"Żywe trupy" George A. Romero, Daniel Kraus
Czy motyw zombie można uznać za klasykę powieści horror-postapo? To zdecydowanie pytanie retoryczne. Zombie mają rzesze fanów, to fakt. Za co kochamy tych rozpadających się brzydali? Ja powiedziałabym, że za popłoch jaki sieją. Fala zombie rozprzestrzenia się jak epidemia, a ich istnienie jest sprzeczne z logiką życia i śmierci. George A. Romero – reżyser, znany z takich filmów jak „Noc żywych trupów” czy „Świt żywych trupów” - zabrał się za pisanie książki, która o mały włos by się nie ukazała. Dokończył ją Daniel Kraus. Czy temu duetowi udało się stworzyć epicką opowieść o zombie?
Patrząc na kompozycję „Żywych trupów” nie mogłam odpędzić skojarzenia z „Bastionem” Stephena Kinga. Pierwsza część, która zajmuje dobre 2/3 powieści, to kadry z różnych ognisk epidemii. Najpierw zaglądamy do kostnicy i poznajemy tzw. „pacjenta zero”, potem obserwujemy inne, mrożące krew w żyłach starcia z zombie. Co istotne autorzy bardzo szczegółowo przedstawiają bohaterów. Oni nie są tylko tu i teraz. To ludzie z przeszłością i ta przeszłość zostaje nam opowiedziana, niezależnie jak bardzo ma on wpływ na fabułę. Cześć moich znajomych twierdzi, że „Bastionu” nie da się czytać, bo King najpierw serwuje portrety psychologiczne wszystkich bohaterów, z czym ja się nie zgadzam. Ale to dyskusja na inny czas. Teraz ważna jest dla nas kwestia, czy da się czytać „Żywe trupy”? Powiem tak, jest makabrycznie, a przy tym nieco poetycko i kwieciście. Pewne analogie były dla mnie dziwne, nienaturalne, za daleko idące. Jakby autorzy chcieli uzyskać efekt plastyczności na wszystkich płaszczyznach. Sceny są długie, bardzo rozbudowane i czasami chciałby się powiedzieć: „do brzegu autorze”, ale sam fakt „kręcenia się” zombie nadaje im mroczny, survivalovy klimat przez co akcja napędza się już praktycznie od pierwszych stron.
W toku fabuły Romero i Kraus splatają losy swoich bohaterów zapędzając ich do bezpiecznej (?) zagrody. W międzyczasie poruszają wiele kwestii społecznych. Nie chcę się rozwodzić na ich temat, bo w tej formule traktuję je raczej jako dodatek. Ale w tym miejscu chciałabym napisać za co ja lubię tego typu powieści. Po ich lekturze często zostaję z pytaniem, kto tak naprawdę był w tej historii potworem.
Motyw zombie może wydawać się już wyeksploatowany. Duet Romero/Kraus powiela wiele rozwiań, ale też znalazły się (chyba) nowe rozwiązania. Chyba bo 100% procent filmów i książek o zombie nie znam. Natomiast, pomimo obowiązkowej w tego typu książkach makabry, powieść wpisuje się w popkulturę. Potężna objętość nie czyni jej epicką, ale jest w niej wszystko to, co w książce o zombie powinno być.
[Egzemplarz recenzencki]
Coś dla mojego męża. Lubi podobne klimaty. :)
OdpowiedzUsuńNie jest to gatunek dla mnie.
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie,ale dla mojej drugiej połówki już tak Podrzucę mu Twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńRaczej nie przepadam za zombie. Są dla mnie zbyt makabryczne i obrzydliwe.
OdpowiedzUsuńGracias por la reseña. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie. Mam tę książkę od jakiegoś czasu na oku, ale ostatecznie sprawiłam sobie wpierw inne tytuły. Prędzej czy później przeczytam - kupię lub wypożyczę z biblioteki. :)
OdpowiedzUsuń