"Afryka to nie państwo" Dipo Faloyin

„Afryka zawsze była traktowana bardziej jako idea niż miejsce. Idea cierpienia i walki. Idea przemocy. Idea przeklętego przywództwa.”1 Dziennikarz Dipo Faloyin chce rozprawić się z tymi ideami. Zawalczyć o inne, bliższe prawdy postrzeganie czarnego kontynentu. Napisał reportaż pt. „Afryka to nie państwo”, w którym pokazuje, że Afryka to nie tylko biedne dzieci i safari, że tam również zawitała cywilizacja. I owszem państwa Afrykańskie zmagają się z konfliktami, autorytaryzmami, biedą, ale jest to pokłosie dziwnych okoliczności, w jakich te państwa powstały.

Już na początku książki Faloyin typuje winnych takiego stanu rzeczy. „Wewnętrzna struktura nowoczesnej Afryki została zbudowana raczej na zachłanności niż na poczuciu rzeczywistości.”2 Każdy z nas słyszał o kolonializmie, a „tajemnicą poliszynela” nie jest, iż afrykańskie państwa to sztuczne twory, które powstały niemal przy użyciu linijki. Faloyin bez skrępowania wypomina państwom rozwiniętym te wszystkie wstydliwe kwestie. „Uwaga: jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował wymyślić cały kraj z obawy, że najlepsza ziemia niebawem trafi w cudze ręce, możesz odkryć, że łatwo jest przeoczyć pewne detale, które na pierwszy rzut oka wydają się nieistotne (…)”3 I on pokazuje, ile rzeczy przeoczono projektując afrykańskie państwa. Przytacza konkretne przypadki, gdzie te „przeoczenia” stały się zarzewiem do konfliktów i nadużyć, albo pretekstem dla ruchów narodowowyzwoleńczych i wyłaniania się bohaterów-dyktatorów. Mówi o państwach pozostawionych samym sobie, które muszą uprzątnąć wielki bajzel, jaki zrobili nieproszeni goście.

Ktoś powie, że przecież Afryce się pomaga, że płynie do niej szeroka pomoc organizacji charytatywnych. Faloyin mówi o skomplikowanej równowadze „(…) pomiędzy robieniem czegoś, a czynieniem większej szkody niż korzyści.”4 Porusza kwestie nieefektywności tej pomocy, złej dystrybucji. Przytacza historie, jak prowadziła ona wręcz do pogłębienia problemu. Wręcz naigrywa się z mitu „białego zbawcy”, mówiąc jak bardzo Afrykańczycy go nie potrzebują. W tej części wypływają też kwestie wizerunkowe, które chyba są istotą tej książki. Bo autor zawraca uwagę, że wszelkie akcje charytatywne utrwalają obraz biednej, niezaradnej Afryki, a ona walczy z tym stereotypem.

„Brak zróżnicowanego obrazu kontynentu na całym świecie nie jest winą Afrykanów, lecz bariery, która stara się nie przepuszczać ich światła: filtrów operujących tymi samymi przestarzałymi historiami w popkulturze i kampaniach charytatywnych o Afryce, która nigdy się nie rozwija.”5 I nie zaprzeczę, że fragment o popkulturze był dla mnie najciekawszy i chyba najbardziej otworzył oczy na problem. Bo faktycznie mało jest obrazów o rozwijającej się Afryce. Zazwyczaj jest ona tłem dla romantycznych historii, albo brutalnych dramatów. Autor książki w zabawnym stylu wytyka tendencyjność tych produkcji podkreślając, że obrazy bogatej Afryki – jak ta w „Czarnej Panterze” czy komedii „Książę w Nowym Jorku – to wyjątki. Natomiast zastanawiam się, czy Faloyin nie przecenia znaczenia tych filmów. Czy przeciętny widz, nie skupia się na ich (wybornych) walorach rozrywkowych nie drążąc całej warstwy ideologicznej, którą skrywa ich tło? Pewnie tak. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że interpretacja autora „Afryka to nie państwo” jest ciekawa i niewątpliwie słuszna.

Zbliżając się do końca książki widzimy do jakich wniosków zmierza Faloyin. Ostatnie rozdział to przykłady na to, jak Afrykanie wzięli się za naprawę swoich państw. Historie grup, ruchów, które postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i jawnie sprzeciwić się autokratyzmom i różnym przejawom łamania praw człowieka. Sami, bez pomocy „białego zbawcy”. Sposób w jaki ten reportaż został skonstruowany daje wrażenie, że to „cywilizowane” państwa „nabroiły” na afrykańskim kontynencie. Podzieliły go i rozkradły, zniszczyły jego potencjał i zostawiły ludy Afryki w cały tym syfie. Ale Afrykańczycy nie są niezaradni, jak pokazuje ich popkultura. Mają chęci i potrafią zawalczyć o sprawiedliwość, naprawę złą, które zostało wyrządzone. Że nie chcą dalej być postrzegani jako „trzeci świat”.

„Afryka to nie państwo” to odważny reportaż z jasnym celem. Jego autor nie przeczy, że na kontynencie afrykańskim działo się (dzieje się?) źle, ale jasno wskazuje winowajców. Prowokacja, „odwracanie kota ogonem”, czy chęć pokazania prawdy? Jestem ciekawa do jakich wniosków dojdą czytelnicy.

1 Dipo Faloyin, „Afryka to nie państwo”, tłum. Wojciech Charchalis, wyd. Literackie, 2024,s. 351.

2 Tamże, s. 59.

3 Tamże, s. 56

4 Tamże, s. 102.

5 Tamże, s. 350.

5 komentarzy:

  1. Przyznaję, że myślałam nad lekturą tej pozycji.... może

    OdpowiedzUsuń
  2. A África precisou de impulsos supracivilizados para avançar para a sua autonomia.
    Muitos países estão ainda numa fase embrionária de desenvolvimento, em contraste com os seus recursos económicos.
    Saber encontrar equilíbrios, sobre não ser fácil, parece-me uma boa solução.
    Abraço de amizade.
    Juvenal Nunes

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat bardzo interesujący. Żałuję, że w naszych wiadomościach nie mówią więcej na temat Afryki.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo zaciekawiła mnie ta książka, nie słyszałam o niej wcześniej

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger