"Nowe przygody Paddingtona" Michael Bond

"Nowe przygody Paddingtona" Michael Bond

Miś Paddington nie musi szukać przygód. One przyklejają się do niego jak marmolada do łapek. Michael Bond musiał się napracować, próbując spisać je wszystkie. Oto przed wami „Nowe przygody Paddingtona”.

Poznawanie tej książki rozpoczęłam od zerknięcia do spisu treści. Byłam ogromnie ciekawa co przytrafiło się sympatycznemu niedźwiadkowi. Autor jednak przygotował się na takie „ciekawskie jaja”. Tytuły rozdziałów nie zdradzają zbyt wiele. Chociażby pierwszy z nich „Paddington zakłóca spokój” - tu może zdarzyć się wszystko, wszak ten miś przyciąga kłopoty.

W tym zbiorze przygód niedźwiedź z mrocznego zakątka Peru będzie miał okazję spróbować swoich sił w ogrodnictwie, wystąpi w świątecznej pantomimie oraz teleturnieju, będzie musiał zmierzyć się z potencjalnym przestępcą, wysłucha koncertu muzyków Gwardii Królewskiej, wyruszy na wyprzedaż w domu handlowym, będzie przyrządzał toffi. Podczas tych zwykłych sytuacji Paddington zaprezentuje niebanalne podejście do problemu. Ciężko przewidzieć, jak zachowa się miś, jakie znajdzie rozwiązanie danego dylematu – chyba, że jest się Paddingtonem.

Przednio bawiłam się podczas opowiadania „Paddington zgarnia pulę”, gdzie nasz bohater zaszachował błyskotliwego prowadzącego swoją pokrętną logiką. Już dla tej jednej historii warto zerknąć do „Nowych przygód Paddingtona”, a przecież jest ich w książce aż siedem.

Dlaczego miś z mrocznego zakątka Peru wkradł się do kanonu literatury dziecięcej? Michael Bond wykreował postać, która jest inna i swojej inności się nie wstydzi. Wie, że czasem narozrabia, ale co z tego. Otoczenie akceptuje Paddingtona i jego dziwactwa – i to jest piękne. Do tego autor zadbał o atrakcyjną i zabawną fabułę. Dlatego akcja wciąga, a główny bohater pozostaje niezapomniany.

Rysujemy w mące

Rysujemy w mące

Porządki, porządki, porządki. W domu zawsze jest co robić. Pewnego dnia zabrałam się za gruntowne przeglądanie szafek w kuchni i znalazłam dawno zapomnianą paczkę mąki. Co tu zrobić? Od razu przypomniały mi się różne konta parentingowe w social mediach i „rysowanie” we wszelkiej maści produktach spożywczych. Wystarczyło skombinować tacę i zabawa gotowa.

Akurat córka układała cyferkowy pociąg od CzuCzu. Uznałam, że to dobra okazja, żeby poćwiczyć pisanie cyfr. Jeżeli chodzi o liczenie, jakoś specjalnie nie uczyliśmy M. Załapała o co chodzi przez przypadek, pakując z tatą ciuchy na urlop - jedna para skarpetek, druga, trzecia... itd. Wspomniany pociąg pomógł utrwalić to, co już umiała (o czym pisałam TUTAJ).

Pierwszy raz bawiliśmy się mąką w taki sposób, więc M. z zainteresowaniem zabrała się do kopiowania. Raz ja jej zadawałam cyferkę, raz ona mi. Nie zabrakło tez własnej inwencji twórczej i całej masy zygzaków, kwiatuszków, uśmieszków i innych wzorów. Zabawę zwieńczyło „panierowanie” lalek. Córka nagle przypomniała sobie, jak robiła tzw. aniołki na śniegu i w tym celu przyniosła lalki. Zostały wytarzane w mące.

Kto sprzątał? Dziecko rozsiadło się w łazience i w misce z wodą kąpało laleczki, a mama mogła spokojnie pozamiatać.

"Suka"  Pilar Quintana

"Suka" Pilar Quintana

Kiedy Damaris zobaczyła porzucone szczeniaki postanowiła przygarnąć jednego z nich. Ponieważ los nie obdarzył jej wymarzonym potomkiem, suczka Chirli szybko stała się dla niej jak córka. „Uratowała ją, nosiła pod stanikiem, nauczyła jeść, załatwiać się we właściwych miejscach i odpowiednio się zachowywać. A potem mała suczka dorosła i przestała jej potrzebować.”1 Kobiecie trudno zrozumieć, że zew natury dyktuje poczynaniami zwierzęcia, że suczka staje się niezależna. Odcięcie pępowiny okazuje się bolesnym zabiegiem.

Zazwyczaj czytając książkę, w głowie rysuje mi się treść opinii, którą napiszę. Zanim zostanie postawiona ostateczna kropka, tekst bywa gotowy. Wystarczy usiąść do komputera i wystukać słowa. W tym przypadku miałam pisać, o bardzo silnej tęsknocie za macierzyństwem. Paraliżującej, zaprzątającej myśli, wręcz niszczycielskiej. Jednak po zakończeniu lektury stwierdziłam, że właśnie podejrzałam wycinek czyjegoś życia. Prześledziłam ciąg decyzji, na który ogromny wpływ miała bezpłodność głównej bohaterki, ale nie tylko. Damaris ukształtowała bliskość amazońskiej dżungli i pomniejsze wydarzenia, w których brała udział. Niby oczywista oczywistość, ale ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby zadziałał „efekt motyla” ta historia byłaby zupełnie inna.

Nie wiem, na ile odnosić się do uczuć, które Damaris przelała na psa. Z jednej strony analogia jest oczywista, ale czytając kilka opinii o tej książce zauważyłam, że każdy odrobinę inaczej ją interpretuje. Jedni piszą o rodzicielstwie inni o stosunku do zwierząt i w tych wszystkich wypowiedziach jest dużo racji. Po prostu każdy patrzy na „Sukę” przez pryzmat tego co jest mu bliskie.

Jak to było u mnie? Pilar Quintana w pięknym stylu zadała pytania, które ja zadaję sobie kilka razy dziennie. Ile suwerenności powinnam dać dzieciom? W jakich sprawach naciskać? Jak je chronić żeby nie „zagłaskać”?

„Suka” to króciutka powieść. Przeczytałam ją „ino myk”, jednak czuję, że długo o niej nie zapomnę. Subtelna acz mocna. Prosta historia, ale posiadająca drugie dno. Dla polskiego czytelnika zapewne fascynujące będzie egzotyczne tło – możliwość stanięcia na skraju amazońskiej dżungli.

Robi wrażenie. Polecam.


1  Pilar Quintana, "Suka", tłum. Iwona Michałowska-Gabrych, wyd. Mova, Białystok2022, s. 96.


Książka "Suka" dostępna jest w księgarni internetowej Taniaksiazka.plSprawdźcie też inne nowości w ofercie księgarni.

"Ikon" Graham Masterton

"Ikon" Graham Masterton

Graham Masterton kojarzy się głównie z literaturą grozy, jednak „Ikon” to inny rodzaj powieści – thriller polityczny. Już widzę wasze skrzywione miny: „Polityka to nie moja bajka”. Spójrzmy na to w inny sposób. Za kulisami decyzji na najwyższych szczeblach poszukamy sensacji, a dobry pisarz może z nich stworzyć porywająca historię.

W „Ikonie” Graham Masterton podejmuje temat „zimnej wojny”, rozbrojenia i utrzymania równowagi sił na linii USA-ZSRR. Właściwie książka ma trzy wątki, które z postępem fabuły zaczynają się splatać.

Zamordowanie wdowy po majorze Air Force. Wokół kobiety narastają teorie spiskowe na temat kryzysu kubańskiego i śmierci Marlin Monroe.

W kolejnym wątku przewodzi właściciel niewielkiej restauracji, Daniel. Kiedy dowiaduje się, że jego przyjaciel – pilot – ginie w podejrzanych okolicznościach zaczyna węszyć.

W końcu sprawa sekretarza stanu, który nie zgadza się z prowadzoną przez prezydenta polityką w kwestii rozbrojenia.

Powieść jest pełna akcji chociaż momentami miałam ochotę krzyknąć: Do brzegu, Panie Masterton!”. Mnie dość długo nudził wątek Daniela. Miałam wrażenie, że czytam o nieważnych rzeczach, np. „kizia mizia” z nową dziewczyną czy byłej żonie, zamiast o istocie tej historii. Generalnie musicie być przygotowani na dawkę erotyzmu „od czapy”. Ten pisarz tak ma. W książce znajdzie krótkie bluzeczki, obcisłe spodenki, kilka pikantnych scen, a i goliznę bez pikanterii. Na chwilę się zatrzymam, bo chciałam się z wami podzielić cytatem. Sytuacja wygląda tak, że kobieta jest torturowana. „(...) rozsunął jej wargi sromowe i trzymał już jaszczurkę tak blisko, że ruchliwy czarny języczek co chwilę dotykał różowości dziewczyny.”1 LUDZIE! Cała groza tej sceny momentalnie wyparowała. RÓŻOWOŚCI?! O różowościach to można sobie pod kołdrą szeptać, a tu rozgrywa się stawka o czyjeś życie.

Postacie to najsłabszy element powieści. Moim zdaniem na uwagę zasługuje wyłącznie Titus Alexander, sekretarz stanu. To jest facet z przysłowiowymi jajami. Ma zdecydowane poglądy i jest bezwzględny w działaniu. Wątek, który rozwija się wokół niego najbardziej mi się podoba. Reszta bohaterów po prostu jest. Pokornie grają role, które wyznaczył im pisarz. Nie idzie im źle, ale raczej na Oscara nie zapracują.

Na prawdę fajnie zaczyna się robić, kiedy autor zaczyna odsłaniać karty. Dla mnie kierunek w jakim potoczyła się powieść był dużym zaskoczeniem. „Ikona” przeczytałam i odłożyłam na półkę, ale pytania o to, kto kim manipuluje, kto sprawuje władzę nad światem zostały. Zapewne samo zadanie ich nie jest specjalnie nowatorskie, ale scenariusz Grahama Mastertona niewątpliwie jest ciekawy.

Pomyślałam sobie, że pisarzom, którzy mają ugruntowaną pozycję wiele się wybacza. Gdyby autorem tej powieści była nieznana mi osoba pewnie właśnie rozwodziłabym się po co opisano włosy łonowe wszystkich żeńskich bohaterek, a skwitowałam to jedynie: „Masterton tak ma”. I chyba właśnie dlatego, że to on jest jej autorem, książka mi się spodobała. Powinna przypaść do gustu miłośnikom akcji. Mnie wciągnęła, ale to cechy charakterystyczne pisarstwa Mastertona najbardziej mnie cieszyły. Chyba muszę zrobić sobie jakiś maraton z tym autorem.

1 Graham Masterton, „Ikon”, przeł. Piotr Kuś, Maja Skorupska, wyd. Replika, Poznań 2022, s. 174.

Puzzle  "Kraina lodu" [Clementoni]

Puzzle "Kraina lodu" [Clementoni]

 „Kraina lodu” to jeden z trudniejszych motywów jeżeli chodzi o przygotowanie puzzli dla dzieci. Piękne acz monotonne zimowe kolory mogą sprawić, że pociecha szyba się zniechęci. W naszej kolekcji znajduje się bardzo fajna układanka od firmy Clementoni, którą, z racji dużych elementów, można podsunąć już trzylatkom.

Jak widać na załączonym obrazku bohaterkami tego motywu są dwie piękne księżniczki, wesoły bałwan, a z drugiego planu zerka ich kompan Kristoff ze swoim reniferem. Postacie są tak różne, że dziecku łatwo rozpoznać, z których kawałków należy ułożyć konkretny fragment. Do tego puzzle są duże i łatwo je chwytać.

M. jeszcze jako trzylatka sama, bez problemu radziła sobie z tym motywem. Teraz, po ułożeniu x-tysięcy razy – ogarnia je w trybie ekspresowym. Widzę jednak, że jej się nie nudzą, bo kiedy nachodzi ją ochota na puzzle, są jednymi z pierwszych, które wyciąga z półki.



„A lasy wiecznie śpiewają” Trygve Gulbranssen

„A lasy wiecznie śpiewają” Trygve Gulbranssen

„Ludzie z północy mieli wrodzony instynkt walki. Walczyli o życie i mienie z naturą, z dzikimi zwierzętami i z ludźmi”1 W powieści „A lasy wiecznie śpiewają” spotkamy tych twardych, żyjących w rytmie, jaki wyznacza im przyroda, ludzi. Bogaty chłopski ród Björndal od lat wzbudza strach i zawiść. Na jego czele stoją potężni, odważni mężczyźni, którym nawet niedźwiedź nie straszny. Skuty lodem zakątek świata stał się tłem, dla wspaniałej sagi rodzinnej.


Od razu się wam przyznam, że mam słabość do norweskich sag obyczajowych. Trudne warunki, z jakimi przyszło zmierzyć się ich bohaterom, to ich znak rozpoznawczy. Razem z postaciami martwię się, jaka będzie zima, czy uda się do niej dobrze przygotować. Razem z nimi rozmyślam przy blasku świec. Dlatego sięgnęłam po powieść Trygve Gulbranssena, która jest zaliczana do klasyki literatury. Miałam pewne obawy, bo słyszałam, że wiele w niej opisów przyrody, ale coś mi mówiło, że warto dać jej szansę. Nie pożałowałam.

Jest to niewątpliwie literatura przez duże „L”, ale obok tego ma cechy telenoweli. Wątki codziennych zgryzot przeplatają się z romantycznymi, aby przejść w głębokie przemyślenia na temat bogactwa, miłosierdzia, Boga i. in. Efekt jest oszałamiający. Wzdychamy, świetnie się bawimy, a za chwilę przystajemy, żeby pomyśleć.

Dwór w Björndal to wyjątkowe miejsce. Pogardzani przez szlachciców chłopi, którzy zahartowani ciężką pracą dochodzą do bogactwa, którzy mają szacunek do tego co oferuje świat, którzy mają otwarte umysły. „Tutaj bogactwo nie krzyczało głośno ze wszystkich stron”2, ale było wyraźnie wyczuwalne. Trygve Gulbranssen w subtelny sposób, gdzieś między wierszami, pokazuje przemiany społeczne XIX wieku, kiedy przekazywane z ojca na syna przywileje to za mało, żeby być wielkim. Kiedy szacowne rody musiały ugiąć się pod ciężarem długów i pozorów. Jest w książce taka znamienna scena, kiedy „(…) talary wzgardzonej Doroty miały uratować od zguby siedzibę pańskiego rodu, który kiedyś uważał ją za osobę niegodną ich dostojności.”3

A co z opisami, których się tak obawiałam? Natura okazała się równorzędnym bohaterem tej powieści. Bez szumu lasu, wycia wilka, kamienistych przełęczy ta książka nie byłby taka sama. Byłaby z czegoś ogołocona. Co jest dla mnie ważne, przez wspomniane opisy nie traciłam wątku, a nawet miałam wrażenie, że jest on wzbogacany o dodatkowe doznania.

A lasy wiecznie śpiewają” jest jak wino, albo inny trunek, który darzycie sympatią. To nie jest książka, którą czyta się przy okazji czekana na autobus, czy wizyty w toalecie. Jej czytanie trzeba odpowiednio celebrować. Przygotować sobie wygodne miejsce, ciepły koc i drobnymi łyczkami spijać słowa, które wyszły spod pióra Trygve Gulbranssena.

1 Trygve Gulbranssen, „A lasy wiecznie śpiewają”, tłum. Henryk Goldman i Henryk Leśniewski, wyd. Zysk i s-ka, Poznań 2021, s. 30-31.

2 Tamże, s. 190.

3 Tamże, s. 226.

"Wszystko o sowach" Radosław Włodarczyk, Maciej Kamiński

"Wszystko o sowach" Radosław Włodarczyk, Maciej Kamiński

Wielkie oczy, puszyste upierzenie – każdy potrafi bezbłędnie ją rozpoznać. Sowa uchodzi za symbol mądrości. Czy naprawdę wyróżnia się inteligencją na tle innych zwierząt? O smutnym człowieku można powiedzieć, że jest osowiały. Czy sowy jakoś wyraźnie okazują gorsze samopoczucie? Czy sowy są wyjątkowe? Radosław Włodarczyk i Maciej Kamiński postarają się opowiedzieć nam „Wszystko o sowach”.

Czego dowiemy z tej publikacji? M.in.: Jak sowa jest zbudowana i dlaczego tak?; Poznamy różne gatunki sów; Gdzie mieszkają, jak polują i jak długo żyją; Czym jest wypluwka?; Dlaczego sowa widzi w ciemności?; Czy sowy są czułymi rodzicami?; Jak wygląda cykl życia tego ptaka?; A także poznamy gros ciekawostek na ich temat – nie tylko z dziedziny biologii.

Kiedy zobaczyłam książkę „Wszystko o sowach” pomyślałam sobie: „Kurczaczki, ptak tak znany, tak charakterystyczny, a niewiele się o nim mówi.” Okazuje się, że to liczna i zróżnicowana rodzinka. Dzięki tej publikacji będziemy mogli poznać jej zwyczaje, a nawet wstydliwe sekreciki – bo nawet takie ona ma. A to wszystko przedstawione w sympatyczny sposób. „Wszystko o sowach” czyta się jak zbiór ciekawostek. Autorzy nie przynudzają. Zwięźle mówią nam, jak to z tymi sowami jest. Czytanie umilają ilustracje Blanki Olasik, z których emanuje słodycz. Cóż, sowy okazały się wyjątkowo wdzięcznymi modelami i modelkami.

„Wszystko o sowach” ma nieco mniejszy format niż wcześniejsze publikacje z serii. Podoba mi się ta zmiana, bo dzięki niej książka jest dużo bardziej poręczna. Jedyne co bym zmieniła to czcionka. Mianowicie, mogłaby być większa. Da się czytać – nie trzeba wyciągać lupy, aby poznać sowie sekrety – jednak mamy poznawać ptaki, nie mrówki.

Psy, koty, zwierzęta gospodarskie, egzotyczne, owady – o nich można znaleźć wiele popularnonaukowych publikacji dla czytelników w rożnym wieku. A sowy? Pułki w księgarniach jakoś nie uginają się od ich wizerunku. Dobrze, że znalazł się ktoś, kto postawił to zmienić.

„Psoriasis Sequentia” Arkadiusz Kasprzak

„Psoriasis Sequentia” Arkadiusz Kasprzak

Arkadiusz Kasprzak zadebiutował powieścią „Psoriasis Vulgarna”, w której – opisując przygody chorego na łuszczycę Łukasza Wilka – zaraża tolerancją. „Psoriasis Vulgarna” jest moim numerem jeden w kategorii tzw. książek uświadamiających. Dowiedziałam się z niej dużo o łuszczycy, a Arkadiusz Kasprzak oczarował mnie stylem przekazu. Przede wszystkim brakiem roszczeniowości. On nie mówi: „Łuszczyca nie zaraża, więc masz nas szanować ty nietolerancyjny narodzie.” On akceptuje, że ktoś może tego nie wiedzieć i mieć obawy widząc nieestetyczne plamy, dlatego opowiada o chorobie. W drugiej części perypetii Pana Wilka, zatytułowanej „Psoriasis Sequentia”, autor zaraża motywacją. Sprawdźmy z jakim skutkiem.

Fabułę mogłabym opisać krótko – dalsze lody Łucji i Łukasza. Domyślam się jednak, że wam to nie wystarczy. Pewnie jesteście ciekawi, czy będzie burzliwie. I tak, i nie. W książce ciągle coś się dzieje. Arkadiusz Kasprzak opisuje zarówno codzienne życie małżeństwa – herbatka na werandzie, czy zabawy z córeczkami – pracę Łukasza (oj, tu będzie namieszane), realizację jego pasji (przypominam, że bardzo lubi jeździć na rowerze), nowy projekt, relacje rodzinne (szczególnie z bratem), a nawet pojawia się krótki, ale pełen akcji, wątek kryminalny.

W tym szaleństwie udaje się zachować naturalność. Myślę, że to dzięki temu, iż Łukasz Wilk jest alter ego autora. Wystarczy zerknąć na jego profile w mediach społecznościowych, żeby zobaczyć, że Arkadiusz Kasprzak również choruje na łuszczycę, lubi sport, ma córki, a do tego bohater powieści, podobnie jak jego twórca, zmotywowany chorobą pisze książkę.

O tempo akcji świetnie dbają 3 postacie drugoplanowe: znani z pierwszej części Oliwia (mistrzyni intryg) i Daniel (brat Łukasza i czarna owca rodziny), a także nowa znajoma Antonina (samotniczka). One sprawiają, że życie głównego bohatera nie kręci się wyłącznie wokół pracy, domu i pasji. Wprowadzają do fabuły ten element: „O co chodzi?”, tak potrzebny, żeby zaciekawić czytelnika.

A jak poszło „zarażanie” motywacją? Wydaje mi się, że zostały tu pomylone pojęcia „motywacja” i „inspiracja”. Bohatera powieści choroba zainspirowała do napisania książki, a jego motywacją był ostracyzm, z którym spotykają się chorzy na łuszczycę. Zamiast ubolewać nad swoją, nota bene nieuleczalną chorobą, wykorzystuje ją, aby zrobić coś dobrego, czyli uświadamiać, i pomagać innym chorym. Takie jest dla mnie przesłanie „Psoriasis Sequentia”, żeby nie użalać się nad sobą, żeby złe emocje zamienić na energię do działania. Na swoim przykładzie mogę wam powiedzieć, że warto. Swojego bloga zaczęłam pisać w ciężkim dla mnie czasie. Był on odskocznią od osobistych problemów. Coś co miało tylko zająć myśli przekształciło się w coraz prężniej działającą stronę www.

Na koniec wypada napisać, czy ta powieść mi się spodobała. W „Psoriasis Sequentia” Arkadiusz Kasprzak podejmuje nieco więcej tematów niż w swojej poprzedniej książce. Pojawiają się wątki depresji, cukrzycy, uczciwości i in. Malkontenci pewnie powiedzą, że za dużo, albo skrytykują opisy życia rodzinnego – że za zwykłe. Ale ja malkontentem nie jestem. Może książka ta ma lepsze i gorsze momenty, jednak szala przechyla się ku lepszym. Do tego autor umie stworzyć więź czytelnik-bohater. Ja miałam wrażenie, że Łucja i Łukasz to moi bliscy znajomi. I jeszcze jedno „do tego”. Może się powtarzam, ale podoba mi się co Arkadiusz Kasprzak robi i jak to robi. Forma jest ciekawa, a ja – odbiorca – nie czuję się atakowana za swoją niewiedzę. Co prawda motywacją nie zostałam „zarażona”, ale ja chyba tego nie potrzebowałam.

„Wciąż o tobie śnię” Fannie Flagg

„Wciąż o tobie śnię” Fannie Flagg

Fannie Flagg to ikona amerykańskiej powieści obyczajowej. Jeżeli nazwisko wydaje się wam obce to szepnę o pewnych smażonych pomidorach, może coś zaświta. Pisarka wyróżnia się tym, że nawet o trudnych tematach potrafi pisać z lekkością, humorem, a nawet szczyptą ironii, a przy tym traktuje je z szacunkiem. Tym razem opowiem o jej (trochę) mniej znanej książce pt. „Wciąż o tobie śnię”.

Jej bohaterką jest Maggie, która zdobyła tytuł Miss Alabamy. Jest to osoba piękna i pełna wdzięku. Z wdziękiem przyjmowała to co zaoferowało jej życie. Z wdziękiem rozpamiętuje swoje dobre i złe decyzje. Postanawia również z wdziękiem odejść. Dlaczego kobieta sukcesu zdecydowała się na taki krok?

Powieść „Wciąż o tobie śnię” możemy podzielić na dwie części. Najpierw poznajemy najważniejsze postacie i obserwujemy przygotowania Maggie do „dnia zero”, potem na scenę wkracza wątek kryminalny. Spotkałam się z opiniami, że początek książki jest nudny i dopiero sprawa tajemniczego domu ją ożywia. Podobne sądy słyszałam o „Bastionie” Stephena Kinga – mój kolega powiedział coś w stylu: „Tego nie da się czytać. Tam każdy ma swój profil psychologiczny”. Fannie Flagg nie przedstawia swoich postaci z takim rozmachem jak słynny autor horrorów, ale i tak możemy je „prześwietlić”. Rozpamiętując przeszłość, ale też patrząc na ich obecne rozterki poznajemy – poza Maggie – maleńką przedsiębiorczą Hazel, ciągle niezadowoloną Ethel, walczącą z nadwagą Brendą i bezwzględną w interesach Babs. Mamy wrażenie, że autorka opisuje je z przymrużeniem oka, a nawet – jak karykaturzysta – wyolbrzymia ich cechy. Dzięki temu stają się wyraziste i wyjątkowe.

Wrócę jeszcze na chwilę do Maggie. Piękna, podziwiania, a jednak nieszczęśliwa. Wygrana w konkursie piękności nie okazała się furtką do spełnienia marzeń. Perfekcyjna Miss, tak samo jak przeciętny człowiek, musiała zmierzyć się z codziennością, a ta po zaznaniu blasku chwały może być przytłaczająca. Poczucie” przegrania” swojego życia pcha w kierunku „ostateczności”. Meggie chce popełnić samobójstwo, ale kiedy patrzę na jej przygotowania zastanawiam się, czy na pewno. Czy nie potrzebuje pretekstu, który da jej kopa do pozytywnego działania? Myślę, że każdy może poczuć więź z taką postacią, bo każdy z nas bywa zrezygnowany. Ma wrażenie, że podjął złe decyzje i brak mu energii na ich naprawianie. Czuje się samotny pomimo grona bliskich.

Dziwne uczucie, kiedy smutna książka daje zastrzyk pozytywnej energii. Takie jest „Wciąż o tobie śnię”. Taka jest proza Fannie Flagg. Autorka oddała w nasze łapki mądrą, dojrzałą powieść. Książkę-słoneczko, bo słoneczko dobrze nastraja, poprawia humor i... po prostu jest miło jako świeci, a mi bardzo miło czytało się tę historię.

"Prawdziwy świat" Natsuo Kirino

"Prawdziwy świat" Natsuo Kirino

„Krótko mówiąc jesteśmy otoczeni wrogami i sami musimy sobie radzić.”1 Bardzo pesymistyczne słowa, prawda? A jeszcze bardziej przygnębia, że padają one z ust nastolatki. Dziewczyny, która powinna się bawić, cieszyć życiem. Ona natomiast jest zrezygnowana i wszystko widzi w szarych barwach.

„Prawdziwy świat” to thriller psychologiczny przesiąknięty abstrakcją. Bohaterami jest piątka młodych ludzi. Chłopak – zwany Glistą – zabija własną matkę i ucieka przed organami ścigania. Kradnie rower Toshi – swojej sąsiadki – wraz z jej telefonem. Z jakiegoś powodu kontaktuje się z dziewczyną, a potem jej przyjaciółkami. Między chłopakiem, a dziewczynami nawiązuje się dziwna relacja, która prowadzi do... Jak myślicie? Do czego mogą doprowadzić sekretne rozmowy z młodocianym mordercą? Czy dziewczyny wydają go w ręce sprawiedliwości? Czy chłopak się pokaja? A może zafascynowane jego czynem same zaplanują zbrodnię? To tylko kilka scenariuszy. Jaki jest wasze?

Literatura japońska zawsze wydawały mi się nieco zdystansowana, ale ta książka emanuje takim chłodem, że aż oczy robią się sine. Historia opowiedziana przez Natsuo Kirino jest brutalna, ale to nie ona mrozi, a postawa bohaterów. Mam wrażenie, że potraktowali fakt morderstwa, jako egzotykę, która ubarwiła ich – w ich mniemaniu – beznadziejne życie. Z akapitów emanuje znieczulica. Kiedy dochodzi do zbrodni, sąsiadów zmarłej najbardziej dziwi fakt, że ona w ogóle miała syna. Albo taki cytat: „Byłam pokryta gorącą krwią – wstrętną, brudną krwią starego faceta.”2 Czytając te słowa, miałam wrażenie, że bohaterka nie jest przerażona tym, iż na jej oczach ktoś zginął, że w jakimkolwiek stopniu przejęła się jego – i przy okazji swoim – losem. Ją brzydzi fakt, że był stary.

Przymiotnik „psychologiczny” gra tu pierwsze skrzypce. Spotkałam się z opinią, że to książka dla młodzieży, ponieważ tej grupie łatwiej utożsamić się z problemami bohaterów – np. wybór ścieżki edukacji, cielesność, brak zrozumienia i wsparcia ze strony rodziców – i ich zrozumieć. Po części się z tym zgadzam. Każdy etap w życiu ma to do siebie, że inne sprawy są dla człowieka kwestią „życia lub śmierci”. Będę jednak polemizować z twierdzeniem, że dorosły się w tej książce nie odnajdzie – ja jestem po trzydziestce, a się odnalazłam. Zafascynowało mnie dlaczego akurat ta sprawa tak nurtuje daną osobę, dlaczego wpędza ją w tak pesymistyczny nastrój. Nie identyfikowałam się z żadnym z bohaterów, a jednak byłam ich ciekawa. A wątek morderstwa nadawał im niemal surrealistyczny charakter.

Po przeczytaniu tej powieści pomyślałam sobie, że jej tytuł - „Prawdziwy świat” - jest przekorny, a potem zaczęłam w to wątpić. Nie będę wam wciskać kitu, że to jakaś przejmująca historia, która otworzyła mi oczy. Nic z tych rzeczy. Nie ukrywam też, że lekturę napędzały krwawe opisy. Ale to nie one zostały ze mną „po”. Książka mocno akcentuje, że to co dla nas jest błahe, dla drugiej osoby może być końcem świata. Tak zapamiętam „Prawdziwy świat” Natsuo Kirino.

1 Natsuo Kirono, „Prawdziwy świat”, przeł. Witold Kurylak, loc. 276-377 [e-book].

2 Tamże, loc. 3330-3331.

"Wszystko o bakteriach i wirusach" Robert Lasek, Magdalena Szuplewska

"Wszystko o bakteriach i wirusach" Robert Lasek, Magdalena Szuplewska

Mam wrażenie, że od kiedy wybuchła pandemia bakterie i wirusy to wrogowie publiczni numer 1. Pojawiły się nowe środki mające zabijać 99% bakterii, które mają być orężem w walce. Czy naprawdę należy się ich bać? Z odpowiedzią śpieszą Robert Lasek i Magdalena Szuplewska – dwójka biologów, a wspiera ich rysownik Adam Święcki. Razem z nimi wkroczymy w świat mikrobiologii i przyjrzymy się tym maleńkim istotkom.

Już na początku książki widać, że bakterie i wirusy to zupełnie „inna bajka” i nie do końca poprawnie razem się je zestawia. Dlatego autorzy najpierw omawiają świat bakterii, a potem wirusów. Budowa, odżywianie, rozmnażanie, które są groźne dla człowieka, a które żyją z nami w symbiozie – tak ogólnie mogę wskazać tematy, jakie prezentuje publikacja. Nie zabrakło również słówka o antybiotykach i szczepionkach. Książkę czyta się bardzo dobrze, pomimo że mikrobiologia to nie takie proste zagadnienie, a bakterie mają trudne do wypowiedzenia „imiona”. Może być świetnym dopełnieniem do lekcji biologii, albo po prostu źródłem wiedzy dla ciekawskich.

Adam Święcki, czyli ilustrator, wykonał fantastyczną robotę. Dawno nie spotkałam się, żeby rysunki tak idealnie korespondowały z tekstem. One nie tylko zdobią, ale w zabawny sposób prezentują treść. Chyba do końca życia nie zapomnę obrazka, gdzie enzymy przynoszą malutkie kawałki marchewki wygłodniałej bakterii. Patrzymy i od razu wiemy, o co chodzi w tym procesie.

To nie pierwsza z książek z serii „Wszystko o … „ od wydawnictwa Dragon, ale zauważyłam pewną zmianę. Mianowicie wydawca trochę zmniejszył format – to już nie jest A4 – i to mi się podoba, bo nie jestem fanką wielgachnych publikacji dla dzieci. Tylko za tym poszło również zmniejszenie czcionki [wyd. 2022]. Nie są to jakieś mini kropeczki i w sumie czyta się ok, ale jak otworzyłam książkę to rozmiar literek wydal mi się jakiś inny. Szczerze powiem, że można by zostawić większą czcionkę. W wielu miejscach jest wystarczająco wolnej przestrzeni, a w innych można by nieco zmniejszyć ilustrację. Kompozycja by nie ucierpiała, a oczy czytelnika miałby łatwiej.

„Wszystko o...” to bardzo dobra popularno-naukowa seria dla dzieci. Z tego co się orientuję, do tej pory podejmowane w niej były same „zwierzątkowe” zagadnienia. Fajnie, że trochę rozwinięto skrzydła – niby też biologia, ale jednak w ujęciu mikro to coś całkiem innego. Do tego dochodzi bardzo aktualny temat bakterii i wirusów. To będzie wydawniczy strzał w dziesiątkę.

"Zdrowy maluszek. Wyprawka noworodka lekarskim okiem" Monika Działowska, Aleksandra Multan

"Zdrowy maluszek. Wyprawka noworodka lekarskim okiem" Monika Działowska, Aleksandra Multan

Kompletowanie wyprawki dla maluszka to ogromna przyjemność, ale czasami można dostać zawrotu głowy od bogactwa ofert i sprzecznych informacji. Co jest tak naprawdę potrzebne, a co zbędnym – a czasami nawet groźnym dla dziecka – bublem? Na co zwrócić uwagę przy kupowaniu rzeczy dla maluszka? Jak pielęgnować taką kruszynkę? Na pomoc spieszą dwie mamy pracujące jako pediatrzy – Monika Działowska i Aleksandra Multan.

Na początku zerknijmy, jakie tematy zostały poruszone.

Rozdział 1 „Ubranka”: jakie, ile, jakie rozmiary, jak je przygotować.

Rozdział 2 „Torba do porodu” czyli, co i jak spakować.

Rozdział 3 „Przestrzeń dla malucha” czyli, na co zwrócić uwagę urządzając pokój dziecka?; jakie mebelki się przydadzą (z naciskiem na: w czym spać?).

Rozdział 4 „Wózek” - plus dodatki do wózka.

Rozdział 5 „Fotelik samochodowy” - plus: jak ubrać dziecko do auta?

Rozdział 6 „Apteczka” - w jakie produkty się zaopatrzyć?; autorki nieco więcej piszą o inhalatorach i aspiratorach do nosa.

Rozdział 7 „Kosmetyki” - czy i jakich kosmetyków potrzebuje maluszek?

Rozdział 8 „Kąpiel” - higiena ale również zabawa; jakich zasad przestrzegać, żeby była bezpieczna?

Rozdział 9 „Smoczek” - używać czy nie używać – oto jest pytanie.

Rozdział 10 „Karmienie” - autorki piszą zarówno o karmieniu piersią jak i mlekiem modyfikowanym oraz podejmują temat kolek.

Rozdział 11 „Gadżety i akcesoria” czyli, jak nie dać sobie wcisnąć „kitu” przez producentów.

Rozdział 12 „Zabawki” czyli, jak poprzez zabawę wspierać rozwój bobasa.

Rozdział 13 „Mity celebryty”, czyli jakich „zabobonów” nie praktykować.

Rozdział 14 „Opieka okołoporodowa” jaką objęta jest mama i dziecko.

Monika Działowska i Aleksandra Multan przygotowały bardzo rzetelny poradnik. Moim zdaniem poruszyły najważniejsze zagadnienia związane z opieką nad niemowlęciem. Udało im się zawrzeć to co najważniejsze. Forma i język są również przystępne. Bez „mądrowania się”, skomplikowanych słów. Jest prosto, konkretnie acz merytorycznie. Jako mama dwójki, chcąc nie chcąc, miałam do czynienia z różnymi specjalistami, a czasami sama musiałam dążyć kwestie, które dotknęły moich dzieci. Czytając ten poradnik widziałam, że autorki powołują się na aktualną wiedzę. W drobnych sprawach znalazłam odmienne zalecenie od tego, co mnie uczono np. mi sugerowane, aby niemowlę kapać w emoliencie, a w „Zdrowym maluszku” napisano, że dotyczy to tylko dzieci z problemami skórnymi. Sami jednak widzicie, że to drobiazg. Każda mama, kiedy zobaczy, że kosmetyk dziecku nie służy po prostu go wymieni.

Lekarki przedstawiają pewne standardy w opiece nad maluchem. Wiadomo jednak, że dzieci są różne i nie zawsze uda się osiągnąć stan idealny. Autorki wskazują na wady i zalety rożnych rozwiązań, aby rodzić mógł sam ocenić, co będzie najlepsze dla jego dziecka. Bo pamiętać musicie, że w opiece nad „bąbelkiem” najważniejsza jest miłość i reagowanie na potrzeby dziecka, a tego nie nauczy nas żadna książka, tylko czas spędzony razem i wzajemna nauka siebie.

Publikacja została przepięknie wydana. Wzbogacono ją o schematy, listy oraz zdjęcia. Te ostatnie mają zdobić, prezentować i uzupełniać omawiany temat, ale też przestrzegać. Czasami jest tak, ze napatrzymy się na piękne fotografie, zaufamy im i zdecydujemy się np. na zakup jakiegoś przedmiotu: „bo bobas tak słodko się prezentuje”. W tej książce zdarza się, że autorki napiszą: „na tym zdjęciu jest sytuacja niebezpieczna dla maluszka, nie róbcie tak”. Jest to przysłowiowy kubeł zimnej wody. Nie można bezkrytycznie patrzeć na wręcz idylliczne kompozycje i bezmyślnie kopiować je w swoim domu. Podobnie jest z zapewnieniami producentów. Nie posądzam nikogo o nieuczciwość, ale prawda jest taka, ze oni chcą po prostu sprzedać. I to rolą konsumenta jest być czujnym i ocenić, czy dana rzecz spełnia standardy.

Po poradniki tego typu zazwyczaj sięgają mamy oczekujące pierwszego dziecka. Myślę, że „Zdrowy maluszek” jest książką, którą z czystym sumieniem można podsunąć przyszłym rodzicom. Będzie idealnym dopełnieniem do tego, co jest omawiane podczas zajęć w szkole rodzenia, a także drogowskazem podczas przygotowań i pierwszych wspólnych miesięcy. A co z doświadczonymi opiekunami? Wiedzy nigdy za wiele. Pomimo że mam dwoje dzieci, dowiedziałam się z książki kilku nowych rzeczy m.in. lepiej zrozumiałam wskazówki otrzymane od fizjoterapeutki odnośnie noszenia i czasu aktywności maluszka. Przy dzieciach uczymy się każdego dnia – i od nich, i na ich temat. Warto mądrze reagować na potrzeby maleńkiego człowieka, chociaż – a może właśnie dlatego, że – sam ich nie zakomunikuje.

Copyright © Asia Czytasia , Blogger