Moje babcie nie ubierają się u Chanel" Beata Lewicka

Moje babcie nie ubierają się u Chanel" Beata Lewicka

  Wakacje z babciami. Dla trzynastoletniej Gabi to jak zesłanie. Ale jakoś trzeba to przetrwać szczególnie, że rodzice nie pozostawiają jej wyboru i zasłaniają się zawodowymi obowiązkami. Jednak babcie zadziwiają dziewczynę. To nie panie w „moherach”, a prężenie działające aktywistki ogarniające, czym są media społecznościowe. Już pierwszego dnia dziewczyny ruszają na manifestację. Wspiera ją popularna celebrytka, która przekazuje cenną broszkę na licytację. Natomiast ta zostaje skradziona. Gabi i jej babcie postanawiają dołożyć wszelkich starań, aby odnaleźć stracony przedmiot.

Dla nastolatki zazwyczaj ważniejsza jest więź z przyjaciółmi i i ich akceptacja, a relacje z rodzicami czy też babciami i dziadkami ulegają rozluźnieniu. Czy przepaść pokoleniowa jest tak duża, iż nie da się jej przeskoczyć? Bohaterka książki Beaty Lewickiej „Moje babcie nie ubierają się u Chanel” nie doceniła seniorek. Zaskoczyły ją swoją energią i dopasowaniem do świata. Czy babcie mogą nagrywać live'y, chodzić na manifestacje, działać i błyszczeć. Owszem. U Lewickiej stare i młode pokolenie może się świetnie dogadywać i współpracować.

Z jednej strony autorka rozprawia się ze stereotypem moherowej babci, ale robi to przy pomocy bardzo nietypowych bohaterek, zapominając o dużej grupie ludzi zasłaniających się słowami „bo w moim wieku...”. Przy babci Krysi i babci Stasi każdy wypada blado i nudno. Te kobiety porażają energią i fantastycznie wykorzystują to, co oferuje świat. I do realizacji swoich celów, jak i rozwijania pasji. To są świetne bohaterki, które zarówno „zasypują” pokoleniową przepaść, ale też mogą zmotywować starsze pokolenia, dodać odwagi do czerpania z życia. Problem w tym, że powieść Lewickiej ma młodzieżowy charakter i – językiem, młodą narratorką i jej dylematami – jest skierowana do nastolatków. Wątpię, że ta historia porwie dorosłego czytelnika. Może doceni fragment, postacie, rozwiązania fabularne, ale całościowo... Taki odbiorca raczej szuka czegoś innego. Natomiast babcie są niewątpliwe postaciami z potencjałem. Chciałabym je zobaczyć w odsłonie dla dorosłego czytelnika.

Bardzo polubiłam również Gabi. To świetna, mądra dziewczyna z pasją. Dzięki przygodzie, jaką przeżyła z babciami dotarło do niej, jaka jest i co lubi. Można powiedzieć, że przewartościowała swoje życie. Dotarło do niej, że nie musi być taka jak wszyscy, że nie musi zniknąć w tłumie, że jest świat poza social mediami i jest on wyjątkowo atrakcyjny. W tym miejscu muszę dodać, że Lewicka bardzo fajnie, „bezpiecznie” wplotła w tę historię wątek pierwszych fascynacji, zauroczeń. Czuję, że młode czytelniczki będą nim zachwycone i odnajdą się w nim.

Gabi interesuje się modą, a Lewicka sprytnie to wykorzystała, aby wpleść w treść ciekawostki z tej „branży”. Wyszło jej to bardzo zgrabnie, a ja muszę docenić taki wybór obszaru zainteresowań główniej bohaterki. Ta książka zachęca do szukania swojego stylu, a nie kopiowania koleżanek i masowego kupowania koszulek z sieciówek. Ona kieruje uwagę na najwybitniejszych. Chociażby taka Coco Chanel, która „siedzi” w tytule. Ikona stylu i elegancji, ale – przy odrobinie pomysłowości – te ikoniczne projekty można połączyć z casualowym outfitem, co doda mu charakteru.

Podsuwajcie tę książkę swoim nastolatkom. To trudny wiek, a Lewicka w lekki i zabawny sposób pokazuje, że warto być sobą, że oryginalność jest trendy, że wcale nie musicie dostosowywać się do grupy, bo gdzieś tam jest świr, który nadaje na tych samych falach. No, a co z babciami? One są wulkanami energii, którą nam imponują. Nie boją się świata. Zamiast tego czepia z niego garściami i tego uczą swoją wnuczkę i wszystkich czytelników tej książki.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"Obłoczka" Matilda Rose

"Obłoczka" Matilda Rose

Księżniczka Sara jest lękliwą osobą. Ma nadzieję, że w Sklepie z Magicznymi Zwierzętami znajdzie zwierzątko, które będzie ją chronić. Poznaje tam Obłoczkę. Małą smoczycę, której też przydałoby się więcej odwagi. Podczas wycieczki szlakiem Pionierów z Migotkowa księżniczka i jej pupilka stawią czoła własnym lękom.

Smoki zazwyczaj są przedstawione , jak potężne, budzące lęk istoty. Ale Obłoczka jest tak słodka, że chce się nią zaopiekować. Kiedy właścicielka Sklepu z Magicznymi Zwierzętami wybiera ją dla księżniczki Sary, ma świadomość, że nie jest ona najodważniejszym stworzeniem. Jednak czuje, że księżniczka i smoczyca są sobie potrzebne, że pomogą sobie nawzajem pokonać to, co je osłabia. W finale okazuje się, że to czego najbardziej się bały wcale takie straszne nie jest.

Uroczą bajkę napisała Matilda Rose, a przez ilustracje Tima Budgena jest ona jeszcze słodsza. Wielkim oczom Obłoczki na okładce nie sposób się oprzeć. A potem jest tylko lepiej. Magia, księżniczki i ciepła historia o wspieraniu się pomimo własnych obaw.

W ogóle pomysł ze Sklepem z Magicznymi Zwierzętami jest bardzo dobry. Już na początku książki jesteśmy zaproszeni do wyjątkowego miejsca i zastanawiamy się, co tam zastaniemy. Jego właścicielka umiejętnie dobiera pupila i właściciela. To mądra kobieta – a może wróżka – która wie, jak pomóc. Sprawia, że jej klienci nie stoją w miejscu, a rozwijają się. W przypadku Sary chodziło o odwagę i dziewczynka tę odwagę wypracowała dzięki Obłoczce i wyzwaniu w jakim zdecydowała się wziąć udział.

Jeżeli mięłabym dodać jakiś podtytuł do „Obłoczki” to napisałabym, że to „bajka o odwadze dla przedszkolaków”. Myślę, że finał tej historii świetnie pokazuje, iż czasami „strach ma wielkie oczy” i lepiej sprawdzić niż wyobrażać sobie, co może na nas czekać w nowym miejscu. Pokazuje też, że warto popróbować, bo to nas wzbogaca.

[Egzemplarz recenzencki'

"Łąka" Bolesław Leśmian

"Łąka" Bolesław Leśmian

Jakiś czas temu zauważyła, że ze wzrostem popularności literatury 18+ wypaczyło się znaczenie słowa erotyk. Zapomniano, że to utwór liryczny. Skoro cielesność, jest taka moda w literaturze to może sięgniemy po tych najlepszych, najsłynniejszych. Wywołam tu Bolesława Leśmiana i jego piękne namiętne wiersze.

„Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała.

A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,

Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni

Owoce, przepojone wonią twego ciała.”1

Pięknie pisze Leśmian. Dużo w tych tekstach natury, a nawet słowiańskości, co wywołuje efekt pierwotności, nieokrzesania, oddania się pragnieniom. Ale też te wiersze są bardzo sensualne, delikatne, namiętne. Tu nikt nie pyta o pochodzenie, nie myśli o wczoraj i jutro. Ważna jest chwila i ją łapie Leśmian w poetyckich kadrach.

„Wśród gieorginij – brzęczenie os.

Twojeż to kroki? Twójże to głos?

To – koniec lata, jeden z tych dni,

Gdy słońce blednie, a ogród lśni.”2

Leśmian to też ciekawa biografia. I pewnie ciężko go polubić czytając, jak okręcał sobie wokół palca kolejne kobiety. Ale możemy utrzeć mu ten ten haczykowaty nos. Leśmian – wbrew tendencjom epoki – nie chciał, aby jego twórczość trafiła pod strzechy, a poniekąd stał się poetom mas. Czy ten trend się utrzyma? Co prawda my już nie zarumienimy się, jak maliny, ale pozwólmy sobie napawać się klimatem tych wyjątkowych wierszy. Poczuć zapach łąki i jej miękkość. na gołych stopach.

1 Bolesław Leśmian, „W malinowym chruśniaku” [w:] Bolesław Leśmian, „Łąka”, wyd. Powergraph, warszawa 2025, s. 89.

2 Bolesław Leśmian „Wśród gieorginij” [w;] tamże, s. 22.

[Egzemplarz recenzencki]

"Franek na biwaku" Kasia Keller

"Franek na biwaku" Kasia Keller

Przed jeżykiem Frankiem prawdziwa męska wyprawa. Jedzie z tatą i dziadkiem na biwak? Bardzo się cieszy, ale też trochę niepokoi, czy deszcz nie zepsuje im wycieczki. Ale nie ma co się martwić na zapas. Jak to się mówi: „Przyjdzie czas, będzie rada”. To powiedzenie idealnie pasuje do nocy pod namiotem, gdzie nie da się przewidzieć wszystkiego i trzeba reagować chociażby na zmieniającą się pogodę, a rodzina jeży z pozytywnym nastawieniem przystępuje do rozwiązywania wyzwań, jakie przed nimi staną.

W ogóle to ogromnie pozytywna bajka. Franek jest w nowej sytuacji, ma do niej wiele pytań i na te pytania z cierpliwością i uśmiechem odpowiadają opiekunowie. Kiedy już są na biwaku, nie złoszczą się, że coś poszło nie tak. Pokazują małemu jeżykowi, że nie zawsze mamy wpływ na okoliczności, ale zawsze jest jakieś rozwiązanie. Mam znajomą, która mówi, że trzeba myśleć pozytywnie, bo wtedy przyciąga się dobre rzeczy. Nagrodą dla Franka i jego towarzyszy jest wspaniale spędzony czas i przepiękna tęcza, która zdobi niebo po ulewie.

Oczywiście książka ta to też biwakowanie – wspólne rozstawianie namiotu, rozpalanie ogniska, posiłek na świeżym powietrzu. To czas współpracy i integracji. Tylko Franek, tata i dziadek. W stu procentach dla siebie. Taki wspólny czas to coś bezcennego szczególnie dla małego dziecka. To nie tylko atrakcje, ale możliwość cieszenie się sobą nawzajem.

W ładna bajkę ubrała to wszystko Kasia Keller, autorka książki. Prosta, sympatyczna, idealna dla przedszkolaków. Płynie z niej dużo cierpliwości i rozwagi, a te pozwalają uspokoić się w nieprzewidzianych sytuacja, których przecież nie sposób uniknąć. Warto nad tym prawować już od najmłodszych lat.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tymek i Mistrz. Wyprawa na koniec świata" Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak

"Tymek i Mistrz. Wyprawa na koniec świata" Rafał Skarżycki, Tomasz Lew Leśniak

Bystry Tymek i roztargniony Mistrz – ten duet po raz kolejny zaprasza nas w wir przygód. Czwarty tom ich perypetii zatytułowany jest „Wyprawa na koniec świata”. Ale to nie jedyne wyzwanie, jakie czeka na tych bohaterów. W tym zeszczycie między innymi wezmą udział w wyścigu latających dywanów, Tymek spróbuje wyczarować smoka, sprawdzą dlaczego licho nie śpi i in. Będzie dynamicznie, pomysłowo i śmiesznie.

Czy pamiętacie komiksy o Toto, które wam kiedyś pokazywałam? W „Tymku i Mistrzu” mamy podobną formułę. To są krótkie, szybkie historyjki z zabawna puentą – czasami zaskakującą, a czasami nawiązującą do popularnych dowcipów. Publikacja, która ma bawić, relaksować, poprawić humor. A magia, którą jest napełniona jeszcze dodaje jej nieprzewidywalności i pozytywnie zaskakuje.

To co wyróżnia cykl duetu Leśniak i Skarżycki to barwne, fantastyczne uniwersum. Ja co prawda miałam okazje przeczytać tylko ten jeden zeszyt, ale już po nim mogę wywnioskować, że autorzy stworzyli gors postaci i umieścili je w starannie wymyślonym świecie. Przykładowo mamy tu króla, któremu bez wahania pomagają tytułowi bohaterowie, albo Psuja i Popsuja trochę nieudolnych antagonistów. Pomimo tego, że każda z przygód Tymka i Mistrza jest bardzo krótko przedstawiona widać, że cała otoczka jest rewelacyjnie opracowana. Żart żartem, ale trzeba go dobrze zaprezentować i to udało się duetowi Leśniak i Skarżycki.

„Tymek i Mistrz” to pozycja obowiązkowa dla fanów krótkich komiksów i szybkich historii. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem kupowałam broszury z dowcipami. Moim dzieciom zamiast tego mogę podsunąć wspaniale opracowane albumy, do których zalicza się prezentowana publikacja. Tu bawi i treść, i rysunek, a do tego widać, w jak kompletnym uniwersum ten żart, ta przygoda zostały umieszczone. Nie sposób nie docenić pracy duetu Leśniak i Skarżycki oraz wydawnictwa Kultura Gniewu.

[Egzemplarz recenzencki]

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

Poranki to czas rytuałów. Każdy z domowników krząta się w swoim tempie, aby przygotować się na to, co czeka go danego dnia. W tytule książki Nataszy Sochy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” kubek z czarnym naparem staje się symbolem normalności. Normalności zburzonej przez chorobę. Mąż Małgorzaty staje się innym człowiekiem po przejściu udaru. Do tej pory to on oferował żonie pomocną dłoń, a teraz przerasta go zjedzenie talerza zupy. Żona Adama choruje na raka. Codziennie zmaga się z bólem i ociera o rezygnację z życia. Każdego dnia ma coraz mniej sił. Małgorzata i Adam stają przed trudną decyzją. Nie są w stanie zapewnić bliskim odpowiedniej opieki. Decydują się na oddać ich do ośrodka opiekuńczego. Tam właśnie się poznają. Podobne doświadczenia, wyzwania, emocja sprawiają, że stają się sobie bliscy, że stają się dla siebie wsparciem.

Jak widzicie jest t powieść o chorobie, ale z akcentem na tę drugą osobę. Na tę która towarzyszy, bierze odpowiedzialność za chorego. To jest opowieść o cierpieniu, ale nie fizycznym, a emocjonalnym, o decyzjach niemożliwych do podjęcia, o pustym domu, o bezsilności i złości. Historia o miłości i oddaniu, bo przecież oboje bohaterowie bardzo kochają swoich partnerów i ta miłość sprawia, że jest im szczególnie ciężko. To historia o wspomnieniach i zniszczonych marzeniach.

A jak napisała Natasza Socha tę powieść? Generalnie jest to taka książka, którą pomimo ciężkiego tematu czyta się całkiem dobrze. Autorka przedstawia historie Małgorzaty i Adama w krótkich rozdziałach, które się przeplatają. Trochę się zdziwiłam, że chciało jej się wymyślać dla nich tytuły, ale są one trafne i niejako podsumowują treść danego fragmentu. „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” niewątpliwie ocieka emocjami. To właśnie o nich chce opowiedzieć pisarka. O dylematach i uczuciach partnera, opiekuna osoby ciężko chorej. Nie jest to książka wolna od banału, czy też (nieco patetycznych) mądrości. Zastanówmy się czy to źle. Dla mnie – osoby, która nigdy nie była w takiej sytuacji – brzmiało to trochę sztucznie. Aczkolwiek chciałabym usłyszeć opinię tych, którzy doświadczyli podobnych problemów. Czy Natasza Socha trafnie uchwyciła ich odczucia? Czy ubrała je w odpowiednie słowa? Czy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” może być czymś w rodzaju katharsis?

Przyszedł czas podsumowania mojej opinii o „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku”, a ja czuję, że nie mam nić więcej do dodania. Pozostaje mi tylko zaprosić was do poznania historii tych dwojga ludzi, którzy znaleźli się w najgorszym momencie życia. Zmierzyć się z ich bezsilnością. Spróbować zrozumieć i otoczyć empatią.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari" Laura James

"Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari" Laura James

Mops jest dzielnym pieskiem, ale kiedy panna Miranda – jego właścicielka – obwieszcza, że jadą zobaczyć lwy nawet on czuje niepokój. Wszak taki lew to groźne zwierzę. Jednak Miranda uważa, że Mops powinien przełamać strach i upiera się przy wyprawie do zoo i odwiedzeniu wybiegu wielkich kotów. Na miejscu poznają gwiazdę telewizji, a Mops przeżyje serię przygód. Jakie zwierzęta zobaczy w zoo? Czy lwy okażą się miłe, a może będą chciały go zjeść jako przekąskę? Kolejna książka Laury James zatytułowana jest „Tropiciel Mops. Dzika przygoda w parku safari”.

Sympatyczne są opowiastki o Mopsie, bo ona sam to słodki zwierzak. Nieco gapowaty i przez ulega serii przypadkowych zdarzeń, które opisuje James. Tym razem zostaje wrobiony w wyprawę do zoo. Napisałam wrobiony, bo to panna Miranda zasłoniła się Mopsem, aby spełnić swoją zachciankę. Trochę nieładnie panienko. Natomiast na miejscu okazuje się, że zwierzęta wcale nie są takie straszne, a większe zamieszanie będzie efektem czynów człowieka. Dobrze, że panna Miranda i Mops są na miejscu. Dadzą nauczę pewnej osobie, która ma niezbyt dobre zamiary.

Za co lubimy przygody Mopsa? Za dobre tempo akcji, humor i troskę jaką panna Miranda otacza swojego pupila. Gdzie Mops, tam zawsze zawsze coś się dzieje. Kłopoty lubią tego zwierzaka, ale jego właścicielka nigdy nie zostawia go w potrzebie i w brawurowym stylu wyciąga go z tarapatów, w jakie wpadł. Cenię też to, jak książka została wydana i przetłumaczona. Ilustracje są utrzymane w szacie kolorystycznej, jaką widzicie na okładce. Czcionka jest większa, a imiona polskie, co sprawia, że jest to niezła publikacja do szlifowania umiejętności czytania, jak i samodzielnego odkrywania przygód Mopsa.

Każde spotkanie z Mopsem to ogrom radości. Moje dzieciaki wprost go uwielbiają. Niby taki spokojny pies, a wokół niego zawsze dzieje się coś szalonego. Mam nadzieję, że on się świetnie bawi ze swoją panią, bo my, kiedy o nich czytamy, wprost wybornie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Japonia. Kraj możliwości" Zofia Jurczak

"Japonia. Kraj możliwości" Zofia Jurczak

Odkodować Japonię – takie zadanie postawiła przed sobą Zofia Jurczak. Zaczęło się od fascynacji japońskim kinem, a skończyło... Pewnie jeszcze nie skończyło, ale już przyniosło wspaniałe efekty w postaci reportażu „Japonia. Kraj możliwości”. Reportażu, który – z założenia – ma pokazać Japonię taką jaka jest, w oderwaniu od stereotypów i naszych wyobrażeń. Reportażu mającym wyjaśnić też dlaczego jest jaka jest, co ukształtowało ten kraj i jego obywateli.

U Jurczak historia miesza się ze współczesnością. I tak powinno być, bo bez zrozumienia kiedyś nie sposób zrozumieć teraz. Autorka zręcznie lawiruje między epokami, wydarzeniami, aby opisać Japonię. Trudno mi ocenić, co powinna zawierać książka o o niej, bo ja żyję raczej literackimi opisami niż faktami, więc w pełni zaufałam Zofii Jurczak przy wyborze tematów. Powiem wam, że niezła z niej gawędziara. Już od pierwszych stron dałam się porwać tej fascynującej opowieści. I nie ważne dla mnie było, czy Jurczak opowiada o szogunach, o pociągach, czy toaletach, bo robiła to z niesamowitą energią. Odniosłam też ważenie, że bardzo przyłożyła się do odkodowywania Japonii. Ta książka to nie tylko jej osobiste spostrzeżenia, ale przede wszystkim rewelacyjne przygotowanie do spotkania z krajem kwitnącej wiśni. I to jest największy plus tej publikacji. Ona jest „dzieckiem” pasji i zręcznego pióra.

Jeżeli miałabym nad czymś ubolewać to nad małą ilością zdjęć. Jest co prawda kilka, ale mało i czarno-białe. To nie jest tak, że książka jest byle jak wydana, bo widać, że wydawca dołożył starań. Po prostu tu postawiono na treść, która – owszem – jest fascynująca, jednak czasami coś tam sobie wyszukiwałam w Internecie, bo Jurczak tak ciekawie o czym pisała, że bardzo chciałam zobaczyć dany obiekt.

Czytanie reportażu „Japonia. Kraj możliwości” dostarczyło mi ogrom frajdy. Ta Jurczak to musi być fajna babka, skoro tak zajmująco potrafi opowiadać. Misję „odkodować Japonię” zrealizowała koncertowo, prezentując i tłumacząc jakże odmienną kulturę. Podeszła do sprawy lekko, anegdotycznie, ale też świetnie przygotowana. Po takim reportażu nie sposób nie zakochać się w Japonii.

[Egzemplarz recenzencki]

"Emi i tajny klub Superdziewczyn. Ciao, Italia!" Agnieszka Mielech

"Emi i tajny klub Superdziewczyn. Ciao, Italia!" Agnieszka Mielech

Czy lubicie podróżować? W książce, o której chcę wam opowiedzieć spotkałam grupę dzieciaków, które dosłownie to uwielbiają. Kochają poznawać nowe miejsca i ich historię. Mowa o – dość popularnym – cyklu dla dzieci autorstwa Agnieszki Mielech „Emi i tajny Klub Superdziewczyn”. Tym razem kierunek Włochy, także „Ciao, Italia!”.

Przyznam, że do tej pory „Emi...” nie zawitała do naszej biblioteczki, jednak cykl był mi znany i bez wahania skorzystałam z oferty zrecenzowania jednej z przygód tej grupki. Dzieciaki zaimponowały mi od pierwszych stron, kiedy to założycielka klubu opowiedziała o tym, jak on powstał. Płynie z tego nauka, że nie zawsze trzeba dopasowywać się do grupy. Wystarczy znaleźć podobnych sobie wariatów i można stworzyć swoją.

A klub ten naprawdę prężnie działa, bo jego członkowie mają pasje, a te pasje są skutecznie podsycane przez ich rodziców. Książka „Ciao, Italia!” rozpoczyna się od wyjścia do opery. Jakże niedzieciowa rozrywka, można sobie pomyśleć. Ale... Wybrany zostaje spektakl przeznaczony właśnie dla młodszego widza, w tym przypadku jest to młodzieżowa interpretacja „Romea i Julii”. Dzieciaki idą w grupie, w towarzystwie przyjaciół, a przygotowania (m.in. wybieranie stosownego stroju) bardzo je angażują.

Opera bardzo się im spodobała. Zaczynają dyskutować o Weronie i balkonie Julii, który gdzieś tam jest i można go zobaczyć. Tak zaczyna kiełkować pomysł wyjazdu do Włoch. Okazją będzie zaproszenie na biennale. Tzw. włoscy przyjaciele rodziny postarają się ugościć młodych turystów i ich opiekunów. To będzie bardzo intensywny, ale jakże satysfakcjonujący urlop.

Teoretycznie zwiedzenie, to nie jest ulubione zajęcie dzieci w trakcie wakacji, dlatego jestem zachwycona, jak Agnieszka Mielech pisze o tych wszystkich zabytkach. To jak bohaterowie są nimi zafiksowani udziela się, czytelnikowi. Chce się rzucić wszystko i jechać do Włoch. W książce nie brak też włoskich powiedzonek, mentalności Włochów oraz włoskiego jedzenia, zresztą o nim autorka pisze też w taki sposób, że chce się samemu robić makaron. To wszystko jest niesamowite. Energia i pasja skumulowane w tej książce zarażają.

Autorka wplata w fabułę też coś na kształt zadania, tajemnicy. Bohaterowie mają iść za tajemniczymi śladami. Ciekawy wątek, ale – w mojej ocenie – niedopracowany. Widzę luki we wnioskowaniu. Chociaż może jest to wystarczające, jak na standardy powieści dla dzieci.

Takie książki są świetne, bo obalają mit, że z dziećmi nie da się zwiedzać. Emi i jej przyjaciele udowadniają, że nowe miejsca są fascynujące, a za zabytkami kryją się interesujące historie, Ich przygody rozbudzą ciekawość świata. Zachęcają do zobaczenia, spróbowania, zrobienia czegoś nowego.

[Egzemplarz recenzencki]

"Opowiadania zebrane. Tom I" Sławomir Mrożek

"Opowiadania zebrane. Tom I" Sławomir Mrożek

Lubię wracać do teksów Sławomira Mrożka. Autor już od pierwszego spotkania – a dokładniej czytania – zachwycił mnie inteligencją, przenikliwością, a także lekkością swoich tekstów. Pokazał, że groteska nie musi być wymyślna i trudna, że w prostych słowach i nieskomplikowanej historii można zaakcentować, skomentować, obśmiać. Dlatego z ogromną przyjemnością sygnalizuję wam, że nakładem wydawnictwa Noir sur blanc ukazał się pierwszy tom „Opowiadań zebranych” Sławomira Mrożka.

Są to takie testy, które mogę poleć każdemu. Mrożek to przede wszystkim wspaniały obserwator i komentator życia, zjawisk społecznych i politycznych. Niczym wprawiony wędkarz wyciąga z codzienności wszelkie niedorzeczności, nawet te do których zdążyliśmy się przyzwyczaić i zaakceptować. On ubiera je w zgrabne, proste acz inteligentne historyjki , które wywołują i śmiech i szok. Które bawią, ale też prowokują do zastanowienia się, do potępienie absurdów życia. Do zadania pytania, czy już nie czas zrobić z nimi porządek.

Czy te opowiadania są ciągle aktualne? Widać w nich pewne tematy, zjawiska, jakie frapowały autora. Widać w nich też w nich barwy lat w jakich tworzył. Generalnie są nieco retro, ale chyba cały czas można je odnieść do rzeczywistości. Ciągle mamy do czynienia z chciwością lub cwaniactwem, a politycy w dalszym ciągu nie wzbudzają naszego zaufania. A już szczególnie zaszokowały mnie teksty obśmiewające wojnę i fanatyzmy. Przypomnę, że Mrożek urodził się w 1930 roku. Chociażby w autobiograficznej książce „Baltazar” znajdziemy wzmianki, jak wspomina wydarzenia II wojny światowej. Często podkreśla się jak straszny był to konflikt i że należy zrobić wszystko, aby więcej do podobnego nie dopuścić. A kiedy śledzę informację ze świata, zadaję sobie pytanie, dlaczego ludzie, rządzący ciągle to robią, dlaczego w różnych częściach świata ciągle przelewa się krew niewinnych.

Mrożek jest tak niesamowity, że nie sposób go skopiować. Dostał już miano ikony literatury, jednak jest to ikona, której nie trzeba się bać, a nawet bardzo swojska ikona. Jego opowiadania są wyjątkowo wdzięczne w czytaniu, proste i rzeczowe, a przy tym jakże trefne. Ich czytanie to uczą. Uczta literacka, humorystyczna, intelektualna.

[Egzemplarz recenzencki]

"Pierwsza encyklopedia dla małych geniuszy"

"Pierwsza encyklopedia dla małych geniuszy"

Encyklopedia dla dzieci. Chyba w każdej dziecięcej biblioteczce znajdzie się publikacja tego typu. Na rynku można znaleźć ich mnóstwo i są chętnie kupowana na różne okazje – i przez bliskich dziecka, jak i przez instytucje, np. szkoły przedszkola. Jedną z nich jest „Pierwsza encyklopedia dla małych geniuszy” wydana nakładem wydawnictwa Świetlik. Czym czymś się wyróżnia?

Ta książka ma dwie zasadnicze zalety. Po pierwsze opracowanie graficznie. „Pierwsza encyklopedia...” jest cudownie uporządkowana. Tu wszystko ma swoje miejsc i jest przejrzyście. Czy jest to duży obrazek jak w sekcji „ Łąka i jej mieszkańcy”, czy schemat „Ciało i narządy człowieka”, czy kolaż „Sporty letnie”, to kompozycja strony jest uporządkowana. Tekst i rysunki sobie nie przeszkadzają. Jedynie zwiększyłabym nieco czcionkę. Biorąc pod uwagę, iż tego typu publikacja może trafić w ręce i przedszkolaka, i ucznia zrobiłabym mały ukłon w stronę samodzielnego przeglądania, co większe literki jeszcze by ułatwiły.

Drugą rzeczą, która mi się szczególnie spodobała są mapki. Jest ich tu kilka i prezentują różne tematy np. zabytki Europy, miasta Polski (z charakterystycznymi obiektami), zwierzęta świata, a także zagadnienia geograficzne. I na owe mapki zwróciłam uwagę, bo to nie jest standard. Autorzy podobnych publikacji nie zawsze decydują się na tę formę prezentacji, a jest ona świetna – szczególnie dla wzrokowców – i pokazuje ogrom świata.

Tematycznie jest różnie. Jak to w podobnych książkach znajdziemy tu co nieco zwierzętach, o kosmosie, o samochodach, o jedzeniu, o ciele człowieka, o dinozaurach, o sporcie i in. Bo taka jest istota encyklopedii, pokazać wiedzę z różnych dziedzin. A w przypadku „Pierwszej encyklopedii dla małych geniuszy” udał się to zrobić w sposób przemyślany i estetyczny. Na prawdę dobrze to wygląda.

[Egzemplarz recenzencki]

"Kocham Cię tak mocno!" Capucine Lewalle

"Kocham Cię tak mocno!" Capucine Lewalle

Czy mówicie waszym dzieciom: „Kocham Cię”? Jeżeli twierdzicie, że nie leży to w waszej naturze, to szczerze was do tego zachęcam, bo te dwa słowa mogą być ukojeniem po ciężkim dniu, niosą w sobie ogrom wsparcia i po prostu robi się ciepło na serduszku, kiedy się je słyszy. A doceniać ich moc pomoże nam książka „Kocham Cię tak mocno!” autorstwa Capucine Lewalle.

Ta książka pomoże też docenić codzienność, a nawet sytuacje, które wydają się nam, urodziwcom uciążliwe, jednak którymi warto się cieszyć, bo – jak przyznają mamy starszych dzieci – szybko przemijają.

Posłuchajcie:

„I mam mnóstwo radości z kochanego maleństwa,

bo nie dość, że maleństwo kocham do szaleństwa,

to w pewne poranki, kiedy jeszcze śpię,

w moim ciepłym łóżku odnajduję je.


Mogłoby się przecież ukryć w Ameryce,

w hamaku wśród ptaków,

w Azji lub w Afryce,

w jurcie lub na burcie...


Lecz ta mała muszka,

choć świat wielki jak gruszka,

woli się zakradać do mojego łóżka!”1


Wspólne spanie, potrzeba bliskości i miłości opisana w takich słowach nie sprawia, ze mamy ochotę przegnać dziecko w imię treningu samodzielności. Te słowa dają i nam, dorosłym moc, aby po prostu objąć dziecko i cieszyć się chwilą.

Po „Mama kocha Cię tak mocno!” i „Tata kocha Cię tak mocno!” mogłoby się wydawać, że Lewalle napisała bajkę uniwersalną. Jednak patrząc na ilustracje, ale również tekst („Lecz to swojej mamie kładzie główkę na ramieniu”2) odniosłam wrażenie, że to jednak matczyna miłość została tu wyróżniona.

Natomiast faktem jest, że wszystkie trzy książki składające się na ten cykl są wspaniałe. Ciepłe, otulające miłością, stwarzające bezpieczną atmosferę. Dobrze się nam je czyta. Dzieci się wyciszają i zasypiają ze spokojnymi uśmiechami na ustach.

1 Capucine Lewalle, „Kocham Cię tak mocno!”, tłum. Magdalena i Jarosław Mikołajewscy, wyd. Agora, Warszawa 2025, s. 6-8.

2 Tamże, s. 12.

[Egzemplarz recenzencki]

"Piaseczniki" George R. R. Martin

"Piaseczniki" George R. R. Martin

Napisać opowiadanie. Czy to banał czy wyzwanie? Ja skłaniałabym się ku temu drugiemu. A szczególnym wyzwaniem będą opowiadania z szeroko pojętej fantastyki. Jak w krótkiej formie zamknąć kompletny świat. Jak ukazać wszelkie jego niuanse, przedstawić bohaterów i problematykę? Jest się od kogo uczyć. Właśnie skończyłam czytać zbiór opowiadań autorstwa George'a R. R. Martina pt. „Piaseczniki” i jestem zachwycona, jak kompletne światy on opisuje. A przecież to aż 7 tekstów na niecałych 300 stronach.

Dodać jeszcze muszę, że Martin kreuje kompletnie różne uniwersa. Od inspirowanego fantasy o inkwizytorach (aczkolwiek formalnie to raczej science-fiction) opowiadania „Droga Krzyża i Smoka”, przez niesamowity horror „Piaseczniki”, po niemal space operę z psychologicznym sznytem pt. „Szybki pomocnik”. Sama nie wierzę, co ja napisałam. Space opera na dwudziestu kilku stronach? To tak można? Widać można.

Są to też złożone teksty pod względem psychologii postaci, ich poczynań itp. Martin sięga głęboko i momentami pisze enigmatycznie. W tych opowiadaniach kryje się (bardzo) dużo. Pozostawiają szerokie pole do interpretacji i nie tylko puenty, ale samej istoty, tematu tych historii. Dla przykładu przywołam „W domu robaka”, które możecie przeczytać zarówno w tym zbiorze, jak i samodzielnie wydane. Opowiadanie o ludziach mieszkający pod ziemią i czczących Białego Robaka. Opowiadanie na pograniczu horroru i powieści post apokaliptycznej. Czy jest to tekst o wojnie, o władzy, o sensie wiary, o przetrwaniu? Martin tego nie precyzuje. On zostawia utwór i czytelnika w samotności, każąc im samodzielnie nawiązać relację. Czy im się to uda? Może być różnie. Jedna osoba będzie się delektować treścią i próbami jej interpretacji, druga będzie zirytowana brakiem jaśniejszych wskazówek.

Martin po raz kolejny pokazuje ogromny talent. Zachwyca wyobraźnią i umiejętnością budowania niesamowitego klimatu. „Piasecznki” to siedem tekstów i siedem niepowtarzalnych uniwersów. Wyjątkowo kompletnych światów, które mamy okazję odwiedzić i niejako poczuć. Poczuć ich zapach, temperaturę, fakturę. Zmierzyć się z dylematami ich mieszkańców. A to wszystko zamknięte w krótkiej formie. W opowiadaniach czasami dziwnych, niejasnych, ale pomysłowych i dobrze napisanych. Czy je rozgryziesz?

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger