"Kopnij w kalendarz" Monika Wawrzyńska

Czy pamiętacie Jagnę i Martę, które zostały przyjaciółkami przez swoich synów, którzy byli tak zafascynowani śmiercią, że wystraszyli dzieciaki w szkole? Wezwane na dywanik do dyrektorki mamy również znalazły wspólny język, co przerodziło się w weselono-pogrzebowy biznes. „W co proszę?” zapytają się nieznający komediowego cyklu Moniki Wawrzyńskiej czytelnicy. Już tłumaczę. Jagna prowadzi dom pogrzebowy, a Marta kwiaciarnię. Mają jeszcze jedną wspólniczkę Magdę, która zajmuje się cateringiem. Mam nadzieję, że już wszystko jasne, a jeżeli nie to odsyłam was do książki „Gwóźdź do trumny”, gdzie zostało to szczegółowo opisane. Ja dziś będę opowiadać o drugiej części tego cyklu, zatytułowanej „Kopij w kalendarz”. Jej bohaterami są wspomniana Marta i jej syn, Kocio.

Żeby nie było wątpliwości, podkreślę, że mamy do czynienia z komedia obyczajową. Musicie być gotowi na absurdalne sytuacje i dziwne dialogi. Monika Wawrzyńska konsekwentnie trzyma się konwencji tego typu powieści obdarzając postacie ciętym językiem, brawurą w działaniu, albo – wręcz przeciwnie – zagubieniem (czy też „zamroczeniem”). Można powiedzieć, że lekko traktuje problemy swoich bohaterów, a w tej części są to dość poważne sprawy, jednak tego wymaga komedia. Nie załamywania rąk, a zbijania trosk jak kręgli.

Ten dramatyzm służy powieści. Dzięki niemu autorka znacznie lepiej panuje nad fabułą niż w przypadku „Gwoździa do trumny”. Część pierwsza tego cyklu to zlepek miej lub bardziej głupkowatych epizodów. W „Kopnij w kalendarz” jest ich miej, za to takie „z grubej rury”. Czytelnika niewątpliwie to wciąga, a od autorki wymaga więcej pracy w rozwiązaniu kabały, w jaką wpakowała postacie z książki. Automatycznie staje się ona ciekawsza i lepiej dopracowana.

Czego Monice Wawrzyńskiej nie mogę wybaczyć to imiona bohaterek – Jagna, Marta i Magda. Z Jagną nie mam problemu, ale dwie pozostałe panie ciągle mi się myliły. Dla mojej głowy te imiona są niemal identyczne. W pierwszej części mogłam usprawiedliwiać to, ponieważ były to postacie drugoplanowe. Jednak w „Kopnij...” to Marta jest główną bohaterką. Ileż ja się musiałam skupiać, żeby mieć 100% pewności, iż to na pewno ta „baba od kwiaciarni”. Spociłam się, że hej.

Przyznam, że nie spodziewałam się, że kontynuacja przygód zakręconych przyjaciółek będzie lepsza od pierwszego tomu. Spodziewałam się leniwego kartkowania i serii gagów, a dostałam komedię z mocnymi zwrotami akcji. Monika Wawrzyńska ma pomysły, których nie powstydziliby się scenarzyści seriali o największej oglądalności. Lubię też, kiedy autor/ka wyraźnie rozwija się z kolejną książką i w tym przypadku to widzę. W „Kopnij w kalendarz” wszystko jest po prostu lepiej. Brawo.

[Egzemplarz recenzencki]

10 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze to coś dla mnie, ale muszę zacząć od pierwszej części, bo ona jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta, Magda- nie dziwię się że Ci się myliły imiona.
    Duży plus dla autorki, że się rozwinęła 🙂
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazwyczaj kontynuacje są mniej udane. A tu proszę... 🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie, że kontynuacja podnosi poziom.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie, że kontynuacja podnosi poziom.

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę poznać pierwszą część.

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę poznać pierwszą część.

    OdpowiedzUsuń
  9. Już sam tytuł mnie rozbawił. :) Chyba sobie poczytam, bo nawet imiona bohaterek mnie nie odstraszają, a nie znam autorki. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger