"Pozwól mi wejść" John Ajvide Lindqvist

Chciałabym wam dziś opowiedzieć o książce pt. „Pozwól mi wejść” Johna Ajvide Lindqvista. Z czym kojarzy się wam ten tytuł? Istnieje przekonanie, że aby pewne istoty mogły wejść do naszych domów, musimy je najpierw zaprosić. Tak jest w przypadku Eli, jednej z postaci z tej powieści. Chociaż właściwie powinnam zacząć od Oskara. Eli i Oskar to rówieśnicy, a także mieszkają na tym samym osiedlu, ale nie chodzą razem do szkoły. Poznają się na placu zabaw, kiedy po zmroku dziewczynka wychodzi z domu. On dziwny, ona dziwna. Łączy ich jakaś szczególna fascynacja, a nawet troska. Kiedy w okolicy dochodzi do kolejnych trudnych do wyjaśnienia i wyjątkowo makabrycznych zdarzeń, Oskar coraz baczniej przygląda się koleżance i jej ojcu. Czy mogą mieć z nimi coś wspólnego? Czy strach zacieśni, czy poluźni wieź, którą zbudowali?

Lindqvist oddał w ręce czytelników bardzo osobliwy horror. W przednim akapicie podjęłam próbę opisania fabuły ale jest ona bardzo powierzchowna. Autor wychodzi od maltretowanego w szkole chłopca, którego oprawcy dość mocno przesuwają granicę bezpieczeństwa. Chłopiec ten poznaje dziwną dziewczynkę. Eli staje się jego ostoją, przyjaciółką, ale tez fascynuje go jako dziewczyna. Taki wiek. Do tego Oskar interesuje się morderstwami – można powiedzieć, że to jak traktują go koledzy wywołuje w nim krwawe instynkty, które znajdują ujście w zbieraniu wycinków z gazet i snuciu scenariuszy zemsty – a w Blackbergu i okolicach dochodzi do kilku niewyjaśnionych morderstw. Niewątpliwie w tej sztokholmskiej dzielnicy zadomowiło się coś, co jest wyjątkowo żądne krwi.

Jak już wspominałam, „Pozwól mi wejść” to horror, ale wyjątkowo smuty horror. Mamy tu zjawiska nadprzyrodzone, ale Lindqvist nie idzie w efekciarstwo. Jego styl ma pewną surowość i oszczędność. Wyjątkowo dobrze widoczne są w dialogach – bardzo szybkich i konkretnych. Tu się nikt się nie tłumaczy ze swoich czynów. Mamy tu ludzi pogrążonych w swoim życiu i swoich problemach. Jasne, że się boją, bo ktoś/coś morduje za rogiem, ale – jak to się mówi – życie toczy się dalej. Morderca z pierwszych stron gazet nie zrobi za nich zakupów, ani nie zdyscyplinuje niepokornego nastolatka. Ta szarość niczym z PRL-owskiego blokowiska potęguje samotność bohaterów. Beznadzieję, poczucie, że i tak nie zostaną zrozumiani. W tym wszystkim więź jaką nawiązują Eli i Oskar jest niczym światełko. Ich połączyła inność. Czy to trwałe spoiwo?

Właściwie Lindqvist serwuje nam tu całą gamę szarości. W tej książce nie ma bohaterów do lubienia i do nielubienia. Weźmy chociażby Oskara. Jest ofiarą, więc powinniśmy mu kibicować, jednak w zależności od sceny – a czasami w ramach jednej sceny – chcemy dać mu siłę do postawienia się okrutnym kolegom, aby za chwilę wydał nam się obrzydliwy. I ta sinusoida sprawia, że w „Pozwól mi wejść” uwydatniają się pewne elementy psychologiczne. Zastawiamy się, jak wpłyną na bohaterów niecodzienne zdarzenia. Zmienią się, dorosną, a może będą dalej kroczyć obraną już drogą i pozostaną im jedynie sny o innym życiu? Bo w tej surowości Lindqvista próżno szukać efektownych przemian. Są natomiast wielkie postanowienia. Tylko ile procent takiego postanowienia uda się zrealizować?

Jestem oczarowana klimatem tej książki. Tym jak ona skromnie nadaje tempa i wciąga nas na sztokholmskie przedmieścia. Miejsce, gdzie ludzie są tak ukorzenieni, że nawet demon nie jest w stanie wzburzyć ich życiem. No może trochę przesadziłam z tą obojętnością. Mieszkańcy Blackbergu boją się, ale ten strach ich nie paraliżuje. To nie jest lokalna apokalipsa, a okoliczności, z którymi trzeba się uporać – a najlepiej jakby służby się tym zajęły. Wracając do wrażeń, jakie towarzyszyły mi podczas czytania. Autor porusza i obrzydza. Nie boi się wprowadzić bohaterów bardzo pogubionych, którzy nie potrafią walczyć z tym co ich trawi. Wyciąga zboczenia, używki, przemoc, brud i wplata je w szarość życia.

[Egzemplarz recenzencki]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Asia Czytasia , Blogger