"Brassel" Tomasz Kocowski
Książka „Brassel” Tomasza Kocowskiego to powieść typu historia alternatywna wzbogacona o elementy fantastyczne – żyjących pod ziemią Zwergów. Akcja dzieje się w połowie XIX wieku i nawiązuje do wydarzeń tzw. Wiosny Ludów. Możemy znaleźć tu wszystkie jej przejawy. Mieszkańcy Brassel, czyli po naszemu Wrocławia – chcą wyrwać się spod pruskiego panowania. Ludzie są niezadowoleni i dążą do otwarcia Oderthoru i wznowienia kontaktów z podziemnym ludem, które zapewniały rozwój handlu. Pojawiają się też dysputy o przynależności narodowej. Niemiec, Polak, Ślązak – bohaterowie zadają sobie pytanie, kim właściwie są.
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy w mieście wybucha bunt. Jego przywódcy, Bernard i Bolko, z determinacją walczą o realizację postawionych celów. Główny to ponowne nawiązanie kontaktów handlowych ze Zwergami. Z dwójki głównych bohaterów to Bolko zajmuje w powieści więcej miejsca, chociaż Bernard wydaje się tym ważniejszym. Ten pierwszy jest chętny do działa, do tego jego ojciec od lat mieszka wraz z żyjącymi pod ziemią krasnoludami, więc ma osobiste pobudki, aby odwiedzić ich korytarze. Pojawia się też wątek miłosny, wszak to młody chłopak i krew mu w żyłach buzuje. Bernard natomiast to dojrzały mężczyzna i realny przywódca. Jest opanowany i ma – nazwijmy to – polityczne umiejętności i charyzmę, aby poruszyć tłum.
Od początku miałam ogromne trudności, żeby poczuć klimat tej powieści. Czułam się, jakbym czytała którąś z kolejnych części cyklu. Zostałam wrzucona w wir wydarzeń i nie potrafiłam zrozumieć z czego one wynikają – chociażby dlaczego stosunki ze Zwergami zostały zerwane. Pierwszy rozdział jest napisany fatalnie. Skaczemy po mieście i obserwujemy bunt raz z perspektywy wojska, a raz protestujących. Połapać się w tym kto jest kim jest bardzo ciężko. Nie wiemy na czym się skupić i co będzie istotne w toku wydarzeń.
W kolejnych rozdziałach Tomasz Kocowski uspokaja się i zaczyna relacjonować historię dłuższymi fragmentami. Krystalizują się główne postacie i wątki. Akcja jest wartka. Jeżeli ktoś da się ponieść jej nurtowi może świetnie się bawić. Ja niestety ledwie pomoczyłam stopy na brzegu tej rzeki. Z dwóch powodów.
Po pierwsze, to co mi się najbardziej podobało, tego było najmniej. Bardzo ciekawiło mnie jak autor opisze podwrocławskie krasnoludy. Kiedy bohaterowie wkroczyli w podziemne korytarze moje rumieńce mogłyby rozświetlać im drogę. Tak nie mogłam doczekać się spotkania z małym ludem. Szkoda, że w ogólnym rozrachunku Tomasz Kocowski postawił na politykę a nie fantastykę.
Po drugie, z jednej strony odniesienia do Wiosny Ludów są jasne, ale mi podczas czytania towarzyszyła myśl, że wystarczy zmienić, daty, miejsca, nazwiska i przeniesiemy się do innej epoki. Dodać również chcę, że jedni mają większą inni mniejszą wiedzę historyczną i nie każdy te powiązania zauważy. Myślę, że autor mógł zrobić nieco więcej, aby jego intencja była jasna, lepiej oddać opisywany czas, aby powieść z dumą nosiła miano historii alternatywnej.
Wrocław i krasnoludy skusiły mnie do przeczytania „Brassel”, jednak nie okazały się gwarantem sukcesu – w moich oczach. Niewątpliwie zaletą powieści jest wartka akcja. Tomasz Kocowski wymyślił dużo wątków, jednak potencjał wszystkich nie został wykorzystany. Może w tym przypadku mniej okazałoby się czytelniej i ciekawiej? Trudno powiedzieć. Ja niestety klimatu tej powieści nie poczułam. Nie porwała mnie ani fabuła, ani pisarski warsztat autora (swoją drogą redakcja/korekta też nie błyszczy w tej książce). Krótko mówiąc nie miała tej charyzmy co Bernard, porywający do buntu mieszkańców Brassel.