Małe gesty życzliwości –
ustąpienie miejsca w autobusie, przytrzymanie drzwi - sprawiają, że
jesteśmy spokojniejsi, a dzień miło nam mija. Myślę, że są one
kwintesencją, jakimś pierwotnym przejawem człowieczeństwa, czymś
co każe nam się wspierać i podtrzymuje normalność. A co, gdyby
one zniknęły. W powieść Johna Ajvide Lindqvista pt. „Życzliwość”
z żółtego kontenera wyłania się właśnie takie coś. Twór
karmiący się strachem. W portowym Norrtäjle
życzliwość zaczyna znikać, a zastępuje ją nienawiść i
przemoc.
W
pierwszej chwili myślałam, że „Życzliwość” to powieść
grozy. Po przeczytaniu stwierdzam, że to kwestia dyskusyjna. W
książce ewidentnie występują elementy paranormalne, jak
substancja z kontenera (aczkolwiek ta może też być metaforą
pewnych zjawisk) oraz przewidywanie przyszłości. Jednak Lindqvist
nie czyni ich głównym przedmiotem tej opowieści. Najważniejsi są
bohaterowie, którym autor robi psychologiczną „wiwisekcję”, co
jest – w mojej ocenie – fascynujące, tym bardziej, że powieść
jest pozbawiona jakiś spektakularnych zwrotów akcji. Owa płynie
spokojnie. Metamorfoza Norrtäjle
następuje powoli.
O
ile fabuła powieści zachwyciła mnie – fantastycznie poznawało
się i obserwowało bohaterów w atmosferze „gnijącego” miasta –
to finał mnie nie usatysfakcjonował. Wrócę to stwierdzenia, że
twór z kontenera mógłby mieć wymiar symboliczny, być jakąś
teoretyczną kwestią, która wyzwala nienawiść. Nawet nie
teoretyczną, bo Lindqvist nawiązuje do zalewu Szwecji przez
imigrantów, ich trudną asymilację i rosnącą przestępczość.
Czy to niewystarczający powód, aby budzić w społeczeństwie
niepokój? I to nie jest tak, że autor jest stronniczy, bo widzimy
również, jak rozpaczliwa jest sytuacja tych ludzi, którzy decydują
się porzucić dom. Szczególnie ciekawe są w tym kontekście wątki
Marko i Marii, którzy łamią stereotyp imigranta „darmozjada” i
stają się ludźmi sukcesu.
Lindqvist
całkiem sprytnie poradził sobie z ewentualnymi paradoksami, do
jakich prowadzą umiejętności patrzenia w przyszłość, które to
posiadają niektórzy z bohaterów i bohaterek. Odpowiedzialność za
ich wyjaśnienie zrzucił na najmłodszą z postaci – Alvę, która
ma około 5 lat. Dziecko to nie ma wiedzy, a także nie potrafi
znaleźć odpowiednich słów, aby opisać nam, jak to działa, więc
pozostaje wyjątkowo nieprecyzyjne, a nawet płytkie tłumaczenie.
Jest to poprawne, ale czy atrakcyjna dla czytelnika?
Nie
chciałabym, abyście odnieśli wrażenie, że „Życzliwość” to
słaba książka. Wręcz przeciwnie. Jest rewelacyjna. Przy
formułowaniu opinii zawsze łatwiej wykazać mi pewne niedoróbki
niż wymienić zalety, stąd ta przydługa analiza finału. Jednak
powieść ta zapewniła mi ogromną przyjemność czytania. Od
pierwszych stron zauroczyła subtelnym niepokojem, a dalej on się
tylko metodycznie zagęszczał. Lindqvist dosypywał do tego sosiku
mąki powoli, żeby uzyskać idealna konsystencję, aż doprowadził
do eskalacji nieżyczliwości.
Docenić
również muszę kreację bohaterów. Jaki już wspomniałam to na
nich skupia się autor. Dokładnie nam ich przedstawia podkreślając
najważniejsze wydarzenia w ich życiu, to co ich ukształtowało.
Stara się też pokazać ich wzajemny wpływ na siebie. Mamy tu
barwny wachlarz postaci od pięknych po tandetne, od przegrywów po
ludzi sukcesu, od skromnych po wulgarne. Każda z nich to zespół
cech i doświadczeń, które tworzą coś wyjątkowego. A najlepsze
jest to, że my te postacie rozumiemy, pomimo że nie sposób się z
nimi utożsamiać, bo są one jedyne w swoim rodzaju.
Na
koniec wspomnę tylko, iż mam nadzieję, że wydawca przejrzy tekst
przed ewentualnymi dodrukami/wznowieniami. Nie jestem szczególnie
wrażliwa, ale roi się w nim od błędów. I to dość poważnych,
bo często pomylone są imiona bohaterów. „Skąd Anna wziewa się
w tej scenie?” - zdarzyło mi się zastanawiać, po czym po
przeanalizowaniu jej od początku okazywało się, że to nie Anna, a
Alva. Poza tym polecam wam tę powieść z całego serca. Nie
oczekujcie po niej zawrotnej akcji, ale pewną refleksję nad
zachwianiami społecznymi. Mnie przypominała pierwsze miesiące
pandemii, gdzie ludzie patrzyli na siebie podejrzliwie, a tych co
mogli mieć kontakt z wirusem traktowali jak zadżumionych. Jakie
jeszcze żółte kontenery czekają, aby zniszczyć w nas pokłady
życzliwości? Czy będziemy odporni na to, co się w nich kryje?
[Egzemplarz recenzencki]