"Mopsik, który chciał zostać dinozaurem" Bella Swift

„Mopsik, który chciał zostać dinozaurem” to kolejna książka z wakacjami w tle. Rodzina Chloe wyjeżdża na kemping. Oczywiście zabierają ze sobą pieska o imieniu Peggy. Ich celem jest Wybrzeże Jurajskie. Nazwa zobowiązuje. Czy znajdą tu jakieś skamieniałości? Mała Peggy obiera sobie cel, aby odszukać dinozaura dla swojej pani? Tylko czy wielki jaszczur nie zje mopsa? Pełna obaw Peggy rusza nieśmiało ku przygodzie.

Ta powieść dla dzieci miała wszelkie przesłanki, aby spodobać się moim pociechom. Za sprawą Kapitana Mopsa i Mopsorżka oszalały na punkcie psich bohaterów. No i jeszcze te dinozaury. Jednak coś „nie zagrało” i mam pewne przypuszczenia, co to mogło być.

Jakiś czas temu na profilu wydawnictwa Pomelody na Instagramie przeczytałam wpis o tym, że muzyka dla dzieci powinna mieć uporządkowaną i przewidywalną strukturę. I chyba to samo tyczy się literatury. W „Mopsiku...” tej struktury zabrakło. Z jednej strony mamy motyw przewodni, czyli kemping i szukanie dinozaurów i ich śladów. Ale Bella Swift wprowadza w tę opowieść wiele dodatków, jak elementy survivalu, letnie aktywności albo odwiedziny u babci w domu seniora. Całość buduje na małych epizodach kręcących się wokół szukania dinozaura np. kiedy mops Peggy przynosi swojej pani zabawkę, bo myśli, że to skamielina. Czytelnik nie do końca wyczuwa, do czego ta historia zmierza, bo jej konstrukcja powoduje, iż można ją bez końca nadpisywać. Oczywiście autorka tego nie robi i nawet udaje jej się jakość to wszystko podsumować, jednak nie jest to klasyczna prostoliniowa powieść dla dzieci, w której trzeba rozwiązać jakiś problem. Tu struktura jest zdecydowanie luźniejsza.

Natomiast nie mogę zaprzeczyć, że fabuła jest sympatyczna. Obserwujemy rodzinę, która cieszy się wspólnie spędzanym czasem, a także wielką przyjaźń i niezwykłe porozumienie pomiędzy dziewczynką i jej psem. Idea kempingu jest przedstawiona, jako super pomysł na wakacyjny wyjazd. Belli Swift udało się pokazać, że wakacje bez tabletów i parków rozrywki też mogą być fajne. Dlatego, pomimo iż konstrukcja książki nie do końca pozwoliła moim dzieciom się nią cieszyć, widzę w niej wiele dobrych wartości, które zasługują na promowanie wśród młodych (i starszych też).

Cieszę się, że daliśmy tej powieści szansę. Może i nas nie porwała, ale na pewno pozostawiła ślad. Ślad radośnie spędzonych rodzinnych wakacji. Takich wspomnień dla swoich dzieci pragnę i mam nadzieję, że udaje mi się je tworzyć.

[Egzemplarz recenzencki]

4 komentarze:

  1. Fajnie, że książka promuje dobre wartości. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna jest wartościowa książeczka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo wartosciowy wpis, świetnie oddaje to, co często trudno uchwycić w recenzjach książek dla dzieci: że historia może być sympatyczna, pełna dobrych intencji i wartości, a mimo to niekoniecznie trafić w rytm małego czytelnika :) U nas jest pdoobnie niektóre książki wydaje się fajne, ciekawe postaci, piękne grafiki i kolory jednak sama historia jest mdła, nieciekawa i rozmyta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ważne, że w efekcie nie był to zmarnowany czas z książką.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Asia Czytasia , Blogger