"Złota dziewczynka z Jassów" Cãtãlin Mihuleac

„Mnie obchodzi dokąd idę, a nie skąd pochodzę. Przeszłość jest dla historyków (…)”1 słowa jednego z bohaterów powieści „Złota dziewczynka z Jassów” wprawiły mnie w konsternację. Zawsze byłam uczona, iż historia jest nauczycielką, że trzeba ją znać, aby nie powielać błędów z przeszłości, że nasze pochodzenie, dzieje naszej rodziny nas kształtują. Uderzmy się w pierś i niech każdy z nas przyzna się w duchu, na ile te dzieje zna. Czy wie skąd pochodzą jego dziadkowie i pradziadkowie? W jeszcze większą konsternacje wprawiły mnie słowa innej postaci z powieści, które to padły kilka stron dalej: „(…) wiem, aż za dużo. Nie twierdzę, że obojętność Bernsteinów jest rozwiązaniem właściwym, ale moja nadmierna ciekawość też do niczego nie prowadzi.”2 Pierwszy z cytatów pada z ust Bena, syna żydów, którzy wyemigrowali do Ameryki, a drugi cytat z ust jego żony Suzy. Czyja postawa jest słuszna? Dlaczego Bernsteinowie nie chcą mówić o przeszłości?

W powieści „Złota dziewczynka z Jassów” Cãtãlin Mihuleac przeplata dwie historie, a każda z nich ma taka samą wagę. Najpierw poznajemy Suzy, która „wżenia się” do rodziny Bernsteinów handlującej odzieżą używaną. Kobieta trafia w środek imperium „second-hand”, gdzie każda rzecz ma swoją historię (czasami ubarwioną). Wszystko poza jej nową rodziną. Co drugi rozdział przenosimy się do międzywojennej Rumunii i domu rodziny Oxenbergów. Ojciec, szanowany ginekolog, matka, wrażliwa literatka i dwoje dzieci – przedsiębiorczy Lew i delikatna Gołda obdarzona artystyczną duszą. Żyją, jak w bajce, jednak nienawiść do Żydów narasta, a naród „(…) zarażony szaleństwem odbierającym rozum (…)”3 organizuje” istną jatkę.

Czy to kolejna historia o Holocauście? W w pewnym sensie tak, ale Cãtãlin Mihuleac nie opowiada jej „tak po prostu”. Już na pierwszych stronach rzuca się w oczy sarkazm, jakim autor obdarzył Suzy. Ta kobieta potrafi trafie, złośliwie i zabawnie podsumować wszystko od wystawy w muzeum po makijaż znajomej. To prawdziwa słowna „siekiera”. Dzieje rodziny Oxenbergów wydają się napisane bardziej klasycznie, jednak od razu zwróciłam uwagę, jak Cãtãlin Mihuleac potrafi wyjść od rzeczy pozornie nieważnej i zrobić z niej centrum, a nawet symbol dla jakiegoś fragmentu tej opowieści. Przykładowo, autor nie napisał po prostu, że Jacques Oxenberg był ginekologiem. On wyszedł od roli jaką pełni kochanka dla mężczyzny i jego żony. Od tego przeszedł do wpływu porodu na kobiecość i popularność, jaką zyskiwał zabieg cesarskiego cięcia. Zobaczcie jak sprytnie przedstawił jednego z bohaterów wplatając element społeczny.

Symboliki w „Złotej dziewczynce z Jassów” jest pełno od tej subtelnej po bardzo nachalną. Z drobnymi wyjątkami była dla mnie jasna, dlatego stwierdzam, że autor nie przesadził z tzw. poetyckością. Chyba najbardziej jaskrawym symbolem będzie tu odzież używana. Z jeden strony zmaltretowani żydzi obdzierani ze wszystkiego, z drugiej żydowska rodzina, która dorobiła się milionów na handlu produktami second-hand. Ale są tu też przesłodkie gumowe żółte kaczuszki ratujące życie dwójce żydów, analogia małżeństwa i zarządzania odpadkami, czy wszechobecna sztuka minimalistyczna. Cudowna spostrzegawczość autora doprowadziła do ciekawych porównań.

Jedyną rzeczą, którą bym poprawiła jest opis relacji Suzy i Dory, czyli synowej i teściowej. Sama Suzy mówi o swojej „nowej mamie”: „Stalin pomnożony przez Hitlera do potęgi Mao.”4 a ja do końca tej dyktatorskiej natury Dory nie czuję. Jest może nieco apodyktyczna, egoistyczna, ale nie przekracza niczyich granic. Być może równoległe czytanie historii „teraz” i „wtedy” oraz domyślenie się, jaką rolę odegrała w nich owa „zła teściowa” powoduje, że niejako rozumiałam jest postawę.

O wielu rzeczach mogłabym jeszcze tu napisać, ale „Złota dziewczynka z Jassów” jest taką powieścią, którą fantastycznie się odkrywa. Czytelnik dostaje świetnie napisaną książkę. Może się cieszyć i wzruszać (albo złościć) opisanymi wydarzeniami, ale też spostrzegawczością autora i detalami, które przemyca w fabule. Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o zakończeniu, bo jest w nim coś, co uwielbiam. Cała opisana (i rozwleczona w czasie) historia, wszyscy bohaterowie zostają fantastycznie połączeni. Nie ma tu miejsca na przypadek, ślepy los, albo inne czary-mary. Koło się zamyka.

1 Cãtãlin Mihuleac, „Złota dziewczynka z Jassów”, przeł. Kazimierz Jurczak, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2023, s. 197.

2 Tamże, s. 205.

3 Tamże, s. 188.

4 Tamże, s. 165.

[Egzemplarz recenzencki]

13 komentarzy:

  1. Takie powieści lubię.
    Suzy skradła moje serce- lubię takie pełnokrwiste bohaterki książek i osoby w życiu realnym. Są spójne i transparentne, nie ukrywają tego co myślą. Dla jednych będzie to zaleta, dla innych wada. Mnie się podoba.
    Opowiedziana historia - zainteresowała mnie. Zapisuję tytuł.
    Pozdrawiam serdecznie. Miłej Majówki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie odkryję, co skrywa w sobie ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, to coś dla mnie! Zwłaszcza, że Rumunia skradła mi kiedyś serducho. Świetna recenzja 👌👍

    OdpowiedzUsuń
  4. Sounds like an interesting and thought provoking story!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaintrygowała mnie Twoja recenzja. Przeczytam z ciekawością.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam o niej wcześniej, ale skorzystam z Twojej polecajki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Losy rodziny żydowskiej to bardzo dobry materiał na książkę, widzę że autor sprytnie wplata pewne wątki , czuję się mocno zachęcona aby przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba raczej nie dla mnie...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś ostanio sporo tytułów o tej tematyce, chwilowo nie czuję potrzebny poznać kolejnej, ale może kiedyś ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawie się zapowida niczym w stylu hollywoodzkim ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Brzmi interesująco, ale na razie nie planuję lektury tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapiszę sobie na później, na razie mam jeszcze kilka książek do przeczytania w kolejce :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger