"Doktor Dolittle i jego zwierzęta" Hugh Lofting

"Doktor Dolittle i jego zwierzęta" Hugh Lofting

Chyba nie minę się z prawdą jeżeli napiszę, że dr John Dolittle to jeden z najbardziej znanych weterynarzy w dziejach. Hugh Lofting wykreował postać doktora o wielkim sercu, który tak kocha zwierzęta, że nauczył się ich mowy. Dzięki temu jest w stanie stawiać doskonałe diagnozy i pomagać swoim pacjentom. Sława tak wybitnej persony poniosła się daleko. O pomoc do doktora zwracają się małpy z dalekiej Afryki. John Dolittle nie zastawiania się czy, a jak się tam dostać i ulżyć chorym zwierzętom.

Cudownie było wrócić do tej książki. Kiedy ją otworzyłam i spojrzałam na imiona zwierząt od razu sobie przypomniałam wszystkich bohaterów powieści. Papuga Polinezja, pies Dżip, małpka Czi-Czi, kaczka Dab-Dab, prosiaczek Gub-Gub – oni wszyscy siedzieli przez wiele lat w moim serduchu. No i oczywiście sam doktor Dolittle, który posiadł niezwykłą umiejętność rozumienia mowy zwierząt.

Czytając „Doktora Dolittle i jego zwierzęta” jako dziecko, moją głowę zajęły głównie przygody, jakie przeżywali bohaterowie książki. Ucieczka z afrykańskiego więzienia, starcie z piratami, negocjacje z groźnymi zwierzętami i inne perypetie. Z perspektywy dorosłego widzę opowieść z rodzaju „karma wraca”. John Dolittle jest wyjątkowo bezinteresownym człowiekiem. Pomaga z dobrego serca. Nie oczekuje zapłaty. Czasami sprawia wrażenie zbyt beztroskiego, np. gdy nie myśli o nieuchronnych długach czy nadchodzącej zimie. Jednak bohater książki ma zwierzęta, a każde z nich pomaga, jak potrafi. Służą one radą, pomysłowością i swoimi umiejętnościami, np. pies ma dobry węch, a ptaki to świetni nawigatorzy. Ich pomoc oraz splot wydarzeń sprawia, że los uśmiecha się do niezwykłego lekarza.

Są ponadczasowe powieści i do nich zalicza się „Doktor Dolittle i jego zwierzęta”. Oryginalny główny bohater, szereg przygód, gadające zwierzaki komentujące ludzkie zachowania i szczypta szaleństwa. Historia lekko fantastyczna, odrobinę zwariowana, bo kto gada ze zwierzętami. Ale chyba trochę zazdrościmy doktorowi jego umiejętności lingwistycznych. Nie jedna osoba chętnie porozmawiałaby ze swoim pupilem.

[Egzemplarz recenzencki]

"Kury z grubej rury" Justyna Bednarek

"Kury z grubej rury" Justyna Bednarek

Kury lubią naszą domową biblioteczkę. Miałam okazję pisać o cyklu „Brygada Brawurowych Kur” oraz książce „Szalone kury pana Dropsa”. Mogłabym powiedzieć, że wystarczy w domu tego drobiu, ale kiedy o kurach pisze wspaniała Justyna Bednarek – znana m.in. z cyklu o Skarpetkach – to ja biorę to w ciemno. Książka, którą mam na myśli zatytułowana jest „Kury z grubej rury”. Zapraszam do przeczytania mojej opinii.

Bohaterkami tej publikacji są cztery kury rasy brahma: Augusta, Hildegarda, Belka i Żaneta. Wychowane, a potem porzucone przez indyczkę trafiają do państwa Ogórków i przewracają ich życie do góry nogami. Najwięcej dobrego „zrobią” dla sześcioletniego Wojtka, który trudno nawiązuje nowe znajomości, ale z kurami dogada się całkiem dobrze. Dzięki kurom Wojtek okaże się niezłym organizatorem imprez i zdobędzie kolegów. Inni członkowie rodziny tez odczują ich obecność. Kury udowodnią, że powiedzenie „pisać, jak kura pazurem” jest niesprawiedliwe i przekonają wychowawczynię ośmioletniej Ani, że brzydki charakter pisma to nie powód do skarg. Uratują fasolę pana Ogórka, który jest biologiem. Ochronią najmłodszą z Ogórków przed groźnym upadkiem, a wespół ze szczekającym kogutem i przystojnym gawronem ochronią nawet dobytek swoich opiekunów.

Książka napisana jest na pograniczu powieści i zbioru opowiadań. Poszczególne rozdziały należy czytać po kolei, bo autorka nawiązuje do już opisanych wydarzeń, ale każdy fragment to jakaś z przygód tytułowych kur. A owe przygody to istne szaleństwo. Kury – według Justyny Bednarek – to prostolinijne istoty. Jak uratować piękną, acz więdnącą fasolę. Trzeba jej dać pokarm dla ciała i duszy. Dla ciała najlepszy nawóz, czy kurze... Domyślcie się co. Dla ducha wzruszająca opowieść. Fragment, kiedy jena z kur przebiera się za panią Ogórkową i dyskutuje z nauczycielką to mistrzostwo świata. Takimi argumentami można wygrać nie jedną dyskusję. Nie przytaczając więcej scenek, aby za dużo nie zdradzić napiszę tylko, że książka jest przezabawna. Jeżeli znacie cykl o Skarpetkach to jest to podobny rodzaj humoru.

Jedyne do czego bym się przyczepiła to charaktery kur. Na początku książki mamy wymienione najważniejsze postacie i o każdej napisano zdanie – ta mądra, ta wesoła itp.. Natomiast w trakcie czytania indywidualne cechy kur są słabo zarysowane. Mi one (kury) zlewały się w jedną postać.

Justyna Bednarek musi być niezłą wariatką. Skąd ona bierze te pomysły na bajki dla dzieci? Skąd ona bierze te cięte riposty? Jakim cudem tak przekornie, acz szczerze opisuje na świat? Chciałabym zobaczyć, co siedzi w główce tej pisaki, bo – patrząc przez pryzmat jej książek – musi to być niezła impreza. Pisząc o bajce jej autorstwa po raz kolejny mogę stwierdzić, że polecam. Jest czad.

Książka "Kury z grubej rury" dostępna jest w księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl Sprawdźcie również inne książki dla dzieci w  ofercie księgarni.

[Egzemplarz recenzencki]

"Paddington tu i teraz" Michael Bond

"Paddington tu i teraz" Michael Bond

Paddington jest prostolinijnym misiem. Mówi, co mu ślina na język przyniesie, a wiele kwestii rozumie wyjątkowo dosłownie. Jak możecie się domyślić, prowadzi to do wielu niezręcznych, ale również zabawnych sytuacji. Wiele tego typu dialogów znajdziemy w zbiorze opowiadań „Paddington tu i teraz”. Wiecie co to znaczy? Zaczynamy przegląd kolejnego tomu przygód niedźwiedzia z Mrocznego Zakątka Peru.

Zbiór otwiera opowiadanie „Kłopoty z parkowaniem”, w którym ktoś zabiera wózek na zakupy Paddingtona. Tak zuchwałą kradzież trzeba niezwłocznie zgłosić na policję. Rozdział drugi zatytułowany jest „Niedźwiedzia przysługa”, a grasuje w nim tajemniczy włamywacz. Dalej czekają na nas wręcz artystyczne doznania. Czy wiecie,czym jest pianola? W tekście „Paddington gra na akord” sympatyczny miś zabawi się w pianistę. Opowiadanie numer cztery ma tajemniczy tytuł „Paddington przechodzi sam siebie”. Co takie „odstawi” futrzasty bohater? Dodam tylko, że tekst ten nawiązuje do święta Halloween. W rozdziale „Paddington puszcza farbę” przekonamy się, że czasami warto trzymać język za zębami. Michael Bond wzniósł się na wyżyny konstruując dialog i bawiąc się znaczeniami wyrazów. W „Paddington mierzy wysoko” niedźwiedź chce zrobić państwu Brown niespodziankę. Przez to pracownik biura podróży nabawi się bólu głowy. Natomiast w „Świątecznej niespodziance Paddingtona” będziemy mieli okazje poznać członka jego rodziny, który przybył do Londynu z samego Mrocznego Zakątka Peru.

Na moim blogu napisałam dużo o Paddingtionie. Za każdym razem kiedy kończę kolejny tekst mam wrażenie, że (w końcu) wyczerpałam temat. Po czym dostaję kolejny tom jego przygód i dostrzegam w nim nowe rzeczy, nowe morały. Po przeczytaniu „Paddington tu i teraz” dzieciaki same dojdą do wniosków, że warto się dopytywać i warto zastanawiać się nad tym, co i komu mówimy. A przy tym pośmieją się z wpadek sympatycznego niedźwiedzia.

Książki z przygodami misia Paddingtona dostępne są na stronie wydawnictwa.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dziedziczka łez" Katarzyna Droga

"Dziedziczka łez" Katarzyna Droga

II tom „Sagi drozdowskiej” zatytułowany jest „Dziedziczka łez”, jednak czas jego akcji wcale mi się z łzami nie kojarzy. Przypada ona na lata dwudzieste XX wieku. To epoka odbudowy Polski. Czas, w którym ludzie chcieli cieszyć się końcem wojny, niepodległością. Chcieli korzystać z życia. Czas bardzo dziwny. Zderzenia dawnego „pańskiego” porządku z bohemą, rozluźnieniem obyczajów. Epoka postępowych kobiet. I to właśnie kobiety są bohaterkami tej powieści. Konstancja – przedstawicielka tradycji – i młoda Zula, która pragnie się kształcić. Drozdowo i Warszawa – to dwa jakże inne miejsca, ale to w nich zobaczymy różne oblicza lat dwudziestych.

Książki o dwudziestoleciu międzywojennym zazwyczaj poruszają tematy i społeczne, i polityczne. Katarzyna Droga postawiła te pierwsze. Niewiele w powieści polityki – chociaż przemyka w niej Roman Dmowski – a jeżeli już się pojawia dotyka kwestii praw i pozycji kobiet. Bohaterki skupione są na codziennych obowiązkach i wyzwaniach, a zmora II wojny światowej właściwie nie jest wyczuwalna między pracą a domem. Owa wojna pojawia się w ostatnich rozdziałach powieści, ale autorka opisuje ją „szybko” skupiając się na kilku epizodach z życia swoich bohaterów.

„Show” skradła Zula, wychowanka Konstancji. Przy okazji tej posrtaci Katarzyna Droga świetnie opisała bolączki ambitnej kobiety. Zula pragnie zostać lekarką. Ciotka zapewnia jej fundusze na edukacje, jednak pieniądze okażą się tylko „wierzchołek” problemów z jakimi będzie musiała zmierzyć się młoda bohaterka. Płeć i niewiadome pochodzenie dziewczyny sprawią, że ciągle będzie musiała udowadniać swoją wartość. Kobietę można trzymać za rękę, mieszkać z nią przed ślubem, ale zawierzyć jej wykształceniu trudno.

„Dziedziczka łez”, czyli lata dwudzieste pełną gębą. Tradycyjne Drozdowo i blichtr Warszawy. Wystawne rodowe zjazdy, teatry, pióra i brokat. Nowe ambitne pokolenie, któremu II wojna światowa zabrała plany i marzenia. A przede wszystkim wspaniałe kobiety. Domatorki i idealistki, skromne i przebojowe. Katarzyna Droga cudownie to wszystko opisała.

[Egzemplarz recenzencki]

"Magia latania" Nicola Davies

"Magia latania" Nicola Davies

Moja córka miała okazję brać udział w warsztatach na temat ptaków. Wróciła zafiksowana tematem. Zaczęła zarzucać nas ciekawostkami o latających stworzeniach. Lubię być przygotowana na takie sytuacje i mieć jakiegoś „asa w rękawie”, który pozwoli mi zgłębić to zainteresowanie. Akurat miałam coś na taką okoliczność. Wyjęłam z półki publikację autorstwa Nicoli Davies pt. „Magia latania”.

Jest to zbiór ciekawostek na temat latania i szeroko pojętych latających istot. Autorka sięga daleko w przeszłość, do prehistorii, aby zaprezentować nam pierwszego latającego gada i wyjaśnić, jak wyewoluował. Opowiada o różnych rodzajach lotu, o tym jak szybują nietoperze, jak latają owady, a jak ptactwo. Czym różnią się ich skrzydła i jak to pomaga dostosować się do życia w danym środowisku. To tylko ułamek poruszonych w książce tematów. Wszystkich nie sposób tu wymienić. A może i sposób, ale po co? Najważniejsze to, iż ”Magia latania” pozwala poznać nowe gatunki ptaków i owadów, ale również zrozumieć dlaczego takie są jakie są.

Istotny jest też sposób zaprezentowania informacji. W ramach poszczególnych rozdziałów (np. „Skrzydlata tęcza” - tu o kamuflażu, albo „Domy na wysokości” - o ptasich domkach) otrzymujemy szereg ciekawostek. Informacje są krótkie i konkretne. Często podparte przykładem z natury tzn. przywołany jest konkretny gatunek – ptaka bądź owada – zapisany dużymi literami. Do tego, do każdej informacji dodano rysunek (autorstwa Lorny Scobie). Podsumowując, jest opis i jest ilustracja. Dla mnie połączenie doskonałe.

„Magia latania” to świetna publikacja popularnonaukowa dla dzieci. Temat latania został szeroko opracowany i zaprezentowany za pomocą krótkich informacji oraz kolorowych grafik. Książka jest merytoryczna i radosna. Chce się ją przeglądać, chce się chłonąć wiedzę w niej zawartą. Gorąco polecam.

[Egzemplarz recenzencki]

"Syrenki z Koralowego Zakątka. Wielka podróż" Joanna Jagiełło

"Syrenki z Koralowego Zakątka. Wielka podróż" Joanna Jagiełło

W pierwszej części cyklu „Syrenki z Koralowego Zakątka” Joanna Jagiełło zasygnalizowała pewien problem, który był zapowiedzią kontynuacji przygód syrenek. We wróżbie babci Ondiny perły pokazały symbol niewoli, kiedy padło pytanie o los babci Cirii i dziadka Amira. Przypadek? Brednie? A może faktycznie są oni w niebezpieczeństwie? Syrenki będą miły okazję przekonać się. Wybierają się na wakacje do Perlistej Zatoki, gdzie już tylko „rzut beretem” do miejsca, w którym ostatnio widziano babcię i dziadka.

„Wielka podróż” czyli drugi tom cyklu „Syrenki z Koralowego Zakątka” ma charakter przygodowo-miłosny. Dzielna Błękitka i jej brat Bubu szukają wskazówek, które mają pomóc w odnalezieniu babci i dziadka, a także opracowują plan ich uratowania. Będą musieli zmierzyć się z mrocznym tyranem, a „sprawcą” całego zamieszania będzie zauroczenie.

Jeżeli miałabym porównać „Wielkie marzenia” i „Wielką podróż” to akcja drugiego tomu jest zdecydowanie bardziej dynamiczna i niebezpieczna. Powieść delikatnie zahacza o dziecięcy kryminał, bo bohaterowie muszą rozwikłać zagadkę zaginięcia bliskich. Samo zakończenie średnio mi się podoba. Abstrahując od miłości damsko-męskiej, która chyba jeszcze nie jest aż tak pasjonująca dla docelowej grupy czytelników, przyczepię się, że autorka nie wykorzystała potencjału antagonisty. Trochę zostawiła go samemu sobie, nie pozwoliła mu przejść metamorfozy, nie wyciągnęła wniosków z jego postępowania. Zamyka temat dialogiem między siostrami i słowami jednej z nich: „Nie uratujesz całego świata, sama słyszałaś. Mogłabyś pomóc Wadimirowi tylko wtedy, gdyby on sam chciał się zmienić.”1 Święta prawda. Jednak oczekiwałam jakiegoś pomysłowego zamknięcia głównego wątku książki.

Jak już się czepiam dodam jeszcze, że – w moim odczuciu – jest w tych książkach za dużo bohaterów. Rodzina syrenek to rodzice, 3 siostry i brat. Dochodzi do tego czwórka dziadków i dalszoplanowe postacie. Nie wszyscy są istotni dla fabuły. Chociażby taki Amando – sympatia Liwii, która była główną bohaterką pierwszego tomu. Po co jest ta postać? Nie mam pojęcia.

Podczas czytania pierwszego tomu byłam trochę zagubiona w wodnym świecie wykreowanym przez Joannę Jagiełło. Tym razem było dużo lepiej, chociaż autorce zdarzało się „zagiąć” mnie jakąś dziwną nazwą. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie.

Jak wiecie, nie jestem wielką fanką miłosnych wątków i zauważyłam, że mojej córki też one nie zainteresowały. Pierwszy tom „Syrenek z Koralowego Zakątka” wysłuchała z ogromną ciekawością, w przypadku kontynuacji czegoś jej zabrakło. Coś sprawiło, że ciężko było jej śledzić akcję.

1 Joanna Jagiełło, „Wielka podróż”, wyd. Świetlik, Białystok 2023, s. 123.

[Egzemplarz recenzencki]

"Szokujące liczby" Clive Gifford

"Szokujące liczby" Clive Gifford

Liczby pomagają opisać to co nas otacza. Dzięki nim możemy określić, ile czego jest, albo stworzyć obrazowe porównanie. Właśnie w takim kontekście przedstawia świat Clive Gifford w publikacji „Szokujące liczby”. Jest to zbiór ciekawostek, w których kontekst ilościowy, czy też wielkościowy „gra pierwsze skrzypce”.

Z jakich dziedzin fakty prezentuje autor? Mamy tu lekki miszmasz, w którym dominują nauki przyrodnicze. Książkę otwiera krótka historia powstania życia na ziemi, która jest porównana do jednego roku roku. Następnie zaglądamy do naszych ust i poznajemy zamieszkujące je bakterie. Na kolejnych stronach znajdziemy ciekawostki na temat burz i piorunów, śmieci, złota, komarów i płetwali błękitnych, budowy smartfonów, nowych i już wymarłych gatunków zwierząt, szybkich samochodów, wycinki lasów tropikalnych, kontenerowców, topnienia lodowców. Takie zestawienie tematów ma swoje plusy i minusy. Ja wolałabym bardziej uporządkowaną publikację np. ”Szokujące liczby. Europa”, „Szokujące liczby. Zwierzęta”, aczkolwiek muszę przyznać, że studiowanie pozornie nieinteresujące nas tematu może sprawić, że się na niego otworzymy. Czy to co oferuje ta książka jest dla was interesujące? Oceńcie sami.

Widać, że Clive'owi Giffordowi bliskie są eko tematy, co generalnie pochwalam. Jednak chciałabym uwrażliwić autorów, aby nie straszyli dzieci. One dość mocno przeżywają to czego się dowiadują i to, że nie mają mocy, żeby ot tak zmienić świat. Zwierzęta morskie zabijane przez plastik, wielkie plamy śmieci, wymierające gatunki zwierząt, podnoszenie się poziomów mórz i powodzie – to są fakty, jednak można je przedstawić subtelnie, czego mi w publikacji zabrakło. W krótkich ciekawostkach nie ma miejsca na delikatność, przez co ich wydźwięk może być nieco przerażający.

„Szokujące liczby” dostaliśmy w prezencie. Szczerze mówiąc sama nie kupiłabym tej książki, bo dla mnie świt liczb jest – pomimo ich wymierności – abstrakcyjny, szczególnie kiedy mówimy o ogromnych wartościach. 39 bilionów bakterii? Wchodzimy w sferę, której ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić, przez co zapomnę tę informację ze 3, 2, 1... Już. Natomiast moim dzieciakom książka bardzo się spodobała, dzięki krótkiej formule ciekawostek. Akurat robiliśmy inhalację. Nie chciałam włączać bajek, bo niedługo mieliśmy wychodzić z domu, więc żeby jakoś zabawić dzieci zaczęłam czytać im pierwszą z brzegu książkę. Słuchali z wytrzeszczonymi oczami zadając dodatkowe pytania. M. słysząc o bilionach bakterii w jej buzi wykrzyknęła: „Matko z córką, to więcej niż 100”, a Junior trącał palcem rysunek człowieka trafionego przez piorun z radosnym „bzzzz”.

Myślę, że formuła krótkich informacji spodoba się „wiercipiętom”, jaką jest np. moja córka. Ona nie przepada za długimi wywodami, ale już „rzucona” w jej kierunku zwięzła ciekawostka może zwrócić jej uwagę. Ta książka była też lekcją dla mnie. Dzieci to odrębne istoty, które interesuje coś innego niż rodzica, które inaczej przyswajają informację. Muszę o tym pamiętać wybierając kolejne pozycje do ich biblioteczki.

"Nie bój się życia" Katarzyna Miller

"Nie bój się życia" Katarzyna Miller

Pozmawiamy dziś o strachu, ale nie takim „fizjologicznym”. Nie o tym, że wrzeszczysz na widok pająka, albo paraliżuje cię wyjście na taras widokowy. Porozmawiamy o strachu, który niejako kreujemy sami – wychowaniem, stereotypami, obyczajami. O strachu, który nie pozwala nam wyjść przed szereg, zbuntować się i przeżyć naszego życia tak jak pragniemy. O strachu, którego często nie wiemy, że nosimy głęboko w sobie. A pretekstem do tej dyskusji jest książka psycholożki Katarzyny Miller „Nie bój się życia”.

Ja tę publikację określiłam jako „garść dobrych słów”. Jest to zbiór felietonów, które mają pozytywny, wzmacniający wydźwięk. Katarzyna Miller zachęca nas do buntu, zerwania kardanów wychowania i określenia tego kim chcemy być. Udowadnia też, że powszechnie uznane za negatywne zjawiska np. starzenie się, śmierć, choroba mogą wnieść do naszego życia coś dobrego. Pisze o tym, że mamy prawo być egoistyczni, ale też możemy być bezsilni. Zapewnia nas, że to nie wstyd się cieszyć, być szczęśliwym i spełnionym. I pewnie wyciągniemy z zebranych w książce tekstów jeszcze kilka tematów, ale pozwólcie, że już nie będę drążyć. Najważniejsze, że wyziera z niej ogrom tolerancji dla świata, dla ludzi oraz zachęta do walki z tym co nas osłabia.

Mój ulubiony felieton to „Nie bój się zwracać uwagę”. Jest takie przekonanie „nie interesuj się”, które sankcjonuje społeczną znieczulicę. Dochodzi do tego pewne zjawisko psychologiczne. Wybaczcie, ale wyleciało mi z głowy, jak się nazywa. Chodzi o to, że „ja” nie zareaguję, bo jest jeszcze kilka osób, które widzą i one też mogą to zrobić. Te dwie rzeczy (oraz pewnie strach przed krytyka, albo agresją) sprawiają, że może i się zainteresujemy, ale pozostawimy to co się dzieje bez komentarza. Katarzyna Miller przytacza historie, kiedy „interesowanie się” niesie dobro, zmienia czyjeś życie. Podkreśla przy tym, że ważny jest też sposób, forma komunikatu. I na ten temat właśnie chętnie poczytałabym więcej. Jak mówić, żeby ludzie się nie obrażali.

Lubię felietony Katarzyny Miller za szczerość, bezpretensjonalność, ale też za ogrom „słońca”, jaki z nich bije. Ona potrafi mówić/pisać tak, że się nie obrażam. Potrafi zwracać uwagę dyplomatycznie acz dosadnie. Jej teksty dają energię. I to dostajemy w książce „Nie bój się życia” - ciepłą, słoneczną energię, która pomaga wyjść z kokonu.

[Egzemplarz recenzencki]

Jak pocieszyć rozczarowane dziecko?

Jak pocieszyć rozczarowane dziecko?

Dziecięce rozczarowanie często bywa ignorowane. „ Nie płacz.”, „nic się nie stało” - tak zbywa się dziecięce troski, nie myśląc o tym, że to opłakiwane coś jest/było dla młodego człowieka bardzo ważne. Tymczasem to właśnie nazwanie emocji jest często najlepszym ich ukojeniem. I o tym będzie dzisiejsza historia.

Miejsce akcji: miejski festyn. Lato, upał, a ja stoję w kolejce do malowania buziek.q12 Przed nami zaledwie 3 dzieci i córka zastanawia się, czy woli być kotkiem, czy pandą. Nagle przychodzi pan i oznajmia: „Przepraszam, ale mamy problemy techniczne. Musimy zamknąć stanowisko.” Wiadomość z kilkusekundowym opóźnieniem dociera do mojego dziecka. Kiedy to następuje rozlega się „syrena”: „JA CHCĘ MALOWANIE BUZI”. Stoję nad nią zmęczona, spocona, a mordercze spojrzenia kieruję w stronę felernego namiotu. Przesiadam przy córce i zagaduję: „Wiem, że jesteś rozczarowana. Bardzo chciałaś być pomalowana”. Po serii wrzasków z gatunku „ja chcę” i moich zalewniach, że ekipa z tego stanowiska też mnie wkurzyła dziecko szlochając stwierdza: „Jak można się tak nie przygotować. Jak można to zrobić dzieciom” i zgodnie stwierdzamy, że ich zachowanie było nieprofesjonalne.

Obok nas leżały rozrzucone kredy, a dzieci oddawały się radosnej twórczości. Zaproponowałam córce, aby narysowała swoją złość i smutek. Zgodziła się i pociągając nosem przystąpiła do dzieła. Ona lubi rysować. Widzę, że to zajęcie ją uspokaja. I faktycznie pomogło. Nazwanie silnych emocji, a potem znalezienie bezpiecznej przestrzeni i sposobu ich ujścia dały wspaniały rezultat.



"Norwegia" Peter Zralek, Katarzyna Bytek [przewodnik turystyczny]

"Norwegia" Peter Zralek, Katarzyna Bytek [przewodnik turystyczny]

Na pierwszy rzut oka Norwegia wydaje się kompletnie „nieurlopowym” miejscem, jednak coraz więcej osób wybiera ten kierunek i są oni zafascynowani tym krajem. Co oferuje turystom zimny skraj Europy? Jak przekonałam się dzięki przewodnikowi z serii „Travel & style” od wydawnictwa Bezdroża bardzo dużo.

Majestatyczne fiordy, przepiękne punkty widokowe, oryginalna flora i fauna, piękne plaże idealne do spacerów, dzikie jaskinie, ale też wspaniałe dziedzictwo kulturowe (kto z nas nie słyszał o Wikingach), które Norwedzy potrafią wyeksponować – to wszystko przyciąga ciekawskich turystów.

Autorzy przewodnika próbują wykazać, ze Norwegia to miejsce dla każdego. Że coś dla siebie znajdą w niej miłośnicy sportu, wędrowania, architektury, pięknych widoków, ale też amatorzy „gastroturystki”, a nawet rodziny z dziećmi. Co prawda na pierwszy plan wysuwają się walory przyrodnicze czy tez zabytki – i chyba amatorzy tego typu atrakcji najwięcej znajdą dla siebie – ale faktycznie dzięki tej publikacji każdy będzie mógł zaplanować wyjazd do Norwegii pod swój własny gust.

Na uwagę zasługuje konstrukcja przewodnika. Norwegia została opisana regionami. Kierujemy się od Oslo ku północy skręcając delikatnie na wschód i zaglądając w bardzie i mniej znane zakamarki kraju. W ramach poszczególnych regionów zaznaczono kolorami rożnego typu atrakcje, jakie te oferują. Przykładowo brązowy kolor odpowiada działowi kultura, zielony przyrodzie, a czerwony kulinariom. Dzięki temu szybko odnajdziemy te obiekty, które najbardziej nam odpowiadają. W przewodniku znajdziemy również gros bezcennych informacji praktycznych oraz cudowne zdjęcia. Kiedy na nie spojrzymy będziemy chcieli zobaczyć to co przedstawiają na żywo.

Mieliście już okazję zwiedzać Norwegię? A może dopiero planujecie, albo zastanawiacie się czy wato? Tego typu publikacje są bardzo pomocne przy podjęciu decyzji. Czasami człowiek nawet nie przypuszcza, że dany region oferuje coś, co może nam się spodobać. Dlatego kupujcie, pożyczajcie przewodniki, przeglądajcie je i zwiedzajcie z nimi świat.

[Egzemplarz recenzencki]

"Doskonała para" Greer Hendricks, Sarah Pekkanen

"Doskonała para" Greer Hendricks, Sarah Pekkanen

Zdrada „podkopuje” fundamenty małżeństwa, ale według bohaterki powieści „Doskonała para” - Avery, terapeutki – jest to rezultat zniszczeń, jakie partnerzy już w nim dokonali. Zgłaszają się do niej Marissa i Matthew Bishopowie. Ona zdradziła męża i nie wie, jak mu o tym powiedzieć. Avery ma kobiecie w tym pomóc, ale tez pomóc uzdrowić ten związek. Czy szukanie przyczyn kryzysu wyjdzie małżonkom na dobre. Dokopanie się do podwalin ich miłości spowoduje wygrzebanie starych tajemnic, które nie powinny ujrzeć światła dziennego.

„Doskonała para” to thriller psychologiczny autorstwa duetu Greer Hendricks, Sarah Pekkanen. Książka została napisana z dwóch perspektyw. Marrissy – czyli żony, która zdradziła, a teraz żałuje, iż dała ponieść się namiętności – oraz Avery – terapeutki, która ma pomóc Bishopom. Ta druga postać jest dość ciekawa, bo straciła licencję zawodową w wyniku nadużycia zaufania klientów, a jej metoda uznawana jest w środowisku za kontrowersyjną.

Powieść od początku wciąga, ale nie fabułą, a lekkim stylem i fajną nutką niepewności, która towarzyszy czytelnikom do końca. Jeżeli chodzi o akcję, to nie za wiele się dzieje. Marissa się zamartwia, a Avery co rusz coś odkryje, sprowokuje bohaterów do zwierzeń, więc metodycznie dowiadujemy się coraz więcej o postaciach z książki. Niestety brakuje w tym wszystkim porządnych zwrotów akcji. Te które autorki próbują stworzyć wydają się nieco wymuszone. W pewnym momencie wręcz wydaje nam się, że małżeństwo Bishopów jest uzdrowione, a terapeutka na siłę szuka problemu. Ten stan spokoju trwa za długo, bo aż do finału. Zakończenie jest niezłe, przyznaję. Pokazuje bohaterów w innym świetle – nie tylko tych pierwszoplanowych. Niemniej przydałby się już wcześniej jakoś wstrząsnąć czytelnikiem.

W przypadku powieści „Doskonała para” nie udało się Greer Hendricks i Sarah Pekkanen wznieść na wyżyny thrillera psychologicznego. Czyta się lekko i przyjemnie, ale jak na standardy tego typu książek jest za lekko. Aż do zakończenia nie bałam się o bohaterów. Właściwie byli mi obojętni. Spokojna akcja odebrała im charakteru.

[Egzemplarz recenzencki]

"Bezsenność. Czyli o tym, jak snu szukałam" Maria Tyman

"Bezsenność. Czyli o tym, jak snu szukałam" Maria Tyman

Tytułowa bezsenność jest jednym z wielu dolegliwości, jakie dokuczały Marii Tyman autorce książki „Bezsenność. Czyli o tym, jak snu szukałam”. Kobieta latami zmagałam się z szeregiem dolegliwości m.in. bólami stawów, zimnymi potami, brakiem snu, napadami głodu i in. Natężenie i częstotliwość tych problemów sprawiły, że – dosłownie – była wyłączona z życia. Przyjaźń, praca zawodowa – w jej przypadku to nie wchodziło w grę. Maria Tyman opisała swoje chorowanie, jego prawdopodobne przyczyny oraz proces zdrowienia i odbudowywania organizmu.

Jestem rozdarta jeżeli chodzi o ocenę tej publikacji. Autorka ma bardzo zajmujący styl. Pisze „do ludzi” i – pomimo, że wchodzimy na tematy medyczne – nie „męczy” nas fachowym żargonem. Do tego jej historia porusza i kibicujemy jej w każdym kroku zrobionym ku normalnemu życiu. W książce został zawarty szereg informacji, który daje do myślenia, a jej relacja jest świetną reklamą tzw. zdrowego stylu życia. Sama wynotowałam sobie kilka kwestii do zweryfikowania w związku z moim stanem zdrowia.

W czym więc problem? Maria Tyman uważa, że jej problemy zdrowotne wynikają z nieumiejętnego stosowania antybiotyków. W dzieciństwie sporo chorowała, a lekarze zazwyczaj tak próbowali jej pomóc. Pomimo, że autorka zaznacza, że są to jej doświadczenia, wydźwięk publikacji jest – lekko mówiąc - krytyczny wobec medycyny konwencjonalnej, co osobiście uważam za niebezpieczne. Pozostawienie chorego dziecka bez leków, aby własnymi siłami przepracowało chorobę, dla mnie jest niedopuszczalne, a wręcz podchodzi pod paragraf. Choremu należy pomóc w najlepszy sposób, zgodny z aktualnym stanem wiedzy. A to, że medycyna się rozwija i ten stan wiedzy ewoluuje, to dobrze. Ja też chciałbym, żebyśmy korzystali z leków bez skutków ubocznych, ale w tej chwili musimy robić bilans zysków i strat. Zapewne ludy pierwotne żyły w zgodzie z naturą, co miało wpływ na odporność, ale ich umiejętność walki z mikrowrogami (czytaj bakteriami i wirusami) była żadna. Oczywiście nic nie zastąpi profilaktyki, naturalnego wzmacniania odporności, jednak są takie sytuacje, że leki są wybawieniem – czasami nawet przed śmiercią.

Duży plus „Bezsenność” dostaje za opracowanie formalne. Bibliografia, przypisy – wszystko oznaczone jest „profesjonalnie”. Jest to o tyle ważne, że Maria Tyman, sama nie jest fachowcem. Opisuje swoje doświadczenia, więc ważne dla czytelnika jest skąd czerpała wiedzę na temat kuracji, które podjęła. Czy czasopismo na tematy ezoteryczne i parapsychologiczne jest rzetelnym źródłem wiedzy? To już każdy osądzi w zgodzie ze swoimi poglądami. Niemniej zainteresowany czytelnik może te źródła odszukać i drążyć tematy, które go interesują, bądź ocenić ich wiarygodność.

Po przeczytaniu książki trudno mi powiedzieć, co tak naprawdę pomogło Marii Tyman. Jej proces zdrowienia był dość złoży i diametralnie zmieniła swój styl życia. Eliminacja złych nawyków jest często dobrą drogą, aby zapoczątkować odnowę organizmu. Znam osobę, która całe dzieciństwo chorowała, zmagała się też z astmą i alergią. Nikt nie umiał jej pomóc. Kiedy przeprowadziła się do innego miejsca dolegliwości ustały. Najprawdopodobniej wilgotność w poprzednim domu miała tak zły wpływ na stan jej zdrowia. Czy podobnie było w przypadku autorki „Bezsenności”? Niewątpliwie udało jej się wyeliminować czynnik, który jej szkodził, a jej relacja jest piękną promocja zdrowego stylu życia. Niemniej – jak wspominałam wcześniej – sumienie nie pozwala mi w 100% polecić tej publikacji, gdyż krytyka tzw. medycyny konwencjonalnej, antybiotykoterapii, całkowita rezygnacja z niej, wydaje mi się niebezpieczne. 

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

"Co zrobi Frania? Szczerość" Barbara Supeł

"Co zrobi Frania? Szczerość" Barbara Supeł

Szczerość może być dla dzieci nieco dezorientująca. Z jednej strony każe im się mówić prawdę, a z drugiej ta prawda może wywołać u kogoś zakłopotanie, albo sprawić przykrość. Warto być szczerym, czy może lepiej zamknąć buzię na kłódkę? Zapewne nawet dorośli przyznają, że w przypadku bycia szczerym trzeba sporo wyczucia. Nauczyć się go pomoże sympatyczna Frania, bohaterka cyklu dla dzieci „Co zrobi Frania?” autorstwa Barbary Supeł.

Na książkę „Szczerość” składają się trzy historyjki. W pierwszej Frania z mamą przygotowują strój na pardę w przedszkolu. To co zaproponowała mama – delikatnie mówiąc – nie podoba się córce. Jednak Frania ma opory, aby jej to powiedzieć, bo mama się napracowała. Drugie opowiadanie ma miejsce w autobusie. Frania zauważa panią z dziwną, włochatą plamką na brodzie. Decyduje się zapytać o nią współpasażerkę, co wprawia tatę – podróżującego z dziewczynką – w konsternację. W ostatnim tekście Ryśka, brata Frani, odwiedza kolega. Dziewczynka bardzo chce się wspólnie z nimi bawić, ale chłopcy dają jej do zrozumienia, że nie jest mile widziana.

Każde z opowiadań ma tzw. punk kulminacyjny. Zatrzymujemy się i musimy zastanowić się, co wydarzyło się dalej. Jest to świetny pretekst do rozmowy i oceny, jak nasze dziecko postrzega szczerość, czy wszystko jest dla niego jasne, czy może należy o niej więcej porozmawiać, albo poćwiczyć problematyczne sytuacje. Po nim Frania kontynuuje swoją opowieść dążąc do mądrego finału.

Na końcu książki znajdziemy również rewelacyjne podsumowanie tych trzech historii. Bohaterka odnosi się do opisanych historyjek mówiąc o tym, czym jest szczerość i o tym, jak ją wyrażać. Jest to chyba moja ulubiona część tej publikacji. Wspaniale współgra ona zamieszczonymi bajkami i jest napisana w przystępnym, „dziecięcym” języku. Nie dało się tego napisać lepiej.

„Co zrobi Frania?” to cykl książek dla dzieci rozwijających kompetencje społeczne. Krótko mówiąc, są o tym, jak się zachować. Bardzo je sobie cenię. Metoda wybrana przez autorkę wspaniale trafia do dzieci. Są to bajki, w których jest przestrzeń na rozmowę, oraz podsumowanie robione przez ich bohaterkę. Myślę, że jest to dobra droga, aby trafić do młodych czytelników.

Książka "Co zrobi Frania? Szczerość" dostępna jest w księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl Sprawdźcie również inne książki dla dzieci w ofercie księgarni.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger