"Rozum i serce. Jak mądrzy rodzice wychowują pewne siebie, emocjonalnie stabilne dzieci" Daniel G. Amen, Charles Fay

"Rozum i serce. Jak mądrzy rodzice wychowują pewne siebie, emocjonalnie stabilne dzieci" Daniel G. Amen, Charles Fay

Czy rozum i serce mogą ze sobą współpracować? Daniel G. Amen, neuropsychiatra, i Charles Fay, psycholog, twierdzą, że nawet powinny, jeśli chodzi o wychowanie Lansują rodzicielstwo oparte – jak sami to nazywają – na miłości i logice. Twierdzą, że aby mądrze podejść do wychowywania należy przede wszystkim zrozumieć, jak działa mózg dziecka, jakie ma możliwości i słabości, jak pracuje i postrzega świat. W publikacji „Rozum i serce. Jak mądrzy rodzice wychowują pewne siebie, emocjonalnie stabilne dzieci” mówią o tym, że dyscyplina i empatia mogą iść w parze, a co więcej są dzieciom bardzo potrzebne.

Amen i Fay odpowiadają na wielkie wyzwanie bliskościowego podejścia do rodzicielstwa. Książka ta może być odpowiedziom, dla wielu opiekunów, jak należy stawiać granice. Bo chyba to jest najtrudniejsze. Chcemy być kocha jacy, ale też mieć szacunek i posłuch. Powiem wam, że momentami dyskutowałbym z autorami o istocie konsekwencji, ale generalnie przekonali mnie, a nawet pokazali, że stanowczość nie jest zła. Dużo zależy od tonu głosu i od sformułowania myśli, oczekiwań. Stanowczość nie musi być atakiem. Może być gestem zaufania, a nawet pozwoleniem na przejęcie kontroli przez dziecko.

Autorzy prezentują różne sytuacje z jakimi rodzice mogą mieć do czynienia. Znajdziecie tu wyzwania dla opiekunów przedszkolaków, dzieci w wieku szkolnym i nastolatków. Widełki wiekowe są bardzo szerokie, ale jest to niewątpliwie atutem tej książki. Amen i Fay przekonują, że nigdy nie jest za późno, żeby zastosować ich podejście, że wiele sytuacji można jeszcze odkręcić. Natomiast nie możemy zapominać, że wychowanie to długofalowy proces. Tu nie zostały zaprezentowane sposoby, które uczynią z naszego dziecka „aniołka”. To jest podejście, które ma zaprocentować w przyszłości wychowaniem silnego psychicznie człowieka.

Będę bardzo ciepło wspominała książkę „Rozum i serce”, bo przyszła do mnie w momencie, kiedy miałam rodzicielski dołek. Bardzo miło mnie zaskoczyła, ponieważ nie znalazłam w niej treści, które znałam już z poradników. Amen i Fay poszli w innym kierunku. Naukowo wyjaśnili, jak działa mózg, co jest dla niego dobre, co go wzmacnia, a co osłabia. I nie tylko mówię tu o rodzicielskich „zagrywkach”, ale też chociażby o diecie dobrej dla mózgu. Ale to nie jest najważniejsze. Ta publikacja wzmocniła mnie, jako rodzica, uspokoiła. Pozwoliła spokojniej podejść do problemów, z jakimi wtedy się mierzyłam.

[Egzemplarz recenzencki]

"Miarka się przebrała" Thierry Coppée

"Miarka się przebrała" Thierry Coppée

Ósmy zeszyt z przygodami Toto zatytułowany jest „Miarka się przebrała”. Czyżby nasz zgrywus przegiął. Czytam, czytam i czytam, aby się przekonać.

Nie bez powodu na okładce jest gabinet lekarski, bo w tym tomie znajdziemy kilka historyjek, kiedy klasa Toto uczestniczy w bilansie. Jak możecie się domyślić chłopiec będzie chciał poprawić swoje wyniki, aczkolwiek chyba (tym razem) nie wypadnie tak źle. Natomiast zaskoczy lekarza swoimi odpowiedziami. Nie brak tu też wątków rodzinnych i koleżeńskich.




No właśnie. Czytając już ósmy zeszyt „Żarcików Toto” stwierdzam, że bardzo go lubię, świetnie się bawię, ale brakuje mi uporządkowania pewnych tematów. Chociażby sytuacji rodzinnej chłopca. Sami możemy wydedukować, że jego rodzice się rozwiedli. Ale na przykład trudno ocenić z kim chłopiec mieszka. Opowiastki z jego perypetiami zostały wydane raczej przypadkowo. Są takie, które są ze sobą powiązane, ale nie jest to reguła, obok komiksu o wizycie u lekarza może pojawić się taki o odwiedzinach u babci. Można bronic tego komisu, że chodzi w nim o żart, o śmieszną scenę, komentarz. Owszem. Ale taka formuła sprawdza się, kiedy trafiasz na pojedynczy tom. Przy dłuższym czytaniu, chciałoby się wiedzieć coś więcej o tych bohaterach.

Moje uwagi nie zmieniają faktu, że z Toto niezły żartowniś, a komiksy z jego udziałem to kopalnia żartów. Idealna publikacja dla tych, którzy mają ochotę się pośmiać.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zima w Szmaragdowym Lesie. Zimowe opowiadania" Barbara Wicher

"Zima w Szmaragdowym Lesie. Zimowe opowiadania" Barbara Wicher

Jest takie powiedzenie: „znalezione nie kradzione”. Zazwyczaj jest używane przez znalazcę, aby usprawiedliwić jego prawa do znalezionego przedmiotu. Jednak czasami warto poszukać właściciela, bo nawet pozornie mało warta rzecz, może dla kogoś wiele znaczyć. Białe liski ze Szmaragdowego Lasu znajdują w śniegu dzwonek. Ponieważ mają detektywistyczne zacięcie zaczynają szukać śladów i pytać. Są zdeterminowane, aby znaleźć właściciela.

Właściwie nie wiem, dlaczego książka Barbary Wicher „Zima w Szmaragdowym Lesie” ma podtytuł „Zimowe opowiadania” bo to pełnoprawna powieść dla dzieci. Cała ta historia skupia się na szukaniu właściciela rzeczonego dzwonka. Można wskazać w niej kilka punktów, kiedy liskom już wydaje się, że go znalazły, jednak trop okazuje się fałszywy. Natomiast rozdziały następują po sobie i jeden wynika z drugiego.

Jest tu też wyraźny wątek świąteczny. Pokazuje się święty Mikołaj, wielka choinka, a także świąteczne marzenia, a w wśród nich jedno szczególnie wyjątkowe, nawiązujące do przyjaźni. Wszystko odbywa się w miłej, pełnej troski atmosferze. Dodać też muszę, że jest to dość intensywna historia. Dużo w niej postaci, a i tempo jest szybkie. Rozdział są krótko, a w każdym dzieje się coś. Nie ma tu chwili na odpoczynek. Czytelnik musi być w ciągłym skupieniu, bo sytuacja ciągle się zmienia.

Moim zdaniem podtytuł sugerujący, że są to opowiadania jest mylący. „Zima w Szmaragdowym Lesie” to książka dla dzieci, które już są w sanie śledzić fabułę w dłużej historii. Wydarzenia następują po sobie i, aby rozkoszować się tą opowieścią, trzeba je śledzić. Co prawda Barbara Wicher w kolejnych etapach zamyka pewne epizody, jednak nie można patrzeć na nie wybiórczo. Ta książka funkcjonuje jako całość i tak powinna być czytana.

[Egzemplarz recenzencki]

"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Gdy Cię wita kosmita, a rakieta rozbita" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Gdy Cię wita kosmita, a rakieta rozbita" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

Detektywowi Misiowi Zbysiowi żadna misja nie straszna. W jednym z tomów pt. „Gdy cię wita kosmita, a rakieta rozbita” wyrusza, razem ze swoim kompanem borsukiem Mrukiem i małym dinozaurem Ząbkiem, w kosmos. Ktoś sabotuje przygotowania do turnieju Galactic Open, który odbywa się na Marsie. To wielkie wydarzenie i organizatorom zależy, aby odbyło się bez problemów. Kiedy detektywi przybywają na miejsca ginie puchar. To chyba jeden z najgorszych scenariuszy. Jak uhonorować zawodników bez pucharu?

W tym komiksie zobaczymy różne oblicza rywalizacji. I te dobre, motywujące, jak i to negatywne, niszczące. To włośnie niezdrowa rywalizacja doprowadzi do tego, że fani sportu nie będą mogli się nim cieszyć. Mogło być coś, ale przez zazdrość nie będzie niczego. Chyba, że bohaterowie dowiedzą się, kim są sabotażyści. Dla Zbysia jest to szczególnie trudna sprawa. Bardzo boi się, że zawali, przez co nie może logicznie myśleć. Czy detektyw weźmie się w garść? W końcu w nim cała nadzieja.

Kosmiczna przygoda Zbysia i Mruka bardzo nas wciągnęła. Z tym niezwykłym tłem szaleństwo tego komiksu jest jeszcze bardziej widoczne. Dziwne postaci, inne zasady fizyki i zabawne komentarze. Generalnie „Detektyw Miś Zbyś na tropie” to barwny komiks, ale wyprawa w kosmos dała autorom szczególe pole do popisu. Tu nie musieli trzymać się żadnych zasad.

Bardzo fajny jest morał tego zeszytu. Sprowadźmy do powiedzenia: „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Wydarzenia z „Gdy Cię wita kosmita...” wspaniale pokazują, że zamiast psuć lepiej rozmawiać i współpracować. Mówią też o tym, że nie wolno się poddawać. Co z tego, że raz nam coś nie wyszło. Kolejne podejście to inne, nowe możliwości. To szansa na rewanż. Jesteśmy mądrzejsi o stare błędy i możemy lepiej podejść do naszego wyzwania.

Nie mogę zapomnieć o interaktywności tego komiksu. Bohaterom zdarza się zwracać bezpośrednio do czytelników, a nawet mają dla nich pewne zadania. Tak ,tak kochani. W też będziecie mogli się wykazać w kosmicznym śledztwie.

Ja i moje dzieciaki polecamy wam „Detektywa Misia Zbysia na tropie”. Widzę, jak „młodzież” świetnie bawi się przy czytaniu tego komiksu. To taka lektura „z jajem”, która dodatkowo intryguje tajemnicą i prowadzonym śledztwem. Zaznaczyć też muszę, że świetnie się go czyta dzieciom (w sensie: ja czytam, oni słuchają), co w przypadku komiksów nie zawsze jest łatwe. Dlatego można go pokazać już przedszkolakom. Przynajmniej ja tak zrobiłam. I to był strzał w dziesiątkę.

[Egzemplarz recenzencki]

"Angielski dla dzieci. Trening językowy" Marta Hałabis

"Angielski dla dzieci. Trening językowy" Marta Hałabis

Jaki jest najlepszy sposób, aby się czegoś nauczyć. Ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Regularne powtarzanie sprawia, że nasz mózg tworzy nowe połączenia i zapamiętuje. Powtarzanie to znak dla niego, że coś jest ważne. Całkiem fajnie opisano ten mechanizm w książce „Kurzol. Kto ukradł pamięć”. Ale nie o tym miałam opowiadać, a pokazać wam książkę „napakowaną” zadaniami do nauki języka angielskiego pt. „Angielski dla dzieci. Trening językowy” autorstwa Marty Hałabis, znanej chociażby z publikacji „Angielski. Zdanie po zdaniu”, której nie mogłam się nachwalić.

Książka „Angielski dla dzieci. Trening językowy” przeznaczona jest – jak sugeruje wydawca – dla dzieci w wieku 7-11 lat. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to duża rozpiętość, ale – uwierzcie mi – książka ta daje ogromne pole możliwości do pracy z młodym człowiekiem. Generalnie akcent jest na słownictwo. W każdym rozdziale mamy zestawy słówek , które powinniśmy opanować i są to różne części mowy, nie tylko rzeczowniki. Utrwalić je ma nam pomóc szereg zadań, a także komentarze dotyczące zagadnień gramatycznych. I tu dochodzimy do najwspanialszej kwestii. To ty decydujesz, w jakim tempie chcesz pracować i możesz wybierać, jaki typ zadań przynosi u was najlepsze efekty.

Teoretycznie najpierw jesteśmy zachęcani do odczytania słówek i spróbowania użycia ich w zdaniach. Ze strony wydawnictwa można pobrać materiał audio, który pomoże ćwiczyć poprawną wymowę. Wiemy już, co będzie tematem „lekcji” teraz czeka nas szereg zdań do rozwiązania. Tych ćwiczeń jest bardzo dużo i są różnego rodzaju np. wybieranie poprawnej odpowiedzi z dostępnych możliwość, krzyżówki, zadania true/false, poprawianie błędów, podpisywanie obrazków, łączenie w pary, próby tłumaczenia, budowanie dialogów. Być może odnieśliście wrażenie, że zaproponowane zadania nie wykraczają poza to, oferuje podręcznik do angielskiego. Nie będę się kłócić, bo sama znam to wszystko ze szkoły. Jednak pracując z tą książką odniosłam wrażenie, że bardzo łatwo dopasować ją do poziomu i tempa dziecka. Zadania mają w sobie coś, że nawet kiedy delikatnie musimy nakierować dziecko na rozwiązanie to i tak nauka jest efektywna. Zresztą podpowiedzi możemy znaleźć we wszechobecnych ramkach. Te treści – tzn. zadania i teoria – doskonale ze sobą współpracują.

Podsumowując. W publikacji „Angielski dla dzieci. Trening językowy” znajdziecie mnóstwo zdań do doskonalenia kompetencji językowych już dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Jest to przede wszystkim książka do nauki słówek, ale doskonale przemyślane ćwiczenia przejrzyście wprowadzające zagadnienia gramatyczne sprawiają, że tak naprawdę uczymy się całych konstrukcji. Ta książka trochę prowokuje nas do myślenia po angielsku.

Z kodem ASIACZYTA otrzymacie 30% rabatu na nieprzecenione książki i e-booki w księgarni językowej Preston Publishing. Kod ważny do końca 2025 roku.

[Egzemplarz recenzencki]

"Rozważania niepoważne" Umberto Eco

"Rozważania niepoważne" Umberto Eco

„Rozważania niepoważne” czyli impresje Umberto Eco o filozofach i pisarzach. On sam pisarz i filozof – czy nie będą to złośliwe pamfleciki? Nie. Chyba powinnam zacząć, że ta książka powstałą z nudy. Dobrze słyszycie. Nawet profesorowie nudzą się na wykładach i bazgrają po marginesach zeszytu. Umberto Eco nabazgrał serię satyrycznych obrazków nawiązujących do postaci wielkich filozofów. Następnie został namówiony do napisania tekstów na ich temat. I tak powstała poezja figlarna, zadziorna i do tego inteligentna.

Umberto Eco absolutnie mnie zachwycił. Oddał w ręce czytników przesympatyczne satyryczne teksty, gdzie bawi się i słowem i wiedzą. Przekornie opowiada o wielkich umysłach, wcale nie zrzucając ich z piedestału. Aby rozkodować jego wierszyki coś tam wypada o tych ludziach wiedzieć. I na to wydawca znalazł sposób. Tomasz Stawiszyński przygotował sylwetki tych postaci już „na poważnie”, co zostało opublikowane w drugiej części książki. W razie wątpliwości można zerknąć, doszkolić się i dalej świetnie się bawić.

Kant, Hegel – jeszcze mnie wzdryga na ich wspomnienie. Joyce, Mann – czytało się, albo lepiej powiedzieć próbowało. Kafka, Arystoteles – spotkanie z nimi nie było aż tak dramatyczne Umberto Eco podchodzi do tych wybitnych postaci z dystansem. Widać, że bawi się wybornie.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jestem Wandzia. Wesołych Psiąt" Barbara Kwinta

"Jestem Wandzia. Wesołych Psiąt" Barbara Kwinta

Akcja książki „Jestem Wandzia. Wesołych Psiąt” zaczyna się już w listopadzie. Śnieg spadł dość szybko, co wprawiło rodzinę Wilków w iście świąteczny nastrój. Wandzia pamięta, żeby napisać list do Mikołaja, co wywołuje dyskusję, czy staruszek w ogóle istnieje. Im bliżej wigilii, tym więcej jest do zrobienia, a my będziemy obserwować to urocze zamieszenie. Również w szkole Wandzi postanowiono zrobić coś dobrego. Zorganizowano pomoc dla czworonogów w potrzebie, w co bohaterka się angażuje. W końcu podczas andrzejek wywróżyła sobie psa.

Jest to jedna z tych książek, które skupiają się na przygotowaniach, a kulminacja jest wigilijny wieczór. Trochę ciężko jest opisać mi fabułę, bo nie ma jednego punktu zaczepienia. Barbara kwinta po prostu opisuje okres przedświąteczny w rodzinie Wandzi. Akcentuje, ile rzeczy jest do dopilnowania, ale też rozdziela obowiązki. Nie wszystko idzie zgodnie z planem – w pewnym momencie nawet wigilijna kolacja „wisi na włosku” - jednak bohaterowie nie boja się improwizować. Wiedzą, że najważniejsza nie jest równa choinka i idealny papier do zapakowania prezentów, a druga istota.

Poza członkami swojej rodziny pamiętają też o innych potrzebujących. I tak dochodzimy do tematu, jaki sugeruje nam tytuł, czyli piesków. Mam wrażenie, że różnego rodzaju akcje pomagające schroniskom i azylom dla zwierząt to już przedświąteczny standard. Coraz więcej osób angażuje się w nie. Barbara Kwinta opisuje inicjatywę zorganizowana przez szkolę i to, ile radości miały dzieci zanosząc wsparcie dla porzuconych psów.

Wcześniej nie znaliśmy cyklu autorstwa Barbary Kwinty, ale córka uparła się właśnie na tą świąteczną powieść. Czy „miała nosa”? Jest to to na pewno ciepła książka, która uczy radości z małych rzeczy i uwrażliwia na bliźniego. Bohaterowie to duża rodzina, która na co dzień trochę wchodzi sobie w drogę, ale więzi ich łączące są wyczuwalne. Nie zapominajmy też o pomocy czworonogom, która jest jednym z wątków tej powieści. No właśnie, jednym. Kilka razy już o tym pisałam, że ja wolę powieści z wyraźnym przewodnim tematem. W „Wandzi” tych tematów jest kilka. Wszystkie okołoświąteczne. A autorka niejako podsumowała je wigilijnym spotkaniem.

"Wzgórze Aniołów" Magdalena Kordel

"Wzgórze Aniołów" Magdalena Kordel

Mówi się, że wiara czyni cuda. Mówi się też, że w czasie świat dzieje się magia. Połączmy wiarę z magia i otrzymujemy... Nową powieść Magdaleny Kordel pt. „Wzgórze Aniołów”. Jej bohaterowie pragną zacząć od nowa. Jedni są już zdecydowani, drudzy stanęli pod ściana, a inni jeszcze się wahają, boja się nieznanego. Ich drogi krzyżują się w kawiarni prowadzonej przez ekscentryczną Lolę. To tam odbędzie się zlot aniołów.

Nie mogę zaprzeczyć, że jest to piękna powieść. Kordel wybrała poruszające wątki i wykorzystała jesienno-zimowe tło, a także czas przygotowań do świat Bożego Narodzenia, aby pokazać, że warto wierzyć w dobro i szerzyć dobro. Szczególnie poruszający jest wątek przemocy w rodzinie, której doświadcza Staś i jego mama. Nie oszukujmy się, że strach dziecka musi poruszyć, jednak nie możemy zapominać o pozostałych postaciach, które też starają się poukładać swoje życie.

Autorka stawia na postacie kobiece – każda z różnym temperamentem – a filarami książki staja się te starsze panie. Aniela, która postanowiła sprzedać rodzinny dom i Lola prowadząca kawiarnię. Ta pierwsza bardziej stateczna, a druga nieco tendencyjna w swojej barwności, ale nadająca kolorytu tej historii. Z ich pomocą Kordel buduje coś na kształt azylu, który daje nadzieję.

Dużo nasłuchałam się o tym, iż Magdalena Kordel jest mistrzynią w budowaniu klimatu. Przeczytałam wiele zachwytów na temat jej książek. Jest to druga powieść tej autorki, którą zdecydowałam się przeczytać i jeszcze nie uchwyciłam jej fenomenu. Jestem chyba jedną z nielicznych osób w tym kraju, które meczy styl pisania tej autorki. „Wybacz, ale nadal nie wiem, co ci chodzi. Tylko błagam, prosto i zwięźle!”1 mówi jedna z bohaterek książki, a ja widzę, że ta pisarka prosto i zwięźle chyba nie lubi. Dialogi ciągną się stronami, a rzeczy nie od razu są nazywane po imieniu. Natomiast kiedy już się jako tako połapałam, do czego autorka zmierza, postacie dalej gadały, a ja chciałam już nowy wątek. Te krótkie rozdziały czytały się bardzo dobrze i wnosiły więcej niż – napawające mnie grozą – długie fragmenty. Wydaje mi się też, że postaci ubierają myśli w zbyt ładne słowa, co jest do wybaczenia w powieściach tego typu, jednak – w połączeniu – z długimi dialogami nużące. Od czasu do czasu bohaterom zdarza się też przeklnąć, co może zrazić niektórych odbiorców, bo pomiędzy tymi pięknymi, pełnymi mądrości sformułowaniami „łacina” będzie kuła w oczy.

Miałam wrażenie, że Magdalena Kordek nie pisze dla mnie. Nie odbieram powieści „Wzgórze Aniołów” piękna. Doceniam nadzieję, jaka kryje się na jej stronach. Podziwiam anioły, jakie wykreowała autorka. Ale coś mi przeszkadzało, aby w stu procentach poczuć magię tej książki.

1 Magdalena Kordel, „Wzgórze Aniołów”, wyd. Znak, Kraków 2025, s. 91.

[Egzemplarz recenzencki]

"Tajlandia czyli kraj, w którym tuk-tuki pędzą szybciej niż wiatr" Paulina Walczak-Matla

"Tajlandia czyli kraj, w którym tuk-tuki pędzą szybciej niż wiatr" Paulina Walczak-Matla

Kto ma ochotę na egzotyczne wakacje? Franek i Pola lecą z rodzicami do Tajlandii. Bajecznie prawda. Dzięki książce „Tajlandia, czyli kraj, w którym tuk-tuki pędzą szybciej niż wiatr” z serii „Pola i Franek odkrywają świat” autorstwa Pauliny Walczak-Matla będziemy mogli im w tej podróży towarzyszyć.

Autorka proponuje bardzo przyjemną formę zwiedzania świata. Ta książka absolutnie nie jest przewodnikiem, a opowieścią o wyprawie do Tajlandii. Razem z bohaterami pakujemy się, wsiadamy do samolotu, a potem zwiedzamy, raczymy się lokalnymi specjałami, odpoczywamy i cieszymy się tym czego doświadczamy. Pola i Franek razem z rodzicami starają się pokazać nam, co oferuje Tajlandia i jak inna jest od Polski. Na „dzień dobry” zobaczymy duży ruch na ulicach Bangkoku, a w kolejnych rozdziałam popularne tam skutery oraz charakterystyczne dla tego regionu tuk-tuki. Pierwsze dni rodzina poświęca na zwiedzanie i poznanie miasta, więc zajrzymy m.in. do buddyjskiej świątyni. Następnie trochę lokalnych przekąsek np. szaszłyki z kurczaka, ryż na mleku kokosowym, czy owoce. Tata przekona się też, co to znaczy doprawione po tajsku. Nie zabraknie też relaksu na plaży, egzotycznych domów na palach oraz wizyty w sanktuarium słoni.

Moje dzieci były bardzo zainteresowane tą książką. Myślę, że urzekła je egzotyka opisywanego miejsca, a formuła opowieści ułatwiła jego poznawanie. Autorka uchwyciła odmienność tego zakątka świata, co wywołało szereg pytań i komentarzy. A ja uwielbiam, jak oni pytają, jak chcą wiedzieć, więc wyobrażacie sobie, jaką przyjemność czerpałam i ja, i oni z czytania tej książki. Jedyną uwagę mam do ilustracji. Są ładne i pokazują Tajlandię, jednak zabrakło mi tu szczegółów. Pola i Franek odwiedzają świątynię pokrytą świecącymi kamykami, a Junior pyta się, gdzie te kamyki. Bohaterowie zajadają się egzotycznymi owocami, a te giną na rysunku. Jak już wspominałam Tajlandia jest widoczna na ilustracjach Marii Martin-Olszewskiej, ale można by wyeksponować więcej detali.

Bardzo fajna publikacja, dzięki której można poznać kawałek świata bez wychodzenia z domu. Autorce udało się zaprezentować różne zagadanie związane z Tajlandia i wpleść je w zajmującą opowieść. Czytanie tej książki to ogromna przyjemność.

[Egzemplarz recenzencki]

"Bezpieczne więzi. Jak mądrze kochać siebie i innych" Gwenaelle Persiaux

"Bezpieczne więzi. Jak mądrze kochać siebie i innych" Gwenaelle Persiaux

 Dziś porozmawiamy o relacjach. Mam przed sobą książkę „Bezpieczne więzi. Jak mądrze kochać siebie i innych” autorstwa Gwenaelle Persiaux. Autorka opowiada w niej o różnych stylach przywiązania. Dzięki tej książce mamy potrafić określić w jaki sposób i dlaczego w taki budujemy relacje. Jakie są mocne i słabe strony, a nawet zagrożenia naszego stylu? Czy można go jakość naprawić, przestać wracać do starych nawyków i polepszyć jakość zbudowanych relacji?

Prezentowana książka to poradnik, aczkolwiek ja poratowałabym ją jako rodzaj psychologicznej ciekawostki. Szczerze mówiąc za bardzo mi nie pomogła. Może uporządkowała wiedzę i uświadomiła pewne zachowania. Jednak nie znalazłam odpowiedzi, jak i czy w ogóle jest sens je naprawiać, skoro dobrze sobie radzę w układach, jakie zbudowałam i – co dla mnie najważniejsze – te układy są stabilne.

Z wywodem Persiaux mam jeden zasadniczy problem. Owszem jest bardzo ciekawy, czyta się go wybornie – na co wpływa przystępny język i przytaczane historie tzw. „z życia” - jednak niepraktyczny. Autorka przyznaje, że prezentowe style się przenikają, że jedna osoba może znaleźć w swoim zachowaniu elementy różnych stylów, ale i tak omawia je oddzielnie. Taki sposób jest łatwiejszy, jednak człowiek jest zbyt skomplikowany i wszelkie uproszenia wydają się sztuczne. Ja nie wiedziałam, jak mam czytać tę książkę, na które fragmenty zwracać uwagę. Które z nich są skierowane do mnie.

Ponad to przytaczane przez autorkę przykłady wydają mi się nieco ekstremalne. Czytelnik może pomyśleć sobie, że u niego niego był tak źle, że nie doświadczył takiej patologii. To może stwarzać mylny obraz i zniechęcać do podjęcia pracy nad relacjami.

Powiem szczerze, że nie tego oczekiwałam po książce tego typu. Co prawda jest w niej teoria i praktyka, jednak ta pierwsza chyba przyćmiewa tę drugą. Ktoś może powiedzieć, że od uświadomienia sobie pewnych problemów zaczyna się praca, że sięgniecie do ich źródeł może pomóc zrozumieć, dlaczego jesteśmy tacy jacy jesteśmy. Nie zaprzeczę. Tylko po takie publikacje sięgają raczej osoby już świadome, które chcą działać, chcą coś poprawić, które już trochę siebie rozgryzły. Dlatego przyznaję, że „Bezpieczne więzi” czytało mi się dobrze, natomiast trudno było mi odnieść tę książkę do mojego życia i moich relacji.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
 „Zielona mucha i inne opowiastki dla tych, co nie chcą zasnąć” Giorgio Parisi

„Zielona mucha i inne opowiastki dla tych, co nie chcą zasnąć” Giorgio Parisi

Już pora spać, ale dzieci nadal rozrabiają w pokoju. Jakim sposobem skłonić je, aby położyły się do łóżek? Może bajka. Giorgio Parisi proponuje na tę okoliczność zbiór opowiadań pt. „Zielona mucha i inne opowiastki dla tych, co nie chcą zasnąć”, w których to dziadek opowiada wnukom bajki na dobranoc.

Konwencja książki od razu mnie zauroczyła. Obudziły się wspomnienia, kiedy to dziadek opowiadał mi wieczorem bajki i był moim wszystkowiedzącym bohaterem. I dokładnie tak samo wygląda to w książce autorstwa Parisiniego. Znajdziemy w niej 5 bajek, a każda z nich poprzedzona jest zerknięciem do dziecięcego pokoju. To co się w nim dzieje jest wstępem i inspiracją dla opowieści. Przykładowo wnuczek domaga się popcornu na kolację, a dziadek opowiada bajkę o rybaku, który jadł tylko kukurydzę. Albo inny przykład: Do pokoju wpadła mucha, a dzieci dopytują się, jak to jest, że ona lata. Dziadek cierpliwie im to tłumaczy, a na dobranoc opowiada bajkę o zielonej musze.

Zebrane tu opowiadania mają baśniowy charakter. Znajdziemy w nich czarownicę, gadające zwierzęta, króla, rycerzy, magów, eliksiry i in. W każdej z nich ukryty jest też jakiś morał. Natomiast mają one w sobie też coś spontanicznego. W pierwszej chwili chciałam to nazwać lekkim niedopracowaniem, ale bardzo świadomym. Chodzi o to, że Parisi uzyskał efekt, jakby to dziadek na bieżąco wymyślał opowieść dla wnuków. Potęgują go jeszcze ilustracje. Są proste, jakby namalowało je dziecko, ale mają w sobie coś współczesnego. Są pewnym pomostem pomiędzy światem baśni i światem realnym. A wspomniana prostota jest atutem, bo wygląda, jakby to dzieci, swoimi oczami, pokazywały historie wymyśloną przez dziadka.

Junior bardzo pozytywnie odebrał tę książkę. Widać, że odziedziczył po mamusi słabość do baśni. Kręcą go smoki i czarownice, cała ta niepowtarzalna otoczka tych opowieści. Może są trochę nieprawne i nieprzewidywalne, ale dzięki temu takie cudowne.


[Egzemplarz recenzencki]

"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

"Detektyw Miś Zbyś na tropie. Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?" Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski

„Czemu Pani się uparła, żeby spotkać dinozaura?”, taki tytuł nosi jeden z tomów przygód detektywa Misia Zbysia. A my jak widzimy książki o dinozaurach to bierzemy w ciemno. No może tym razem nie było tak w ciemno, bo Junior już trochę znał ten cykl komiksów. Tym razem Zbyś i Mruk znaleźli malutkiego dinozaura. Dlaczego maluch włóczy się bez rodziców? Należy to zbadać. Śledztwo prowadzi ich na Wyspę Dinozaurów, a w międzyczasie okazuje się, że podejrzani podejrzanie przypominają parę detektywów. To znacznie utrudni Zbysiowi i Mrukowi pracę.

Mały dinozaur, który dostał imię Ząbek, jest gwiazdą tego tomu. No może trochę mu w tym pomogłam, bo w czasie czytania zmieniałam głos na dziecięcy, co rozbawiło Juniora szczególnie, kiedy Ząbek okazał się dość bojowym stworzeniem. Do czego zmierzam? Zaskoczyło mnie, jak ten komiks dobrze czyta się dziecku, jak łatwo wczuć się w jego postacie. Czas z nim to świetna zabawa, a przecież w Detektywie Misiu Zbysiu na tropie” humoru nie brakuje. Jest to komiks opracowany na luzie i z pewną dozą szaleństwa. Tu każdy mówi, co myśli i nie ma głupich komentarzy, co najwyżej zabawne. Aczkolwiek znajdziemy w nim też dużo ciepła i troski. To jak Mruk opiekuje się Ząbkiem, jaką relacje oni nawiązują jest po prostu urocze.

Muszę też wspomnieć, że bohaterowie tej publikacji próbują zaangażować nas, czytelników w prowadzone śledztwo. Co jakiś czas zwracają się do nas z pytaniem, np. czy domyślamy się co z tego wynika, i „puszczają oko”. Są też strony z wyraźnymi zadaniami dla nas np. kiedy w tłumie dinozaurów trzeba znaleźć rodziców Ząbka. Te wyzwania nie przyćmiewają historii, ale są genialnie wplecione w jej tok. Ja bardzo lubię takie rozwiązania, bo widzę, jak dzieci ożywają w trakcie czytania, jak świecą im się oczy, że też mogą być częścią czytanej historii.

„Detektyw Miś Zbyś na tropie” bardzo szybko wskoczył do topki naszych ulubionych komiksów. Dzieci lubią się śmiać, a tu na pierwszy rzut oka już widać, że zabawa będzie przednia. No spójrzcie tylko na okładkę i tę ekipę w paszczy dinozaura. Po co oni team weszli? Czego oni tam szukają? I czy on ich nie zje? „Co tu się dzieje?” - zwykł mawiać mój syn śmiejąc się zadziornie. Polecam wam przeczytać, aby dowiedzieć się, o czym jest ta szalona, kryminalna historia.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zosia Gwiezdnoskrzydła. Tajemnica leśnej wróżki" Annette Moser

"Zosia Gwiezdnoskrzydła. Tajemnica leśnej wróżki" Annette Moser

Małe leśne wróżki czekają, na swój wielki dzień. W końcu dowiedzą się, jaka magia w nich drzemie. Wszyscy są podekscytowani, tylko Zosia się niepokoi. Nie czuje, jaki talent mogłaby mieć. A jeśli Kamień Prawdy nie znajdzie w niej ani odrobinki mocy? Mieszkańcy Baśniolasu maja jeszcze jedno zmartwienie. Wróżkowe Drzewo więdnie, a opiekujące się nim skrzaty nie mają pomysłu, jak mu pomóc. Wróżki bardzo się martwią, bo bez pyłku z drzewa nie będą mogły czarować, a ten jest na wyczerpaniu.

Zosia Gwiezdnoskrzydłą to bohaterka, która nie jest pewna siebie. Nie widzi swoich talentów. Wydaje się jej, że jest przeciętna. I trochę wstydzi się tej przeciętności. Woli zostać z tyłu, aby nikt się z niej nie śmiał. W bajce „Tajemnica leśnej wróżki” Anette Moser pokazuje, że nikt nie jest nijaki. Tu każdy wyróżnia się czymś innym. Każdy rodzaj magii jest wyjątkowy i potrzebny. A Zosia z – jak się okazało – nietypową mocą, to „agentka do zadań specjalnych”.

Piękne ilustracje i piękne przesłanie – tym wyróżnia się cykl o „Zosi Gwiezdnoskrzydłej”. Skromna postać, która dokonuje wielkich rzeczy. A dokonuje ich będąc sobą, używając swoich wrodzonych talentów. Bo każdy jest w czymś dobry. Być może ten talent nie zawsze jest od razu oczywisty, ale to nic. Bo będąc sobą, prędzej czy później odkryjemy naszą supermoc.


[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger