"Korona" Wioletta Wilk-Turska

"Korona" Wioletta Wilk-Turska

Może się wydawać, że monarchia to przebrzmiały ustrój. Przecież cywilizowany świat jest demokratyczny i to lud decyduje, kto ma go reprezentować. Jednak kilka państw pokazało, że te dwie rzeczy mogą iść w parze. Chyba najsłynniejszą monarchią świata jest w tej chwili monarchia brytyjska. Kto nie zna śp. królowej Elżbiety, jej, obecnie panującego, syna Karola oraz jego dzieci Williama i Harry'ego? Uzurpujemy sobie prawo do obserwowania i komentowania ich życia, ale czy mamy o nim jakiekolwiek pojęcie. Wioletta Wilk-Turska w książce pt. „Korona” podjęła próbę przybliżenia nam tego jak, i dlaczego tak, funkcjonuje monarchia brytyjska. A przy okazji chciałaby znaleźć źródło jej fenomenu.

Jakie tematy zostały poruszone w książce? Autorka rozpoczyna od rysu historycznego, aby zaprezentować czytnikom co monarchię kształtowało i dlaczego konkretne osoby znalazły się na tronie. Objętość publikacji nie pozwala na szczegółowy wywód, dlatego Wioletta Wilk-Turska skupia się na najważniejszych osobach i wydarzeniach, jakie wpłynęły na formowanie się systemy politycznego Wielkiej Brytanii.

Panująca 70 lat królowa Elżbieta II otrzymała w książce swój własny rozdział, jako osoba, która musiała zmierzyć się z powojennymi zmianami obyczajowymi, wieloma skandalami, ale też jako kobieta-legenda, która odcisnęła ogromne piętno na brytyjskiej monarchii.

Oddzielny rozdział poświęcono mężowi królowej, zarówno księciu Filipowi, ale też innym . towarzyszom kobiet zasiadających na tronie. Temat jest wyjątkowo ciekawy, bo w Wielkiej Brytanii żona króla to królowa, ale mąż królowej królem nie jest. Książę Filip nie był koronowany razem ze swoją żoną. Nie będę pisała wam tutaj dlaczego tak jest. Już to zrobiła m. in. Wioletta Wilk-Turska w książce „Korona” opisując kilka przypadków z „brytyjskiego podwórka”. Niemniej jest to bardzo ciekawe wyzwanie związane z „błękitno krwistą nomenklaturą”, a – co zauważyłam – w wielu publikacjach na temat brytyjskiej korony autorzy bardzo niedbale do niej podchodzą.

W dalszych fragmentach zostają opisane różnego rodzaju ceremonie np. otwarcie parlamentu, urodziny królowej, a dłuższy wywód poświecono koronacji. W tym miejscu na moment się zatrzymam. W dniu koronacji Karola III w mediach społecznościowych pojawiało się dużo relacji osób, które oglądało to wydarzenie. Wiele z nich śmiało się z jego przepychu, teatralności. Wioletta Wilk-Turska przyznaje, że jest to spektakl (jak większość królewskich ceremoniałów), ale każdy spektakl należy wyreżyserować z uwzględnieniem tradycji oraz osoby głównego aktora. W swojej książce autorka opisuje poszczególne elementy tego wydarzenia, tłumacząc dlaczego tak wyglądało.

Kiedy przebrniemy przez zawiłości królewskich ceremoniałów, przyjdzie czas na ploteczki. Wioletta Wilk-Turska „odpuszcza” osobom znanym z tabloidów z lat 90-tych np. Lady Di, zamiast tego skupia się na tych mniej znanych w Polsce członkach rodziny królewskiej. Pojawi się tu m. in. niewyżyty Bertie, oraz zabójczo zakochany w nieodpowiedniej kobiecie król, który porzuciła dla niej nawet tron.

Ostatni rozdział to służący, a przy tym kilka królewskich zwyczajów np. wyjątkowy sposób podawania herbaty lub przygotowywania kąpieli oraz „królewskie gadżety”.

Wioletta Wilk-Turska ma niewątpliwie dar opowiadania. Czuć, że pisze o swojej pasji i umie to robić w bardzo zajmujący sposób. Materiał, który wzięła sobie do opracowania mógłby posłużyć na kilkutomową publikację, ale jej udało się omówić go w ramach jednej popularnonaukowej książki. Jak tego dokonała? Dokładnie zaplanowała, co chce przekazać czytelnikom. Zastanowiła się, które wydarzenia najbardziej wpłynęły na kształt monarchii oraz które najlepiej przestawiają dane problemy. Dzięki temu udało jej się też osiągnąć luźny, anegdotyczny charakter. Sprawia to, że „Koronę” czyta się bardzo dobrze. Dodałabym może jakąś listę kolejnych władców z notką skąd się wzięli, bo nieznający historii Wielkiej Brytanii czytelnik może pogubić się wśród imion oznaczonych kolejnymi cyframi rzymskimi. Redakcja książki również mogłaby wyglądać lepiej. Kilka myśli można by precyzyjniej sformułować i zrezygnować z powtórzeń pewnych informacji w kolejnych rozdziałach.

„Korona” to godna polecenie książka o monarchii brytyjskiej. Raczej przypadnie do gustu „laikom” w tym temacie ze względu na problemowe ujęcie i gros anegdot. Ja nie zmalałam tu wielu nowych informacji, jednak Wioletta Wilk-Turska oczarowała mnie pasją i tym, jak o monarchii opowiada. Przyjemnie spędziłam czas z publikacją jej autorstwa, odświeżając sobie posiadaną już wiedzę.


[Egzemplarz recenzencki]

"Strach" Jozef Karika

"Strach" Jozef Karika

Samotny Jożo Karsky – bohater powieści Jozefa Kariki pt. „Strach” - powraca do domu rodzinnego. Od razu wyczuwamy, że miejsce to nie kojarzy się mężczyźnie z dobrymi wspomnieniami. Wkracza on między ściany przesiąknięte zapachem cebuli i strachu. Niebawem w okolicy zaczynają ginąć dzieci, a w głowie Joża budzi się koszmar z dzieciństwa. Wydarzenia, które na zawsze naznaczyło go piętnem... strachu, które nie zamazało się, które nigdy nie pozwoliło mu się wyzwolić, które zatruło go na zawsze.

Słowacja, mroźna zima i osiedle pod szczytem góry. To tło książki „Strach”. Jest ono bardzo znamienne, bo kreuje pewien obraz tej powieści. Minusowa temperatura, która powoduje, że okolica jest opustoszała potęguje samotność i zagubienie bohaterów. Początkowo widziałam wyłącznie szary, samotny dom. Miałam wrażenie, że tylko on jeden stoi w okolicy. Z rozwojem wypadków zaczęło pojawiać się nieco więcej obiektów, ale okolica nie nabrała kolorów. Pozostaliśmy w czarno-białym filmie otulonym wyłącznie zieloną poświatą.

Klimat jaki Jozef Karika wykrzesał z tej książki jest nieziemski. Autor nie sili się na wstępy, budowanie napiecia itd. Od razu wrzuca nas na wysoki pułap serwując co jakiś czas, nawet nie zwroty akcji a, swego rodzaju „peaki”. Co mam na myśli? Paranoja głównego bohatera już od pierwszych stron jest uderzająca, a Jozef Karika co jakiś czas projektuje wydarzenie, które jeszcze ją pogłębia, aby po nim pozwolić otrząsnąć się swoim postaciom i unormować poziom strachu. Im dalej w fabułę, jest to dla nich trudniejsze. Ja nie do końca lubię taki styl pisania – wolę miarowo budowane napięcie – jednak, jak już wspomniałam, klimat w powieści jest przeszywający.

Jozef Karika, w przeciwieństwie do większości pisarzy, nie proponuje nam gotowych rozwiązań. Przerażeni bohaterowie starają się rozwiązać zagadkę zaginięć dzieci, dzięki czemu czytelnik dostaje pewną propozycję scenariusza wydarzeń. Jednak są w niej luki, a postacie raczej interpretują zdobytą wiedzę, snują domysły. Niczego nie są w 100% pewni. Pewnie część z was się skrzywi, bo woli kiedy w książce jest wszystko jasne. A ja wam powiem, że podobają mi się te niedopowiedzenia. Dzięki nim Jozef Karika uzyskał wręcz naturalistyczny charakter. W połączeniu z surowym tłem doznajemy wrażenia, jakbyśmy oglądali psychodeliczne nagranie kręcone ręką amatora. Pasuje to do literatury grozy (bo pomimo sugestii wydawcy, iż mamy do czynienia z thrillerem, będę się upierać, że „Strach” to horror), dając wrażenie, że mamy do czynienia z potężnymi siłami, z którymi nie mamy żadnych szans.

Pierwszą powieścią tego pisarza, jaką przeczytałam była „Szczelina” (która mnie po prostu zauroczyła) i – pomimo braku chronologii – patrzę na jego książki przez jej pryzmat. W „Strachu” mamy również tajemnicze zaginięcia w górach, a przez wspomnienie o tragedii na Przełęczy Diatłowa opisana historia ma wymiar wręcz legendy. Legendy napędzanej strachem, czy strachu napędzanego legendą?

"Stacja pośrednia" Clifford D. Simak

"Stacja pośrednia" Clifford D. Simak

Pomyślcie o miejscu, w którym mieszkacie. Czy czujcie się z nim jakoś szczególnie związani? Kochacie swoje miasto, albo swój kraj? Bohater powieści „Stacja pośrednia” Clifforda D. Simaka żyje w rozdarciu pomiędzy tożsamością ziemianina, a bliskością jaką odczuwa z mieszkańcami innych galaktyk. Enoch Wallace „miał swój świat, znacznie większy, niż potrafiliby sobie wyobrazić ludzie poza stacją.”1 Rozwiewając wasze domysły napiszę, że bohater ten nie podróżuje między planetami. On zarządza stacją kosmiczną, która takie podróże umożliwia. Jest to jedyny taki punkt na Ziemi. Projektem zarządza Centrala Galaktyczna i nawet rządzący ziemskimi państwami oraz organizacje międzynarodowe nie wiedzą o jego istnieniu. Z pracą jaką wykonuje Enoch wiążą się pewne przywileje. Przykładowo, mężczyzna prawie się nie starzeje. Jednak tak osobliwa persona prędzej czy później przyciągnie uwagę służb.

Clifford D. Simak napisał nieco patchworkową powieść. W trakcie czytania trudno było mi wyłapać, co jest tu myślą przewodnią. Po skończonej lekturze wyróżniłabym dwa wątki: problem tożsamości i lojalności (Enoch staje przed dylematem, czy ważniejsza jest dla niego Ziemia czy Galaktyka) oraz sensowność i koszty prowadzenia wojny. Zanim omówię je szerzej wspomnieć muszę, że autor słabo to wszystko spina. Co prawda wysnuwa kilka trafnych tez, jednak miałam wrażenie, że wszelkie elementy jakie składają się na książkę „Stacja pośrednia” nie tworzą „jednolitej faktury”, a wycisnąć z nich można by więcej.

Przejdźmy do najwyraźniejszych problemów tej historii. W moim odczuciu problem tożsamości głównego bohatera jest najciekawszym w całej powieści. Enoch z racji wykonywanego zajęcia jest odludkiem. Dawno pochował bliskich, a więcej kontaktów utrzymuje z kosmitami niż z mieszkańcami Ziemi. Jednak potrzebuje rodzimej planety. „Potrzebował słońca, gleby i wiatru, by pozostać sobą.”2 Kiedy przychodzi podjąć mu trudne decyzje, mające zaważyć o losie Ziemi oraz stacji, którą prowadzi jest rozdarty. Nie wie kto jest dla niego ważniejszy, wobec kogo ma pozostać lojalny.

Jedna z tych decyzji dotyczy powstrzymana wojny, która wisi w powietrzu. „Stacja pośrednia” została po raz pierwszy wydana w 1963 roku i widać w niej wpływy tzw. „zimnej wojny”. Bohater powieści uważa, że kolejny konflikt zbrojny jest nieunikniony, a możliwości technologiczne , jakie posiada wojsko,doprowadzą do zniszczenia planety. Jego przyjaciel z kosmosu proponuje mu – dość drastyczny – sposób na rozwiązanie tej sprawy. I tą propozycją Clifford D. Simak „skopał” cała koncepcję przeinteligentnych obcych. Zaznaczyć muszę, że „Stacja pośrednia” to opowieść z „gatunku”: super rozwinięte pod każdym względem stowarzyszenie planet i mi niegodni ziemianie niewiedzący nawet, że jesteśmy obserwowani i zaraz stracimy okazję do niego dołączyć. I ten genialny przedstawiciel Centrali Galaktycznej proponuje coś, czego sens barbarzyński ziemian obala w kilku akapitach. Koszty pomysłu kosmity są prawie tam duże, jak koszty wojny. W obu przypadkach Ziemię ogarnie niewyobrażalny chaos, a z jakiegoś (sobie tylko wiadomego) powodu kosmita uważa, że po jego propozycji ludzie odrodzą się jako lepsi.

Autor trochę pogrąża cały pomysł obcego finałem książki, bo proponuje jeszcze inne rozwiązanie, które to kosmita dobrze znał. Dlaczego go nie przedstawi Enochowi? Rozwiązanie jest nieco dziwne jak na powieść science-fiction, a ja się muszę przyznać, że nie do końca zrozumiałam w jaki sposób działa owa rzecz. Nie wchodząc w szczegóły napiszę tylko, że Clifford D. Simak łączy w niej elementy science z mistycznymi. W ogóle jak chodzi o działanie kosmicznych przedmiotów i kosmiczną wiedzę, autor poszedł na łatwiznę. W wielu kwestiach obcy nie silą się nawet tłumaczyć Enochowi, co jak funkcjonuje, bo i tak tego nie zrozumie. Nie wątpię w to, że ciężko pojąc wiedzę dużo bardziej rozwiniętej cywilizacji oraz, że Clifford D. Simak chciał podkreślić barbarzyństwo ludzi. Jednak z punktu widzenia czytelnika irytuje mnie to rozwiązanie.

„Stacja pośrednia” to lekka i całkiem przyjemna w czytaniu powieść science-fiction. I na ”lekka” skończyłabym wymienianie plusów. Jest zbyt prosta i naiwna, żeby mnie oczarować. Dochodzi do tego fabuła „posklejana” w dziwny sposób. Brakuje mi tu przyczynowości i celowości wszystkich wątków. Clifford D. Simak zaliczany jest do klasyków science-fiction, a klasyków zawsze warto czytać. Jednak – jak się okazuje – nawet najwięksi mają na swoim koncie przeciętne prace.

1 Clifford D. Simak, „Stacja pośrednia”, przeł. Michał Jakuszewski, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2023, s. 121.

2 Tamże, s. 122.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zuzia się zgubiła" Liane Schneider

"Zuzia się zgubiła" Liane Schneider

Sklep, festyn, czy inne zatłoczone miejsce. Wystarczy chwila, żeby stracić dziecko z oczu. I co teraz? Panika. Dlatego warto opracować wcześniej strategię, co zrobić kiedy dziecko się zgubi. Dzięki temu i ono, i wy będziecie spokojniejsi i szybko się odnajdziecie. Jak poradziła sobie Zuzia i jej mama, bohaterki popularnej serii dla dzieci „Mądra Mysz”? Sprawdźmy to w książeczce „Zuzia się zgubiła”.

Dziewczyny wyruszają na zakupy do centrum handlowego. Muszą wymienić Zuzi garderobę, ponieważ dziewczynka urosła. Najpierw idą po buty. Rozbawiona dziewczynka biega po sklepie przymierzając kolejne pary. Ą łatwo zgubić się w gąszczu półek. Dlatego mama przeprowadza z nią rozmowę. Tłumaczy co powinna zrobić, kiedy znowu straci ja z oczu. Wskazówki szybko się przydają, bo Zuzia nieopatrznie oddala się bez pytania. Gdzie jest mama?

Książka „Zuzia się zgubiła” jest ważna szczególnie z punktu widzenia rodzica. Opisuje dwie istotne sytuacje. Po pierwsze, umówienie się z dzieckiem, co robić, jeżeli się rozdzielicie. Wytłumaczenie do kogo można się zwrócić po pomoc? Po drugie, autorka – Liane Schneider – nie zapomina, że Zuzia zwyczajnie jest jeszcze dzieckiem i może się wystraszyć, wpaść w panikę i zapomnieć o ustaleniach. I tu bardzo rozsądnie reaguje mama małej bohaterki, znajdując rozwiązanie, jak można do niej dotrzeć.

Książki z serii „Mądra Mysz” nie są drogie – zerknęłam na strony popularnych księgarni i było to pomiędzy 5 a 6 złotych – a warto w nie inwestować. „Zuzia się zgubiła” może pomóc wam zaplanować, co zrobić, jeżeli was spotka taka sytuacja, a to ogromnie poprawi bezpieczeństwo wspólnych wyjść. Jest to lektura obowiązkowa.

"Dzika Ziemia. Wierzenia i legendy o dzikich krainach" Claire Cock-Starkey

"Dzika Ziemia. Wierzenia i legendy o dzikich krainach" Claire Cock-Starkey

Ludzie od zawsze próbowali zrozumieć świat. Chcieli jakoś wytłumaczyć istnienie tego co ich otacza. Dlatego powstały mity. Wysokie góry, bezkresne morza, tajemnicze lasy – ludzka wyobraźnia prześcigała się w próbie opisu natury. W publikacji „Dzika ziemia. Wierzenia i legendy o dzikich krainach” otrzymujemy, krótki przegląd folkloru z różnych zakątków świata.

Książkę podzielono na sześć części: „Lasy”, „Morza i oceany”, „Góry”, „Wzgórza i doliny”, „Rzeki i jeziora”, „Mokradła”. W każdej z nich jesteśmy witani podaniem ludowym (czeskim, brazylijskim, maoryskim, portugalskim, irlandzkim, angielskim). Potem autorka opowiada o tym, co najciekawsze w danym temacie. Zazwyczaj zaczyna od opowieści, legend, mitów itd. o powstaniu danego zjawiska przyrody, czyli krótko przytacza historie z różnych stron świata (np. o tym jak powstały rzeki, góry itd.). W kolejnych fragmentach znajdziecie mnóstwo magicznych stworzeń, potężnych bóstw, ale też dowiecie się jakie znaczenie miały rośliny w różnych kulturach.

Książka „Dzika ziemia” jest o tyle ciekawa, że zestawia ze sobą historie ze wszystkich stron świata. Możemy porównać mitologię grecką, słowiańską, japońską, hinduską, maoryską, nordycką germańska, wierzenia Indian z obu Ameryk, czy plemion z Wysp Brytyjskich (mam nadzieję, że niczego nie pominęłam). Trudno mówić tu o kompletności, bo jest to publikacja kierowana do dzieci, jednak ten wycinek jaki oferuje czytelnikom Claire Cock-Starkey jest całkiem fajnym przekrojem folkloru z różnych zakątków Ziemi.

Wydawnictwo Świetlik po raz kolejny zachwyca mnie warstwą graficzną. Poza wspomnianymi podaniami książka składa się z krótkich notek. Autorka dosłownie w kilku zdaniach streszcza legendę, opisuje bóstwo albo jakiś zwyczaj. Każda z takich notek jest dodatkowo zilustrowana. Efekt jest obłędny. Każda strona to zbiór wręcz szalonych rysunków. Samantha Dolan, ilustratorka, wspaniale uchwyciła ogrom ludzkiej wyobraźni.

Jako dziecko byłam zafascynowana szeroko pojętą mitologią. Pamiętam, że przez kilka dni nie mogłam się otrząsnąć, kiedy dowiedziałam się, że w innych kulturach również występuje przypowieść o potopie. Taka książka jak „Dzika Ziemia”, opracowana w ujęciu tematycznym, pozwalająca spojrzeć na podobieństwa i różnice, sprawiłaby, że oszalałabym ze szczęścia. Jest to książka merytoryczna i piękna. Zachęca do zainteresowania się podaniami ludowymi, ale też do obserwacji świata. Bo skąd mogło wziąć się pobliskie wzgórze, albo jaką historię skrywa stare drzewo. Spróbujcie wysilić wyobraźnię.


Książka "Dzika Ziemia" dostępna jest w księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl  Sprawdźcie też inne nowości w ofercie księgarni.


[Egzemplarz recenzencki]

"Kagańce i obroże" Bartłomiej Kurkowski

"Kagańce i obroże" Bartłomiej Kurkowski

Miłośników zwierząt domowych widać na każdym kroku. Nietrudno spotkać sąsiada spacerującego z psem lub wypatrzeć kota dumnie wylegującego się na parapecie. W powieści Bartłomieja Kurkowskiego pt. „Kagańce i obroże” wybucha epidemia uderzająca m.in. w domowe pupile. Padają psy i koty, zarówno te domowe jak i dzikie, ale również króliki i wiewiórki. Naukowcy opracowali nowy gatunek odporny na wirusa, hybrydę zwierzęcia i człowieka. Nazwano go po prostu „pupil”. Pupil ma towarzyszyć człowiekowi tak jak wcześniej pies bądź kot. Czy zajmie pustkę w sercach ludzi opłakujących stratę przyjaciela? Czy będzie pokornie słuchał człowieka? Jak ludzie przyjmą nowe istoty?

Sięgnęłam po „Kagańce i obroże” bo zaintrygował mnie opis. Liczyłam na historię pełną kwestii etycznych zwianych z eksperymentami na komórkach, sztucznym zapłodnieniem i prawami zwierząt. Nie do końca to dostałem, więc jestem lekko rozczarowana, jednak sam koncept wymyślony przez Bartłomieja Kurkowskiego jest na tyle ciekawy, że warto o tej powieści opowiedzieć.

Istotną kwestią dla czytelnika jest to, że autor nie opowiada jednej spójnej historii. Jest tu kilka epizodów rozciągniętych na ok 50 lat po wybuchu epidemii, w których mamy różnych bohaterów, a każda z nich ma zobrazować inny problem związany z pupilami oraz ewolucję ich statusu w społeczeństwie. „Koszty” stworzenia istoty, tresura, różne podejścia ludzi do nich (od niechęci, obrzydzenia do uwielbienia , a nawet pewnego rodzaju zoofilii), wykorzystywanie ich do różnych celów, rzekoma pomoc hycli, którzy odbierają pupile właścicielom nie bacząc na ich uczucia (a przy okazji co nieco użyją), a także rosnące znaczenie pupili na rynku pracy – tak ogólnie można nakreślić tematy kolejnych opowieści.

Dość duży akcent autor kładzie na ostatnią kwestię, czyli bezrobocie. Pupile są tańsi, bardziej posłuszni, bardziej pracowici przez co „zabierają” ludziom miejsca pracy, co prowadzi do niezadowolenia społecznego. Trudno nie dopatrzyć się analogii do imigrantów. I mam tu na myśli zarówno Polaków na obczyźnie, jak i nasze własne podwórko. Co prawda w żadnym przypadku sytuacja nie osiągnęła takiego wymiaru, jak w powieści Bartłomieja Kurkowskiego, jednak słyszy się o różnych incydentach, a także trwa dyskusja o nadawaniu imigrantom pewnych przywilejów.

Najsłabszym elementem książki jest opis samego pupila rodem z filmu klasy B: „Czekanie osładzało mu towarzystwo kelnerki. Uszatki o blond loczkach, szarych, króliczych uszkach i pokrytej makijażem bladej cerze.”1 Te uszka i ogonki przywodzą na myśl seksualne fantazje napędzane obrazem „króliczka Playboy'a”. Bartłomiej Kurkowski mógł się bardziej posrać opisując również inne cechy. Mimochodem wspomina: „Poza nosem uszaci mają wystarczająco dużą przewagę nad ludźmi. Trzeba się nagimnastykować, jeżeli z nimi zadzierasz.”2 Dodajmy więc nieco tych zwierzęcych cech – węch, siła, pazury, zwinność – żeby wyjść poza „mokry sen” i dodać postaciom charakteru.

Moje wątpliwości wzbudza też konieczność stworzenia pupila. Była epidemia i zwierzęta umarły. Świat stoi u progu katastrofy ekologicznej, a wszyscy przejmują się, że nie mogą mieć w domu kotka. Rozumiem, że autor chciał postawić akcent na relacji hybryda-człowiek, jednak samo powstanie nowej istoty mogło zostać lepiej umotywowane. Mam wrażenie, że świat w wizji Bartłomieja Kurkowskiego nie skupia się na istotnych kwestiach.

Język zastosowany w powieści nie jest tym co ja lubię. Jest zbyt wulgarnie. Większość postaci wyraża się wręcz ordynarie i w nie wszystkich przypadkach jest to uzasadnione. Kreujesz osiłka wyrażającego się: „eeee ty, k....”, ok. Jednak odpuść wtedy „normalnym” postaciom. Daj czytelnikowi odpocząć od bluzgów. Wprowadź kogoś na poziomie dla zrównoważania. W przypadku książki „Kagańce i obroże” jest to o tyle łatwe, że bohaterowie się zmieniają. Czytelnik nie musi być katowany przekleństwami.

Bartłomiej Kurkowski mocno skupił się na ewentualnym wyparciu ludzi przez inne, lepsze (?) istoty. Trochę po macoszemu potraktował inne wątki. Taki miał pomysł, taka jest jego wizja popandemicznej rzeczywistości. Jego książka ma swoje wady, jednak gdybym wcześniej wiedziała to co wiem i tak bym ją przeczytała, bo zwyczajnie lubię powieści, w których widać skutki społeczne postępu nauki.

1 Bartłomiej Kurkowski, „Kagańce i obroże”, wyd. Novae Res, Gdynia 2022, s. 78.

2 Tamże, s. 94.


[Egzemplarz recenzencki]

"Gdy emocje biorą górę" Magdalena Gut-Orłowska

"Gdy emocje biorą górę" Magdalena Gut-Orłowska

Zapanowanie nad dziecięcymi emocjami to jedno z trudniejszych wyzwań rodzicielstwa. Złość chcemy jak najszybciej „spacyfikować”. Zazdrość bagatelizujemy. Strachu panicznie się boimy. Specjaliści coraz wyraźniej podkreślają, że z emocjami nie należny walczyć. Ewolucja po coś nas nimi obdarzyła. Szukający porady rodzice słyszą, że w chwili wybuchu przy dziecku należy być, wspierać je i akceptować to co przeżywa. Pytanie tylko, jak to zrobić. Jak empatycznie podejść do toczącego pianę „z pyska” malucha wrzeszczącego na całe miasto, że chce tę zabawkę? Przeczytałam w swoim życiu kilka poradników dla rodziców, więc teorię znam, jednak z praktyką bywa różnie. Znalazłam natomiast książkę, która właśnie pomogła mi w praktyce. Wiadomo, że nie ma konkretnych „patentów na dziecko”, ale Magdalena Gut-Orłowska w książce „Gdy emocje biorą górę” podpowiada, jak można zachować się, aby pomóc dziecku zrozumieć co czuje i sobie z tym radzić.

Zacznijmy od omówienia konstrukcji książki. Każdy z rozdziałów poświęcony jest jednej emocji. Autorka omawia: złość, strach, wstręt, zaskoczenie, smutek, wstyd, zazdrość, radość. Najpierw opowiada o danym uczuciu: po co ono nam?, skąd się bierze?, co może je wywołać? itp. Zachęca nas do zastanowienia się, kiedy my je czujemy i jak je przeżywamy. Polecam poświęcić na to chwilę, bo niezwykle pomaga to wczuć się „w skórę” innej osoby. Dalej mamy przykładowe scenki, czyli najczęstsze sytuacje, w jakich dana emocja się pojawia. Magdalena Gut-Orłowska analizuje je. Tłumaczy co poszło w nich nie tak i co można zrobić lepiej. Proponuje jak zapobiegać oraz jak reagować. Dostajemy też pakiet „zamienników”, czyli bardziej empatycznych komunikatów. Przykładowo: lepiej powiedzieć „Widzę, że się zezłościłeś” niż „Czemu się tak wściekasz?”.1 Warto je przeanalizować i zastanowić się, jaki przekaz niosą. Myślę, że szybko wyczujecie, jaki sposób rozmowy z dzieckiem autorka poleca. Na koniec wspomnieć jeszcze muszę o modelowaniu. Dzieci uczą się przez naśladowanie dorosłych. Magdalena Gut-orłowska do każdej „dziecięcej scenki” dodała „scenkę dorosłą”, czyli to rodzic musi skonfrontować się z własnymi emocjami.

„Gdy emocje biorą górę” to poradnik dedykowany dla opiekunów dzieci w wieku przedszkolnym. Osławione bunty dwu-, trzy-, czy czterolatka sugerują, że to trudny czas. Dzieci uczą się samoregulacji i komunikacji. My uczymy się, jak postępować z naszą pociechą i jak reagować na jej/jego dynamiczny rozwój. O ile łatwo kontrolować tak małe dziecko, to nie możemy zapominać, że ono kiedyś dorośnie i „wyfrunie” spod naszych skrzydeł. Będzie coraz bardziej samodzielne, a im lepiej się poznamy, im silniejszą wieź nawiążemy, tym mocnej zaprocentuje to w przyszłości. Przynajmniej ja w to wierzę.

Po przeczytaniu książki Magdaleny Gut-Orłowskie można dojść do wniosku, iż strategie postępowania w poszczególnych sytuacjach są podobne, zresztą ona sama ma tego pełna świadomość. Jednak opisane scenki i konkretne zwroty podpowiadają nam, jak powinna wyglądać dobra praktyka w różnych sytuacjach. Chociażby rozmowa. Jak przygotować dziecko na wizytę u lekarza, albo na wizytę w sklepie? Zastanówmy się, która z nich jest dla was bardziej potrzebna. Odpowiem, obie. W pierwszym przypadku staramy się niwelować „traumę”, którą może wywołać nieprzyjemne badanie. W drugim, warto ustalić zasady pomagające spokojne zrobić zakupy. I To rozmowa, i to rozmowa, ale obie inne.

Jestem świeżo po przeczytaniu poradnika „Gdy emocje biorą górę”, a już mi pomógł. Dzięki radom Magdaleny Gut-Orłowska wyczułam, jak rozmawiać z moim dzieckiem. Zaledwie wczoraj rozegrała się u nas awantura z kategorii: „Ja chcę iść na dwór. Tam są dzieci”. Niestety takiej możliwości ze względu na porę i inne obowiązki nie było. Moja pięcioletnie córka zagroziła nawet, ze się wyprowadzi, bo jestem niedobra o płaczu i krzyku nie wspomnę. Udało mi się okazać zrozumienie, nazwać emocje córki i zaproponować alternatywne rozwianie (co nie przyszło łatwo). Najbardziej byłam dumna z tego, że udało mi się zachować wewnętrzny spokój. Bez zbędnych nerwów dałam się jej wykrzyczeć i okazałam wsparcie w smutku z powodu zostania w domu. Czułam, że dobrze to zrobiłam. Po wszystkim spędziłyśmy cudowny wieczór. Kiedy emocje opadły wspólnie posprzątałyśmy kuchnię, a potem naśmiałyśmy się przy grze.

Niezwykłe, jak Magdalena Gut-Orłowska dociera do czytelnika przez co jej książka pomaga. Dziękuję za ten poradnik.

1 Magdalena Gut-Orłowska, „Gdy emocje biorą górę”, wyd. Samo sedno, Warszawa 2023, s. 29.

[Egzemplarz recenzencki]

"Włochy południowe. Rzym, Neapol, Bari"

"Włochy południowe. Rzym, Neapol, Bari"

Włochy to popularny kierunek turystycznych eskapad. Kraj znany z temperamentnych ludzi, makaronu i pizzy, ale też przepięknych zabytków architektury, a jego stolica Rzym uznawana jest za jedną z kolebek cywilizacji. Oferta dla odwiedzających jest ogromna. Co wybrać? Na pomoc przybywają nam przewodniki. Jeden z nich, a dokładnie „Włochy południowe. Rzym, Neapol, Bari” z serii „Travelbook” od wydawnictwa Bezdroża, miałam przyjemność ocenić. Oto moja opinia.

Publikacja ta jest kwintesencją tego, czego oczekuję po przewodniku. Nie ma w niej zbędnych wstępów, ozdobników itp. Tylko konkretne informacje i wskazówki. I co prawda ekspertem od włoskiej turystyki nie jestem, ale jest tu tyle wiadomości, że zdziwiłabym się, gdyby temat nie został wyczerpany, albo do wyczerpania się nie zbliżał.

Czego potrzebujemy planując podróż? Kierunek docelowy: tu już ustaliliśmy, że będą to południowe Włochy. Wybieramy termin, a z książki dowiemy się, kiedy najkorzystniej zwiedzać ten kraj. Następnie szukamy noclegu. Autorzy przewodnika sygnalizują, jakie są widełki cenowe i podsyłają portale, gdzie możemy znaleźć lokum w przystępnej kwocie (jednak umówmy się, że Włochy są drogim krajem, więc budżet trzeba dobrze zaplanować). Dalej organizujemy transport i pakowanie – w tych obszarach również znajdziemy kilka przydanych wskazówek.

Przechodzimy do najprzyjemniejszej rzeczy, czyli zwiedzania. Od ilości obiektów można dostać zawrotu głowy. Warto dobrze zapoznać się z zebranym materiałem i zastanowić się, co nas interesuje. Przygotowano dla nas krótkie notki o poszczególnych miejscach, ale również gros zdjęć (które nęcą, żeby zobaczyć te obiekty na żywo), oraz mapek, które niewątpliwie pomogą zaplanować wycieczki.

Przewodnik „Włochy południowe. Rzym, Neapol, Bari” to doskonała publikacja. Jedna książka, która pozwoli nam zapoznać się z ofertą turystyczna regionu i zaplanować wymarzony urlop. Jeżeli nogi ciągną was na południe Europy koniecznie zajrzyjcie do tej książki. To nieocenienie zbiór inspiracji. Po prostu warto ja mieć.


[Egzemplarz recenzencki]

"Bolek i Lolek i piracka przygoda" Justyna Bednarek

"Bolek i Lolek i piracka przygoda" Justyna Bednarek

Ahoj marynarze! Wyruszamy w rejs razem z kultowymi bohaterami bajki da dzieci, Bolkiem i Lolkiem. Podnosimy kotwicę i wypływamy na poszukiwanie rudobrodego pirata Johna Kanaki, który narozrabiał w domku na drzewie chłopców.

Książka „Bolek i Lolek i piracka przygoda” dedykowana jest przedszkolakom. Jak sobie ją przekartkujemy zauważymy duże ilustracje i krótkie fragmenty tekstu, które są charakterystyczne dla publikacji dla dzieci w tym wieku. Natomiast sama opowieść może być dla młodego czytelnika wyzwaniem. Opiera się ona na tym, że chłopcy bawią się z marynarzy. Wyobrażają sobie, że płyną statkiem itp. Problem w tym, że fikcja miesza się z rzeczywistością. Bohaterowie raz są w domku na drzewie, a nagle widzimy ich narysowanych w statku (prawdziwym statku, a nie, przykładowo, w misce). Maluchy mogą mieć problem z „załapaniem”, iż dają nura do wyobraźni Bolka i Lolka, z rozróżnieniem, co wydarzyło się naprawdę.

Książka ma podtytuł „Bajka o odwadze”, a wydawca obiecuje: „Bolek i Lolek pomogą twojemu dziecku w odważnym podejmowaniu codziennych wyzwań.”1 A ja za bardzo nie mam pomysłu, jak mogłabym wykorzystać tę książkę w takim kontekście. Szczerze to widzę historyjkę o dwóch chłopcach, którzy cudownie się bawią. Tak pokonują „złego pirata”, ale takie było założenie zabawy. Nie wiem, jak miałabym ją odnieść to sytuacji, kiedy dziecko boi się iść do przedszkola, lekarza itp., albo wystraszy się czegoś. Nie czuję, że Bolek i Lolek swoim postępowaniem zrobili coś odważnego (będę to pisać do znudzenia – oni wyłącznie się bawili). Przełożenie odwagi bohaterów z bajki na prawdzie życie wydaje mi się, w tym przypadku, zbyt abstrakcyjne.

„Bolek i Lolek i piracka przygoda” to publikacja nie łatwa w odbiorze, ale my się wyzwań nie boimy. Do tego moja córka lubi morskie motywy i po zobaczeniu książeczki zawołała: „Wow, to jest o piratach”. Dlatego potraktujemy jej czytanie rozrywkowo. Jeżeli wyniknie z niego rozmowa o odwadze, to fajnie. A jak nie, też dobrze. Nie będę na siłę wyciągała z niej czegoś, czego nie widzę.

1 Justyna Bednarek, „Bolek i Lolek i piracka przygoda. Bajka o odwadze”, wyd. Znak emotikon, Kraków 2023, okładka.

W serii "Rosnę z Bolkiem i Lolkiem" do tej pory ukazały się:

"Bolek i Lolek i piracka przygoda. Bajka o odwadze"

"Bolek i Lolek szukają skarbu. Bajka o wychodzeniu z tarapatów"

"Bolek i Lolek i zaczarowana lokomotywa. Bajka o kreatywności"

[Egzemplarz recenzencki]

"Oczy małej dziewczynki" Kamila Cudnik

"Oczy małej dziewczynki" Kamila Cudnik

Twierdza Toruń dalej nie jest bezpiecznym miejscem. Ginie kolejna osoba. Tym razem sytuacja jest wyjątkowo dramatyczna, bo jest to dziecko – dwunastoletnia Julia, córka zamordowanej Idy Witt. Jej opiekunowie załamują ręce. Po dziewczynce nie ma śladu. W tym samym czasie z aresztu wychodzi Hans Rutz, sprawujący pieczę nad zaginioną. Staje się jednym z podejrzanych. Podobno brak ciała to dobre wieści, ale to właśnie Hans dokonuje strasznego odkrycia. Co przydarzyło się małej Julii?

„Oczy małej dziewczynki” to zwieńczenie „Trylogii toruńskiej” autorstwa Kamili Cudnik. Chciałoby się powiedzieć cyklu o charakterze retro kryminału, jednak to za mało. W pierwszym tomie „W cieniu twierdzy” wątki kryminalne „idą krok w krok” z obyczajowymi. Natomiast część druga „Rytuał” jest zdecydowanie bardziej mroczna. Ów mrok, który nota bene świetnie „robi” temu cyklowi, Kamila Cudnik utrzymuje w finale. Autorka zaserwowała nam powieść spokojną acz duszną. Co prawda fabuła nie jest pełna zwrotów akcji. Za to Kamila Cudnik niczym wytrawny wędkarz łapie nas i miarowo wciąga żyłkę. Nie mamy drogi odwrotu.

Wątek kryminalny nie jest pozornie skomplikowany, jednak dodać do niego musimy dużo postaci, przez co do zbadania mamy wiele motywów. A bohaterowie są wspaniale wykreowani. Mamy tu przekrój różnych warstw społecznych, wartości, emocji, słabości. Postacie z „Trylogii toruńskiej” są różnorodne, a przy tym „jak żywe”. Jestem pod wrażeniem pomysłowości oraz warsztatu autorki. To nie jest łatwe opisać tyle różnorodnych person.

Kamila Cudnik zadbała również o tło obyczajowe. Mamy 1905 rok. Toruń znajduje się pod zaborem pruskim. Niemieccy urzędnicy, dążenia niepodległościowe Polaków – to musiało się znaleźć w tego typu książce. Autorka również sprawnie wplotła wątek antysemicki i emancypacyjny. Zadbała, aby powieść była kompletna i oddała ducha tamtych czasów.

Powieść prosta acz złożona. To tak można? Okazuje się, że tak. Kamila Cudnik napisała książkę wielowątkową, w której każdy z bohaterów jest ważny. Oparła ją na motywie zagnicia dziecka, który spaja fabułę i pcha ją do przodu, a wzbogaciła dopracowanym tłem i wątkami obyczajowymi. To, że żaden element nie przysłania innych, to jak pięknie to wszystko się komponuje to prawdziwy majstersztyk. Myślę, że zarówno miłośnicy kryminałów retro, jak i powieści historycznych będą usatysfakcjonowani.


[Egzemplarz recenzencki]

"Latawiec" Izabella Agaczewska

"Latawiec" Izabella Agaczewska

Kornel, bohater powieści dla dzieci pt. „Latawiec” właśnie przeprowadza się do nowego mieszkania. Przepiękny wymarzony pokój skutecznie odgania niepokoje związane przeprowadzką. Chłopiec również szybko znajduje kolegów. Wszystko jest cudownie, aż nadchodzi noc. Wtedy rozlega się okropne wycie. Wycie potwora. Co robić? Rodzice zainwestowali mnóstwo pieniędzy w nowe mieszkanie, a nie da się w nim mieszkać. Kornel wraz z kolegami postanawia rozwikłać zagadkę niepokojących odgłosów. Chłopcy nawet nie przypuszczają, że rozwiązanie jej wniesie nową jakość w ich życie.

Izabella Agaczewska, poza tym, że pisze książki, pracuje z dzieci z niepełnosprawnością. Ma piękną misję oswajać ludzi z przypadłościami swoich podopiecznych i robi to w urzekający sposób. Taki jest między innymi cel powieści „Latawiec”. Znajdziemy w niej grupę wspaniałych bohaterów. Dobrych, wrażliwych dzieciaków, których ciekawość doprowadziła do zrodzenia się niezwykłej przyjaźni.

Przede wszystkim autorka rewelacyjnie skonstruowała tę powieść. Zaczęła od zagadki. Chłopaki kombinują, jak dowiedzieć się, co skrywają tajemnicze drzwi i dlaczego ktoś za nimi tak okrutnie płacze. Mają lepsze i gorsze pomysły, ale dzięki nim czytelnik jest zaintrygowany i kibicuje bohaterom, bo też pragnie poznać przyczynę hałasów. Kiedy już wiemy co i jak następuje krótka sielanka, która prowadzi nas do dramatycznego „plot twista”, a bohaterów wpędza w poważne tarapaty. Mamy wrażenie, że sytuacja jest beznadziejna, ale kontynuujemy czytanie z nadzieję, że autorka znajdzie sposób, aby doprowadzić sprawy szczęśliwie do końca.

Pierwsza część „Latawca” jest intrygująca, a druga wzruszająca. Izabella Agaczewska stworzyła bohaterów, którzy mi zaimponowali tym jak walczyli o przyjaźń. I chyba muszę to dodać: o przyjaźń z chłopcem, który, teoretycznie, niewiele miał do zaoferowania energicznym dziesięciolatkom. Z chłopcem przykutym do wózka inwalidzkiego, mającym bardzo ograniczone możliwości komunikacji, ale pragnącym cieszyć się życiem. Oczarował on tak nowych kolegów, że ci poruszyli niebo i ziemię, aby móc wspólnie z nim spędzać czas. Pomyślcie przez chwilę o swoich przyjaciołach. Przypomnijcie sobie moment, w którym się poznaliście. Co was urzekło w tych osobach, że stały się wam tak bliskie? Ile jesteście w stanie dla nich zrobić?

Nie jestem „łowcą patronatów”, ale kiedy dostaję tekst, który czytam z wypiekami na twarzy i „ryczę jak bóbr” nie mogę odmówić. Dlatego „przybiłam” „Latawcowi” moją rekomendację. Ludzie niepełnosprawni bywają niewidzialni. Skryci pod szczelnym parasolem ochronnym rozpostartym przez opiekunów, którzy chcą chronić ich przed ciekawskimi spojrzeniami, złośliwymi komentarzami, albo zwyczajnie nie mają siły organizować im atrakcji po dniach pełnych wizyt u lekarzy czy rehabilitacji. Izabella Agaczewska napisała wzruszająca książkę, która przywraca wiarę w ludzi, a niepełnosprawność fizyczna nie równa się niej niepełnosprawności towarzyskiej.

Książka "Latawiec" dostępna jest na portalu Samowydawcy.pl

[Egzemplarz recenzencki]

"Emilka i potwory z legend" Kamila Stokowska

"Emilka i potwory z legend" Kamila Stokowska

Porozmawiajmy o potworach. Jak to z nimi jest? Klasyk mawiał: „Istnieją, czy nie istnieją? Oto jest pytanie.”, czy jakoś tak. Tytułowa bohaterka książki Kamili Stokowskiej, „Emilka i potwory z legend” spiera się o to z tatą. Rodzic stanowczo twierdzi, że potwory nie istnieją, jednak dziewczynka ma co do tego wątpliwości. Wszak w każdej legendzie jest „ziarnko prawdy”.

Książka zatytułowana jest „Emilka i potwory z legend”, jednak do tych legend nie przykładałabym zbyt dużej wagi. Autorka raczej wspomina o kilku niesamowitych istotach (Bazyliszku, Warszawskiej Syrence, Lubelskim Żmiju, Smoku Wawelskim),ale nie przybliża opowieści o nich. Młodzi czytelnicy zachęcani są do samodzielnego odkrywania. Brzmi to dziwnie, ale seria „Ziarenka piasku”, w której wydana została książka, ma za zadanie właśnie aktywizować dziecko. Do bajki dodany został pakiet zadań mających pobudzić ciekawość i kreatywność. Przykładowo, musimy sami poszukać informacji o jakimś potworze, próbować narysować jakąś postać z bajki, albo wymyślić własną legendę. Zadania są perfekcyjnie dopasowane do partii tekstu, jednak ja rekomenduję najpierw przeczytanie bajki, a potem wracanie do danych fragmentów i podjęcia wyzwań.

Wróćmy do treści. Dużo ryzykowałam zamawiając „Emilkę i potwory z legend”. Mamy książeczkę o planetach z tą bohaterką i córka chętnie do niej sięga. Z drugiej strony było ryzyko, że dziecko me wystraszy się stworka z okładki i odmówi czytania. M. weszła w ten wiek, iż twierdzi, że potwory mogą czaić się wszędzie. Jak się zafiksuje to w „biały dzień” sama do toalety nie pójdzie. I ja na te jej lęki proponuję „terapię szokową”, bajkę o potworach? Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Emilka ma okazję skonfrontować się z prawdziwym potworem, a czytelnik jej w tym towarzyszy. Jaki on jest? Biorąc pod uwagę, że dzieciaczki raczej tej recenzji nie przeczytają, zdradzę, że to całkiem sympatyczny stwór, który opowie dlaczego potwory nie mają czasu straszyć. Podobną technikę zastosowała mama z animacji „Barbapapa i rodzinka”, która opowiedziała dzieciom, iż potwory istnieją, ale boją się ludzi (tak w wielkim skrócie). Myślę, że taka technika jest dużo lepsza niż powtarzanie (do znudzenie), że potwory nie istnieją. Pomaga on skonfrontować się ze strachem, zmienić jego kształt, uzmysłowić sobie, że to my sami go kreujemy.

Moja córka kazała mi przekazać wam, ze „Emilka i potwory z legend” to ładnie napisana bajka. Jest fenomenem, że dziecko, które boi się potworów, chce ją czytać i to przed snem. Dla mnie to jasny znak, że dziecko ma siłę walczyć ze strachem, ale także wiem, że wybrana metoda jest skuteczna. M. przynosi książeczkę sama. Słucha bajki z uśmiechem i chce o niej rozmawiać. Jest nią oczarowana.


[Egzemplarz recenzencki]

"Wojowniczki, boginie, księżniczki. Historie kobiet Dubaju" Kinga Jesman

"Wojowniczki, boginie, księżniczki. Historie kobiet Dubaju" Kinga Jesman

Dubaj – metropolia z prawdziwego zdarzenia, mieszanka ludzi gnających za dobrobytem. Mieszka tam pewna Polka, Kinga Jesman. Znalazła tam miłość i ułożyła sobie życie. Poznał tez wiele kobiet i ich historie, które zainspirowały ją do napisania książki „Wojowniczki, boginie, księżniczki. Historie kobiet Dubaju”.

Przyzwyczajeni jesteśmy, że opowieści o Muzułmankach nas szokują, że są pełna bólu, przemocy upokorzenia. Książka napisana przez Kingę Jesman nie jest tendencyjna i jest to jej największym atutem. Bohaterki „Wojowniczek...” są różnego pochodzenia (Jemenka, Egipcjanka, Zambijka, Europejka, Filipinka i in.), mają różne doświadczenia i wyznają różne wartości, jednak wszystkie w związały się z kulturą Arabską. Kinga Jesman nie ocenia ani ich, tego jak je wychowano, tego czego doświadczyły, tego o czym marzą. Opisuje je trochę „na zimno” przyznając, że nie każde z zachowań jest dla niej zrozumiałe, ale nie twierdzi, że jej kultura jest lepsza. Chce podkreślić różnorodność. Dobrym przykładem będzie tu historia Altruistycznej Emiratki. Na początku opowieści odnosimy wrażenie, że autorka nie przepada za jej mężem. Krytykuje chociażby to, że mężczyzna nie ma skrupułów korzystać z pieniędzy żony, że nigdy nie widziała, żeby za coś płacił. Sugeruje, że ją wykorzystuje. Po czym opisuje ile ta para dała sobie nawzajem, ile przeszła i jak bardzo się kochają.

Przy okazji opowiadania o poznanych kobietach, Kinga Jesman przedstawia Dubaj i realia życia w tym miejscu. Przykładowo, zanim poznamy Arabską Wojowniczkę, dowiemy się, jak wygląda szukanie pracy w tym mieście. Momentami miałam wrażenie, że to właśnie Dubaj, a nie poznane kobiety, miał być tematem tej książki, że to nim autorka jest zafascynowana. Jeżeli tak, to Kinga Jesman wybrała bardzo ciekawą perspektywę – Dubaj oczami kobiet rożnych kultur, charakterów, majętności itd.

Czy zwróciliście uwagę, że każda z bohaterek dostała swój przydomek? Kolejne rozdziały witają nas grafiką przedstawiającą daną postać. Kinga Jesman nie podaje ich imion, a posługuje się owymi „ksywkami”. Rozbudza to wyobraźnię. Zanim przystąpimy do czytania, próbujemy zobrazować sobie daną panią. Czy nadane przydomki są trafne? Nie znam bohaterek osobiście, więc opieram się na relacji Kingi Jesman, a z nich nie zawsze wyłania się dla mnie postać pasująca do tytułu rozdziału. Czy zawinił warsztat autorki, która niedostatecznie uwypukliła pożądane cechy, czy to moja rozbuchana wyobraźnia za dużo oczekiwała? Ciężko to ocenić.

„Wojowniczki, boginie, księżniczki” przeczytałam w jeden wieczór. Książka nie jest długa, a do tego napisana została prostym językiem. Co prawda reportaż nie wymaga specjalnych zabiegów literackich, jednak nieco finezji nigdy nie zaszkodzi.

„Różnice kulturowe potrafią być ogromne i nawet osoby uchodzące za światłe w swoim otoczeniu będą gubić się w realiach innych nacji”1 My, Europejczycy, przekreśliliśmy Arabów, okrzykując ich fanatykami nieszanującymi nikogo, a kobiet w szczególności. Zaprzeczyć, iż prawa kobiet tam nie istnieją nie sposób, jednak nie można patrzeć na kulturę przez własne wartości. Pewnie nas zszokuje głos kobiety światłej, majętnej, aktywnej zawodowo, która mówi, że nie poślubiłaby Europejczyka, bo oni maja wygórowane wymagania wobec żony, a Muzułmanin o żonę dba. Dubaj, jaki opisuje Kinga Jesman w swojej książce, jest zbiorem różnych ludzi, którzy wspólnie koegzystują tworząc inną jakość relacji między ludzkich. O tym miejscu i o tych relacjach przeczytamy w „Wojowniczkach, boginiach, księżniczkach”.

1 Kinga Jesman, „Wojowniczki, boginie, księżniczki. Historie kobiet Dubaju”, wyd. Editio, Gliwice 2023, s. 165.


[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger