Czy kojarzycie film „Tajemnica
Brokeback Mountain”? Tak to ta słynna homoseksualna historia
miłosna. Analizując ją większość widzów skupiła się na
postaciach granych przez Heatha Ledgera i Jake'a Gyllenhaala.
Natomiast w jednej z dyskusji na popularnym portalu filmowym padło
pytanie, o to co przeżywały żony głównych bohaterów. Powieść,
o której chcę wam opowiedzieć porusza inny temat, bo
transpłciowości, ale jest napisana właśnie z perspektywy
partnerki. Rozpaczliwe są słowa narratorki w książce „Zanim
mój mąż zniknie”: „Po raz pierwszy myślę, że między nami
pojawiła się inna kobieta”,
bo ci ludzie ciągle się kochają. Jak wielka musi być ta miłość,
że mąż zdecydował się otworzyć przez żoną, iż czuje się
kobietą? Jak silne musi być to uczucie, że ona postanowiła
wspierać go w jego metamorfozie? Jakie to musi być dla niej
bolesne, kiedy dnia na dzień kochana osoba staje się kimś innym.
Znika, rozpada się kawałek po kawałku.
Myślę, że ta kobieca perspektywa
jest dość oryginalnym spojrzeniem na poruszaną tematykę. W
klasycznym ujęciu to mąż byłby bohaterem i chciałby opowiedzieć
czytelnikom o swojej przemianie. Przybliżyć to, jak źle czuje się
w swoim ciele. Selja Ahava nie powiela tego schematu. Oddaje pałeczkę
komuś, kogo problem dotyka pośrednio, co nie znaczy marginalnie.
Mówi o emocjach, z którymi muszą uporać się najbliżsi.
Selja Ahava kreuje tolerancyjną
bohaterkę. I jej, i nam wydaje się, że „weźmie na klatę”
wyznanie męża. Bardzo się stara. Chce być z nim, chce mu pomóc,
jednak każdego dnia dostrzega coraz więcej obcego człowieka. Kogoś
z kim nie ma wspólnych wspomnień, z kim nie łączy ją relacja.
Drobne rzeczy potrafią sprawić, że się rozklei, są próbą jej
wytrzymałości. Jak sama mówi: „(...) od słoiczka kremu zaczyna
się moje rozciąganie. Zmieniam się w gumkę recepturkę. Każdy
dzień testuje mnie nieco bardziej.”
I właśnie z tych nieco chaotycznych wspomnień, opisów zwykłych
czynności wyłania się wręcz rozdzierająca dawka emocji.
Słuchajcie, to jak Selja Ahava pisze
to jest mistrzostwo świata. Jak ona dobiera sceny, aby uzyskać
pożądany efekt – magia. To stan psychiczny, głębokie przeżycia
narratorki są clou powieści „Zanim mój mąż zniknie” i aby je
ukazać trzeba było popatrzeć na jej postacie w najbardziej
intymnych momentach. Ową intymność nieco zaburzały mi fragmenty o
Krzysztofie Kolumbie. Rozumiem intencje autorki. Analogie z podróżą
w nieznane, ale nie przekonuje mnie ona. To nie Kolumb jest tu
bohaterem, a kobieta, która musi uporać się ze stratą.
„Był mężczyzną, żyła w nim
kobieta.
On umarł, ona zaczęła się rodzić.”
Czy Polska jest gotowa na tego typu
powieść? Mam wrażenie, że nawet jeżeli ktoś nie miał kontaktu
z osobą transpłciową ma jakieś zdanie na ten temat. Czy taka
perspektywa pomoże w szerzeniu tolerancji? Trudno powiedzieć. Wiem
natomiast, że książka jet wybitna. Jeżeli nawet zamarzą się
konkretne sceny, zapamiętamy emocjonalny chaos, jakiego doświadczyła
główna bohaterka. A to jak Selija Ahaven uzyskała taki efekt to –
powtórzę się, ale po prostu muszę – mistrzostwo świata.
Kochani, oto – pod każdym względem – wyjątkowy wyciskacz łez.