"Atlas zwierząt. Przewodnik po zagrożonych gatunkach" Tom Jackson

"Atlas zwierząt. Przewodnik po zagrożonych gatunkach" Tom Jackson

Na trudny temat rzucił się Tom Jackson, autor m.in. „Atlasu dinozaurów” czy „Atlasu kosmosu”, ale dziś nie o nich. Jedna z jego publikacji nazywa się „Atlas zwierząt. Przewodnik po zagrożonych gatunkach”. Zostajemy zaproszeni do wyprawy dookoła świata. Odwiedzimy różne regiony, środowiska i popatrzymy na nie pod kątem problemów z jakimi się zmagają i gatunków, których z roku na rok jest coraz mniej. Co to w ogóle znaczy „zagrożony gatunek”? Dlaczego stało się tak, że niektóre zwierzęta wyginęły, albo są temu bliskie? Czy można je jeszcze uratować? Jak działalność człowieka wpływa na środowisko? To są główne tematy, jakie poruszono w tej książce.

W naszej biblioteczce jest mnóstwo książek o zwierzętach, ale tą przeglądałam ze szczególną ciekawością. Po pierwsze, spodobał mi się podział na regiony, który pięknie pokazuje i różnorodność gatunków, i to, że żaden skrawek Ziemi nie jest wolny od ekoproblemów. Po drugie, wiele zwierząt, jakie przedstawiono w tej publikacji jest mało znanych. A nawet kiedy wydaje nam się, że to tylko żółw, za chwilę dociera do nas, że to tylko jeden z wielu gatunków żółwi. Że ten żółw jest inny, wyjątkowy. I po raz kolejny wracamy do tematu bioróżnorodności., którą to autor pięknie pokazuje, ale też akcentuje to, iż jest zagrożona.

„Atlas zwierząt. Przewodnik po zagrożonych gatunkach” to bardzo ciekawa książka. Co prawda kierowana do dzieci, jednak wspaniale pokazująca, jaka „barwna” jest przyroda, a także, że warto o te „kolory” walczyć. Że każdy gatunek jest jedyny w swoim rodzaju, jest piękny i ważny. Że warto o niego dbać.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tajemnica kościotrupa" Pascal Prévot

"Tajemnica kościotrupa" Pascal Prévot

Są takie zadania, które przerastają nawet mistrza dedukcji, Sherlocka Holmesa. Co prawda on sam twierdzi, że miał poważniejsze sprawy, niż szukanie jakiegoś kościotrupa, ale my swoje wiemy. Na szczęście rośnie nowe pokolenie bystrzaków. Może oni dadzą radę rozwikłać tajemnicę pewnego zamku i szkieletu, który się ukazuje w jego murach? Przekonają się o tym ci, którzy sięgną po książkę „Tajemnica kościotrupa”.

Wszystko zaczyna się od artykułu w gazecie, który zaintrygował Małego Sherlocka. Odszukuje wskazówkę, na którą lata temu natknął się jego ojciec i – z pomocą przyjaciół – metodycznie zbiera kolejne. A czytelnicy im w tym pomagają. Tak. Bo cykl „Mały Sherlock” jest naszpikowany zadaniami dla czytelników właśnie. Jaka drogą najłatwiej dostać się do zamku, co oznaczają mętne wskazówki, jak je odczytać? Będziemy musieli zmierzyć się z tymi wyzwaniami razem z bohaterami książki.

Owe wyzwania logiczne są fajnymi przerywnikami fabuły. Czytelnik może poczuć się niczym prawdziwy Sherlock Holmes, który dokładnie analizuje otocznie. Patrzy, słucha i wyciąga wnioski. Z jednej strony to postacie z książki rozwiązują sprawę, ale tak na prawdę to ty – bądź twoje dziecko – to robicie, skupiając się na odpowiedziach na pytania postawione przez jej autora.

„Tajemnica kościotrupa” okazała się prostym zdaniem. Junior zaskoczył mnie, bo spojrzał na okładkę i już znał odpowiedź, co nie przeszkodziło nam w poznaniu tej historii. I nie jest ona taka mroczna, jak mogłoby się wydawać. Na pewno jest wyzwaniem dla Gucia, wyjątkowo strachliwego przyjaciela Małego Sherlocka. Puste zamczysko, hulający wiatr, opuszczone cmentarzysko i wizja spotkania kościotrupa mogą przerazić. Jednak bohaterowie nie wierzą w duchy. Są skupieni na zadaniu i znalezieniu racjonalnego wyjaśnienia i my też w to wierzymy. Wiemy, że w tym zamku nic złego nam nie grozi.

„Czytam i prowadzę śledztwo”1 - takie hasło widnieje na okładce prezentowanej książki i ono świetnie oddaje jej charakter. Bo właśnie na tym polega zabawa, żebyśmy podjęli wyzwanie i sami rozwikłali sprawę. Autor nam nieco to ułatwia kolejnymi zadaniami, a ich rozwiązywanie daje ogromną satysfakcję.

Więcej tytułów z tego cyklu znajdziecie na stronie wydawcy.

1 Pascal Prevot, „Tajemnica kościotrupa”, tłum. Małgorzata Ewa Skibińska, wyd. MD-Creative, 2024, okładka.

[Egzemplarz recenzencki]

Gra "Nie mów TAK, nie mów NIE"

Gra "Nie mów TAK, nie mów NIE"

Jaką pomysłową grę mam przyjemność dziś wam zaprezentować. Nazywa się „Nie mów ta, nie mów nie” i już po tytule można domyślić się, jakie wyzwanie nas czeka. W zestawie znajdziemy dwa zestawy kart z pytaniami. Są one tak sformułowane, że „Tak” i „Nie” wręcz cisną się na usta. Potrzeba dużej samokontroli i wyobraźni, żeby na nie inaczej odpowiedzieć, bo zbyt długo też nie można się zastanawiać.

Dlaczego stworzono dwa zestawy kart? Mamy do wyboru wariant łatwiejszy („Dla dzieci”) i trudniejszy („Dla dorosłych”). Pozwolę sobie przytoczyć kilka pytań, co pozwoli wam lepiej wyobrazić sobie rozgrywkę.

Opcja łatwiejsza: „Czy teraz pada?”, „Wiesz, jaka pogoda będzie jutro?”, „Myślisz, że będzie słonecznie?”

Opcja trudniejsza: „Powtarzaj za mną: latanie, prasowanie, masowanie, nie!”, „Powiedziałeś NIE?”, „Właśnie, że tak. Powiedziałeś NIE”.

Do tego w zestawie znajdziemy planszę i pionki, co wprowadza element rywalizacji. A także dzwonek , w który uderzamy, kiedy ktoś udzieli zakazanej odpowiedzi. Szczegółowe zasadny zdobywania punktów, a także pomysł na wersję podróżną gry - w której używamy wyłącznie kart – znajdziemy w instrukcji.

Zgodnie z informacjami na opakowaniu, gra przeznaczona jest dla 2 do 6 graczy w wieku powyżej 7 lat. Moja siedmioletnia córka podjęła wyzwanie i jest zachwycona. Stwierdziła, że nie jest to łatwa gra, ale spodobało jej się wyszukiwanie alternatywnych odpowiedzi. Pozwoliłam jej chwilę dłużej się zastanowić i przyznam, że nie „zaliczyła skuchy”.

W „Nie mów tak, nie mów nie” można grać z dziećmi, ze znajomymi i w podróży. Kilka wariantów gry jest jej ogromnym atutem. Sprawia, że jest to uniwersalny produkt. Pomysł na rozgrywkę jest prosty, ale ciekawy. Gra wymaga zastanowienia się, kreatywności, koncentracji. Nam się bardzo podoba. Konieczność wyjścia do szkoły przerwała nam dziś rozgrywkę, ale jestem pewna, że M. będzie chciała ją kontynuować po lekcjach.


Na koniec zostawiam dwa linki. Po pierwsze, do rolki na Instagramie, gdzie możecie zobaczyć kawałek rozgrywki. Po drugie, na stronę wydawcy, gdzie znajdziecie szczegółowe informacje na temat gry.

[Współpraca] 

Pierwsze klocki Juniora

Pierwsze klocki Juniora

Prezent na drugie urodziny? Pamiętam, że M. dostała świetną drewnianą kuchnię, przy której spędzała mnóstwo czasu, natomiast Junior drewniane klocki. Czyżbyśmy mieli sentyment do drewna? Być może. Kuchni niestety wam nie pokaże, bo intensywnie użytkowana przez dwójkę dzieci dokonała żywota, ale klocki maja się całkiem dobrze, więc dziś krótko o dziecięcym budowaniu.

Dyskusje, jaki zestaw wybrać trwały długo. Mi bardzo podobały się klocki imitujące domki, jednak ostatecznie postawiliśmy na te najprostsze, klasyczne (zestaw 100 elementów marki Melissa & Doug). I to był dobry wybór bo dają ogrom możliwości. Z kilku prostych figur można wyczarować dom, garaż, most, a nawet żyrafę. Dodatkowe detale nie psują nam pomysłu.

Takie klocki wspaniale rozwijają wyobraźnię i precyzję. Dla malucha zbudowanie wieży – a tylko duża wieża wchodzi w grę – to nie lada wyzwanie. Jak ustawić klocki, aby ta się nie przewróciła? Trzeba to zrobić ostrożnie i dokładnie.

Ponieważ blogger nie wyświetla rolek zapraszam was na Instagram, gdzie publikuję mały pokaz budowli ze wspomnianych klocków. A wy podzielcie się w komentarzach, co jeszcze może być dobrym prezentem dla malucha.

"Uwierz w siebie Pinku!" Urszula Młodnicka

"Uwierz w siebie Pinku!" Urszula Młodnicka

Bardzo bym chciała potrafić prowadzić wspierające rozmowy z moimi dziećmi. Rozmowy pomagające im uwierzyć w siebie, zaobserwować mocne strony, ale też słabości. Rozmowy, po których będą wiedziały, że są cudowne takimi jakie są. Staram się, aczkolwiek czasami brakuje mi wiedzy, cierpliwości, wyczucia, albo – jak to się modnie mówi – zasobów. Na szczęście są książki. Cudowne książki dla dzieci, jak np. „Uwierz w sobie Pinku!” autorstwa Urszuli Młodnickiej – które pokazują nam jak to zrobić. Możemy po nie sięgnąć we właściwym czasie, przytulić dziecko i poczytać. Odnieść tę opowieść do jego dnia. Pożyczyć słowa rodziców Pinka, aby w pozytywny sposób wpłynąć na samoocenę i motywację swojego dziecka.

Na początku należy zaznaczyć, że opowiadania zawarte w tej książce mają formę dialogów, gównie Pinka z mamą, ale też z tatą. To nie jest przygoda, a omówienie pewnych sytuacji, które trapią głównego bohatera. Mój młodszy syn, zachęcony ładnymi ilustracjami, bardzo chciał przeczytać tę książkę, ale po trzech historiach stwierdził, że to nudne. I to w żadnej mierze nie dyskredytuje tej publikacji. Po prostu te opowiadania i ich przesłanie były oderwane od jego doświadczeń. Dlatego polecam, aby rodzic najpierw zapoznał się z treścią książki i sięgał po nią, kiedy pojawi się jakiś punkt zaczepienia, np. kiedy dziecko nie może się zmotywować do zrobienia pracy domowej, kiedy umniejsza swoje sukcesy, kiedy nie może się skoncentrować na zadaniu, kiedy ma słabszy dzień, albo wyzwanie je przerasta, kiedy mierzy się z porażką.

Bo język publikacji jest wspaniały. Być może nieco „złotomyślowy”, ale w stopniu „zjadliwym” dla czytelników. Mama/tata Pinka umiejętnie prowadzą rozmowę, często zaskakując synka przyznając mu rację, albo naprowadzając go na pewne wnioski. Oni mu nie mówią: „jesteś wspaniały”, a sprawiają, że on sam na to wpada, a dzięki temu w to wierzy. Po każdy opowiadaniu znajdziemy ćwiczenia, które pomogą dziecku wprowadzić życie pewne techniki samoakceptacji, uważności, motywowania się, czy planowania. Proste ćwiczenia, dzięki którym treść książki zostanie wykorzystana w praktyce.

Warto mieć takie książki pod ręką. To ogromne wsparcie po ciężkim dniu. Już samo wspólne czytanie jest ukojeniem dla dziecka. Wtulone w bezpieczne ramiona rodzica i wsłuchane w jego głos może odetchnąć i zapanować nad myślami. Do tego wspierająca treść bajki. W tak prosty sposób możecie zrobić dla swojej pociechy coś wspaniałego.

[Egzemplarz recenzencki]

"Na skrzydłach wyobraźni. Walka człowieka i ewolucji z grawitacją" Richard Dawkins

"Na skrzydłach wyobraźni. Walka człowieka i ewolucji z grawitacją" Richard Dawkins

„Latać każdy może, jeden lepiej, a drugi gorzej...” Ej, chyba tym razem coś pokręciłam. No bo taka krowa – przykładowo – nie lata. Człowiek raczej też nie. Chociaż ten ostatni jest bardzo zdeterminowany, aby pokonać grawitację. W toku dziejów możemy znaleźć pomysłowe postacie, które miały naprawdę odlotowe pomysły, jak wznieść się w powietrze. O lataniu opowiada Richard Dawkins, popularyzator nauki, w swojej książce „Na skrzydłach wyobraźni. Walka człowieka i ewolucji z grawitacją”. I to jak opowiada, moi drodzy.

Autor omawia latanie w dwóch aspektach biologicznym (tudzież ewolucyjnym) i technologicznym. Dlaczego niektóre gatunki zawojowały przestworza, a inne z tego zrezygnowały. Co tak naprawdę dają skrzydła, a w czym przeszkadzają? I wreszcie wizjonerzy, czyli jak ludzie kombinowali, aby oderwać się od ziemi. Dlaczego pewne pomysły były skazane na porażkę? Co było krokiem milowym w walce człowieka z grawitacją?

Richard Dawkins czaruje stylem. Jego wykład jest po prostu fascynujący. Merytoryczny, a przy tym pełen ciekawostek, lekko filozoficznych rozważań, a to wszystko przetkane cudownym poczuciem humoru. Nie nazwałabym sobie pasjonatką biologii i, teorii ewolucji, a tym bardziej technologii czy mechaniki. Ja po prostu lubię dobre książki popularnonaukowe – szczególnie te pięknie wydane – i dokładnie to dostałam. Bardzo przyjemną rozprawę, która otworzyła mi oczy na pewne zagadnienia, poszerzyła moją wiedzę, a przede wszystkim okazała się arcyciekawą lekturą.

Kocham takie książki. Dzięki nim przekonuję się, że i natura, i nauka są fantastyczne. Dzięki takim osobom jak Richard Dawkins chcę czytać, chcę się dowiadywać, bo wiedzę, że to nie jest wcale skomplikowane. Po prostu staje się żądna wiedzy. A ta wiedza jest na wyciągniecie ręki.

[Egzemplarz recenzencki]

"Kosmos" książka z zadaniami i naklejkami

"Kosmos" książka z zadaniami i naklejkami

Dzisiaj pobawimy się w kosmicznej scenerii. Będziemy odczytywać ukryte wiadomości, rysować ufoludki i rakiety, kluczyć pomiędzy planetami liczyć gwiazdy, meteory i galaktyki, ścigać się w kosmicznych statkach, a także poznamy mnóstwo przybyszów z kosmosu, zagramy w kosmiczną grę i zrobimy fantastyczne zawieszki. Kiedy zrobi się ciemno specjalne naklejki zaświecą się niczym gwiazdy. A to wszystko dzięki publikacji „Kosmos”, która jest pełna ćwiczeń i wyzwań dla dzieci.

Co należy podkreślić, to nie jest książka o kosmosie, a w kosmicznej konwencji. Stąd nie dowiemy się, czym są meteory, albo jakie mamy planety. Tu różne kosmiczne atrybuty posłużą nam do rozwoju umiejętności motorycznych, spostrzegawczości, czytania, pisania czy liczenia. Do nauki zachęcą nas wesołe ufoludki i dzielni astronauci. Jeśli trafimy do labiryntu labirynt to między planetami. Jeśli będzie trzeba coś policzyć, to zapewne pozaziemskie obiekty. A kiedy przyjdzie nam coś pokolorować, to będzie to kosmiczna kolorowanka.

Dodatkowe atrakcje to świecące w ciemności naklejki – dodam, że porządne, grube naklejki – oraz tzw. wypychanki. Dzięki tym ostatnim będziemy mogli zrobić kosmiczne dekoracje, albo zagrać w „Kółko i krzyżyk”, ale na gwiazdy i planety.

Jak dzieciaki przyjęły tę publikację? Podoba im się kosmiczna otoczka. Jest kolorowo sympatycznie, a niecodzienne ufoludki zachęcają do niekonwencjonalnego podejścia w rozwiązywaniu zadań. Jest tu jakaś nuta szaleństwa. Poziom zadań jest zróżnicowany. Cześć z nich, jak np. wyszukiwanie na rysunku udało mi się zrobić z synem, który ma niespełna 3 lata, jednak nie oszukujmy się, że najlepiej odnajdą się w tej książce starsze dzieci, ok. 5 lat.

Myślę, że taka tematyczna książka z łamigłówkami to strzał w dziesiątkę. Dzieciaki eksplorują do granic możliwości tematy, które je interesują, ulubione akcenty mogą sprawić, że nauka jest dużo ciekawsza i przyjemniejsza. Ode mnie plus za różnorodność zadań, dzięki czemu można tu ćwiczyć różne obszary. Polecam.

"Misja T-rex" Pascal Prévot

"Misja T-rex" Pascal Prévot

Kim jest mały Sherlock? Idąc drogą dedukcji można by powiedzieć, że to syn starego Sherlocka. Ci, którzy tak pomyśleli, mają rację. Jednak kiedy zapiszemy ten przydomek nieco inaczej – w ten sposób: „Mały Sherlock” - będziemy mieli tytuł jednego z cyklów dla dzieci wydanego w ramach „Klubu detektywów” od wydawnictwa MD-Creative. Co wyróżnia te książki? To iż czytelnik aktywnie rozwiązuje zadanie wraz z detektywami. Znajdziemy tu wyróżnione pytania, na które możemy spróbować odpowiedzieć, a ich rozwiązania są w dalszej części opowieści. Jak to wygląda w praktyce? Spróbuje wam wyjaśnić na przykładzie jednej z części tego cyklu pt. „Misja T-rex”.

Bohaterowie książki odwiedzają Muzeum Historii Naturalnej. Tam oglądają m.in. szkielet tyranozaura. Już tutaj czeka na nas pierwsze zadanie, bo szkielet jest niekompletny. Stop. „Zagadka 1. Jakich trzech elementów brakuje w szkielecie T-rexa?”1 Wytężamy oczy i zastawiamy się, co nam nie pasuje w tym eksponacie. Co jest inne? Oczywiście robią to też bohaterowie książki i jeśli nie wpadniemy na odpowiedź oni nam ją podsuną. Jak możemy się domyślić, ktoś wpadnie na pomysł, aby odszukać brakujące elementy. Kolejne zadania doprowadzą nas do nich, a także doświadczymy, co to znaczy noc w muzeum.

Bardzo podoba mi się formuła tej książki. Zadania zostały wyodrębnione w taki sposób, że nie burzą toku opowieści. Odpowiedzi nie są oczywiste. Trzeba chwilę pogłówkować. Przy odrobinie chęci dziecko w wieku wczesnoszkolnym powinno dać radę je rozwiązać. Młody czytelnik staje się częścią tej historii. Czuje jakby miał moc sprawczą. Chyba właśnie na tym powinno polegać aktywne czytanie.

Na stronie wydawcy znajdziecie więcej tytułów, jakie ukazały się w ramach tego cyklu. Chociaż muszę przyznać, że właśnie ten - „Misja T-rex” - najbardziej zainteresował moje dzieci. Dlaczego? Bo są tu dinozaury. Już przedszkolaki są zafascynowane wielkimi gadami i, patrząc na pociechy moje i znajomych, ta fascynacja długo się utrzymuje. Dinozaury i kryminalna zagadka, którą rozwiązuje się wspólnie z bohaterami książki – to musi zostać dobrze przyjęte.

1 Pascal Prévot, „Miska T-rex”, tłum. Monika lipińska-Pawełek, wyd. MD-Creativ, 2024, s.9.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zadra" Robert Małecki

"Zadra" Robert Małecki

Niewielka miejscowość Grodno (około 20 km od Torunia), tam zostają znalezione ludzkie kości. Na miejsce zostaje wezwany komisarz Bernard Gross. Pierwsze wnioski nasuwają myśl o samobójstwie, ale skrupulatny śledczy postanawia dogłębnie zbadać sprawę. Okazuje się, że kluczem do jej rozwiązania jest zaginiecie pary studentów sprzed 16 lat. Dodać należy, że do tej pory nie wyjaśnione. Gross musi odgrzebać stare akta i rozdrapać rany, który długo się zabliźniały, aby odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego (…) odebrał sobie życie w dniu urodzin swojej zaginionej siostry”?1

Robert Małecki zaserwował nam całkiem ciekawy kryminał. W „Zadrze” mamy wielowątkową sprawę, co czytelnicy tego typu literatury bardzo lubią. Powiązywanie wątków, wyciąganie wniosków to jest właśnie to co pociąga nas w powieściach kryminalnych, a w towarzystwie Bernarda Grossa jest to wyjątkowa przyjemność, bo to przenikliwy śledczy. Zresztą Małecki nie rozdrabnia się, nie mami czytelnika. Jasno i wyraźnie widać, każdy wątek ma być nośnikiem jakiejś wskazówki. Chociaż w kontekście finału miałam wrażenie, że nie wszystkie zostały należycie domknięte.

„Zadra” to trzeci tom cyklu z Bernardem Grossem. Widać, że autor w przemyślany sposób buduje tę postać i opisuje świat, w jakim ona funkcjonuje. Tworzy bystrego, acz nieco smętnego detektywa. Osobę zaangażowana w swoją prace, a przy niosącą ciężar prywatnej tragedii. Gross to prawdziwy „poker face” przesłuchiwania. Nie daje się wytrącić z równowagi. Każdorazowo przejmuje pałeczkę i robi ze świadkami i podejrzanymi co chce.

Akcja książki ma miejsce w Chełmży. To jest nieduże miasto pod Toruniem. Przyznam, że w opisach Małeckiego wydało mi się większe niż w rzeczywistości, ale to drobiazg. Natomiast czuję mały niedosyt, iż autor nie zaprezentował chełmżyńskiej gwary, a miał taką możliwość bo w powieści przewijają się postacie z różnych warstw społecznych. Ja rozumiem, że być może w kontekście ogólnopolskim to nie jest tak istotne, że taki czytelnik z Krakowa nie zwróci na to uwagi, a może nawet taki język byłby dla niego śmieszy. Ale żeby nawet naszego regionalnego „jo” nie było. Jako czytelniczka z Torunia odczuwam smuteczek.

Czytając „Zadrę” naszła mnie pewna refleksja a propos cyklów kryminalnych. Mam wrażenie, że są bardzo słabo oznaczane przez wydawców. Obejrzałam kilka razy moje wydanie tej powieści [wyd. Czwarta Strona, 2020] i nie ma na nim wzmianki, że to kolejny tom. Okej, na skrzydełku są okładki innych książek autora, ale ty czytelniku musisz się domyślić, czy są powiązane, czy nie. Trochę szkoda, że o tym nie pomyślano bo mam wrażenie, że w tym przypadku i śledczy, i sprawa kryminalna są równie ważni. Gross nie tylko ją rozwiązuje. On nadaje powieści charakteru nie tylko przez pracę jaką wykonuje, ale przez swoją osobę.

Trochę za dużo ciemnych chmur i mrocznych korytarzy, ale poza tym – jak na mój gust – Robert Małecki oddał w ręce czytelników bardzo dobry kryminał. Szczególnie docenią go czytelnicy, którzy lubią skomplikowane sprawy i wielu bohaterów. A także ci ceniący cykle kryminalne.

1 Robert Małecki, „Zadra”, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2020, s. 111.

"Tajemnica czarnego ogiera" Oliver Pautsch

"Tajemnica czarnego ogiera" Oliver Pautsch

Każdy ma jakieś lęki. Nawet ci najlepsi, najbystrzejsi. Nawet wielki Sherlock Holmes, który wszystko potrafi racjonalnie wyjaśnić. Czego boi się mistrz dedukcji? Tytuł książki, z której się tego dowiemy wiele nam zdradza, a brzmi on „Tajemnica czarnego ogiera”.

Na początku książki możemy stracić wiarę w mistrza. Anonimowy list kompletnie wyprowadził go z równowagi. Nawet Watson jest zaniepokojony stanem psychicznym przyjaciela. Jednak Holmes wstaje z fotela i zamierza stawić czoła swoim lękom. Wybiera się na tor wyścigowy, aby szukać tropów osoby, która mu grozi, a przy okazji wróci pamięcią do wydarzeń sprzed lat i źródła jego fobii.

Oliver Pautsch napisał serię krótkich powieści dla dzieci inspirowanych twórczością Arthura Conana Doyle'a. „Tajemnica czarnego ogiera” to jedna z nich i zarazem ukłon w stronę młodych miłośników kryminałów. Jak czytać to historie z najlepszymi detektywami, a bez wątpienia należy do nich Sherlock Holmes. Dzięki Pautschowi już dzieci w wieku wczesnoszkolnym mogą poznać tę wybitną postać i „liznąć” nieco klasyki literatury kryminalnej. Powieść jest utrzymana w konwencji przygodowej, ale autor dba o zachowanie klimatu i atrybutów postaci znanych z prozy Doyle'a, a także pokazanie procesu dedukcji, z czego zasłynął Sherlock Holmes.

Bardzo dobry pomysł i bardzo udana realizacja. Holmes zachwyca swoim przenikliwym umysłem kolejne pokolenia czytelników. Niech ci młodsi nie będą poszkodowani. Teraz już nie muszą czekać, aby rozwiązywać sprawy wspólnie ze słynnym detektywem.

[Egzemplarz recenzencki]

"Projektuję wnętrza": apartament i domek na wsi

"Projektuję wnętrza": apartament i domek na wsi

Dziś mam dla was fajny temat: Wasze wymarzone miejsce do życia. Czy byłby to spokojny domek na wsi, a może wygodny apartament? Dzięki książeczkom z serii „Projektuję wnętrza” możecie poczuć się jak prawdziwy/a dekorator/ka wnętrz. Przy użyciu naklejek spróbujcie zaaranżować ładne i wygodne przestrzenie.

Powiem wam, że mamy mnóstwo tzw. ubieranek, a to nasze pierwsze publikacje o urządzaniu domu. M. przeglądała je z zainteresowaniem i zaangażowała się w dekorowanie pomieszczeń. A nie jest to prosta sprawa. Zobaczcie, ile rzeczy trzeba przemyśleć. Musi być estetycznie i funkcjonalnie. Dziecko najpierw decyduje, jakie sprzęty pasują do danego pomieszczenia, a potem „rozstawia” je, aby było najpiękniej. A jeżeli zmieni się koncepcja, dekorator/ka stwierdzi, że dany meblem źle tu wygląda zawsze może go przestawić, bo dzięki śliskim stronom łatwo odkleić naklejkę. Rozwiązanie genialne w swojej prostocie.




[Współpraca]

"Kiedy cię spotkałam" Krystyna Mirek

"Kiedy cię spotkałam" Krystyna Mirek

„Czy nie właśnie tak żyła? Sama ze swoimi myślami, sprawami, zmartwieniami?”1 Ten cytat dotyczy Magdy, bohaterki powieści Krystyny Mirek „Kiedyś cię spotkałam”. Jednak w tej książce znajdziemy też inne postacie, a każda z nich doświadcza jakiegoś oblicza samotności.

Zacznijmy od Magdy, bo to ona jest spoiwem tej historii. Kobieta samotnie wychowuje córkę i pracuje jako polonistka. Wiedzie spokojne, skromne życie starając się zapewnić swojej małej rodzinie wszystko, czego ta potrzebuje. Magda ma jedną bliską osobę, przyjaciółkę Amelię, a jeżeli chodzi o mężczyzn to – delikatnie mówiąc – nie ma do nich szczęścia. Z ojcem swojej córki nie utrzymuje kontaktu. Do tego kobietę poznajemy w momencie, kiedy ktoś komu zaufała, kim była zauroczona bezczelnie ja oszukał. Magda ma dość bycia silną. Pragnie „być dziewczęcą, kobiecą, niezaradną”.2

Kto następny? Chciałabym opisać wam całą galerię postaci, jaką stworzyła Krystyna Mirek, ale stwierdzam, że zdradziłoby to za dużo z fabuły. Ciekawe jest to, iż każdy z bohaterów jest inny. Jedni są samotni z własnego wyboru i im z tym dobrze, innym ta pustka zaczyna doskwierać. Niektórym samotność przyniósł los. Czy są z nią pogodzeni? Czy potrafią jeszcze czerpać z życia? A może panicznie szukają obecności drugiego człowieka? Autorka świetnie uchwyciła różne oblicza samotności, to że ona nie wybiera tylko jednego typu osób, a także to jak można sobie z nią radzić i jak ją interpretować.

Patrząc przez perspektywę innych książek Krystyny Mirek mam wrażanie, że tworzy ona jednoznaczne postacie. Trochę jak w bajkach dla dzieci. Każdy ma sylabizować jakąś postawę, wartość, sposób życia. Jej bohaterowie się nie zmieniają, są konsekwentni i przewidywalni. Brzmi to nieco infantylnie, ale – w moim odczuciu – jest to atutem książek tej pisarki. Wrócę do analogi z bajkami. To jest starcie dobra ze złem, ale nie w baśniowej tonacji, a na tle zwykłych codziennych spraw. Jeżeli mówimy o „Kiedyś cię spotkałam” podobają mi się wszystkie postacie, bo każda reprezentuje – jak pisałam w poprzednim akapicie – inny rodzaj samotności. Mozę trochę przyczepiłabym się do nastoletnich bohaterek, bo mało w nich beztroski. Wysławiają się i myślą jak dojrzałe kobiety. Chociaż Zuza, córka Magdy, zagwarantowała nam genialny finał. Brawo dziewczyno.

Dziwnie się wchodzi w tę powieść. Można mieć wrażenie, że czytamy ją od środka, zraz po plot twiście. Wszyscy lamentują, główne bohaterki są ewidentnie w „czarnym tyłku”, a my mamy ochotę krzyknąć „spokój!”. Ale tak ma być, bo Krystyna Mirek nie chciała opowiedzieć historii o kobiecie, która dała się oszukać, a pokazać wnioski do jakich ta doszła po tym zdarzeniu, jak podsumowała swoje życie. Oczywiście wszystko przedstawione w konwencji powieści obyczajowej.

1 Krystyna Mirek, „Kiedy cię spotkałam”, wyd. Luna, Warszawa 2024, s. 81.

2 Tamże, s. 74.

[Egzemplarz recenzencki]

"Duch psa z bagien" Oliver Pautsch

"Duch psa z bagien" Oliver Pautsch

Sherlock Holmes to detektyw wszech czasów. Tak, wiem, że na mojego bloga zaglądają fani kryminałów i co niektórzy będą polemizowali z tym stwierdzaniem. Jednak nie możecie zaprzeczyć, ze Sherlocka zna prawie każdy, nawet osoby stroniące od literatury. O mistrzu dedukcji nie dało się nie słyszeć. Wracając jednak do literatury - w końcu zaglądacie do mnie głównie po opinie o książkach – kiedy jest dobry czas, aby poznać przygody słynnego detektywa? Ja czytałam je w wieku nastoletnim – z wypiekami na twarzy, powinnam dodać. Natomiast teraz mówi się, że dzieci dojrzewają szybciej. Oby nie, oby jak najdłużej cieszyły się dzieciństwem. Jednak dzięki serii „Klub detektywów” już młodzi czytelnicy mogą poznać tę legendarną postać. Oliver Pautsch napisał opowieści inspirowane twórczością Arthura Conana Doyle'a. Jedna z nich nosi tytuł „Duch psa z bagien”.

Posłuchajcie i powiedźcie z czym się to wam kojarzy. Holmes zostaje poproszony o odszukanie Sir Charles Baskera. Przyrodnik zaginął na bagnach, które spowija gęsta mgła. Bliscy i przyjaciele boją się go szukać, bo z mokradeł dochodzi wycie psa, legendarnej bestii, z którą związana jest mroczna historia. Do tego, z pobliskiego więzienia uciekł jeden z zatrzymanych. W okolicy zrobiło się wyjątkowo niebezpiecznie.

Oczywiście autor dostosował tę opowieści do młodego czytelnika – na moje oko od ok 6/7 roku życia – skracając fabułę, nadając jej dobre tempo i „ogołacając” z mocnych scen. Chociaż w tej ostatniej kwestii mgła i wycie psa tworzą klimat. Natomiast Pautsch zachował dwie ważne rzeczy. Po pierwsze narrację prowadzoną przez doktora Watsona. Przyznacie, że bez poczciwego Johna to nie byłoby to samo. Po drugie dedukcja, której mistrzem jest Sherlock Holmes. Detektyw pojawia się niczym królik z kapelusza i dokładnie tłumaczy, co naprowadziło go na dane wnioski, a w efekcie na rozwiązanie sprawy.

Fajna sprawa z tym „Klubem detektywów”. To jest niejako zaproszenie młodych czytelników do obcowania z klasyką literatury. Jasne, fabuła została uproszczona, ale zostało w niej to co najważniejsze, czyli to z czego Sherlock słynie, wyjątkowa spostrzegawczość i błyskotliwy umysł.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger