod pseudonimem W. & W. Gregory. Cyklu, który darzę ogromną sympatią, ale zgadzam się z autorem, że to już czas. Czuć było, że to bohaterowie przejmują kontrolę, nad historią i bardzo chcą rozwijać swoje własne wątki. Należało to „uciąć”, co Wolnicki zrobił. Zatrzymał się „o krok” od wejścia w telenowelę fantasy.

Myślę, że „Odnowa” to dobra okazja do podsumowani a tego cyklu. Dwuświat, czyli dwie krainy leżące obok siebie. Floris i Inco są jak jing i jang, jak ogień i woda. Długo funkcjonowały obok, ale w końcu granica pękła i jedno zaczęło wpływać na drugie. Można mieć nadzieję, że inne podejście pomoże rozwiązać problemy danej społeczności, że znajdą „złoty środek”. Jednak są czynniki, które ciągle to blokują. Wymienię chociażby rolę głów państw, ale też innych „przy korycie”, albo uwarunkowania kulturowe. Oczywiste rozwiązania wcale nie są tak łatwe do wprowadzenia.

Finał cyklu jest zaskakujący, aczkolwiek nie jest czymś nowym w konwencji fantastyki. Dość pesymistycznie rozwijał podobny wątek Jacek Piekara w jednym ze swoich starszych opowiadań, które miałam okazje czytać w zbiorze „Witajcie w moim piekle”, ale – jestem pewna, że - przeglądając antologie science-fiction i fantasy na pewno znaleźlibyśmy inne wariacje na ten temat. Wolnicki daje i odbiera nadzieję, w zależności od tego, jak zinterpretujemy finał. Czy człowiek niszczy, czy tworzy? Jak ty to widzisz?

Długo odwlekałam przeczytanie tej książki. Miałam przekonanie, że jak to zrobię na zawsze pożegnam się z Inco i Floris. I wiece co? Pożgania też są dobre. „Odnowa” jest udanym zakończeniem historii Dwuświata, Cyklu, który w pierwszym tomie oczarował mnie kontrastami, a potem wracałam do poznanych bohaterów i patrzyłam, jak zmieniają się w toku przygody. Ta tetralogia jest zdecydowanie warta poznania.

[Prezent]

"Szwendarri 2" Patrycja Południkiewicz-Kędzior

"Szwendarri 2" Patrycja Południkiewicz-Kędzior

„Szwendarri 2”, czyli kolejny tom opowiadań o samochodzie, który jeździ swoimi drogami, Patrycja Południkiewicz-Kędzior zaczęła ciekawie – a nawet niepokojąco – bo Szwendarri się psuje i dowozi swoich właścicieli na miejsce. Ci są zdenerwowani tym faktem i szukają sposobu, żeby przywrócić samochodowi radość podróżowania. Czy to się uda? Czy Szwendarri jeszcze kiedyś zawiezie ich w nieznane?

Ponieważ, w sumie, w książce opowiadań jest 5 wiemy, że jej bohaterowie, jakieś przygody przeżyją. Nie zdradzę natomiast, czy będą one planowane, a może spontaniczne. Przekonajcie się sami, czy Szwendarri wyzdrowieje. Uchylę jednak rąbka tajemnicy i szepnę, że w tej części Majka z rodziną zobaczy turniej rycerski i wezmą udział w Święcie Ziemniaka. Obudzi się w niej duch przedsiębiorcy, bo będzie chciała zarobić na coś ważnego. Natomiast mama pozna swoje magiczne moce. Szukając placka z wiśniami tata spełni swoje marzenie poznając wspaniałych i utalentowanych ludzi. A także uratują pewnego kota. Pojawi się też wyjątkowa chatka, która również ma zacięcie do podróżowania.

Akcja opowiadań dzieje się w wakacje, a w ostatnim dzieciaki wracają do szkoły. Wakacje to jest taki fajny czas, kiedy mamy mnóstwo możliwości. Długi dzień, pogoda pozwalają – a nawet zachęcają – aby gdzieś wspólnie wyskoczyć, aby skorzystać z różnych atrakcji, jakie oferuje otoczenie. Wakacje zacieśniają więzi i to właśnie uchwyciła Południkiewicz-Kędzior. Szwendarri zachęca też do zerwania z perfekcjonizmem. Stawia na spontaniczność i czystą radość chwili.

Widać, że drugi tom przygód niesfornego samochodu został dużo lepiej zaplanowany. Szczególnie w konstrukcji, gdzie jedno opowiadanie przechodzi w drugie. Wyraźnie został określony też czas akcji, czyli okres wakacyjny. I ja bardzo lubię, kiedy autor/ka ma taki plan. Taką książkę czyta się dużo lepiej. Z jednej strony jest to zbiór opowiadań i nic nie stoi na przeszkodzie, aby dziecko wracało do swoich ulubiony, ale z drugiej to całość. To opowieść o wyjątkowych wakacjach. Na końcu każdego tekstu autorka umieściła ciekawostki z nim związane, np. kiedy bohaterowie odwiedzili Festiwal Ziemniaka, Południkowiecz-Kędzior wypunktowała, trochę informacji o tym warzywie. Jest tez cześć nazwa „Przygodownik”, w którym zachęca ona do poznania nowych rzeczy, podsuwa fajne aktywności. Może urządzicie domowy wieczór flamenco, sesje jogi, albo koncert na perkusji. Swoja drogą, kochana autorka, ta perkusja z garnków raczej nie ucieszy rodziców. Następnym razem proszę nie pokazywać dzieciom tak głośnych zabaw.

Ależ pozytywny jest cykl przygód Szwendarriego i jego właścicieli. Południkwiecz-Kędzior udowadnia w nim, że aby cieszyć się życiem wystarczy mieć siebie. Przygoda czeka na rogiem. Wystarczy zrobić krok, aby w niej uczestniczyć i być bogatszym o niesamowite wspomnienia.

[Egzemplarz recenzencki]

„Detektyw Miś Zbyś na tropie. Wielki bałagan” Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

„Detektyw Miś Zbyś na tropie. Wielki bałagan” Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

Miasto paraliżuje atak śnieżycy. Ale zaraz. Dlaczego pada tylko nad lotniskiem? O zbadanie tej sprawy zostaje poproszony detektyw Miś Zbyś i jego kompan borsuk Mruk. Burmistrz podejrzewa, że to jego kontrkandydat na stanowisko głowy miasta, chce mu dopiec. Czy w toku śledztwa uda się udowodnić mu nieczyste zagrania? Będziecie mogli prześledzić to w komiksie „Detektyw Miś Zbyś na tropie. Wielki bałagan”, który stworzyli Piotr Nowacki, Maciej Jasiński i Tomasz Kaczkowski.

Wydawnictwo Kultura Gniewu nie pierwszy raz obdarowuje dzieci wesołym, kolorowym i nieco szalonym komiksem. Tym razem mieliśmy okazję przeczytać coś detektywistycznego. Zbyś jest wybitnym detektywem, więc to do niego burmistrz miasta zwraca się o pomoc. Jak na detektywa przystało ten metodycznie przystępuje do pracy i dochodzi do bardzo ciekawych wniosków. Finał jest zaskakujący, ale też mówi o bardzo ważnym problemie naszych czasów. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy nie jest on przysłowiowym kubłem zimnej wody dla rodziców.

Ale nie wchodźmy w moralizatorskie tony, bo „Detektyw Miś Zbyś” robi pozytywne wrażenie głównie dzięki intensywnym kolom, jak i niebanalnym komentarzom Mruka. Fantastyczne są też fragmenty, gdzie bohaterowie zwracają się do dzieci, aby te pomogły im rozwiązać jakiś problem. Moje dzieci uwielbiają taką formę zaproszenia do zabawy. Z ogromnym entuzjazm przystępują do powierzonego im zadania. Czują dumę, że pomogli bohaterom bajki.

Kto ma ochotę na komiks detektywistyczny? Czy ja widzę „las rąk”? Cudownie, bo cykl z Misiem Zbysiem jest świetny. Na razie pokazałam wam zeszyt „Wielki bałagan”, ale mieliśmy okazje przeczytać ich więcej. Junior nie mógł się oderwać. Pokochał tych bohaterów, a w trakcie czytania głośno się śmiał, ale też zaangażował się w śledztwo i próbował wyciągać własne wnioski. Spędziliśmy z Misiem Zbysiem bardzo miły wieczór.

[Egzemplarz recenzencki]

"Kotek Splotek" Rob Scotton

"Kotek Splotek" Rob Scotton

Bohater książki Roba Scottona „Kotek Splotek” nie chce iść do szkoły. Rano odwleka moment wyjścia, ale mamie sprytnie udaje się rozwiać jego obawy. W klasie zostaje miło przyjęty przez nowych kolegów. I wszystko układa się całkiem dobrze, aż do przerwy na drugie śniadanie. W śniadaniówce Splotka schował się jego przyjaciel Zygmunt, który jest myszką, a koty i myszy... Sami wiecie.

„Kotek Splotek” to książka, która bawi przede wszystkim ilustracjami. Znaczy fabuła też jest fajna. Można uznać, że to jedna z tych bajek, która ma za zadnie pokazać, że szkoła wcale nie jest taka straszna, bo bohater zostaje w niej miło przyjęty i pomimo początkowych obaw, wraca zadowolony po pierwszym dniu w szkole.

Ale wróćmy do ilustracji, bo to one skradły serca moich dzieci. Te wszystkie puchate i szczerzące się do nas ze stron książki koty. Może to nie są małe dzieła sztuki, jak chociażby ilustracje Beatrix Potter, o której opowiadaniach wam niedawno pisałam, ale... Sztuka sztuką, a kto nigdy nie cytował dialogów z filmu „Chłopaki nie płaczą”, niech „pierwszy rzuci kamień”. Fakty są takie, że takie ilustracje to czysta radość. Dziecko patrzy się na zgraję kotów i śmieje się w głos. Przynajmniej u mnie to tak wyglądało. Szczerze mówiąc obawiałam się, czy któreś się nie posika z tego śmiechu.

„Oni to wiedzą, Kocie” - aż mi się ciśnie na usta. To akurat fraza z serialu „13 posterunek”. Ale co widzą? Że w szkole można poznać przyjaciół oraz że czytanie książek to dobra zabawa. Takie publikacje, jak „Kotek Splotek” są idealne na poprawę humoru. Nieco szalone, ale to szaleństwo przykuwa uwagę. Prowokuje do skomentowania bajki, do pierwszych literackich dyskusji.

"Książę Elamu. Zmierzch" Anna K. Bandurska

"Książę Elamu. Zmierzch" Anna K. Bandurska

Wojna Persji i Rzymu, a na jej tle człowiek. Jego problemy, emocje. Wielka polityka, intrygi i konflikty, w których to jednostki są pionkami, w której interes własny, własne przekonania nie zawsze idą w parze z interesem państwa. Co okaże się ważniejsze? Kiedy w czasie jednej z potyczek zostaje porwana żona księcia Elamu, ten bez wahania rusza ją odszukać, chociaż sam ledwo uchodzi z życiem. Czy tej dwójce uda się znowu połączyć? Kto okaże się wrogiem, a kto przyjacielem?

Powieść „Zmierzch” otwiera nowy cykl powieści historycznych autorstwa Anny K. Bandurskiej. Akcja przenosi nas do starożytności, gdzie będziemy musieli odnaleźć się wśród krwawych potyczek persko-rzymskich. Jak już wspomniałam mamy do czynienia z powieścią historyczną, jednak patrząc na styl Bandurskiej i na bohaterów, jakich stworzyła, skręca ona w kierunku literatury kobiecej.

Autorka pisze prosto acz plastycznie, co mnie się bardzo podoba, Dobrym przykładem będą sceny batalistyczne, w których się nie „utyka”, jak to często bywa, a dynamiczne, nie za długie, a przy tym oddające „makabrę” pola bitwy. Skoro ja przebrnęłam przez nie bezboleśnie, to coś znaczy.

Widać również, że autorka przemyślała kreacje postaci. Chciała uzyskać efekt, że wśród wrogów również można znaleźć pomoc i to jej się udało. Dała nadzieję, że nawet w trakcie konfliktu można znaleźć osoby, w których tli się człowieczeństwo.

Jedną z bohaterek chciałabym „wywołać do tablicy”. Leilah, porwana księżniczka, to taka postać którą czytelniczki mogą polubić. Piękna, delikatna, ale silna i waleczna. Bandurska stworzyła postać, która łączy w sobie damę i wojowniczkę. I przyznam, że na początku strasznie zirytowała mnie tym, jak pchała się na pole bitwy w imię miłości, w imię towarzyszenia ukochanemu, jednak nie zaprzeczę, że takie postacie wzbudzają sympatię pewną hardością, tym jak się buntują, jak potrafią zadbać o siebie, ale też bliźniego.

„Zmierzch” to bardzo obiecujący początek cyklu „Książę Elamu”. Już wybór tła dla tej historii jest ekscytujący. A ona sama? Ma wszelkie znamiona, aby wciągać: intrygi, dzielnych bohaterów itd. Detale – takie jak styl autorki, konstrukcja dialogów oraz żeńskich postaci – sprawiają, że książka ma raczej kobiecy charakter. Jednak nie brak tu też szczęku mieczy, taktyki i polityki.

[Egzemplarz recenzencki]

"Franek czeka na święta" Kasia Keller

"Franek czeka na święta" Kasia Keller

Ostatni tydzień listopada. W pracy względne luzy, więc wyciągamy świąteczne dekoracje i pomału zaczynam dekorować biuro. Rozmawiamy o tym, jak spędza się święta w naszych domach. Gdzieś między jedną anegdotą, a drugą jedna z koleżanek stwierdza, że najfajniejszy jest ten przedświąteczny czas, kiedy wszystko się planuje i cieszy się ze wspólnego organizowania świąt. Właśnie o oczekiwaniu jest bajka dla dzieci autorstwa Kasi Keller pt. „Franek czeka na święta”.

Rodzice przygotowali dla Franka i jego siostry kalendarz adwentowy. Myślę, że znacie ten zwyczaj. 24 cztery okienka do otwarcia, a każde z nich przybliża nas do wigilii Bożego Narodzenia. Można w nim znaleźć przeróżne rzeczy. Akurat mama i tata Franka postawili na świąteczne zadania. Każdego dnia rodzina robi wspólnie coś ze przedświątecznych prac. A to upieką pierniczki, napiszą list do Mikołaja, narysują świąteczne kartki, zrobią łańcuch na choinkę itp.

Forma kalendarza adwentowego, jaką proponuje Kasia Keller przy pomocy rodziców Franka, jest cudowna. Angażuje dzieci w świąteczne przygotowania. Do tego integruje, zbliża rodzinę. Maluchy nie zostają odsunięte w ferworze przegotowań. One w nich uczestniczą u boku opiekunów. Czują, że biorą udział w czymś pięknym i wyjątkowym.

Polecam wam przeczytać bajkę „Franek czeka na święta” właśnie w przedświątecznym okresie. Nich dziecko czuje, jak gromadzi się magia świąt Bożego Narodzenia. Co prawda nie otwieramy z bohaterami 24 okienek, ale te, które otworzymy dadzą nam zalążek tego czym można się cieszyć w grudniu i umilą czas oczekiwania.

[Egzemplarz recenzencki]

"Angielski. Zdanie po zdaniu. Dla dzieci" Marta Hałabis

"Angielski. Zdanie po zdaniu. Dla dzieci" Marta Hałabis

Opowiadając wam o publikacji „Z angielskim przez świat. Krzyżówki ze słowniczkiem obrazkowym” mówiłam, ze język to słowa. Ale z tych słów trzeba też zbudować wypowiedzi i dziś właśnie wypowiedziami się zajmiemy. Chcę wam pokazać książkę „Angielski. Zdanie po zdaniu. Dla dzieci” autorstwa Marty Hałabis. Dzięki niej mamy poznać mechanizmy języka i tworzenia zdań.

We wstępne autorka mówi o tym, że książka powstała z myślą o dzieciach z klas 1-3, w celu nauki nowych sformułowań oraz klasy 4, jako powtórzenie materiału. Twierdzi ona, że nie ma sensu szczegółowo tłumaczyć im gramatycznych zawiłości, stawia raczej na pokazanie schematów i mechanizmów języka. Hałabis oparła tę publikację na dwójce bohaterów i ich rozmowach. To z czym pracujemy to dialog. Słuchamy, czytamy, powtarzamy i myślimy nad tym, jak ten język jest skonstruowany.

Metoda jaką proponuje autorka wymaga zaangażowania rodzica/nauczyciela, ale przyznam, ze podoba mi się na tyle, iż jestem gotowa się poświęcić. Na własnej skórze przekonałam się o tym, że wkuta gramatyka nie zawsze pomaga w komunikacji. Jest przydatna, owszem, ale w rozmowie potrzeba też nieco spontaniczności, naturalności, której można nabrać dzięki słuchaniu dialogów i powtarzaniu fraz. Podczas wizyty w Anglii usłyszałam wprost, że mówię ładnie, gramatycznie, ale za bardzo analizuję wypowiedź. Hałabis chce nauczyć młodych ludzi właśnie tej spontaniczności. Do głowy maja wejść im całe wyrażenie, które będą potrafili zastosować w odpowiednim kontekście.

Dodatkiem do książki jest kurs audio, który można sobie pobrać lub odsłuchiwać ze strony wydawnictwa. Narzędzie bardzo pomocne, bo słuchanie może być jednym z etapów pacy z danym dialogiem. I – nie ukrywajmy – każdy z nas ma inne umiejętności i kogoś może przerażać odczytywanie obcojęzycznych dialogów dziecku. Wydawca pomyślał o wszystkim. Daje nam materiał i narzędzia i wskazówki, jak z nich korzystać, aby poznać angielski zdanie po zdaniu.

Z kodem ASIACZYTA otrzymacie 30% rabatu na nieprzecenione książki i e-booki w księgarni językowej Preston Publishing. Kod ważny do końca 2025 roku.

[Egzemplarz recenzencki]

"Wirus! Roll & Write"

"Wirus! Roll & Write"

Wirusy znowu atakują! Aaaa! I nie piszę o tym, dlatego że mam okres jesienno-zimowy, ale ponieważ ukazała się nowa wariacja gry „Wirus” od wydawnictwa Muduko „Wirus. Roll & write”. Od razu muszę zastrzec, że jest to coś innego niż pierwowzór i nie jest dodatek do niego. Tym razem będziemy rzucać kośćmi, zbierać punkty i bonusy, a to wszystko, aby wynaleźć szczepionkę na szalejące wirusy.

Co zjedziemy w zestawie? Notes i ołówki do zapisywania naszych osiągnięć, kolorowe kości i karty na których będziemy te kości rozkładać, aby zdobywać punkty i bonusy. Jak już wspominałam, celem gry jest wynalezienie szczepionki, a dokonujemy tego, kiedy zamalujemy wszystkie pola w obszarze danego badania. Trochę, jak w bingo, gdzie trzeba ustrzelić konkretne liczby, jednak tu robimy to przez ułożenie kombinacji na kartach lub wygranie możliwości zamazania pola.

Grając w „Wirus. Roll & Write”. Ćwiczymy umiejętności matematyczne. Trzeba dodawać i odejmować wartości na kościach, aby uzyskać pożądany wynik, a używając kart laboratorium poznamy i utrwalimy znaki +, <, >. Cenią takie gry, bo ćwiczą mechanizm, który jest tak pożądany przy wykonywaniu prostych obliczeń. Przyda się też trochę planowania, strategii a także szczęścia w rzucaniu kośćmi.

Przyznam, że długo nie mogłam rozgryźć zasad tej gry. Kilkukrotnie czytałam instrukcję, ale zasady ruchów i liczenia punktów pomógł mi zrozumieć dopiero filmik od wydawnictwa, który pozwolę sobie tutaj podlinkować. Nie jest to może specjalnie skomplikowana gra, ale jest kilka rzeczy do ogarnięcia, detali do zapamiętania, więc nie liczcie na to, że w 3 minuty wytłumaczycie jej zasady dzieciom, które przyjdą się pobawić do waszej pociechy. Chociażby sam notatnik. Piękny kolorowy, ale w tym szale barw można zgubić się, który element jest po co.

Podsumowując. Nowa wersja „Wirusa”, owszem, jest fajna, ale wymaga pewnej wprawy. Nie powiedziałabym, że zasady się intuicyjne. Myślę, że nowy gracz będzie potrzebował próbnej rundy, aby załapać, o co chodzi. Wydawca określił wiek graczy od 8 lat, jednak moja ośmioletnia córka trochę zraziła się złożonymi zasadami i tym, że musi kontrolować kilka elementów, że z każdego z nich wynika coś innego. Generalnie jestem na tak, ale z zastrzeżeniem, że to propozycja dla cierpliwych dzieci, szukających nieco bardziej zaawansowanej zabawy.

Z Kodem WIRUSRR 20% rabatu na zakup gry "Wirus. Roll & Write" w sklepie Muduko.

[Współpraca]

"Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Polarna wyprawa" Agnieszka Mielech

"Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Polarna wyprawa" Agnieszka Mielech

Ferie w mieście czy w górach? Przed takim dylematem stają bohaterowie książki Agnieszki Mielech „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Polarna wyprawa”. Właściwe to żaden dylemat, bo kto nie chciałby jechać na zimowisko w góry. Tylko, że nie ma już miejsc. Najpierw trzeba przekonać trenera, aby zgodził się zabrać na wyprawę jeszcze cztery osoby, potem dobrze się do niej przygotować, a potem... witaj przygodo!

Jeszcze jedna zimowa odsłona przygód Emi i jej przyjaciół. Pomysłów na wolne dni bohaterowie maja mnóstwo, ale jedno wiedzą na pewno. Chcą ten czas spędzić razem, a zimowisko w górach wydaje się takie ekscytujące. I będzie. Zdradzę tylko, że w tej części psy rasy husky skradną serca członków Tajnego Klubu Superdziewczyn.

„A jeśli chodzi o nudę, to chcę zaznaczyć, że nasza paczka robi wszystko, aby jej unikać.”1 możemy przeczytać w dzienniku Emi. I faktycznie potrafią oni oszukać nawet Panią Zimę, która często mrozem zagania nas w cztery ściany. W tomie pt. „Polarna wyprawa” bohaterowie przeżyją prawdziwą przygodę. Zapewne długo jej nie zapomną. A ty czytelniku, co wybierzesz. Zimę w mieście czy w górach?

1 A. Mielech, „Polana wyprawa”, wyd. Wilga, Warszawa 2025, s. 9.

[Egzemplarz recenzencki]

"Czyhający w progu" H.P. Lovecraft, August Derleth

"Czyhający w progu" H.P. Lovecraft, August Derleth

Stara rezydencja w Nowej Anglii. Wraca do niej dziedzic. Czy przewróci jej świetność? Ambrose Dewart szybko przekonuje się, jak złą sławą okryty jest dom i las, który należał do jego przodków. Tajemnicze krzyki, zniknięcia, groza. Kiedy zaczyna wypytywać ludzie niejasno, ze strachem wspominają Billingtona, dawnego właściciela tego terenu. Ambrose czytając stare zapiski jest coraz bardziej zafascynowany posiadłością, ale też przekonuje się, że dziwnie na niego działa.

August Derleth po raz kolejny siega po notatki H.P. Lovecrafta, aby odtworzyć jego pomysły. „Czyhający w progu” wygląda na wprowadzenie do świata, mitologii Ctulhu. „Sprawa, którą zajął się, takim przejęciem przerodziła się ze żmudnego ślęczenia nad starymi księgami w dość fascynując śledztwo (…)”1. W powiści poznajemy nie tylko sekret domu i lasu Billingtona, ale też istot, które czekają na granicy światów. Czy powinniśmy je zapraszać?

„(…) w grę wchodziło coś jeszcze, coś nierozerwalnie związanego z atmosferą tego regionu, coś niewiarygodnie starego i złego, przywodzącego na myśl dawne bluźnierstwa i nieopisane koszmary.”2 A my z każdym krokiem zanurzamy się w te koszmary. „Czyhający w progu” to spokojny horror. Atmosfera tej książki oplata nas stopniowo. Najpierw autor intryguje nas wspomnianym śledztwem, aby wciągnąć nas w mrok lasu Billingtona. Jesteśmy jak Ambrose, który jest coraz bardziej zafascynowany historią i praktykami swojego przodka. Ale drążenie tego tematu wiąże się z obcowaniem z mrocznymi, przerażającymi siłami.

Ależ dobrze czytało mi się tę powieść. Doceniam jej klimat, bo to właśnie ten element jest dla mnie najważniejszy w literaturze grozy. Ona ma osaczać i mocno trzymać. I to właśnie robi „Czyhający w progu”. Nie wypuszcza. Kiedy już postawimy stopę na terenie posiadłości Billingtona, przepadniemy. Zasadowice się, czy jesteście na to gotowi.

1 H.P. Lovecraft, A. Derleth, „Czyhający w progu”, tłum. Robert P. Lipski, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2025, s. 44.

2 Tamże, s. 51.

[Egzemplarz recenzencki]

"Piotruś Królik. Wszystkie opowiastki Beatrix Potter"

"Piotruś Królik. Wszystkie opowiastki Beatrix Potter"

Czy wasze dzieci lubią opowieści o zwierzątkach? Jeśli tak czy wolą, kiedy te mają cechy ludzkie, a może preferują oglądać je takimi, jakie są w naturze? Beatrix Potter zasłynęła właśnie bajkami o zwierzątkach, które sama pisała i ilustrowała. Ubrała je w porteczki i kubraczki, dodała charakterek (często inspirując się osobami, które znała) i opisała ich przygody. Tak powstała seria opowiastek, którymi obdarowywała znajomych, ale też które udało się wydać. I tak tak Piotruś Królik, Orzeszka, Imbir i Kefir, a także inne postaci weszły do kanonu literatury dziecięcej.

Beatrix Potter musiała być dobrą obserwatorką, co przejawia się w jej dopracowanych do perfekcji rysunkach, jak i kreacjach postaci. Z jednej strony żyją w norkach i wcinają sałatę, z drugiej bohaterowie Potter to cały wachlarz charakterów i ludzkich postaw. I z jednej strony czuć, że czasy się zmieniły, że jest inne tempo życia i podejście do różnych spraw, jednak w postawach postaci można znaleźć pewną uniwersalność, a i pewnie dostrzec swoich bliskich.

Czy wydanie prac Potter w jednym zbiorze to byłą dobra decyzja? Niewątpliwie jest to imponująca księga, ale jednak księga. Przyznam, że ciężko trzyma się ją obejmując dziecko, które lubi się przytulić słuchając bajki. Odczułam też to, że kolejne teksty kierowane są do dzieci w różnym wieku. Znajdzie się tu coś i dla młodszego i starszego przedszkolaka, a nawet dla dziecka uczęszczającego już do szkoły, ale też krótkie powiastki, które pierwotnie były wydane w formie kart dla najmłodszych – i coś czuje, że w takiej formie lepiej by się sprawdziły niż w opasłym zbiorze. Trzeba trochę szukać, testować zainteresowanie dziecka, aby znaleźć bajkę i bohatera, które jemu przypadną do gustu.

Kiedy dostałam w swoje ręce książkę „Piotruś Królik. Wszystkie opowiastki Beatrix Potter” [wyd. Znak Emotikon, 2025], pomyślałam sobie, że mam w rękach dzieło sztuki. Oglądając cudownie dopracowane ilustracje tej autorki naszła mnie pewna nostalgia, ale też smutek, że coraz bardziej jesteśmy karmieni produktami AI. A tu takie cudeńka, w których widać ogrom pracy oraz niesamowity talent. Wiem, że jest grono osób, które wychowało się na „Opowiastkach Beatrix Potter”, czy dzięki nowemu wydaniu urośnie kolejne pokolenie miłośników Królika Piotrusia, Benia Baniaka i innych zwierzątek?

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger