"Zosia Gweizdnoskrzydła. Przygoda w szkole wróżek" Annette Moser

"Zosia Gweizdnoskrzydła. Przygoda w szkole wróżek" Annette Moser

Zosia Gwiezdnoskrzydła uczęszcza do szkoły wróżek. Tam każdy uczeń „szlifuje” swoje moce. Zosia jest wyjątkową uczennicą, bo jest jedyną gwiezdnoskrzydłą wróżką w całym Baśniolesie. Niestety nie zalicza się też ona do najlepszych uczennic. Jej magia jest delikatna, ulotna, a Zosia nie potrafi jej utrzymać na dłużej. Potrafi ją przyzwać i rozświetlić swoje skrzydła, ale zazwyczaj te po kilku chwilach gasną. Zosia jest coraz bardziej zniechęcona. Czy jej mentor znajdzie sposób na opanowanie magii gwiazd?

Jak widzicie Annette Moser wykreowała bohaterkę, której nie wszystko wychodzi, a nawet więcej nie wychodzi. Ale autorka bardzo w nią wierzy. Doprowadza do sytuacji, gdzie bardziej utalentowane wróżki stają się przyczyną problemu, który Zosia – dzięki swojej magii – rozwiązuje. Z mało utalentowanej uczennicy staje się bohaterką szkoły.

Zosia bardzo przypomina mi Finyę z cyklu „Mała jednorożna z Lasu Życzeń”. To taki sam typ bohaterki. Obie są dobre, zdeterminowane, ale nie mogą zapanować nad swoja magią. Potrzebują bodźca, który pozwoli ją wyzwolić. One są stworzone do działania. Sytuacje trudne budzą w nich to co najlepsze. Są sprawdzianem, który zdają na 6+ i uwadniają sobie i światu, jak wiele są warte.

Dodająca wiary w sobie treść w pięknej oprawie – czego chcieć więcej? To właśnie oferują nam książki o Zosi Gwiezdnoskrzydłej. To opowieści, które dodają skrzydeł. Udowadniają, że każdy może zostać bohaterem. Czytajcie, bo warto.

[Egzemplarz recenzencki]

"Wiatr z północy" Miriam Georg

"Wiatr z północy" Miriam Georg

Uwielbiam, kiedy książki mnie pozytywnie zaskakują. I tak się stało w przypadku „Wiatru z północy” Miriam Georg, powieści otwierającej cykl „Saga północna”. Myślałam, że będzie to kolejna oczywista historia prowadząca do wiadomego finału. Ona żyje z przemocowym mężem. Ma dość. Chce się rozwieść. On jest prawnikiem i zgadza się zająć tą sprawą. Miejsce i czas akcji: Hamburg, lata przed wybuchem I wojny światowej. Ona biedna, pracuje w fabryce, on z bogatej mieszczańskiej rodziny, więc mamy też podkreśloną przepaść społeczną. Brzmi banalnie, prawda? Ale takie nie jest. Różne perspektywy, skrywane dylematy i sekrety sprawiają, że powieść ta zyskuje i zaciekawia.

„Wiatr z północy” jest wprowadzeniem do cyklu. My się dopiero zapoznajemy z bohaterami, a w trakcie czytania przekonujemy się, że szczególnie Alice – główna postać – wiele ukrywa. Dociera to do nas pomału, a Miriam Georg z każdą strona coraz bardziej przywiązuje nas do sagi swojego autorstwa. Książkę kończymy z pytaniem: „Co dalej?” i chęcią sięgnięcia po kolejny tom. Bo nawet jeśli zakończenie jej okaże się wiadome, to droga do niego będzie wyjątkowo ekscytująca.

To co najbardziej spodobało mi się w tej książce to wspominane już różne perspektywy. Georg pozwala się wypowiedzieć kilku postaciom pokazując, że życie nie jest czarno białe. Każda z nich, niezależnie od statusu, walczy z własnymi nieszczęściami. Metody są różne, bo te w różnym stopniu zawładnęły bohaterami. Możemy chociażby spojrzeć na małżeństwo oczami męża Alice. Bohatera, który oczywiście jest tym złym. I ja jak najbardziej potępiam jego zachowanie i nie daję przyzwolenia na przemoc, jednak widzę też człowieka, który kompletnie nie radzi sobie ze swoim życiem, a okoliczności też nie dają mu narzędzi, aby to zrobił. Georg pozwala spojrzeć na bohaterów i akcję wielowymiarowo, co wyjątkowo doceniam, co uatrakcyjnia czytanie.

Za dużo się nie wyjaśniło w pierwszym tomie sagi, ale został napisany w taki sposób, że ja chcę ją czytać dalej. Jestem zaintrygowana, jak potoczą się losy bohaterów, oraz tego co skrywa przeszłość. Podoba mi się styl pisaki. Z jednej strony prosty, ale udało jej się trud życia tych ludzi, a także ich złożoność. Czytanie zaczęłam sceptycznie, a książkę odłożyłam bardzo zadowolona. Na pewno przeczytam całą sagę.

[Egzemplarz recenzencki]

"Leśniaki przedszkolaki. Opowiadania na radości i smutki" Barbara Kosmowska

"Leśniaki przedszkolaki. Opowiadania na radości i smutki" Barbara Kosmowska

„(…) jeżeli naprawdę chcesz zostać leśnym mistrzem i poznać wszystkie tajniki życia w kniejach, nie znajdziesz w całym Starym Borze lepszego miejsca do zabawy i nauki.”1 O jakim miejscu mowa? O Rudej Kicie, przedszkolu dla Leśniaków. Tu mali mieszkańcy lasu spotykają się, żeby się uczyć. „Razem się cieszymy i razem płaczemy”2 zauważa pan Borek Humorek, opiekun dzieci. I właśnie o tym są teksty zebrane w książę autorstwa Barbary Kosmowskiej pt. „Leśniaki przedszkolaki. Opowiadania na radości i smutki”.

Jak możecie się domyślić są to bajki dla przedszkolaków osadzone w leśnej scenerii. Scenerii, która sprzyja mówieniu o emocjach, bo ma w sobie coś kojącego. Bohaterowie mają różne problemy, autorka doprowadza też do konfliktowych sytuacji, aby nieść pocieszenie kładąc nacisk na leśną wspólnotę. Bo gdybym miała podsumować całą książkę jednym hasłem powiedziałabym: „Nie jesteś sam. Zawsze ktoś się o ciebie troszczy”.

Barbarze Kosmowskiej pomysłów nie brakuje, bo znajdziemy w tej książce dużo bohaterów. Szczególnie pierwszy rozdział może być pewną pułapką. Mianowicie autorka chce nam ich przedstawić. Wszyscy kierują się w stronę przedszkola, a my to obserwujemy. Niestety nie jest to ciekawe. Mało się dzieje, a dziecko bombardowane jest kolejnymi imionami. Trochę żałuję, że nie pominęłam tego rozdziału, szczególnie, że na początku książki znajduje się spis postaci z ilustracjami, i nie przeszłam od razu do przygód Leśniaków. Junior zniechęcił się przez – jak to sam określił- nudny początek i trudno było go namówić do dalszego czytania. Nie wierzył mi, ze będzie lepiej, a jest. Kosmowska w oryginalnej scenerii mówi o radościach i smutkach małych ludzi, a ja bardzo cenię takie teksty. Uważam, że pomagają one sobie z nimi radzić.

Jak już wcześniej mówiłam są to bajki dla przedszkolaków, ale może tych starszych, albo bardziej cierpliwych. To są dłuższe teksty. Czasami trafiamy na dwie strony tekstu. Oprawa graficzna jest bardzo ładna. Agnieszka Antonowicza niemal w magiczny stylu narysowała Leśniaki. Całość robi dobre wrażenie. Tylko ten nieszczęsny pierwszy rozdział. Może Junior o nim zapomni i da tej książce drugą szansę.

1 Barbara Kosmowska, „Leśniaki przedszkolaki. Opowiadania na radości i smutki” wyd. Wilga, Warszawa 2025, s. 6.

2 Tamże, s. 21.

[Egzemplarz recenzencki]

"Księżyce Jowisza" J.M.M. Bober

"Księżyce Jowisza" J.M.M. Bober

J.M.M. Bober nie ukrywa, że jej powieść pt. „Księżyce Jowisza” jest o miłości. Pocałunek uwieczniony na okładce podpowiada też, o jaki rodzaj relacji chodzi. Zagłębiając się w tekst przekonywujmy się, że nie jest to romantyczne uczucie, że to miłość zachłanna i toksyczna. Jest jak demon, który złapał ofiarę w swoje szpony i nie chce wypuść.

Nie boję się książek o szeroko pojętej tematyce LGBT. Uważam, że dobrze napisane mogą dawać do myślenia. Czy ta jest taka? „Księżyce Jowisza” to dość „ciężki kaliber”. Zaczyna się intrygująco. Tajemnicza Baza. Chłopak nie może zasnąć. Myśli o tabletkach, które maja mu w tym pomóc. W końcu je zdobywa. Kiedy śpi odwiedza go tajemnicza postać, którą potem szuka. Co to za miejsce? Jak skonstruowany jest świat, w którym umieszczona została akcja? Kim są bohaterowie?

Niestety okazała się, że chciałam czytać tę książkę zbyt przyziemnie. Autorka tworzy tu zawiłą mozaikę metafor, porównań i innych literackich ozdobników. Stawia na oniryczny klimat balansując między snem, a jawą, a także wypuszczając swoich bohaterów (i czytelników) w podróż w czasie i przestrzeni. Sceny pojawiały się i znikały, a ja byłam zdezorientowana.

To wszystko sprawiło, że trudno czytało mi się „Księżyce Jowisza”. Zabrakło mi punktów odniesienia, aby odczytać wizję autorki. Forma utrudniała mi odnalezienie się w treści. Pamiętacie, jak rozmawialiśmy o Wyspiańskim i o tym, jak kompleksowo pisał swoje sztuki dbając o każdy detal? Bober też chciała zaoferować czytelnikom nie tylko książkę, a przedsięwzięcie literackie. Dodała ilustracje, które niestety nie robią wrażenia przy tym wydaniu wciśnięte byle jak pomiędzy białe kartki. Dodała propozycje utworów do słuchania. Ja co prawda nie potrzebuję takich dodatków, ale nie zaprzeczę jest to coś,co pomaga zbudować atmosferę. I ja doceniam te wszystkie posunięcia autorki, ale trudno mi się nimi cieszyć, bo nie zastała zaspokojona moja podstawowa potrzeba czytelnicza, czyli angażujący tekst.

Powieść o miłości, bólu, inicjacji – takie skojarzenia przyszły do mnie po zapoznaniu się z „Księżycami Jowisza”. Książki orzeszek, bo ciężko ja rozgryźć, aby dostać się do pysznej zawartości. Ja ocenię ja nisko, bo mnie przytłoczyła. Lubię książki proste, konkretne. A tutaj – w moim odczuciu – ozdobniki przysłaniają serce książki, czyli treść. I to jest jej główny problem.

 Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

"Zagadka zagubionego zęba" Pascal Prévot

"Zagadka zagubionego zęba" Pascal Prévot

O wróżce-zębuszce słyszał chyba każdy. Odkupuje od dzieci zęby, które im wypadły. Po co? Kwestia ta pozostaje do wyjaśnienia dla autorów powieści grozy, jeśli wiecie co mam na myśli. Ale, ale. Emilka, przyjaciółka Małego Sherlocka, przeżywa mały horror. Zgubiła ząb, który jej wypadł. Czyżby miała nie dostać pieniążka od wróżki? Przyjaciele spróbują rozwiązać „Zagadkę zagubionego zęba”.

Oto kolejna okazja, aby poczytać przygody Małego Sherlocka i razem z nim prowadzić śledztwo. W tej sprawie młodzi detektywi stawiają kilka hipotez i metodycznie je sprawdzają. Może brzmi to nieco mozolnie, jednak czasami to właśnie tak wygląda praca detektywa. Nie zawsze są wskazówki, za którymi można podążać. Tym razem łatwiej odrzucić to co niemożliwe niż szukać punków zaczepienia.

Moje dzieci bardzo lubią książki o „Małym Sherlocku”, a i ja chętnie im je czytam, bo angażują szare komórki. Szereg zadań do wykonania sprawia, że czytanie zmienia się w przygodę. Tym razem jednak mam jedną uwagę. Dzieciaki się jeszcze nie zorientowały, ale w mojej ocenie, finał jest dziwny. Nie zdradzę wam, co stało się z zębem Emilki. Powiem tylko, że znalazł go Watsonek w miejscu, do którego chłopcy raczej nie powinni wchodzić. Co on tam robił? To materiał na moje prywatne śledztwo.

[Egzemplarz recenzencki]

"Czarna krew" Barbara Augustyn

"Czarna krew" Barbara Augustyn

Jaką magiczna moc chcielibyście mieć? Pewnie właśnie wasza wyobraźnia oszalała i zobaczyliście siebie, jako wielkich czarodziei. A teraz wyobraźcie sobie, że wasza magia nie jest błogosławieństwem, a przekleństwem. Czymś, co spala was od środka, ale nie możecie się tego pozbyć. Trzeba nauczyć się z tym żyć i w liczyć, że uda się nie postradać zmysłów. Skąd u mnie takie pesymistyczne spojrzenie ma magię. Jest to wypadkową wkroczenia do świata z powieści „Czarna krew” Barbary Augustyn. Świata, w którym magia jest nieprzewidywalna, a na tych którzy są nią obdarzeni patrzy się z nieufnością.

Ta książka spodobała mi się już od pierwszej strony. Zacznijmy od tego, że ja w ogóle lubię mroczne i gęste powieści, a u Augustyn od początku widać, że bohaterowie nie będą hasać po kwiecistych łąkach, a wędrować przez surową okolicę, że to będzie przygoda z ciemnych nici utkana. I, co ciekawe, autorka kreuje nie tylko świat, ale też barterów. Bohaterów bardzo kompletnych, z całym bagażem doświadczeń, a także wewnętrznymi demonami, które odzywają się w trakcie przygody. Próżno tu szukać herosów. To są ludzie. Owszem, wyjątkowi, ale jednak ludzie, którzy mają swoje marzenia, a najważniejszym z nich to przeżyć.

W „Czarnej krwi” intryguje wszystko. Autorka – pomimo gęstej atmosfery – może poszczycić się wyjątkową lekkością pióra. Augustyn pisze plastycznie nie przesadzając z opisami. Nie brak tu akcji, ale nie takiej, jak z powieści sensacyjnej. Akcji budowanej spokojnie, metodycznie. Odpowiednio przygotowanej, aby czytelnik mógł odetchnąć miejscem wydarzeń, poczuć dylematy bohaterów, a także wziąć udział w przygodzie. Ta książka ma w sobie coś z klasycznego fantasy, ale pogłębione o jakiś psychologiczny pierwiastek. Bo to nie przygoda jest celem. Augustyn dba o szeroki kontekst, dzięki czemu tworzy naprawdę intrygujące fantasy.

[Egzemplarz recenzencki]

"Toto. Kotka ninja i zagadka skradzionego sera" Dermot O'Leary

"Toto. Kotka ninja i zagadka skradzionego sera" Dermot O'Leary

Toto i Sreberko mają ochotę na małą przekąskę. Może kawałeczek mięciutkiego i żółciutkiego sera. Otwierają lodówkę i.. nic. Czyżby ich opiekunowie zapomnieli uzupełnić zapasy? Okazuje się, że sprawa jest poważniejsza. Do Toto przychodzi wezwanie z samego Downing Street. Larry, kot premiera, ma dla kotki zadanie. Serowy kryzys opanował kraj, a jego skutki mogą sięgnąć na arenę międzynarodową. Toto musi dowiedzieć się, co stało się z zaginionym serem.

„Toto. Kotka ninja i zagadka skradzionego sera” to drugi tom przygód odważnej kotki, jej brata Sreberko, a także szczura Kocipyszczka. Jednak to pierwsza prawdziwa misja w ich wykonaniu. Poszukiwania kobry królewskiej na ulicach Londynu to była ich decyzja, nie musieli się w to angażować, a teraz otrzymują zlecenie. Właściwie otrzymuje je Toto. Dermot O'Leary, autor książki, od początku cyklu podkreśla, że jego bohaterka została przeszkolona w zakonie – jak Batman – i jest ninja. Czytając „Kotka ninja i zagadka skradzionego sera” dowiemy się więcej o samym zakonie, jego organizacji i celach. Dowiemy się, jak subtelnie koty pilnują pokoju na świecie.

Jest to literatura przygodowa z niezwykle wartką akcją. Bohaterowie z zaangażowanie przystępują do zadania, a podczas jego realizacji będą musieli improwizować. Toto rozumie, że musi przeniknąć do środowiska piratów, a aby to zrobić nie powinna używać swoich umiejętności, bo to grozi zdemaskowaniem. Jednak czasami nie ma wyjścia i kotka musi kogoś potraktować z półobrotu, aby ratować skórę.

Nocny Londyn. Ludzie śpią i nawet nie przypuszczają, że w tej chwili rozgrywa się batalia o pokój na świecie. A Toto ze swoimi przyjaciółmi dzielnie przemyka się zakamarkami miasta, aby odbić cenny ładunek sera. Niepowodzenie tej misji może mieć tragiczne konsekwencje. Jednak jeżeli wy nie śpicie możecie do niej dołączyć i jej kibicować. Na pewno będzie to nieocenione wsparcie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Wesele" Stanisław Wyspiański

"Wesele" Stanisław Wyspiański

Spróbujmy wybrać największy mezalians w polskiej literaturze. Myślę, że dramat „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego jest mocnym kandydatem do podium. Ślub poety Lucjana Rydla z niewykształconą dziewczyna ze wsi wzbudził wiele kontrowersji, aczkolwiek był wypadkową ówczesnej mody, czy też chłopomanii. Prawdziwa miłość, a może zakład – możemy się zastanawiać. Tego się nigdy nie dowiemy, chociaż, jak wiemy, małżeństwo to przetrwało i chyba było całkiem udane. Jednym z gości na tej imprezie był, wrażliwy pisarz i malarz, Stanisław Wyspiański. Można sobie wyobrazić, jak obserwował i chłonął ją wszystkimi zmysłami. „Można by podejrzewać, iż Wyspiański, biorąc pióro do ręki, zamierzał tu napisać złośliwy pamflecik na swoich znajomych; w trakcie pisania geniusz poezji porwał go za włosy i ściany bronowickiego dworku rozszerzyły się – niby nowe Soplicowo – w symbol współczesnej Polski.”1 Dochodzimy tu do pytania, jak czytać „Wesele”. Czy jako towarzyską ciekawostkę, a może dzieło narodowe?

A ja chciałabym to wszystko wypośrodkować. „Wesele” stało się kolejną ofiarą kanonu lektur trafiając – w większości – do czytelnika niegotowego docenić jego walorów. Chociaż jest to też utwór, który przy odrobinie sprytu nauczyciela łatwo uczynić ciekawym „Stanisław Wyspiański nie tylko zanotował skandaliczny w oczach Krakowa ślub »pana« z »chłopką«, lecz także rozbudował go o symbolikę narodową oraz dramatyczne konteksty rozdarcia społecznego.”2 I właśnie od ówczesnej mody wyjdźmy. Zajrzyjmy na towarzyskie salony Krakowa i poznajmy tę barwną brać młodopolskich artystów. Pokażmy jacy to byli fascynujący ludzie. Od tego przejdźmy przez chłopomanię do społecznych podziałów. A na koniec dopiero zostawmy sobie całą narodową symbolikę. Bo ona jest najtrudniejsza i wymaga od czytelnika wiedzy i wrażliwości, aby ją wypatrzyć i odczytać.

Nie możemy też zapominać, że jest to utwór pisany z myślą o deskach teatru. A także, nie zapominajmy, iż Wyspiański był uczniem Jana Matejki. Pisząc „Wesele” nie operuje tylko słowem. „Jego sztuki nie były »do czytania« - to kompletne wizje sceniczne.”3 Dekoracje, światło, ruch – autor dbał o każdy najmniejszy detal, aby skutecznie budować atmosferę i wpływać na emocje czytelników.

(...) czy nie za wiele zaczęto na temat »Wesela« medytować, zamiast bawić się nim i wzruszać.”4 zastanawia się Tadeusz Boy-Żeleński w „Plotce o »Weselu« Wyspiańskiego”. Czytając ten tekst ma się wrażenie, że jego autor chciałby, aby utwór ten był odbierany na luzie, z pamięcią o anegdocie, jaka mu towarzyszy. Z perspektywy czasu oczywiście nie sposób nie docenić całokształtu, subtelności, przenikliwości, a nawet wizjonerstwa Wyspiańskiego, jednak to mezalians był pretekstem do napisania tego dramatu i niech będzie pożywką dla jego nieustającej sławy.

1 Tadeusz Boy-Żeleński, „Plotka o »Weselu« Wyspiańskiego” [w:] Stanisław Wyspiański, Wesele”, wyd. Powergraph, Warszawa 2025, s. 287.

2 Aneta Korycińska, „Posłowie”, [w:] tamże, s. 313.

3 Tamże, s. 316.

4 Tadeusz Boy-Żeleński, dz. cyt., s. 309.

[Egzemplarz recenzencki]

"Mistrz wygłupów" Thierry Coppée

"Mistrz wygłupów" Thierry Coppée

Piąty zeszyt komiksu „Żarciki Toto” jest zatytułowany „Mistrz wygłupów”. Oj na wygłupach Toto się zna dużo lepiej niż na nauce. Może nie do końca podoba się to jego rodzicom i nauczycielom, ale dla czytelników jest to niewyczerpalne źródło zabawy i śmiechu. W tym tomie przygód Toto znajdziecie wiele około szkolnych scenek. Poznamy „nową” odmianę czasowników, sprawdzimy, jak Toto radzi sobie na basenie i jak nasz urwis podszedł do z projektem z przyrody. Thierry Coppée nie porzuca bohatera po szkole. Zobaczymy też jak kradnie maliny z rodzinką, co kupił babci na prezent, jakie ma relacje ze starszą siostrą. I zapewniam was, że będziemy się przy tym dobrze bawić.



[Egzemplarz recenzencki]

"Psychologia wpływu" Brian Tracy

"Psychologia wpływu" Brian Tracy

Rozdzielmy najpierw wpływ od manipulacji. To drugie słowo ma raczej negatywny wydźwięk. Kojarzy się ze snuciem intryg, z czymś nieszczerym. Osoba wpływowa natomiast wydaje nam się charyzmatyczna. I niezależnie od tego czy jest to dobry czy zły wpływ, jest on czymś co przychodzi jej naturalnie. Jest to jakiś wrodzony czar, który czyni ją „gwiazdą”. Napisałam wrodzony, ale może można się go nauczyć? Brian Tracy twierdzi, że tak. W publikacji swojego autorstwa pt. „Psychologia wpływu” wymienia 10 cech – chociaż ja bym lepiej powiedziała obszarów – nad którymi należy pracować, aby być wpływowym. Zobaczmy, co ma do powiedzenia.

Dostajemy w swoje łapki zwięzłą publikację. Na 144 stronach Tracy przedstawia 10 cech, które jego zdaniem są przymiotami ludzi wpływowych. Nie będę wam ich wymienić, bo nie mielibyście, po co sięgnąć po tę książkę. Powiem tylko tyle, że kiedy już przeczytamy spis treści mogą nam się wydawać one dość oczywiste. A raczej każdą z nich łatwo umotywować w kontekście sukcesu. Ktoś zapyta, jaką w takim razie mamy gwarancję, że rady autora nam pomogą. Takiej gwarancji nam nikt nie da, jednak Tracy swoim stylem pisania robi jedną, bardzo ważną rzecz, daje nam motywację do działania. Tu wszystko wydaje się takie proste i oczywiste. Chcieć to móc. I niech to chcieć bezie pierwszym krokiem do pozytywnej zmiany, do uwierzenia w siebie.

Słowo „psychologia” w tytule nadaje publikacji powagi, wiarygodności. Natomiast sama treść ma charakter doradczo-anegdotyczny. Tracy nie odwołuje się do badań. On opowiada. Opowiada o sobie, przy czym nie może powstrzymać się, żeby się nie przechwalać. Zamysł jest taki, że jest on żywym dowodem, na udowodnienie, iż jego rady działają. Brzmi fajnie, ale czy darzymy takich idealnych ludzi, którym wszystko wychodzi sympatią?

On przytacza różne historie okraszone ciekawymi porównaniami. Dobrze się to czyta - nie zaprzeczę – jednak pozostaje mi w głowie pytanie, czy nie zostały one przywołane, a nawet wymyślone na poparcie prezentowanych tez. Szczególne, że są fragmenty, iż autora ponosi. Historia mężczyzny, który pokonał raka, kiedy wybaczył sowim wrogom, jest na to najlepszym przykładem. Sorry panie Tracy, ale szybciej uwierzę w uzdrawiającą moc modlitwy. A przeczcież kieruje pan wywód do ludzi inteligentnych, którzy chcę pracować nad sobą i najpewniej spróbować swoich sił w biznesie.

I tak przechodzimy do pytania, dla kogo o jest ta książka. Tracy to coach i sprzedawca. I jak to sprzedawcy mają, jest mocno nastawiony na osiągnięcie celu. To widać w jego wywodzie, nawet kiedy wychodzi ze sfery zawodowej i wchodzi w sferę prywatną. Można się pokusić o stwierdzenie, że te sfery się przenikają, a ja nie będę temu zaprzeczać. Jednak lawirowanie między nimi jest niewygodne w czytaniu. Pozorna uniwersalność odbiorcy nie sprzyja książce. Ale gdybym miała wskazać kogo, kto najwięcej z niej wyciągnie, wskazałabym raczej odbiorcę biznesowego i to takiego, który jeszcze raczkuje w tym świecie. Człowieka z chęcią i otwartą głową. Dlaczego? Tracy pisze dość ogólnie, a takie ogólniki mogą inspirować. I tak, jak z nie wszystkimi tezami się zgadzam, tak jak niektóre stwierdzenia wydały mi się oczywiste bądź naiwne, tak nie mogę zaprzeczyć, że autor musi być wybornym mówcą, który porywa tłumy i potrafi wpływać na ludzi. Po przeczytaniu „Psychologii wpływu” się chce. Chce się działaś, chce się rozwijać.

[Egzemplarz recenzencki]

"Wielka akcja w Aquaparku" Pascal Prévot

"Wielka akcja w Aquaparku" Pascal Prévot

Jak powszechnie wiadomo ryby żyją w wodzie, a na basenie tej wody niewątpliwe jest sporo. Tylko, czy to dobre miejsce dla ryb? Gucio, zmartwiony tym, jak mało miejsca mają szkolne rybki w akwarium postanowił przenieść je do większego zbiornika. Nie przewidział jednego: Że ryby nie będą się go słuchać. Rozpoczyna się „Wielka akcja w Aquaparku”, podczas której Mały Sherlock i przyjaciele będą musieli znaleźć wszystkie zaginione rybki.

Zadanie nie jest łatwe. Kompleks basenowy jest duży, a rybki malutkie. Drużyna musi wypatrywać oczu za wskazówkami, jak i uważnie nasłuchiwać, czy ktoś może nie widział czegoś nietypowego. Czytelnik jest wsparciem w poszukiwaniach. Razem z bohaterami musi (albo może) wykonać szereg zadań, które pomogą w odnalezieniu uciekinierów.

Akcja w Aquaparku bez zmoczenia gatek? To jest możliwie tylko dzięki książkom. Pascal Prévot przygotował historię wśród basenów, ale nie ryzykujemy poślizgnięcia. Z suchego fotela rozwiązujemy kolejne zagadki. Chociaż może ktoś z was faktycznie znalazł rybkę na basenie? Ciekawe skąd się tam wzięła.

[Egzemplarz recenzencki]


"Pola i Lili. Sekret" Olivia Tuffin

"Pola i Lili. Sekret" Olivia Tuffin

Czy pamiętacie jeszcze brawurową akcję ratunkową z powieści „Ucieczka”, kiedy Pola próbowała pomóc źle traktowanej klaczy palomino o imieniu Lili? Teraz sytuacja konia się uspokoiła. Znalazł bezpieczną przystań w „Czerwonym Gaju”. Jednak przed bohaterkami jeszcze wiele niespodzianek. Okazuje się, że Lili jest źrebna, co wywołuje ogromną radość u jej właścicieli. A Pola otrzymuje propozycje dołączenia do drużyny jeździeckiej. Chyba wszystko zaczyna się układać. Jednak dziewczynkę niepokoi ochłodzenie relacji z przyjaciółką. Emma dużo czasu poświęca nowej koleżance, Ali, przez co nie ma czasu dla „starej” przyjaciółki.

W drugim tomie przygód Poli i Lili pt. „Sekret” pojawia się element rywalizacji. I na zawodach jeździeckich, i o koleżankę. Z tym pierwszym Pola jakoś sobie radzi, ale z tym drugim już gorzej. „Tata Emmy był snobem. Okropnym, skończonym snobem. A teraz wyglądało na to, że Em też zmienia się w kogoś takiego.”1 Pola mocno zderza się z tym, że jej przyjaciółka jest z innej sfery. Sfery, w której rządzi pieniądz i prestiż. Sfery, której nie rozumie, bo jest szczera, prostolinijna i troskliwa. Ma wrażenie, że Emma coraz mocniej wsiąka w inny świat, do którego Pola nie ma dostępu. Jednak i za tym kryje się osobista tragedia.

„Pola i Lili” to jest przede wszystkim cykl o wielkiej pasji. Pola bezgranicznie kocha konie. Obcowanie z tymi zwierzętami daje jej radość. Potrafi czytać ich mowę ciała, nastroje. Szczególnie jest wyczulona na stan Lili. Ponieważ klacz spodziewa się potomka z radością i obawą czeka na rozwiązanie. Jest gotowa czuwać przy niej dzień i noc.

Sporo wątków wplotła Olivia Tuffin do „Sekretu”. Jest tu wspomniana już rywalizacja, ale również pełen napięcia wątek problemów finansowych rodziny Dan – przyjaciela Poli – bliski młodym ludziom wątek przyjaźni, a także bardzo ciekawy wątek Ali, pełen presji i oczekiwań. Z tego wszystkiego autorka kreśli udaną powieść młodzieżową, która trzyma w napięci od pierwszej do ostatniej strony. Chociaż – z punktu widzenia dorosłego czytelnika – finał wydaje się bardzo uproszczony. Jednak jest to do wybaczenia.

1 Olivia Tuffin, "Sekret", tłum. Ewa Górczyńska, wyd. Wilga, Warszawa 2025, s. 94. 

[Egzemplarz recenzencki]

"Harem" Alex Vastatrix, Waldemar Bednaruk

"Harem" Alex Vastatrix, Waldemar Bednaruk

Nie spodziewałam się tego, co zrobi ze mną ta książka. Zapowiadała się jako frywolne babskie czytadło, ale w toku fabuły miałam coraz większy mętlik w głowie. „Nie walcz z nią”- powiedziała znajoma w odpowiedzi na moje rozterki - „Takie były czasy, tak wyglądał wtedy świat”, ale mnie, mimo racjonalnych argumentów, trudno było się pogodzić z okolicznościami tej książki, a przede wszystkim tym, jak te okoliczności zostały przedstawione. Dziś opowiem o powieści „Harem” autorstwa Alex Vastatrix i Waldemara Bednaruka nawiązującej do prywatnego przybytku rozkoszy Jana „Sobiepana” Zamoyskiego. Projektu, który miał uchronić ordynata przed „francuską chorobą”.

Narracja w powieści prowadzona jest dwutorowo. Jedną z bohaterek jest Józia, dziewczyna, która została sprzedana do haramu, aby ratować głodującą rodzinę. Młoda, nieuświadomiona, wystraszona, ale też podekscytowana. Niejako wyróżniona, bo trafiła z klepiska w puchowe pierzyny. Zamiast pracować w polu ma za zadanie o siebie dbać i dostaje do tego wszelkie środki.

Druga linia fabularna to rzut oka na życie ordynata. Życie frywolne, ociekające przyjemnościami. Autorzy nie omieszkują przedstawić politycznej sytuacji w Europie. Zamoyski jest świadkiem obalenia Karola I Stuarta, niepokojów we Francji, a także wojen na naszym, polskim podwórku. Zamoyski życie traktuje jak zabawę. Kiedy ma chęć zostać bohaterem próbuje mieszać się w politykę lub siada na koń, ale często musi odreagować stres w ramionach dziewczyn. W fragmentach, w których on jest głównym bohaterem pośledzimy drogę do powstania haremu. Dlaczego ten pomysł zakiełkował w głowie ordynata i jak wyglądała jego realizacja.

„Harem” to połączenie literatury kobiecej z historyczną. W początkowych rozdziałach znajdziemy odważne i ładnie napisane sceny erotyczne, co zostaje mocno stonowane w dalszej części książki. Frywolność ustępuje tłu historycznemu, a także Józi i jej komentarzom na temat życia w haremie. Życia przedstawionego, jako dobre, dostatnie, radosne, spokojne. I mnie z takim opisem trudno było się pogodzić. Kiedy dyskutowałam na temat tej powieści ze znajomą, tamta wysnuła mocny argument. Zapytała mnie, jaki los czekałby na Józię w domu. Prędzej czy później przeszłaby na własność jakiegoś sąsiada, urodziłaby mu gromadkę dzieci i musiała pracować ciężko w polu. Gdyby przeżyła, bo na początku tej historii jej rodzina jest w ciężkiej sytuacji i nie ma co jeść. A dzięki opiece Zamoyskiego dziewczyna miała dach nad głową, stół uginający się od jadła, stroje, obronę przed wojskami najeżdżającymi Polskę, a także zarobek.

„Moja dusza jeszcze w dzieciństwie buntowała się przeciwko temu, by jeden człowiek mógł być właścicielem drugiego, jak jakiegoś przedmiotu czy zwierzęcia.”1 To są słowa Józki, wypowiedziane pod koniec książki, ale mi ten sam bunt towarzyszył przez cały czas jej czytania, Bolało mnie własnościowe podejście arystokracji do człowieka. Słowo wolność dotyczyło malutkiej grupy ludzi, a reszta mogła liczyć jedynie na łaskę możnych. Można to skwitować powiedzeniem „takie były czasy”. I patrząc chociażby na Józię, wiem, że w rodzinnym domu nic lepszego by jej nie czekało, jednak ja ciągle walczę. O co? Chyba o nazywanie rzeczy po imieniu. O nie przykrywanie niesprawiedliwości płaszczykiem dobrodziejstwa. Może to z mojej strony głupie, jednak taką mam naturę i przekonania.


1 Alex Vastatrix, Waldemar Bednaruk, „Harem”, wyd. Harde, Warszawa 20219, s. 451-452.

Copyright © Asia Czytasia , Blogger