"Księga zemsty dla miłośników zwierząt" Patricia Highsmith

"Księga zemsty dla miłośników zwierząt" Patricia Highsmith

Pewnie Patricia Highsmith nie znała zespołu Lady Pank, ale czytając jej zbiór opowiadań „Księga zemsty dla miłośników zwierząt” nie mogłam przestać nucić: „Dobry bądź dla zwierząt, One też kochać ciebie chcą”1. Publikacja zawiera teksty, w których istoty różnego gatunku stosownie odpłacają za dobroć i życzliwość, ale też przemoc i naruszenie prywatnych granic.

W centrum opowiadań ze zbioru są różne zwierzęta. W większości tekstów są narratorami, ale nie jest to regułą. Spotkamy tu m.in. słonia w zoo, dzikiego szczura, kolonię chomików, kozę z wesołego miasteczka, hotelowego karalucha, zwinną małpkę, psa z bogatego domu, kury nioski i in. Wszystkie te istoty doświadczyły ze strony człowieka różnej formy przemocy. I właśnie odczucia, frustrację zwierzęcia opisuje Patricia Highsmith. Zemsta może być wywołana bezpośrednim atakiem, długotrwałym nękaniem np. tresurą, nagłą zamianą warunków życia na gorsze, chęcią obrony kogoś bliskiego, albo nieprawidłową opieką.

Myślę, że jest to jedna z takich książek, która uwrażliwia na los zwierząt. Wyeksponowanie w fabule ich uczuć, wrażeń, danie głosu sprawia, że to ku nim kieruje się sympatia czytelników, a ich właścicieli postrzegamy jako nieczułych brutali. Bezdyskusyjnie stwierdzamy, że to, czego doświadczają bohaterowie opowiadań, nie jest w porządku i boli fakt, iż takie zachowania są na porządku dziennym. Patricia Highsmith sprawiła, ze kibicowałam kibicowałam tak „wstrętnym” stworzeniom, jak karaluch czy szczur mieszkający w weneckich kanałach. Czytając o nich ani razu nie przeszyło mnie „brrr” obrzydzenia.

Na koniec kilka słów o charakterze tekstów. Każdy z nich ma w sobie jakąś iskierkę mroku, która rośnie z kolejnymi zdaniami. Nawet kiedy w opowiadaniach pojawiają się pozytywnie postacie, nie mamy wrażenia, że ta historia się dobrze skończy. Każda podjęta decyzja, każdy wykonany gest przybliżają nas do katastrofy. Czy ktoś z niej ocaleje? Czy ofiara lub oprawca będzie górą? A może pogrążą się nawzajem? Można powiedzieć, że opowiadania ze zbioru „Księga zemsty dla miłośników zwierząt” są jak kula śnieżna. Nabierają tempa, ale toczą się z górki. Trochę brakuje mi w nich zwrotów akcji, czegoś zaskakującego. Czytając je jesteśmy bierną widownią, która „podziwia” eskalację przemocy. Być może część z was stwierdzi, że jest to wystarczająco wstrząsające. Tak, te teksty poruszają i zapadają w pamięć, aczkolwiek są nieco przewidywalne.

Tresura, łańcuchy, skarcenie pupila kuksańcem, wąskie klatki – to powszechne zachowania wobec zwierząt. Ludzie je akceptują, a nawet (w niektórych przypadkach) czerpią z nich radość. Czy to jest w porządku wobec innej czującej istoty? Czy nie ma ona prawa oczekiwać szacunku? Patricia Highsmith w swoich tekstach pyta się o granice przemocy. Jak już wspominałam, zebrane opowiadania są tak skontrowane, że nawet ktoś komu los zwierząt jest obojętny, pochyli się nad nim chociaż na chwilę.

1 „Vademecum skauta”, tekst Andrzej Mogielnicki

[Egzemplarz recenzencki]

"Pierwsza gwiazdka w Cichej Dolinie" Barbara Wicher

"Pierwsza gwiazdka w Cichej Dolinie" Barbara Wicher

Boże Narodzenie tak mocno wryło się w naszą kulturę, że trochę traci swój religijny charakter. Polacy chętnie dekorują choinkę, smażą ryby, ozdabiają pierniczki. Krótko mówiąc wpadają w przedświąteczny szał. Pewnie trudno nam wyobrazić sobie, że są miejsca, gdzie świąt się nie obchodzi. Nie znają ich mieszkańcy Cichej Doliny, miejsca wykreowanego przez autorkę bajek dla dzieci Barbarę Wicher. Kiedy dziadek Stefka mimochodem o nich wspomina, budzi w chłopcu ciekawość. Młody króliczek wyczuwa, że święta to coś radosnego i podniosłego i bardzo chciałby to przeżyć. Tytułowa „pierwsza gwiazdka” będzie nie tylko symbolem. Większość mieszkańców Cichej Doliny po raz pierwszy będzie zaangażowana w przygotowania do Bożego Narodzenia.

Może zwróciliście uwagę, że wspomniałam, iż Cichą Dolinę zamieszkują króliczki. Jest to dość ciekawa „zagrywka”, bo jak wiadomo ten długouchy zwierzak jest symbolem całkiem innych świąt. Nie zmienia to faktu, że bohaterowie są przeuroczy. Gwarantuję, że kiedy spojrzycie na ilustracje do książki z waszych ust wydobędzie się wyrażające zachwyt „oooo”.

Przejdźmy jednak do treści. Barbara Wicher genialnie skomentowała rozgardiasz, który towarzyszy przygotowaniom do świąt. Króliczki pragną zrobić wszystko perfekcyjnie, ale mają bardzo mało czasu. W efekcie dopada ich pesymizm i odechciewa im się jakiegokolwiek świętowania. Z ust dziadka Stefka padają bardzo mądre słowa: „Może nie uda się przygotować świąt IDEALNYCH... Nadal jednak mogą to być wspaniałe, radosne, nasze wspólne NIEIDEALNE święta!”1 Czy spędzając godziny w kuchni, uganiając się za drogimi prezentami albo za symetryczną choinką stworzymy klimat świąt? Czy nie lepiej ugotować mniej potraw, a zamiast tego napisać z dzieckiem list do mikołaja, albo zrobić ozdoby? Co z tego, że aniołki będą krzywe, skoro „wypełnimy” je wspomnieniami.

Książka „Pierwsza gwiazdka w Cichej Dolinie” składa się z 24 rozdziałów. Jest idealna do czytania w adwencie i wspólnego zastanowienia się, jakie te nasze, rodzinne święta powinny być. Życzę wam, żebyście wraz z króliczkami z bajki odnaleźli istotę Bożego Narodzenia i obchodzili je radośnie.

1 Barbara Wicher, „Pierwsza gwiazdka w Cichej Dolinie”, wyd. Świetlik, Białystok 2023, s. 103.

[Egzemplarz recenzencki]

"Niezwykle szlachetne stworzenia" Shelby Van Pelt

"Niezwykle szlachetne stworzenia" Shelby Van Pelt

„Ludzie mają kilka pozytywnych cech, ale ich odciski palców to miniaturowe dzieło sztuki”.1 I tak jak zostawiamy te ślady na szybie, tak w ciągu całego życia „odciskamy się” na innych. Taki ślad dość łatwo „wyczyścić”, dlatego ważne jest, aby podtrzymywać relacje, aby mieć kogoś blisko. Piękną powieść o znaczeniu drugiego człowieka napisała Shelby Van Pelt, a zatytułowana jest „Niezwykle szlachetnie stworzenia”.

Jedną z bohaterek książki jest Tova. Kobieta pomimo podeszłego wieku podejmuje pracę sprzątaczki w oceanarium. Ma środki, aby spokojnie żyć na emeryturze, ale potrzebuje zajęcia. Tova jest wdową, a do tego ponad trzydzieści lat temu zaginą jej syn. Jest więc bohaterką, która sporo przeszła, jednak – dzięki pracy – nie jest smutna i zgorzkniała. Otacza ją aura spokoju, ale też swego rodzaju dystansu do świata.

Drugim z bohaterów jest Cameron, mężczyzna, który nie może nigdzie dłużej zagrzać miejsca. Zwalniany z kolejnych prac, a w efekcie wyrzucony z domu przez partnerkę postanawia odszukać swoje korzenie. Cameron sprawia wrażenie lesera, kogoś kto niewiele daje, ale czeka na „gwiazdkę z nieba”. Trzydziestolatka, który pozostał chłopcem. Los „przywieje” go do oceanarium, gdzie pozna Tovę oraz Marcela.

Nie opowiedziałam wam jeszcze o Marcelu, a to chyba najbardziej fascynująca postać z powieści autorstwa Shelby Van Pelt. Jest on olbrzymią ośmiornicą, stworzeniem sprytne, obdarzonym niezwykłą inteligencją. Ma wiele spostrzeżeń na temat odwiedzających oceanarium ludzi. Znajduje sposób, aby komunikować się z Tovą, a także – siedząc w akwarium – rozwiązuje zagadkę zniknięcia jej syna.

Książka „Niezwykle szlachetne stworzenia” emanuje niezwykłym spokojem, ale nie myślcie, że jest to powieść cukierkowa. Bohaterowie są „ludzcy”. Mają swoje doświadczenia, problemy, ale nie są one przerysowane. Zresztą Shelby Van Pelt cudownie kreuje postacie. Niby są takie zwykłe, ale zapadające w pamięć. Zachwyciła mnie również fabuła. Mądra, dostojna, ale pozbawiona patosu i złotych myśli. Autorka zręcznie kieruje nasze myśli ku temu, co ma największą wartość. Niejako pokazuje, co zrobić, aby nie stać się zgorzkniałym. Dodajmy do tego nietuzinkowego bohatera, jakim jest Marcel. Kto to widział, aby ośmiornica komentowała ludzkie zwyczaje? Shelby Van Pelt doskonale wykorzystała potencjał tej postaci. Zapewne nie raz uśmiechniemy się, czytając jego spostrzeżenia.

Może się wydawać, że powieści obyczajowe powielają pewne schematy. Okazuje się jednak, że w ten typ literatury można wnieść jeszcze coś świeżego. Dokonała tego Shelby Van Pelt. Nie będę ukrywać, że powieść jej autorstwa zauroczyła mnie niebanalną fabułą oraz tym jak mimowolnie i nienachalnie skłoniła do refleksji. Po prostu piękna książka.

1 Shelby Van Pelt, „Niezwykle szlachetne stworzenia”, tłum. Janusz Ochab, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2023, s. 78.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zwierzęca księga rekordów" Katherina Vestre, Linnea Vestre

"Zwierzęca księga rekordów" Katherina Vestre, Linnea Vestre

Nie wiem, jak w u was, ale u mnie ciekawostki o zwierzętach „mają branie”. Dzieciaki uwielbiają ich słuchać, a im dziwniejsze stworzenie tym lepiej. Dlatego wiedziałam, że „Zwierzęca księga rekordów” musi znaleźć się w naszej biblioteczce. Wszak znajdziemy w niej samych mistrzów.

Publikacja pokazała swój edukacyjny walor przy tytule, bo dłuższą chwile rozmawialiśmy o tym, czym jest rekord. Dla dzecie nie było to oczywiste. Potem zaczęliśmy przeglądać galerię mistrzów. Co jest najwspanialsze w tej książce to dobór kategorii. Znajdziemy oczywiście klasyczne typu najszybciej czy najwyżej, ale Kathrina i Linnea Vestre wyczuły, że to nie te rekordy wzbudzą najwięcej emocji wśród dzieci. W swojej książce uwzględniły też „mniej chwalebne” kategorie np. „Najsmrodliwsze zwierzęta na świecie”, albo „Największy żarłok”. Znajdziemy też nieco dziwne rekordy np. „Najdłuższe języki” lub „Najlepszy taniec godowy”, czy „Najdziwniejszy sposób sikania”.

Nie będę ukrywać, że im bardziej szalona kategoria tym większe zainteresowanie (moich) dzieciaków. Szczególnie kupkowo-siuśkowe rekordy wywołały ich gromki śmiech. Pojawił się grad pytań: „A to co potrafi?”. Notki na temat kolejnych bohaterów są krótkie, co okazało się dużym plusem. Szybko mogłam się zapoznać z załączoną informacją i ją przekazać. Taka formuła świetnie sprawdzi się przy mniej cierpliwych dzieciach.

Być może znajdą się sceptycy, którzy stwierdzą, że nie jest to wiedza niezbędna, jednak nie można zaprzeczyć, że „Zwierzęca księga rekordów” wspaniale pokazuje zróżnicowanie zwierzęcego świata, że pewne procesy, które uważamy za oczywiste, wcale takie nie są, że w zależności od warunków życia zwierzęta różnie sobie radzą.

Ode mnie duży plus za pewną kwestię formalną, a mianowicie indeks przedstawionych zwierząt. Znacznie ułatwia on odszukanie ulubionych fragmentów, albo typu zwierząt, które nas interesują np. twoje dziecko szczególnie lubi koty. Zaglądasz do indeksu i sprawdzasz w jakich dziedzinach się wyróżniają.

Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Autorki „Zwierzęcej księgi rekordów” nie miały litości ani dla ssaków, ani dla ptaków, ani dla bezkręgowców zamieszkujących głębiny mórz i oceanów. Jeżeli tylko wypatrzyły zwierzę, które w czymkolwiek się wyróżnia bez wahania opisały je w swojej książce. Pokazały, jaki świat jest niesamowity.

[Egzemplarz recenzencki]

„Antybullyingowa książka dla dziewczyn” Jessica Woody

„Antybullyingowa książka dla dziewczyn” Jessica Woody

Okres szkolny to czas funkcjonowania w grupie. Zawieranie przyjaźni może być ekscytujące, ale czasami jesteśmy narażeni na nieprzyjemne sytuacje. Jak opierać się dręczycielom? Jak skutecznie stawiać granice? Jak, po prostu, być szczęśliwą i bezpieczną? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w publikacji „Antybullingowa książka dla dziewczyn”.

„Antybullying oznacza, że jesteś całkowicie przeciwna bullyingowi stosowanemu wobec ciebie lub kogokolwiek innego.”1 Innymi słowy: „Nie bój się stanąć w obronie siebie lub przyjaciółki.”2 Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Zgadza się. Jednak na przemoc, na nękanie nie ma przyzwolenia. Umiejętność obrony jest bardzo ważna. Jessica Woody właśnie w tej sferze chce szkolić młodych ludzi. Omawia różne toksyczne i przemocowe zachowania z jakimi mogą się oni spotkać. Podaje przykłady i proponuje konkretne strategie. Można mieć wrażenie, że niektóre informacje się powtarzają, jednak zważając na układ książki warto zaznaczyć, że dany sposób jest dobry przy różnych rodzajach nękania np. zawsze warto porozmawiać z dorosłym, któremu się ufa.

Co ważne Jessica Woody nie skupia się na ofiarach. „Jeśli jesteś prześladowana lub masz wrażenie, że to ty prześladujesz innych (…)”3 rozpoczyna jeden z akapitów. W książce jej autorstwa jest dużo miejsca na własne przemyślenia czytelniczek. Psycholożka zachęca na szczere, empatyczne spojrzenie na własne środowisko. Namawia do obrony, do pomocy krzywdzonym, ale też prowokuje, aby zastanowić się, czy ja sama jestem w porządku. W jednym miejscu używa nieco pompatycznego określenia, ale chyba pasuje ono do celu publikacji: „(…) wywołaj zmianę w jej sercu (…)”4. Chodzi o zasianie empatii w ludziach, która zacznie emanować i zarażać kolejne osoby.

1 Jessica Woody, „Antybullyingowa książka dla dziewczyn”, przeł. Marianna Brzezińska, wyd. Dobra Literatura, Gdańska/Warszawa 2023, s. 124.

2 Tamże, s. 33.

3 Tamże, s. 55.

4 Tamże, s. 127.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jak wspierać rozwój dziecka?" Natalia i Krzysztof Minge

"Jak wspierać rozwój dziecka?" Natalia i Krzysztof Minge

„Postrzeganie dziecka, jako biernego, a okresu niemowlęcego jako czasu przejściowego, w którym największym osiągnięciem jest nauka chodzenia, jest całkowicie niesłuszne. Jest to bowiem okres , w którym w największym stopniu wykształcają się możliwości intelektualne, jakimi człowiek dysponować będzie przez resztę życia. Do czwartego roku życia mózg wykształca się w 40 procentach, a do szóstego roku życia – w 80 procentach.”1 Pewnie niektórzy z was wpadli w panikę, bo to krótki okres. Spokojnie drodzy opiekunowie małych dzieci. Nie jesteście sami. Znaleźć możecie publikacje, które pomogą wam wykorzystać ten okres efektywnie. Przykładowo książka Natalii i Krzysztofa Minge o wiele mówiącym tytule „Jak wspierać rozwój dziecka?”.

Od razu zamknę buzie malkontentom i napiszę, że nie jest to poradnik, który ma za zadanie tresować młodego człowieka, aby wygrał „wyścig szczurów”. Autorzy pokazują raczej jaki potencjał ma rozwijający się mózg dziecka, bo patrząc na bezbronne, leżące niemowlę łatwo to przegapić. A chociażby tempo zmian, nauki takiego bobasa powinno nam dać do myślenia. Ponad to Natalia i Krzysztof Minge pokazują jak ważne są dla rozwoju dziecka prozaiczne, z punktu widzenia dorosłego, czynności, jak chociażby noszenie i bujane, które stają się czymś wstydliwym. Kto z rodziców małych dzieci nie usłyszał chociaż raz: „Nie noś, bo przyzwyczaisz”? A powinno się to zmienić na: „Noś będziesz mieć mądre dziecko”. Coraz głośniej mówi się też, że grające, „edukacyjne” zabawki wcale nie są takie edukacyjne. Dlatego w książce znajdziemy odpowiedź na pytanie: „Co zamiast?”. Autorzy proponują szereg aktywności, zabaw, które wspomogą przyswajanie wiedzy w formie odpowiedniej i atrakcyjnej dla młodego człowieka.

Powiem wam, że czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy skrzętnie robiąc notatki i na bieżąco zapisując pomysły. Jak się okazuje dzieciom wcale nie są potrzebne specjalne kursy czy drogie materiały edukacyjne. Wystarczy trochę chęci, uważności oraz konsekwencji ze strony opiekuna i przy niewielkich zasobach pieniężnych można uczyć dzieci dosłownie wszystkiego. Dla mnie ta lektura była mega kopem motywacyjnym.

Obszarów, w jakich można pracować jest mnóstwo i dowolnie można modyfikować sposoby ich rozwijania. Natalia i Krzysztof Minge dają pewne propozycje, jednak nie sposób wyczerpać tematu. Dlatego cieszy mnie, że po każdym rozdziale jest bibliografia, z któerej można czerpać i dalej edukować się, jak efektywnie i atrakcyjnie spędzać czas z dzieckiem.

Najwięcej z poradnika „Jak wspierać rozwój dziecka?” wyciągną rodzice tych najmłodszych. Autorzy nie każą zwlekać. Piszą dużo o rozwojowej mocy bliskości i mają propozycje zabaw dla już 3 miesięcznych dzieci. Taka książka pomoże stworzyć swego rodzaju długodystansowy plan wspierający rozwój dziecka. Niemniej jako mama dwulatka i sześciolatki stwierdzam, że i dla mnie była to ogromnie pouczająca i inspirująca lektura. Szczerze polecam. Przed naszymi dzieci świat stoi otworem nauczmy je z czerpać z niego pełnymi garściami.

1 Natalia Minge, Krzysztof Minge, „Jak wspierać rozwój dziecka?”, wyd. Samo sedno, Warszawa 2023, s. 14.

[Egzemplarz recenzencki]

"Bebechy" Adam Mirek

"Bebechy" Adam Mirek

Najgłupsza rzecz, jaką przeczytałam o książce "Bebechy" to, że została napisana infantylnym językiem. Brednie. Adam Mirek doskonale wiedział, dla kogo ją pisze i jak tego czytelnika zainteresować. Znajdziecie tu wiedzę przekazaną na cudownym luzie i z humorem.

Bakterie puszczając bąki po udanej imprezie, jako wytłumaczenie porannego smrodku z buzi.
Wróżenie z siuśków, jako wyznacznik wiedzy o naszym zdrowiu.
Te - nieco niesmaczne - porównania zostaną w pamięci na długo.

Adam Mirek opowiada o ludzkim ciele z pasją. Nawiązuje do codziennych sytuacji, co każe nam przyjrzeć się sobie bliżej. 


[Egzemplarz recenzencki]
"100 pierwszych słów" Małgorzata Korbiel ["W domu", "Na spacerze"]

"100 pierwszych słów" Małgorzata Korbiel ["W domu", "Na spacerze"]

Opowiadać młodemu człowiekowi o świecie rozpoczynamy od najbliższego otocznia. Oglądamy pokoje i co się w nich znajduje oraz podwórko. Wspólnie obserwujemy krajobraz za oknem tłumacząc, że „pada deszcz”, „idzie piesek” itp., a bobas z zainteresowaniem wyciąga paluszek i wskazuje kolejne elementy. Eksplorowaniu świata wspomogą i uatrakcyjnią książki z serii „100 pierwszych słów” autorstwa Małgorzaty Korbiel - „W domu” i „Na spacerze”.

Kolejne karty to kolejne ilustracje, a na nich scenki związane z tematem. Do tego krótki wierszyk nawiązujący do obrazka z wyszczególnionymi rzeczami, które łatwo znajdziemy na rysunku, bo są one również podpisane. Zatrzymam się na chwilę przy wierszyku. Czytanie z maluchem zazwyczaj wygląda tak, że więcej opowiadamy, wymyślamy niż faktycznie czytamy. Taki roczniak, czy dwulatek raczej pyta się o kolejne elementy, które to mu się najbardziej spodobały, niż słucha bajki. Dla rodzica może to być monotonne. Czasami też dorosły nie ma siły na wymyślanie. Sięga po książkę, aby wyciszyć dziecko i zależy mu na spokojnej aktywności. Małgorzata Korbiel daje nam gotowy pomysł na uatrakcyjnienie czytania, a wytłuszczone słowa są podpowiedzią, jak uczynić je aktywnym.

Nieco obawiałam się gabarytów książek, bo to rozmiar A4, jednak niepotrzebnie. Mój dwulatek, który należy do bardzo drobnych dzieci spokojnie sobie z tymi publikacjami poradził. Z zapałem przewracał kartonowe strony analizując kolejne ilustracje.

Spójrzmy jeszcze na zawartość poszczególnych tytułów. „W domu” zaczynamy oglądać właściwe „Przed domem”. Spojrzymy na podwórko, ogródek i przybywającego gościa. Jeżeli mieszkacie w bloku nie trapcie się. I to otoczenie zostało odwzorowane. Na kolejnej stronie znajdziecie podobną scenkę, ale „Przed blokiem”. Wchodzimy do domu. „W kuchni” jest przygotowywane pyszne jedzenie. Sprawdzimy nawet, co mieszkańcy trzymają „W lodówce”. Nie zapomnijcie zostawić butów „W przedpokoju”. Kolejne strony to pokój dziecięcy. Najpierw spojrzymy na niego z szerokiej perspektywy, potem sprawdzimy jakie znajdują się w nim zabawki oraz co znajdziemy w szafie (czyli słowa związane z ubraniami). Ważnym pomieszczeniem jest łazienka, gdzie dbamy o higienę. Na końcu czeka nas relaks „W salonie”.

Nasiedzieliśmy się w domu. Wychodzimy na spacer. W tej książce znajdziemy rożne miejsca, gdzie można pójść. Zaczniemy od obserwacji ulicznego harmidru, żeby dotrzeć do miejsca, które większość dzieci uwielbia, czyli na plac zabaw. Dziecko często towarzyszy rodzicom w zakupach, więc z bohaterami książki odwiedzimy targ. Bardzo przyjemną opcją na spędzenie czasu z rodziną jest piknik, do czego jesteśmy zachęcani. Jednym z kierunków urlopowych jest morze i w tej książce również zebrano słowa z nim związane. Dalej czekają nas odwiedziny „Na łące”, „W mieście” (gdzie jest wiele różnego typu sklepów), „W zoo” (tu zebrano nazwy kilku egzotycznych zwierząt) i „W parku”. Natomiast ostatnie strony to zimowy spacer po lesie.

Książki „W domu” i „Na spacerze” z serii „100 pierwszych słów”. To świetne publikacje pozwalające dziecku utrwalić sobie rzeczy, które codziennie ogląda i ich nazwy. Wiele scenek rodzajowych pozwala nam rozmawiać na rożne tematy, a szczegółowe rysunki świetnie sprawdzą się przy pokazywaniu, jak i wyszukiwaniu elementów. Krótki wierszyk jest świetną pomocą. Kiedy nie macie siły na wymyślanie opowieści zawsze możecie się nim posiłkować.

[Egzemplarz recenzencki]

Prace plastyczne z przedszkolakiem: Wodny świat

Prace plastyczne z przedszkolakiem: Wodny świat

Spokojny jesienny wieczór. Córka wpada do domu i natchniona weną z zajęć plastycznych od drzwi krzyczy: "Robimy wodny świat.". W ruch poszedł kolorowy papier, klej i nożyczki. Poniżej prezentuję efekty.

Czym M. mnie zaskoczyła to, że nie ograniczyła się do ryb, a przedstawiła inne zwierzęta morskie. Być może rozpoznacie meduzę i kalmara.



"Precelek idzie do fryzjera" Agata Romaniuk

"Precelek idzie do fryzjera" Agata Romaniuk

O włosy trzeba dbać. Należy je reglanie myć i szczotkować. Kotek Precelek nie dopilnował odpowiedniej higieny futerka i na ogonie zrobił mu się kołtun. I co teraz? Jak pozbyć się tej dziwnej kulki? Czy nie obejdzie się bez nożyczek? Jak rozwiązano ten problem dowiecie się z książki autorstwa Agaty Romaniuk „Precelek idzie do fryzjera”.

Moja córka to typ pięknisi i na swoją pierwszą wizytę u fryzjera była bardzo podekscytowana. Natomiast wiem, że są dzieci, które bardzo to stresuje. Z jakiegoś powodu uważają, że nożyczki mogą obciąć ucho, albo skaleczyć. Być może to w podejściu rodzica do nożyczek tkwi problem, trudno mi powiedzieć. Niemniej fryzjer to taki temat, z którym (czasami) należy niektóre dzieci nieco oswoić. I tu przychodzi na pomoc Precelek.

Co prawda kotek przespał sam fakt obcinania kołtuna – trochę szkoda, bo „na trzeźwo” mógłby stwierdzić jednoznacznie, że to nie boli – jednak samą wizytę wspomina dobrze. Można powiedzieć, że fryzjerka doskonale zajęła się swoim klientem. Do tego Agata Romaniuk świetnie podkreśliła konieczność dbania o włosy. Z tym szczotkowaniem bywa różnie. Czasami chce się spać, a czasami grzebień za mocno szarpie, jednak kołtun to nic urokliwego. Staramy się go unikać.

Precelek ma w sobie to coś. Moje dzieci szaleją za nim od pierwszego tomu jego przygód. Mam wrażenie, że przy kolejnych recenzjach piszę, iż Agata Romaniuk porusza inne tematy, lęki, niż te z jakimi my się zmagamy, ale za każdym razem podkreślam, że są to książki, które i tak chętnie czytamy. Widzę, że maluchy lubią tego bohatera. Także brawa dla autorki za wymyślenie go.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dziecko wysoko wrażliwe" Urszula Sołtys-Para

"Dziecko wysoko wrażliwe" Urszula Sołtys-Para

Rożne terminy z psychologii coraz częściej przenikają do języka powszechnego. Nazywamy nasze uczucia, cechy charakteru, typy osobowości. Jednym z takich pojęć, o których mówi się coraz więcej jest wysoka wrażliwość. „Bibliami” tego tematu można chyba nazwać publikacje Elaine Aron, natomiast dziś nie o niej. Urszula Sołtys-Para – psycholożka i psychoterapeutka – przybliża nam temat, ale w kontekście wychowania dzieci. Celem jej publikacji „Dziecko wysoko wrażliwe” jest, aby podejść do wychowania ze zrozumiem i troską.

Książka została podzielona na dwie części. Tę pierwszą nazwijmy teoretyczną. Autorka stara się w niej przybliżyć, czym w ogóle jest wysoka wrażliwość, jak ją rozpoznać, na co zwrócić uwagę. Po przeczytaniu tego fragmentu stwierdzam, że jest to termin nieostry. A właściwie ludzie są na tyle skomplikowani, że trudno jednoznacznie określić cechy, które by definiowały osoby wysoko wrażliwe. Natomiast jest to jakiś drogowskaz na co zwrócić uwagę i o jakie obszary zadbać.

Przejdźmy do części drugiej: „Jak pomóc dziecku z wysoką wrażliwością”. W kolejnych podrozdziałach Urszula Sołtys-Para rozwija myśli mające związek z tematem np. jak pomóc dziecku poradzić sobie ze stresem, rywalizacją, jak usprawnić plan dnia, jak pracować nad asertywnością. Ja bym tę część nieco uporządkowała, posortowała zagadnienia w jakieś podgrupy. Byłoby przejrzyściej, jednak – nie oszukujmy się – w niewielkim objętościowo poradniku łatwo znaleźć to co nas interesuje.

Co niewątpliwie czytelnikom się spodoba to styl autorki. Konkretne rady, techniki, ćwiczenia, zabawy, zwroty. Przyznacie, że to jest ogromnie pomocne. Do tego odnośniki do innych publikacji. Nie tylko z psychologii, ale również wartościowych poradników oraz bajek dla dzieci, które mogą pomóc w pracy nad danym obszarem.

Urszula Sołtys-Para nawiązuje do wywiadu, którego udzieliła Elaine Aron, a podczas niego powiedziała „(…) że zwykle to, co jest dobre dla osób wysoko wrażliwych, jest dobre dla wszystkich.”1 Uwaga poświęcona dziecku, pomoc i wsparcie w momentach, kiedy tego potrzebuje, bycie przewodnikiem na drodze do dorosłości – po to jest rodzic. „Pamiętnej, że każdy jest inny, więc nie wszystko z tej książki musi pasować do twojego konkretnego i na swój sposób wyjątkowego dziecka (…)”2 Dlatego warto przeczytać ją od deski do deski i wyłapać obszary, nad którymi u was trzeba się pochylić.

1 Urszula Sołtys-Para, „Dziecko wysoko wrażliwe”, wyd. Sensus, Gliwice 2023, s. 171.

2 Tamże, s. 172.

[Egzemplarz recenzencki]

"Łabędzia przestroga" Holly Webb

"Łabędzia przestroga" Holly Webb

Holly Webb po raz drugi zaprasza czytelników nad Zieloną Rzekę. Wydry i bobry jakoś zapanowały nad żywiołem i uporały się z powodzą, a zagubiona Satynka znalazła swoje stado. Jednak nadchodzi nowe zagrożenie. Zwierzęta dowiadują się, że rzeka poczyniła szkody na innym odcinku i grupa lisów szuka nowego miejsca do osiedlenia. Czy mieszkańcy lasu porzucą swoje uprzedzenia, aby zjednoczyć się w walce ze wspólnym wrogiem? Dowiecie się tego z książki „Łabędzia przestroga”.

W tym tekście postaram się porównać obydwa tomy „Opowieści z Zielonej Rzeki”, bo mają inne charaktery. Część pierwsza była spokojniejsza. Autorce, pomimo niebezpieczeństwa, udało uchwycić spokój i błogość natury. W tomie drugim zagorzenie jest bardziej namacalne, akcja dość szybko się klaruje, a zwierzęta przystępują do działania. W moim odczuciu służy to fabule i czyni ją ciekawszą. Trochę na drugi plan schodzi wątek tożsamości Satynki, jednak autorka go nie porzuca. Bohaterka ciągle zastanawia się, do jakiego stada przynależy.

Zatrzymajmy się na chwilę na wieku czytelnika. Wydawca sugeruje grupę 9+. I ja bym się do tej sugestii przychyliła. Holly Webb w „Łabędziej przestrodze” uchwyciła brutalność natury. Lisy, jak wiemy, są drapieżnikami. Do tego wydry i bobry próbują z nimi walczyć. Możecie domyślić się, jak to się skończy. Ofiary są po obu stronach. Śmierć zagościła nad Zieloną Rzeką. Wymaga to od czytelnika pewnej dojrzałości, aby go to za mocno nie zszokowało.

Podobno w sytuacji stresowej instynkt podpowiada ucieczkę lub walkę. Początkowo starszyzna bobrów i wydr rozważa tylko te dwie opcje. Jednak młode osobniki pokazuję, że też jest inna droga, że przemoc nie jest rozwiązaniem, a i agresorem często kieruje strach. Jak zakończy się starcie wydr i bobrów z lisami? Zaskakująco.

[Egzemplarz recenzencki]]

"Strach" Marcin Modrzewski

"Strach" Marcin Modrzewski

„F-16 trafiony pociskiem przeciwlotniczym tworzył spektakularny widok. Płonął w w śmiertelnym wirującym tańcu z jasnopomarańczowym kołtunem ognia wykwitającym z dyszy silnika. Kruczoczarny dym wił się z tyłu jak satynowa wstążka.”1 A w tym F-16 siedział człowiek, który w ułamku sekundy musiał podjąć decyzję, jak uratować swoje życie. Musiał zachować zimną krew w sytuacji zagrożenia, aby przeżyć.

Powyższy cytat to tylko jeden kadr z powieści „Strach” Marcina Modrzewskiego. Zabiera on nas w niej do Syrii, gdzie siły NATO, w tym polscy piloci, wykonują loty bojowe. Jeden z nich zostaje zestrzelony i trafia w ręce terrorystów. Sojusz, a także polskie dowództwo podejmują próby odbicia zakładnika. Ta historia ma pokazać różne oblicza wojny. Nie tylko pole bitwy, ale również – nazwijmy to - „backstage”. Jednak najważniejszy jest w niej człowiek, który niezależnie od strony narażony jest na ekstremalny stres, który musi stawić czoło najgorszym koszmarom. Strach może być najgorszym wrogiem, ale i sprzymierzeńcem. To od siły psychicznej zależy, czy rozbucha czy zgasi wolę życia.

W książce Marcina Modrzewskiego znajdziemy elementy powieści psychologicznej, sensacyjnej i wojennej. O tych pierwszych już wspomniałam w poprzednim akapicie, więc tylko w jednym zdaniu przypomnę. Autor stara się opisać odczucia, doświadczenia żołnierzy, dowódców, decydentów, którzy biorą udział w wojnie. Zostało to włożone w ramy wartkiej akcji. Pisarz trzyma naprawdę dobre tempo i, głównie dzięki wątkowi zestrzelonego pilota, wspaniale podkręca napięcie. W „Strachu” tyle się dzieje, że czytelnik wręcz biegnie przez tą powieść. Pomimo zawrotnego tempa akcji Marcinowi Modrzewskiemu udało się stworzyć wspaniałe, plastyczne opisy, o czym świadczy chociażby cytat otwierający tę recenzję.

Na koniec wspomnieć muszę o lotach, które wykonują piloci w powieści. Marcin Modrzewski sam jest pilotem i dość szczegółowo wprowadza nas w ten świat. Początkowe rozdziały mogą być nieco problematyczne dla laików, do których ja też się zaliczam. Specyficzne komendy, stopnie wojskowe, nomenklatura itd. - przyznam, że na pierwszych stronach trochę mnie to przytłaczało. Musiałam dać sobie chwilę na wgryzienie się w fabułę i poczucie klimatu powieści. Na szczęście Marcin Modrzewski czaruje lekkim piórem i dynamiczną akcją, co ułatwiło mi to wyzwanie.

„Strach” to „crème de la crème” dla miłośników powieści wojennych. Brawurowe loty, skomplikowana akcja ratunkowa, a w tym wszystkim człowiek narażony na przeciążenia fizyczne i psychiczne. A to wszystko w świetnie napisanej, wyjątkowo konkretnej historii.

1 Marcin Modrzewski, "Strach", wyd. War book, Ustroń 2023, s. 7.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger