Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo Zwierciadło. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo Zwierciadło. Pokaż wszystkie posty
"Uroczysko" Anna Olszewska

"Uroczysko" Anna Olszewska

Pięknie ubrani goście zajmują miejsca w fotelach. Kurtyna się podnosi, muzyka rozbrzmiewa, tylko tancerki bark. Wspaniale zapowiadająca się młoda baletnica Nadia Volkov nie wychodzi na scenę. Matka zgłasza zagniecie, a w toku śledztwa prowadzące je stwierdzają ,że kobieta wiele ukrywa. Sprawę prowadzi – znana z poprzednich tomów „Zbrodnie czorsztyńskich” - Anna Zdrojewska. Nie zabraknie też Igora Schutta. Zaczął parać się dziennikarstwem. Miał napisać między innymi recenzję przedstawienia. Artykuł nagle zmienił swój charakter.

„Uroczysko” jest trzecim tomem cyklu „Zbrodnie Czorsztyńskie”. Czytało mnie się go lepiej niż poprzednika. Przede wszystkim zahipnotyzował mnie świat baletu i jego toksyczność, jak przedstawia go Anna Olszewska. „Balet był zarówno sztuką, jak i cierpieniem...”1 Ma na myśli i godziny ćwiczeń okupionych bólem i kontuzjami, ale też niezdrową rywalizację podsycaną wielkimi ambicjami, niekoniecznie własnymi tancerzy. Widz widzi tylko to co piękne. Dopracowane w każdym calu przedstawienie. Charakter i temat książki wymusza wejście za kulisy, a tam...

Opisana sprawa jest wyzwaniem dla śledczych, a Olszewska rozwiązuje ją niejako trójtorowo. Po pierwsze oficjalna sprawa prowadzona przez Zdrojewską. Po drugie nieoficjalne dochodzenie Schutta, w którym pojawia się m.in. wystawa prac Edgara Degasa i jego baletnica, jak i kolejna ofiara. Nie działają w duecie, ale czytelnik śledzi ich poczynania i z jego punktu widzenia fajnie się zazębiają. Wisienką na torcie są retrospekcje z lat 20-tych. Co prawda tamte wydarzenia pośrednio wpłynęły na obecne, ale są poszyte fascynacją i szaleństwem, co znowu jest niezwykle intrygujące dla czytelnika.

W trakcie pisania tej recenzji stwierdzam, że Olszewska „kupiła” mnie światkiem sztuki. W „Uroczysku” jest balet, jest Degas, gdzieś nawet chleje Witkacy. To wszystko tafia do już rozbudowanego świata. Pełnego charakterystycznych postaci i ich wątków. Nie wszystkie były potrzebne – szczególne, że autorka zapowiedziała zakończenie tego cyklu – jednak sprawa kryminalna wyszła jej bardzo zgrabnie. Mogę spokojnie napisać, że „Uroczysko” to dobry kryminał.

1 Anna Olszewska, „Uroczysko”, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2025, s. 123.

[Egzemplarz recenzencki]

"Północne siostry" Magda Knedler

"Północne siostry" Magda Knedler

Alina, hrabina von Goltz, wyjeżdża z mężem na wyspę Rügen. Zaczynają krążyć plotki, że jest w ciąży. Czy to znaczy, że między małżonkami się ułożyło? Trudno w to uwierzyć znając sadystyczny charakter hrabiego. Natomiast Prakseda jest szczęśliwa u boku swojego męża. W tych dziwnych czasach aranżowanych małżeństw udało jej się trafić na bratnia duszę. Człowieka, który podziwia jej intelekt i ambicje. Jednak w tej sielance Prakseda cały czas martwi się o siostrę. Jest jeszcze Frida, służąca. Teoretycznie najmniej znacząca z trójki bohaterek, jednak posiada dość mocną „kartę przetargową”. Te trzy kobiety połączy tajemnica na temat tego, co się wydarzyło na północy. Czy okażą się lojalne? Każda z nich próbuje rozegrać swoje życie w jak najbardziej korzystny sposób. Każda z nich próbuje przetrwać w kierowanym przez mężczyzn świecie. Czy niemal siostrzana więź je wzmocni?

Początkowo drugi tom cyklu „Ścieżki nadziei” o tytule „Północne siostry” wydaje się przewidywalną książką. Jednak Magda Knedler potrafi namącić. Wie jak uatrakcyjnić tą historię wprowadzając chociażby nową, niepokojącą perspektywę w postaci Alberta, który niby wiele nie wie, ale coś tam wie, a to co wie jest pożywką dla niebezpiecznej obsesji. Nie boi się zwrotów akcji. Nie zliczę ileż to razy zmieniała się sytuacja Anieli. Jak desperacko bohaterka ta łapała się możliwości, żeby się nie skompromitować, żeby utrzymać swój status towarzyski i majątkowy, a wreszcie żeby posmakować miłości. A jej decyzje sprawiają, że i nasze odczucia względem niej ewoluują. Balansują między współczuciem, niechęcią, ale też podziwem dla jej siły.

Bo to Aniela jest gwarantką emocji. Przy okazji pierwszego tomu wspominałam, że wątek Praksedy szybko robi się stabilny i Knedler decyduje się tę sielankę utrzymać. Prakseda imponuje inteligencją, spostrzeżeniami, ale brakuje jej buntowniczego ducha, albo brakuje okoliczności, żeby go pokazała Natomiast Aniela go ma. Co prawda jej bunt ma egoistyczne pobudki. Ona nie chce – jak jej siostra – działać dla dobra mas. Do niej dotarło, iż jej wychowanie ma się nijak do prawdziwego świata. Będąc ułożoną panienką nie zaznała niczego dobrego. Teraz chce wykorzystać swój status – i pewną swobodę, jaką on daje – aby w końcu żyć.

Magda Knedler poprowadziła tę historię w nieoczywisty sposób, za co ode mnie dostaje wielkiego plusa. Drugi plus bo ja po prostu lubię powieści o silnych kobietach. Jasno wytykających paradoksy. I to robią bohaterki „Północnych sióstr”. Jeszcze nie emancypantki. A nawet niechcące być nimi. Te postacie po prostu chcą sprawiedliwości. Uznania swojego człowieczeństwa.

[Egzemplarz recenzencki]

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

"Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku" Natasza Socha

Poranki to czas rytuałów. Każdy z domowników krząta się w swoim tempie, aby przygotować się na to, co czeka go danego dnia. W tytule książki Nataszy Sochy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” kubek z czarnym naparem staje się symbolem normalności. Normalności zburzonej przez chorobę. Mąż Małgorzaty staje się innym człowiekiem po przejściu udaru. Do tej pory to on oferował żonie pomocną dłoń, a teraz przerasta go zjedzenie talerza zupy. Żona Adama choruje na raka. Codziennie zmaga się z bólem i ociera o rezygnację z życia. Każdego dnia ma coraz mniej sił. Małgorzata i Adam stają przed trudną decyzją. Nie są w stanie zapewnić bliskim odpowiedniej opieki. Decydują się na oddać ich do ośrodka opiekuńczego. Tam właśnie się poznają. Podobne doświadczenia, wyzwania, emocja sprawiają, że stają się sobie bliscy, że stają się dla siebie wsparciem.

Jak widzicie jest t powieść o chorobie, ale z akcentem na tę drugą osobę. Na tę która towarzyszy, bierze odpowiedzialność za chorego. To jest opowieść o cierpieniu, ale nie fizycznym, a emocjonalnym, o decyzjach niemożliwych do podjęcia, o pustym domu, o bezsilności i złości. Historia o miłości i oddaniu, bo przecież oboje bohaterowie bardzo kochają swoich partnerów i ta miłość sprawia, że jest im szczególnie ciężko. To historia o wspomnieniach i zniszczonych marzeniach.

A jak napisała Natasza Socha tę powieść? Generalnie jest to taka książka, którą pomimo ciężkiego tematu czyta się całkiem dobrze. Autorka przedstawia historie Małgorzaty i Adama w krótkich rozdziałach, które się przeplatają. Trochę się zdziwiłam, że chciało jej się wymyślać dla nich tytuły, ale są one trafne i niejako podsumowują treść danego fragmentu. „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” niewątpliwie ocieka emocjami. To właśnie o nich chce opowiedzieć pisarka. O dylematach i uczuciach partnera, opiekuna osoby ciężko chorej. Nie jest to książka wolna od banału, czy też (nieco patetycznych) mądrości. Zastanówmy się czy to źle. Dla mnie – osoby, która nigdy nie była w takiej sytuacji – brzmiało to trochę sztucznie. Aczkolwiek chciałabym usłyszeć opinię tych, którzy doświadczyli podobnych problemów. Czy Natasza Socha trafnie uchwyciła ich odczucia? Czy ubrała je w odpowiednie słowa? Czy „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku” może być czymś w rodzaju katharsis?

Przyszedł czas podsumowania mojej opinii o „Obiecaj, że będziesz pić kawę o poranku”, a ja czuję, że nie mam nić więcej do dodania. Pozostaje mi tylko zaprosić was do poznania historii tych dwojga ludzi, którzy znaleźli się w najgorszym momencie życia. Zmierzyć się z ich bezsilnością. Spróbować zrozumieć i otoczyć empatią.

[Egzemplarz recenzencki]

"Chaos" Katarzyna Wolwowicz

"Chaos" Katarzyna Wolwowicz

Katarzyna Wolwowicz wprowadza chaos w życie Olgi i Kornela, bohaterów cyklu kryminalnego z Olgą Balicką. We własnym domu znajdują zwłoki swojego przyjaciela. Brak śladów włamania, brak śladów walki. Do tego pewne dowody świadczą przeciwko Kornelowi. Równolegle poznajemy historię Judyty, która również jest burzliwa. Uwikłana w przemocowy związek kobieta, próbuje sprostać wymaganiom małżonka. Czy to w ogóle jest możliwe? Judyta jest pełna nadziei, a przy tym ciągle w gotowości na kolejne ataki ze strony męża. Czy tym bohaterom uda się wydostać z koszmaru w jakim żyją? Przekonacie się czytając 8 tom cyklu z Olgą Balicką pt. „Chaos”.

Mam mieszane uczucia co do tej powieści. Z jednej strony to zgrabnie wymyślony i napisany kryminał. Bohaterowie w „czarnej d....”, mnóstwo tajemnic, prywatne rozgrywki. Zastanawiamy się, czy komukolwiek można zaufać, bo kolejne postaci mają powody by kłamać. Do tego autorka zręcznie wprowadza mylne tropy i zwroty akcji, aby zaskakiwać czytelnika. Generalnie „Chaos” ma wiele cech dobrej powieści kryminalnej. W takim razie w czym problem?

Jak już wspominałam jest to 8 tom cyklu. Cyklu, który – jak mniema – nie był od razu zaplanowany na konkretną ilość tomów, bo wygląda to jakby kolejne były nadpisywane. Trochę jak kolejne odcinki serialu, który zdobył popularność. Serial taki oglądamy z przyjemnością, ale pod nosem śmiejemy się, czego ci scenarzyści nie wymyślą. I właściwie też się zastanawiałam, czego to jeszcze Katarzyna Wolwowicz nie wymyśli. Z kolejnymi częściami coraz bardziej przenosiła ciężar akcji na życie prywatne bohaterów rzucając im pod nogi przysłowiowe kłody. Co kolejna to bardziej efektowna. W powieściach kryminalnych bardzo trudno ocenić realizm, bo jednak czytamy o niecodziennych, patologicznych stacjach. Ale obarczanie kolejną tragedią tej samej grupy ludzi zawsze sprawia nienaturalne wrażenie. Wzmaga je jeszcze język. Te wszystkie domysły, dramaty rozgrywające się w głowach bohaterów, ich (nad)interpretacje wydarzeń, to wszystko trąci telenowelą.

Jest nieźle, ale ja będę czepialska. „Chaos” czytało mi się dobrze. Autorka miała dobry pomysł na fabułę, jednak chyba lepiej sprawdziłby się- nieco zmodyfikowany - w niezależnej książce. U tych bohaterów już zbyt dużo się wydarzyło. A może ja mam prostu przesyt tego cyklu?

[Egzemplarz recenzencki]

"Śladami twojej krwi" Katarzyna Wolwowicz

"Śladami twojej krwi" Katarzyna Wolwowicz

Jak dobrze znasz swoją drugą połówkę? Rupert Ogrodnik uważał, że jego druga żona Kalina, to bratnia dusza. Do czasu aż obudził się w szpitalu i usłyszał, że został napadnięty w domu, a jego żona została zamordowana. Do tego w toku śledztwa w tej sprawie wychodzi na jaw, że Kalina nie była osobą za jaką się podawał. Sytuacji Ruperta nie poprawia fakt, że w wyniku urazów jakich doznał, cierpi na amnezję. Dlaczego ktoś miał powód, aby zamordować tak empatyczną i ciepłą kobietę jaką – jak uważał jej mąż – była Kalina. Dlaczego Rupert odcina się od wydarzeń tamtego wieczora? Czy jego małżeństwo było tak idealne, jak sam to przedstawia?

Powieść „Śladami twojej krwi” Katarzyna Wolwowicz stylizuje na thriller psychologiczny. Jej centrum jest Rupert, dwukrotnie owdowiały mężczyzna. Wygląda na to, że bardzo przeżył śmierć swojej drugiej żony, a także przeżył szok dowiadując się, że go okłamała. Nie może pogodzić się ze stratą, a także z kłamstwem w jakim żył. Zaczyna prowadzić coś na kształt prywatnego śledztwa, aby poznać jej przeszłość i znaleźć mordercę. 

Żałoba i dociekania Ruperta przerywane są fragmentami na temat Kaliny. Zaglądamy za drzwi patologicznego domu w jakim się wychowała, a także obserwujemy, jak próbuje poradzić sobie po wyrwaniu się z tego miejsca. W tym miejscu można postawić pytanie, czy traumatyczne dzieciństwo wzmacnia czy niszczy? Jest ono o tyle ważne, że Wolwowicz stawia na kontrasty, zestawia biedny i bogaty dom. Przeciwwagą dla Kaliny, która musiała o wszystko walczyć, jest Roksana, dorosła już córka Ruperta. Wychowała się ona w dobrobycie. Która z tych kobiet wyrosła na lepszego człowieka? Która jest/była bardziej szczęśliwa?

Cały czas zastanawiam się, czy perspektywa Ruperta jest najlepsza do opowiedzenia tej historii. Wolwowicz chce stworzyć skomplikowaną postać, która pragnąc miłości sama siebie oszukuje. Pokusiła się nawet o mała analizę psychologiczną jego osobowości i przyczyn takiego postrzegania kobiet, jednak nie wydaje mi się ona szczególnie głęboka i nie czyni wdowca – w moich oczach – ciekawą postacią.

Zerknijmy na inne wątki: Kaliny, Roksany, śledztwa w sprawie morderstwa i Marka (przyjaciela Ruperta). Każdy z nich to jakaś część tej historii, jednak Wolwowicz bardzo szybko je wyczerpuje. Może się wydawać, że to w porządku, skoro odegrały już swoją rolę, jednak miałam wrażenie, że są porzucane przez autorkę. Śledztwo było, policjanci osaczali wdowca i nagle przestali. Roksana przyjechała, namąciła i pojechała, podobnie Marek. Miałam poczucie, jakby autorka nagle porzucała te wątki, bo już nie były jej potrzebne.

„Śladami twoje krwi” to nie jest zła powieść, ale nie wyróżnia się szczególnie na tle innych książek tego typu, a także wśród powieści Katarzyny Wolwowicz. Przede wszystkim nie udał jej się wykreować napięcia, jakie dla mnie jest obowiązkowe w podobnych powieściach. Z ciekawością odkrywałam sekrety Kaliny, ale już warstwa psychologiczna, analiza bohaterów wdała mi się powierzchowna. Trochę jak przy wyeksploatowanych wątkach, pisarka chyba uznała, że to wystarczy, jednak ja odczuwam niedosyt.

[Egzemplarz recenzencki]

"Piekło" Katarzyna Wolwowicz

"Piekło" Katarzyna Wolwowicz

Siódmy tom cyklu z komisarz Olgą Balicką pt. „Piekło” zaskoczył mnie. Myślałam, że punktem wyjścia dla fabuły będą wydarzenia kończące poprzednią część czyli „Części zamienne”. Jednak Katarzyna Wolwowicz sprawnie rozwiązała problemy głównej bohaterki i szybko zagoniła ją do pracy. Natomiast luźno nawiązuje do problemów pani komisarz, bo sprawa, którą przyjdzie jej prowadzić na stronach „Piekła” dotyczy dzieci. Chora dziewczynka, która najprawdopodobniej została otruta, cierpiący na raka chłopiec, epidemia grypy jelitowej a także zamordowany – najprawdopodobniej przez mafię – dziennikarz: w tej sprawie niewiele do siebie pasuje, ale jeleniogórscy śledczy dołożą wszelkich starań, aby ułożyć te puzzle.

„Piekło” to taki kryminał, którego akcja długo się zawiązuje. Wynika to z tego, że autorka rzuca kilka wątków, które z czasem zaczynają się zazębiać. Na początku czytelnik musi się z nimi zapoznać, a potem może – wraz z bohaterami książki – zacząć je badać. Jest to całkiem wdzięczna i angażująca konstrukcja fabuły. Do tego Wolwowicz – podobnie jak w poprzednich częściach – pozwala czytelnikom uczestniczyć w zebraniach grupy śledczej, dzięki czemu ten ma wgląd w pracę wszystkich policjantów i może wysłuchać ich pomysłów i wniosków.

Niektóre momenty tej powieści są wyjątkowo poruszające. Autorka zastanawia się, ile rodzic jest w stanie zrobić, aby pomóc swojemu dziecku. Czy są jakiekolwiek granice? Czy można usprawiedliwić zachowanie zdesperowanego opiekuna? A także czy warto? Czy warto zaprzedać duszę? Można powiedzieć, że sprawa, jaka jest prowadzona w tej powieści obnaża ludzką obojętność i chciwość. Bezwzględni ludzie, którzy bez wahania wykorzystają najmniejszy słaby punkt, a także kompletnie nie przejmują się (globalnymi) skutkami swoich działań. Spryt czy bezmyślność? Takie pytanie chodzi mi po głowie.

Już kolejny raz przekonuję się, że Katarzyna Wolwowicz pisze zgrabne kryminały. W siódmym tomie cyklu z Olgą Balicką przedstawia nam – nie przesadzę, jak napiszę – spektakularną sprawę. Taka niepozorna Jelenia Góra, a takie machloje tam się odbywają. Oczywiście piszę to z przymrużeniem oka. Natomiast już bez żartowania mogę dodać, że „Piekło” to powieść, która bardzo fajnie się rozpędza. Poszczególne wątki zostały dobrze przemyślane, aby „zajść” rozwiązanie sprawy z kilku stron. Mnie się to bardzo podoba.

[Egzemplarz recenzencki]

"Noworoczne panny" Magda Knedler

"Noworoczne panny" Magda Knedler

Aniela i Prakseda to siostry, przyrodnie siostry. I to przyrodnie robi wielką różnicę. Pierwsza z nich to córka hrabianki, druga malarki. Anieli wmówiono, że jest doskonała. Praksedzie, że jest nikim. Jednak obie znajdują się w trudnej sytuacji, kiedy umiera ich ojciec. Zostawia córki pod opieką ciotki, dla której są balastem i z długami. Sytuacja robi się ciekawa, kiedy odzywa się matka Praksedy, znana i poważana breslawska malarka. Chce ściągnąć córkę do siebie. Jej posłaniec, hrabia Goltz jest oczarowany dziewczyną, jednak bez wzajemności. Dlatego kieruje uwagę ku jej pięknej i utytułowanej siostrze. W efekcie do Prus wyruszą obie panienki i ich opiekunka. Czy czeka tam na nie nowe, lepsze życie?

„Większość młodych panien to ofiary swoich rodziców, którzy wychowują je w ślepym posłuszeństwie i niewiedzy, a potem ze swojej klatki przekazują w klatkę męża.”1 W powieści „Noworoczne panny” – otwierającej cykl pt. „Ścieżki nadziei” - Magda Knedler porusza właśnie temat klatek w jakich żyły kobiety jeszcze w XIX wieku, ba akcja powieści ma miejsce po wojnach napoleońskich. Autorka zwraca uwagę na ograniczenia jakim podlegają młode dziewczyny (ale też biedni i niepełnosprawni), głównie te związane z dostępem do edukacji. Wiedzy, która według niektórych może być niebezpieczna, bo miesza w głowach, zachęca do niezależności, do buntu.

W „Noworocznych pannach” mamy bardzo ciekawe bohaterki. Siostry, ale różne jak ogień i woda. I te różnice wspaniale podkreślają paradoksy ówczesnego wychowania i obyczajów. Prakseda została stworzona jako bohaterka do lubienia. Ambitna, inteligentna, a przy tym przez wiele lat otaczana pogardą z racji swojego pochodzenia (a dokładnie pochodzenia swojej matki). Kiedy trafia do Wrocławia w końcu zostaje otoczona miłością i zrozumieniem. Trafia na postępowe towarzystwo, które ją docenia i zachęca do działania, a to nie jest łatwe, bo przed kobietą jest wiele ograniczeń. Prakseda to inspirująca postać, ale jej wątek szybko staje się z stabilny, przez co to Aniela – chociaż nieco z tyłu jeżeli chodzi o tzw. plan – wydaje nam się ciekawsza, nieprzewidywalna.

Aniela została wychowana w arystokratycznym duchu, w przekonaniu, że urodzenie sprawia, iż jest kimś lepszym, dlatego ludzi otacza pogardą, a czytelnicy nie darzą jej sympatią. Jednak mnie jawi się ona jako ofiara wychowania. „Aniela naprawdę chciała błyszczeć. Chciała być kimś, chciała, by się z nią liczono.”2 Ona desperacko zabiega o uznanie, ale panience, którą uczono dostosowywać się do otoczenia, pod żadnym pozorem nie okazywać charakteru trudno to osiągnąć. W chwili śmierci ojca Aniela straciła wszystko, a teraz walczy, aby być taką, jaką się od niej oczekuje. I w tej walce jest przeraźliwie samotna.

Magda Knedler oddała w nasze ręce świetnie napisaną, wciągającą powieść. Muszę przyznać, że nie mogłam się od niej oderwać. Z zaciekawieniem obserwowałam rozwój postaci, a w szczególności to, jak realizują swoje plany. Bardzo dobrą decyzją było zestawienie tak różnych bohaterek. Dzięki temu Knedler pokazała odmienny sposób myślenia, a także możliwości i ograniczenia, z jakimi mierzyły się ambitne kobiety tamtych czasów. Bo czy kobiecie przystoi mieć ambicje?

1 Magda Knedler, „Noworoczne panny” wyd. Zwierciadło, Warszawa 2025, s. 264.

2 Tamże, s. 286.

[Egzemplarz recenzencki]

"Nóż w sercu. Sprawa chirurga" Ałbena Grabowska

"Nóż w sercu. Sprawa chirurga" Ałbena Grabowska

Czy pozostanie na miejscu zbrodni to sposób na oczyszczenie siebie z podejrzeń? Tę kwestię będą musieli rozsądzić Franciszek Stawicki i Maja Kwiatkowska, prowadzący śledztwo w sprawie morderstwa dilera narkotyków. Głównym podejrzanym jest ojciec jego exdziewczyny, Wiktor Kamirski. Pola przez działania chłopaka uzależniła się od narkotyków, a także została zmuszona do parania się prostytucją. Kamirski twierdzi, że znalazł go dźgniętego nożem, wezwał pogotowie, a także udzielił pierwszej pomocy. Niestety policja nie ma innych podejrzanych, a mężczyzna miał motyw, aby zabić. Śledczy zaczynają szperać w przeszłości chirurga (bo tym zajmuje się podejrzany), a ta jest pełna znaków zapytania. Czy w powieści „Nóż w sercu. Sprawa chirurga” znajdą się na nie odpowiedzi?

„A to jest zwykła sprawa. (…) Prosta i dość jasna. Odłóż na bok bok te wszystkie sensacyjne wątki, skup się na odpowiedzi na dwa pytania.”1 Taką radę dostaje Franciszek Stawicki, prowadzący śledztwo. I to jest bardzo mądry głos, jednak czytelnicy podziękują Ałbenie Grabowskiej, że go nie posłuchała. Wiktor Kamirski to arcyciekawa postać. Przystojny, bogaty, inteligentny, samotny. Ambitny i apodyktyczny pracoholik z dużym ego. Goniący za władzą i sukcesami. Ten zespół cech sprawia, że wydaje nam się nieprzewidywalny, a powolnie odsłaniane epizody z jego przeszłości potwierdzają nasze przypuszczenia. A do tego okala go intrygująca, tajemnicza aura.

Zresztą przyznać trzeba, że bohaterowie tej powieści naprawdę się Grabowskiej udali. Stawicki szlachetny niczym Superman. Kwiatkowska jedyna w swoim rodzaju. Pokochałam ją za cudowne opanowanie podczas przesłuchań. Weronika Dębska, charyzmatyczna adwokatka z dramatyczną przeszłością. Ciepły i mądry sędzia Zatoński. Mogłabym tak długo. Jednak, co jest istotne, to to, że każda z tych postaci jest kompletna i ma wspaniałe porozumienie z autorką książki. Jakby ta analizowała z nimi, ile i kiedy może zdradzić na ich temat.

Powieść „Nóż w sercu” czytało mi się wybornie. To jedna z tych książek, które „łyka się na raz”. Przeważają w niej dialogi, co sprawia, że mamy wrażenie, iż uczestniczymy w ciągłej „burzy mózgów”, ale jest to bardzo fajne uczucie. Taki zabieg sprawią, że książka jest wyjątkowo energiczna. I tu nawet nie chodzi o tempo akcji, bo ono paradoksalnie jest dość spokojne, a o to, jak tak napisaną powieść się odbiera. Czytelnik jest ciągle w trybie działania. Nie grzęźnie w opisach, a razem ze śledczymi kopie, drąży i próbuje popchnąć sprawę do przodu.

Natomiast finał mnie rozczarował. W pewnym momencie, kiedy rozwiązały się prywatne problemy Stawickiego, wszyscy bohaterowie rozkleili się, zaczęli się zwierzać, otwierać. Zrobiło się melancholijnie, patetycznie i nudno. Kumulacja tych rozmów w jednym miejscy, była dla mnie wyjątkowo mecząca. Szczególnie, że miałam jeszcze mnóstwo pytań a propo Kamirskiego i tak mało odpowiedzi.

Jak już wspominałam śledztwo zatoczyło dość szerokie kręgi, a policjanci skrupulatnie przekopali przeszłość chirurga. Przyznam, że było to fascynujące. Natomiast czytelnik kryminału, na końcu oczekuje pewnego podsumowania. I tak. Grabowska rozwiązała sprawę – owszem – ale zostawiła nas z ogromem informacji, z którymi nie wiemy, co zrobić. Ktoś powie, że czytelnik może dokonać własnej interpretacji. Punkt dla tej osoby. Nie jestem zwolenniczka zostawiania aż tak szerokiego pola do rozważań, ale jak najbardziej można i tak podejść do sprawy. Natomiast dużym problemem jest odpowiedź na pytanie, co właściwie jest przedmiotem tej powieści, jej sercem: sprawa o zabójstwo, Wiktor Kamirski, a może policjanci prowadzący śledztwo. Po tak skonstruowanym finale, nie umiem rozstrzygnąć tej kwestii.

„Nóż w sercu” to pierwsza powieść Ałbeny Grabowskiej, jaką miałam okazję przeczytać. Przyznam, że autorka zachwyciła mnie energią, jaka emanuje z tej książki i jej stylu, a także wyrazistymi bohaterami, z których każdy miał to coś za co się go kocha albo nie lubi. Przez 90% powieści nie byłam w stanie jej odłożyć. Po finale oczekiwałam jakiś nawiązań, powiązań czy innych wiązań. Bo trochę wyszło tak, jakby ci nasi bystrzy śledczy gros roboty zrobili niepotrzebnie, tylko dla zabawiania nas, czytelników.

1 Ałbena Grabowska, „Nóż w sercu. Sprawa chirurga”, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2024, s. 200.

[Egzemplarz recenzencki]

"Części zamienne" Katarzyna Wolwowicz

"Części zamienne" Katarzyna Wolwowicz

Kolejna sprawa prowadzona przez komisarz Olgę Balicką? Ja się nawet nie zastanawiam. Biorę w ręce „Części zamienne”, bo taki tytuł nosi szósty tom tego cyklu, i czytam.. Katarzyna Wolwowicz rozpoczyna poruszającym akcentem. Umiera młoda kobieta w ciąży. Zrozpaczony partner oskarża lekarzy o zaniedbanie i szuka winnych. Olga jest bardzo poruszona tą sprawą. Angażuje się w śledztwo, w którym odkrywa nikczemny proceder.

Ta książka poleżała trochę na półce, ale w końcu trafiła na swój czas. I chyba miałam wyjątkową ochotę na tego typu lekturę, bo czytało mi się przednio. Katarzyna Wolwowicz tworzy „śliskich” bohaterów. Nie możemy być pewni, czy za miłym uśmiechem nie kryją się nikczemne cele. Chociaż w niektórych przypadkach autorka przedobrza i wychodzą jej dziwacy np. zafascynowany trupami sprzątacz, albo obdarzony super węchem lekarz medycyny sądowej. Obdziera to trochę powieść z realizmu, a właśnie aktualne tematy Wolwowicz próbuje wpleść do swojej książki m.in. zaostrzenie prawa aborcyjnego. Nie jest to jakaś głęboka analiza zjawiska, bo formuła powieści kryminalnej tego nie wymaga, ale to zawsze coś czym żyła Polska, coś co rozpala dyskusję, więc jakiś szacunek tym kwestiom się należy.

W mojej ocenie autorka mogła dłużej trzymać czytelnika w niepewności. Zarówno tytuł wiele mówi o temacie książki, jak i dość szybko poznajemy przedmiot procederu. Co prawda pisarka świetnie wykorzystuje postać Adama Pawłowskiego, żeby namącić w fabule i w życiu głównej bohaterki. Stali czytelnicy tego cyklu powinni być zadowoleni.

Podsumowując. „Części zamienne” to ciekawy kryminał poruszający tematy medyczne i społeczne. Wyróżnia się ciekawymi postaciami i dobrym balansem pomiędzy prowadzoną sprawą i wątkami prywatnymi bohaterów. Sprawa kryminalna jest wielowątkowa, acz przewidywalna. Natomiast poszczególne historie są napisane sprawnie i wciągająco. Autorka też ratuje zakończenie niespodziewanym zwrotem akcji.

[Egzemplarz recenzencki]

"Medea z Wyspy Błogosławionych" Magda Knedler

"Medea z Wyspy Błogosławionych" Magda Knedler

Tytuł ostatniej części cyklu o Medei autorstwa Magdy Knedler daje nadzieję na szczęśliwe zakończenie, a brzmi on „Medea z Wyspy Błogosławionych”. Przyznam, że kiedy go poznałam ogarnął mnie spokój, a przecież dotychczasowe losy tej bohaterki były wyjątkowo burzliwe, naznaczone niesprawiedliwością. Trudno sobie wyobrazić, że ta dobra, wyrozumiała, acz mająca potężnych wrogów kobieta w końcu zazna spokoju.

W ostatnim tomie cyklu autorka krzyżuje drogi Mady z Horstem i jej odebranymi synami, czyli rozwiązuje dwa najbardziej bolesne wątki z życia swojej bohaterki. Właściwe nie nadpisuje kolejnych, raczej dodaje pomniejsze, a by pokazać powojenną rzeczywistość i problemy ówczesnych ludzi, ówczesnego Breslau. Niesamowite jest to, jak wszystkie tragedie, ale też okazana dobroć wzmocniły Madę. To już nie jest ta sama wystraszona dziewczyna, którą można manipulować, jaką poznaliśmy na Wyspie Wisielców, ale pewna siebie kobieta, mająca swoje cele i przestrzegająca własnego kanonu wartości. Ta przemiana brzmi spektakularnie. Magda Knedler sukcesywnie formuje tę postać kolejnymi doświadczeniami.

Autorka zwraca uwagę na problemy społeczne, które wynikają z kontekstu historycznego. Subtelnie wplata w fabułę zmartwienia ludzi z różnych warstw społecznych, a szczególne miejsce zajmują w książce stan psychiczny walczących w I wojnie światowej oraz rola, status kobiet. Pierwszy Knedler opisuje za sprawą Thomasa, pasierba Medei. W drugim bryluje sama Mada. Bohaterka ta ma wiele obliczy. Ewoluuje od nic nie znaczącej służki do krawcowej z wizją. Niektóre klientki nazywają ją breslawską Chanel. Na Madzie bezlitośnie odciska się epoka, jej zwyczaje i ograniczenia, ale bohaterka ta otrzymuje też możliwość, aby z nimi walczyć.

Cykl o Medei czytałam z wypiekami na twarzy. Wzruszałam się jej losem i przeklinałam wszystkich za sprawą, których doznała niesprawiedliwości. W „Medei z Wyspy Wisielców” autorka brawurowo wprowadziła nas do tej historii. W „Medei z Wyspy Ognia” wspaniale rozwija mit o greckiej Medei. A w „Medei z Wyspy Błogosławionych” porządkuje życie głównej bohaterki. Polecam szczególnie tym czytelnikom i czytelniczkom, którzy kochają książki o kobietach i ich sytuacji na tle wydarzeń historycznych.

[Egzemplarz recenzencki]

"Samotnia" Anna Olszewska

"Samotnia" Anna Olszewska

Anna Olszewska zaprasza nas w piękne okoliczności przyrody. Akcja jej powieści „Samotnia” dzieje się w Pieninach. Ze schroniska znika grupa młodzieży. Młodzieży problematycznej, młodzieży z przeszłością i problemami. Wychowanków domu dziecka. Ich opiekunka jest zmartwiona, ale wydaje się, że nie mówi śledczym całej prawdy. Pisarz Igor Schutt znajduje na swojej działce wychudzonego mężczyznę, który posiada zapiski bezpośrednio związane z Igorem właśnie. To nie może być przypadek. W narracji Olszewskiej ożywa też legenda o pustelniku żyjącym na Zamkowej Górze. Mnożą się pomówienia i przesądy, a miejscowy folklor podsyca wyobraźnię.

„Samotnia” aspiruje do miana mrocznego kryminału zarówno przez sposób działania i motywy sprawcy, jak i przez wspomniana legendę, ale też autorka tworzy wyjątkowo samotnych bohaterów. Chyba każdego z nich otacza jakaś niepewność, która pozbawia go radości, każe walczyć, być ciągle czujnym, a nawet wywołuje coś w rodzaju fatum ciążącym nam nim/nią.

Książka ta to drugi tom cyklu „Zbrodnie czorsztyńskie”. I to jest bardzo ważna informacja. Widać, że Olszewska ma pomysł na bohaterów. Dochodzi tu do sytuacji, że to oni są na pierwszym planie. Muszę przyznać, że ja na początku powieści czułam się pogubiona, jakbym oglądała film od środka. Wiele relacji już zostało nawiązanych, a reakcje postaci z nich wynikały. Tak naprawdę pretensje mogę mieć tylko do siebie i mojego frywolnego podejścia do cyklów kryminalnych, bo wydawca nie ukrywa, że mamy do czynienia z drugim tomem. Mimo wszystko chyba wolę, kiedy zbrodnia jest pół kroku przed bohaterami na scenie, nawet kiedy to oni spajają cykl książek.

Dodać muszę, że autorka skacze między bohaterami oraz linią czasową (aczkolwiek wydarzenia z przeszłości zostały wyróżnione wizualnie, za co ukłon w stronę wydawcy). Wynika z tego, że i perspektywa się często zmienia, ale też fabuła się rozdrabnia, bo każda z postaci wnosi do niej swoje problemu np. pojawia się kwestia dyskryminacji kobiet w policji. Wątek „wtedy” sprawia wrażenie nieco baśniowego Wydaje mi się, że Olszewska chciała zachować charakter legendy. Może się to podobać lub nie. Dla mnie, przez większość czasu, mało wnosił do istoty sprawy, czyli zaginięcia dzieciaków ze schroniska. A wyrażając się bardziej precyzyjnie, trudno było mi w ilości wątków skupić się na tej sprawie, wyłuskać to, co dla niej istotne. A szkoda, bo to ona była dla mnie najciekawsza.

Czy w każdej legendzie jest ziarno prawdy? Aż chce się zadać to pytanie przy okazji powieści „Samotnia”. Myślę, że autorka książki sprytnie wykorzystała miejscowy folklor z jego tajemnicami, aby napisać zajmującą, mroczną historię. Natomiast lepiej będzie się ją wam czytało znając tom pierwszy pt. „Osada”. Widać, że autorka włożyła dużo serca w kreowanie bohaterów. I to nie jest tak, że tego serca zabrało dla intrygi kryminalnej. Chyba raczej ona ma dać szansę zaprezentować się postaciom i regionowi.

[Egzemplarz recenzencki]

"Dusze niczyje" Paweł J. Sochacki

"Dusze niczyje" Paweł J. Sochacki

Wojna niszczy psychicznie nie tylko żołnierzy, ale również cywili. Przykładem może być Erna z powieści Pawła J. Sochackiego „Dusze niczyje”. Akcja książki ma miejsce pod koniec II wojny światowej, a jej bohaterka cierpi na depresję i nerwicę. Rodzice posyłają dziewczynę do zakładu wierząc, że uda się jej pomóc. Leczenie idzie całkiem dobrze, do momentu, aż pacjenci zostają ewakuowani do innego, teoretycznie bezpieczniejszego miejsca. Niestety szybko przekonują się, że to „obóz przetrwania”. Nie mają co liczyć na odpoczynek i fachową opiekę medyczną. Muszą zapracować, pokazać, że są użyteczni, a o każdą łyżkę pożywienia walczyć.

Paweł J. Sochacki nawiązuje w tej powieści do tzw. „akcji T4” czyli eliminacji życia niewartego życia. O co chodzi? Na pewno wiecie, że Hitler promował ideał Aryjczyka. To byli zdrowi, silni ludzie o blond włosach (tak w uproszczeniu). Rasa aryjska miała być czyta, nie było w niej miejsca na skazy, dlatego dążono do usunięcia osób chorych niedołężnych, niepełnosprawnych, a także tych z zaburzeniami psychicznymi. Miejsce akcji książki „Dusze niczyje” to zakład w Obrzycach, gdzie masowo zwozi się takie osoby. Jak okazuje się w praktyce, to umieralnia prowadzona przez ślepo wpatrzonego w przywódcę, fanatycznego dyrektora Grabowskiego. Miejsce, w którym zmanipulowany personel przestał widzieć człowieka w człowieku.

Główna bohaterka książki – wspomniana już Erna – ma to szczęście, że trafia do administracji zakładu. Dzięki temu jest lepiej traktowana, może liczyć na posiłek czy kąpiel. Ma też okazję zobaczyć, jak funkcjonuje ośrodek, jakie prawdziwe cele mu przyświecają. Czy jest w stanie cokolwiek zrobić? Uratować chociaż jedno istnienie, a przynajmniej siebie?

Autor wybrał bardzo ciekawy temat na przedmiot swojej powieści. Widzimy tu wyraźnie dwie rzeczy. Po pierwsze, że wojna nie oszczędza nikogo. Po drugie, jak niebezpieczny jest fanatyzm. W „Duszach niczyich” ofiarami są zagubieni, bezbronni. Ci, którzy nawet w czasach pokoju są narażeni na dyskryminację, zepchnięcie na margines. Jak mają zawalczyć o siebie w tak ekstremalnych warunkach? Rodziny, albo się ich wstydzą, albo oddają – w dobrej wierze – pod opiekę. A reżim chętnie wyciąga po nich swoje łapy. W imię chorej, brutalnej ideologii zamierza zrobić z nimi porządek.

Wracając do powieści „Dusze niczyje”. Nie jest ona tak brutalna, jak mogłoby się początkowo wydawać. Oczywiście, nie brak tu wstrząsających epizodów, a bezduszność personelu przeraża. Natomiast autor skręca w stronę tzw. literatury kobiecej, co nieco łagodzi wydźwięk książki. I nie twierdzę tak dlatego, iż główna bohaterka jest płci żeńskiej, albo ponieważ znajdziemy tu wątek miłosny – chociaż nie jest to bez znaczenia. Chodzi mi raczej o prosty język, brak literackich ozdobników, a także czarno-białe postacie. Sama Erna wydaje się na wskroś dobra. Ona nie walczy o przetrwanie, ona pomaga. Momentami nawet nieco naiwna, zbyt bezpośrednia w swoich pytaniach. Niektóre cele osiąga za łatwo. Powiecie, że to dobrze, bo przy takim temacie nie potrzebujemy więcej dramatyzmu, on sam w sobie jest straszny. Może i tak, jednak szczypta realizmu nie zaszkodzi.

Jak oceniam tę powieść? Pozytywnie. Jak już wspominałam temat mnie zaintrygował. Nie jest chyba często poruszany na gruncie literatury, a na pewno ustępuje Holokaustowi. Paweł J. Sochacki opracował go w prosty, aczkolwiek wyrazisty sposób. Moje gusta literackie skręcają ostatnio ku literaturze pięknej i co nieco ubarwiłabym sposób wyrazu. Natomiast wiem, że są czytelnicy, którzy lubią tak po prostu, bez wydziwiania, konkretnie i na temat. To właśnie im tę książkę polecam.

[Egzemplarz recenzencki]

"Medea z Wyspy Ognia" Magda Knedler

"Medea z Wyspy Ognia" Magda Knedler

W recenzji książki „Medea z Wyspy Wisielców” napisałam, że jest to raczej luźny retelling mitu o Medei. A zapowiedzi drugiej części skwitowałam stwierdzeniem, że nie jest mi do szczęścia potrzebna, bo Magda Knedler opowiedziała kompletną historię. Ale „Medeę z Wyspy Ognia” przeczytałam – jak nie przeczytać dalszych dziejów bohaterki, która tyle doświadczyła – i teraz muszę odwoływać własne słowa. Ależ ta książka była potrzeba w kontekście losów Mady. Jak bardzo zbliżyła ją do jej greckiej imienniczki, a przy tym Magda Knedler prezentuje nam jakże ciekawą interpretację tej mitologicznej postaci. Nie autorską, ale nieznaną powszechnie.

Początkowo bałam się, że Mada będzie taką postacią na którą spadają wszystkie „plagi egipskie”. Z jednej strony ułożyła sobie życie u boku Horsta, z drugiej Johann i jego nowa małżonka z niego nie znikają i do tego bohaterkę zaczyna śledzić podejrzany mężczyzna. Czyżby wisiało nad nią fatum? To wszystko dzieje się na tle Europy pełnej niepokojów. Wystraszeni obywatele śledzą reakcję na zamach na arcyksięcia Ferdynanda. Liczą na to, że jakimś cudem nie dojdzie do wojny. Jak wiemy ta wybucha w 1914 roku i drastycznie zmienia obraz świata.

Poza dopowiedzeniem losów Mady Magda Knedler poświęca dużo miejsca kwestiom społecznym, a dokładniej nierównościom pomiędzy biednymi i bogatymi, jak i kobietami i mężczyznami. Jeżeli mieliście okazje czytać tom otwierający ten cykl wicie, że Mada to bystra dziewczyna. Co prawda nie miała dostępu do edukacji, ale wykazuje naturalny dar do nauki języków i ogromną empatię. Wykorzystując inteligencję i dobroć głównej bohaterki autorka prowokuje dyskusję właśnie na temat kwestii społecznych, na temat sytuacji tego najzwyklejszego obywatela i obywatelki. Z naciskiem na sytuację kobiet, bo to ciągle ich reputacja może z byle powodu zostać zdeptana, bo nie mają prawa głosu, bo są własnością rodziców lub mężów.

Może i zwątpiłam w pisarską intuicję autorki „Medei z Wyspy...”. Biję się w pierś, zwracam honor, pokornie spuszczam głowę, a przede wszystkim ogromnie się cieszę, że miałam okazję poznać oba tomy. One są nierozłączne. Ta historia z każdą strona w cudowny sposób nabiera kształtu, a sugerowane analogie sensu. No i czekam na kolejny tom, bo chodzą plotki, że ma powstać.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zapach świeżych trocin" Agata Czykierda-Grabowska

"Zapach świeżych trocin" Agata Czykierda-Grabowska

Bohaterka powieści „Zapach świeżych trocin” jest o krok od sięgnięcia dna. Traci pracę, oszczędności zaczynają topnieć. Postanawia spakować skromny dobytek i przenieść się do Warszawy. Znajomy wyciąga do niej pomocną dłoń i proponuje tymczasowe lokum, pokazowe mieszkanie w jeszcze nie oddanym do użytku budynku. W Izy sytuacji jest to propozycja nie do odrzucenia. Właściwie cieszy się ona z takiego rozwiązania. Liczy na to, że w spokoju poukłada myśli i dokończy powieść, nad którą pracuje. Jednak postawiony na odludziu budynek nie okaże się oazą spokoju. Czy to miejsce jest wyjątkowo niegościnne, a może to Izie nie służy odosobnienie. Ewidentnie jakieś demony próbują ją doścignąć.

Jeżeli miałabym wrzucić powieść „Zapach świeżych trocin” do jakiejś szufladki, określiłabym ją jako thriller psychologiczny. Od początku domyślamy się, że będziemy mieli do czynienia z trudną bohaterką, a z każdym rozdziałem Agata Czykierda-Grabowska podważa jej wiarygodność. Poznając ją lepiej (bohaterkę, nie autorkę) zauważamy, że nie możemy wierzyć jej słowom i ocenom. Robiąc taką postać narratorką pisarka próbuje namieszać czytelnikom w głowach. Nie do końca jej się to udaje. Dlaczego?

Przewidywalność, to największa wada tej powieści. Już w pierwszym rozdziale jesteśmy – trochę chaotycznie – zasypani informacjami. W toku fabuły zostają odsłonięte kolejne epizody z życia głównej bohaterki, a my dość szybko możemy powiązać z nimi jej zachowanie i wydarzenia, które toczą się wokół jej osoby. Bardzo łatwo wyłapać istotę tej książki, przez co – pomimo mrocznego klimatu – brak tu elementu zaskoczenia.

Przewodniego tematu nie chciałabym tu wymieniać. Wszak największa przyjemność z czytania thrillera to odkrycie go. Napiszę bardzo ogólnie, że Agata Czykierda-Grabowska podkreśla, iż trzeba dać sobie pomóc, że nie wolno odwracać się od ludzi, bo samotnie nie pokonamy naszych własnych demonów. Samotność wręcz je wzmacnia. Myślę, że to ważny przekaz. W wielu z nas siedzą małomiasteczkowe zabobony, że to wstyd prosić o pomoc. Tkwi w nas strach przed oceną, przed zostaniem uznanym za wariata. Nie będę wchodziła w kwestie psychologiczne, bo maiłam opowiedzieć o książce „Zapach świeżych trocin”. Zakończę ten wątek stwierdzeniem, że Agata Czykierda-Grabowska ubrała ten temat w mroczno-popowy „kubraczek”.

Jeżeli chodzi o styl autorki, to właściwie nie wyróżnia na tle innych polskich thrillerów. Trochę kulawe wydały mi się fragmenty powieści pisanej przez główną bohaterkę. W kontekście całego utworu taki zabieg jest usprawiedliwiony, jednak – i tu apel do wszystkich pisarzy – autor musi uważać, aby nie zrazić do książki czytelnika nawet pozorną bylejakością. Musi pamiętać, że ten nie wie jaki jest finał i zachęcić go, aby chciał go poznać.

„Zapach świeżych trocin” to historia ciekawa i poruszająca raczej tematy psychologiczne niż nawiedzonego domu, czego się spodziewałam po opisie i okładce. Jako plus można jej policzyć przystępny styl, który klasyfikuje ją w popularnym nurcie oraz ważną tematykę. Natomiast na mój gust jest trochę zbyt prosta i przewidywalna. Niemniej polecam, bo książka ta daje do myślenia.

[Egzemplarz recenzencki]

"Zmieniam się" Iza Jąderek

"Zmieniam się" Iza Jąderek

Okres dojrzewania to burzliwy czas i młody człowiek może mieć wątpliwości, czy wszystko przebiega jak należy. Porównuje się do swoich znajomych, co czasami może rodzić jeszcze więcej pytań. Gdzie szukać na nie odpowiedzi? Teoretycznie Internet jest pełen informacji, które można uzyskać po kilku kliknięciach, a młodzież purusza się po nim, jak ryba w wodzie. W praktyce łatwo trafić na mało wiarygodne, a nawet niebezpieczne źródła. To może nieco bardziej tradycyjnie. Sięgnijmy po jakiś poradnik. Miałam okazję zapoznać się z książką Izy Jąderek „Zmieniam się”, która jest kierowana do dzieci wchodzących w wiek dojrzewania, czyli 10-12 lat.

Autorka publikacji jest psycholożką i seksuolożką – tak pokrótce, bo z bio dowiecie się więcej o jej wykształceniu. Natomiast ja zwróciłam uwagę na te dwa elementy, bo odniosłam wrażenie, ze w tych obszarach czuje się najlepiej. Pierwsze rozdziały książki dotyczą tego, jak zmienia się ciało w takcie dojrzewania. Po nich następuje fragment o emocjach, aby następnie przejść do seksualności (również tożsamości seksualnej): pierwszych miłości, flirtów, a także cielesnych zbliżeń (włącznie z antykoncepcją). Jeden z rozdziałów poświęcony jest „skutkom” seksu, czyli ciąży.

W tym miejscu się na moment zatrzymamy, bo te rozdziały zostały fenomenalnie napisane. Bije z nich otwartość, szacunek do czytelnika niezależnie od płci, a także poszanowanie jego, jego emocji i wyborów. Myślę, że młody człowiek może poczuć się po nich zrozumiany, mądrzejszy i uspokojony. Iza Jąderek ściąga z barków rodziców część odpowiedzialności. Wprowadza tematy, które dla dorosłych bywają krępujące w rozmowie. Aczkolwiek ja życzyłabym sobie, żeby jej otwartość udzieliła się i im i pomogła odpowiedzieć na ewentualne pytania dzieci. Z punktu widzenia rodzica muszę napisać, że nie podoba mi się, że autorka w kilku (dosłownie w dwóch lub trzech) miejscach obcesowo podważa – nazwijmy to – autorytety: „Dorośli często oceniają takie zachowanie: potrafią krzyczeć (…) mówić, że tak nie wolno (…). To nie jest prawda.”1 Myślę, że można by to ująć w bardziej subtelny sposób, bo skoro to nie prawda, to może w innych tematach dorośli też się mylą. Albo, jak prawdą nie jest coś, co mówi mi osoba, której ufam? Może to autorka książki się myli? W mojej ocenie ten dobór słów jest wyjątkowo niefortunny.

Ostatnie dwa rozdziały dotyczą higieny. I higieny ciała, jak i higieny cyfrowej. W przypadku tej pierwszej dość ciekawe mogą być fragmenty o higienie miejsc intymnych. Generalnie sprzedawcy kosmetyków mogą namącić w głowie, jednak w przypadku innych części ciała szybko można zorientować się, co nam służy, a co nie, albo jak często czujemy potrzebę brania prysznica. W przypadku miejsc intymnych niewiele mówi się o samej technice, więc warto się z tymi fragmentami zapoznać.

Tematu zagrożeń płynących z Internetu nie zamierzam bagatelizować. Tu chyba każdej grupie wiekowej przydałoby się porządne szkolenie. Natomiast chcę ocenić jego przedstawienie przez Izę Jąderek. Moje pokolenie straszono tajemniczym dilerem narkotyków, który pierwszą działkę daje za darmo i te wspomnienia obudziła autorka. Miałam wrażenie, że temat wciągnięto do książki „pro forma”. Niby wszystko prawda, ale jest trochę po łebkach i nieciekawie. Tak, warto o tym mówić i ostrzegać, ale myślę, że młodzi ludzie tyle o zagrożeniach w sieci się nasłuchali, że tu potrzeba pomysłu i rozwinięcia tematu.

Jak oceniam poradnik „Zmieniam się” autorstwa Izy Jąderek? Bardzo dobrze. Kilka razy zdarzyło mi się pomyśleć, że chciałabym, aby w taki sposób rozmawiano o dojrzewaniu, seksualności i cielesności z moimi dziećmi. Autorka czaruje otwartością i tolerancją, a to procentuje. Co prawda rozdziały o higienie i zagrożeniach w sieci wydały mi się nieco nudne, ale nie mogę skrytykować samego faktu ich umieszczenia. W końcu bezpośrednio dotykają młodych ludzi i jeśli komuś pomogą to jak najbardziej na plus.

1 Iza Jąderek, „Zmieniam się”, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2024, s. 134.

[Egzemplarz recenzencki]

"Mrok" Katarzyna Wolwowicz

"Mrok" Katarzyna Wolwowicz

Katarzyna Wolwowicz nie jest łaskawa dla swojej bohaterki, Olgi Balickiej. Życie tej postaci się wali. Kiedy pani komisarz wydaje się, że już dopadnie seryjnego dusiciela, w wyniku swoich działań, wikła się w zawodowe „bagno”. Do tego wali się jej małżeństwo. Przy okazji zlecenia, jakie jej mąż, Kornel, dostaje w Albanii chcą ratować swój związek. Jak to mówią „biednemu wiatr w oczy”. Para zostaje wmieszana w mafijne interesy m.in. porwanie polskiego polityka i zamach na lokalnego działacza.

Umiejscowienie fabuły w dwóch tak odległych miejscach i powiązanie tak różnych spraw jest trudne i niebezpieczne dla autora. Zazwyczaj jest tak, że czytelnikom jedna z linii fabularnych podoba się bardziej. Także przeskakiwanie między wątkami bywa męczące. Katarzynie Wolwowicz nie udało się ominąć tych pułapek. Cześć czytelników zarzuca jej, że „przygoda” w Albanii jest niedopracowana i niewiarygodna. Z tym nie będę polemizować. Natomiast w moim odczuciu broni się ona klimatem i dobrym tempem. Mamy tu wrażenie kompletnego bezprawia, przez co bohaterowie wydają nam się w sytuacji beznadziejnej i wszystkie chwyty są dozwolone. Za to wątek polski jest całkiem inny. Skrupulatny, w granicach prawa, chociaż – jak się przekonamy – i te można dowolnie przesuwać.

„Mrok” to piaty tom cyklu z komisarz Olgą Balicką. Tym razem rekomenduję wam czytać go po kolei. Autorka dużo uwagi poświęca śledczym i ich sprawom prywatnym. Tak bardzo, że zazębiają się one z fabułą, z prowadzonymi śledztwami. To jest taki cykl, który napędzają nie tylko sprawy kryminalne, ale i ci zaangażowani w ich rozwiązywanie. A postacie są bardzo dobrze wykreowane. Chociażby taka Olga. Silna babka, ale i ją życie potrafi złamać.

Mnie się podobało, chociaż nie przepadam za tak „rozstrzeloną” fabułą. Wolę poświęcić uwagę jednemu wątkowi. Natomiast w „Mroku” obie linie fabularne mają „to coś”. Każda spodobała mi się z innego powodu, ale fakty są takie, że obie śledziłam z zainteresowaniem.

[Egzemplarz recenzencki]

"Wyśniony koncert" Anna Bałenkowska

"Wyśniony koncert" Anna Bałenkowska

„Zatracasz się w pracy, wciąż próbujesz, nie zrażasz się porażkami. Aż wreszcie to nadchodzi. I wtedy wszystko mija. Zostaje pustka. Czy tak smakuje spełnione marzenie?”1 Czy sukces czyni nas ludźmi szczęśliwymi? A może człowiek stworzony jest tak, że potrzebuje ciągle nowych celów, nowych podniet? Niewątpliwie warto walczyć o swoje marzenia, ale czy warto się w nich zatracać? Jak długo można z nich czerpać energię?

Młody kompozytor nie może się wybić. Codziennie zagląda do skrzynki na listy czekając na jakąkolwiek pozytywną odpowiedź. W końcu dostaje swoją szansę. Czy będzie w stanie ją wykorzystać? Czy wygra pasja, czy miłość?

Ceniony dyrygent otrzymuje tajemniczą przesyłkę. W niej znajduje się partytura. Jego sprawne oko stwierdza, iż to dzieło sztuki. Z zapisu wynika, że powstała ona około 50 lat temu. Po co ktoś dostarczył mu te nuty? Pytanie jest na tyle intrygujące, że w przesyłce nie ma nawet najkrótszego liściku. Nasz bohater postanawia zbadać historię powstania tego dzieła, a przy okazji podejmuje przełomowe dla swojego życia decyzje. Czy kieruje nim uczucie, czy fanaberia?

W powieści „Wyśniony koncert” Anna Bałenkowska przenosi nas do hermetycznego świata zawodowych muzyków klasycznych. To są ludzie z papierami, którzy wiele godzin dziennie poświęcają na szlifowanie swojego talentu. Prezentują się w najsłynniejszych salach koncertowych świata. To nie tylko rzemieślnicy, ale prawdziwi koneserzy muzyki. Bałam się tego świata, ale autorka, która jest pianistką, okazała się wspaniałą przewodniczką. Na stronach książki oddała nie tylko miłość bohaterów do muzyki, ale pokazała jak oni ją odbierają. Odmalowała blaski i cienie tego środowiska.

A jak prezentuje się fabuła książki? Mamy tu świetny miks marzeń, ambicji, sukcesów i porażek. Do tego duża szczypta miłości i stopniowe odkrywanie tajemnicy z przeszłości. Tempo jest raczej spokojne, co służy poznawaniu tej historii. Powiem więcej pozwala się nią delektować. Mamy czas na wsłuchanie się w bohaterów, wczucie się w ich emocje. Ja przepadłam.

Cudowna książka, nie tylko dla koneserów muzyki. Zresztą ci pewnie wolą sale koncertowe niż wygodny fotel i ciepły koc. „Wyśniony koncert” to po prostu bardzo dobra powieść obyczajowa, w której odkrywamy sukcesy i porażki młodego kompozytora. Anna Bałenkowska, czyli pianistka, która odkryła w sobie również pasję do pisania, umieszcza jej akcję w świecie, który bardzo dobrze zna i to jest ogromny atut. Autorka łączy literaturę z muzyką pozwalając nam wszystkim liznąć blichtru, w jakim obracają się wybitni muzycy. Piękna, elegancka obyczajówka. Polecam.

1 Anna Bałenkowska, „Wyśniony koncert” wyd. Zwierciadło, Warszawa 2023, s. 165.

[Egzemplarz recenzencki]

"Jak oswoić trudne emocje. Niepokój, lęk, wstyd" Harriet Lerner

"Jak oswoić trudne emocje. Niepokój, lęk, wstyd" Harriet Lerner

Porozmawiamy o kilku emocjach, których nie lubimy odczuwać, ale o których (chyba) lubimy czytać. Niepokój, lęk, wstyd – są nieprzyjemne, paraliżują nas, powodują, że nasze myśli są niespokojne. Nie chcemy ich, więc szukamy sposób, jak z nimi walczyć. Jednym z nich dzieli się Harriet Lerner w poradniku „Niepokój, lęk, wstyd. Jak oswoić trudne emocje”.

Patent autorki jest prosty. Musimy przedefiniować nasze postrzeganie tych emocji. „Zadaniem tej książki jest skłonienie czytelników do spojrzenia na tę trudną emocję zarówno jak na przeszkodę, jak i sprzymierzeńca.”1 Harriet Lerner nie neguje ich. Ewolucja po coś je nam dała i musimy z nimi żyć. Psycholożka wręcz wymienia ich pozytywne strony. Przyznaje też, że bywają wyjątkowo niekomfortowe i czasami warto je przełamywać.

Jak to zrobić? Harriet Lerner nie daje nam gotowych patentów. Poradnik jej autorstwa to właściwe zbiór historii – jej pacjentów, jak i jej własnych doświadczeń. Ja bardzo lubię taką formę. Przede wszystkim dobrze się to czyta. Niemal jak zbiór opowiadań obyczajowych. Obserwujemy kogoś i obstawiamy, czy się odważy, dokąd zaprowadzą go jego decyzje. To jest naprawdę fascynujące. Po drugie – nie wiem czy też tak macie – ale u kogoś „widać wyraźniej”. Problem innego człowieka wydaje nam się łatwiejszy do rozwiązania. Dystans, brak zaangażowania emocjonalnego sprawia, że oczywistym jest dla nas, jak powinno się postąpić. Dlatego taka perspektywa pozwala nam przemyśleć pewne kwestie i ułatwia wyciągnięcie wniosków. Chociaż dodać muszę, że Harriet Lerner zaskoczyła mnie kilkoma niekonwencjonalnymi poradami. Ma kobieta pomysły.

„Jak oswoić trudne emocje. Niepokój, lęk, wstyd” okazał się bardzo przyjemnym poradnikiem. Co prawda nie wszystkie historie były dla mnie interesujące, ale to wynika z moich osobistych doświadczeń i pracy jaką już wykonałam. Natomiast mogę go polecić za „ciepły” styl. Wręcz widziałam jak autorka uśmiecha się do mnie zza literek. Czułam, że jest zaangażowana w to co robi. Z pasją, a bez patosu i psychologicznej maniery. Jak przyjaciółka, a nie terapeuta.

1 Harriet Lerner, „Jak oswoić trudne emocje. Niepokój, lęk, wstyd”, przeł. Justyna Rudnik, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2023, s. 21.

[Egzemplarz recenzencki]

"Medea z Wyspy Wisielców" Magda Knedler

"Medea z Wyspy Wisielców" Magda Knedler

Medea to postać tragiczna. Zrobiła wiele dla ukochanego Jazona, a ten porzucił ją dla Kreuzy, córki króla Kreona. Magda Knedler ożywia mit o Medei na ziemiach Dolnego Śląska na początku XX wieku. Jej Medea nie jest tak bezwzględna. To skromna dziewczyna z nizin społecznych. Jedyna, która przeżyła, kiedy jej ojciec desperacko zabił swoje dzieci, a potem popełnił samobójstwo. Mada, bo takiej formy swojego imienia używa bohaterka książki wie co to nędza. Za marne grosze pracowała w zakładzie krawieckim, gdzie wypatrzył ją bogaty Andreas. Zaproponował posadę służącej. Czy przyjmując ją dziewczyna poprawi swój los? Niekoniecznie. Mieszkając na odludnej wyspie z dwoma mężczyznami staje się obiektem plotek, a jej pracodawca okazuje nią niezdrową fascynację i – mówiąc wprost – dręczy i molestuje służącą. Pewnego dnia na wyspę przybywa nowy pracownik, ogrodnik. Mada niewątpliwie wpada mu w oko, ale czy będzie miał odwagę stanąć w obronie dziewczyny.

Poprzedni akapit to jedynie wstęp to opisanej przez Magdę Knedler historii, gdzie biedna dziewczyna staje się ofiarą manipulacji bogaczy. „Panom szacunek się należał, wiadomo, jacykolwiek by nie byli.”1 A jej? Ona jest nikim. Dziewczyną z rynsztoka, o wątpliwej reputacji. Nikt nie zwraca uwagi na to, że przewyższa ich pod względem wiedzy i doświadczenia. Że jest warta więcej niż oni wszyscy razem wzięci. Słabymi stronami Mady jest też skromność, wrażliwość i potwornie niska samoocena. Albo jest boleśnie świadoma, że jest sama przeciwko wpływowym ludziom, że takie jak one głosu nie mają.

„Medea z Wyspy Wisielców” to jedna z takich książek, która wywołuje oburzenie. Będziecie krzyczeć: „Jak tak można” obserwując tę biedną dziewczynę otoczoną przez hieny. Magda Knedler sprawnie balansuje między wrażeniem, iż jakoś się wszystko ułoży, a złym przeczuciem główniej bohaterki, dyskretnymi znaki i fatalizmem greckiego dramatu, którym się inspiruje, żeby w pewnym momencie wyprowadzić fabułę na proste tory do finału. Czy będzie on radosny czy tragiczny dla Mady? Tego wam nie zdradzę.

Lubię i nie lubię takie książki i jest to komplement. Czyta się je bardzo... ekspresyjnie. Co mam na myśli? Wytrzeszczam oczy, łapię się za głowę, a czasami i włosy rwę, zasłaniam twarz, przeklinam itd. To robi ze mną fabuła. Trzęsę się jak w febrze o główną bohaterkę. Jestem oburzona ludzkim egoizmem i niegodziwością, ale nie mogę się oderwać od lektury. Emocje buzują jeszcze długo po odłożeniu książki i często jest tak, że nie pozwalają mi zasnąć.

Do samego dramatu o Medei nie przywiązywałabym się tak bardzo. Powieść nie jest retellingiem, a jedynie luźno nim zainspirowana. Samo dzieło też pojawia się na stronach książki, bo bohaterka bardzo je lubi i przypuszcza, że ma greckie korzenie. Dodaje to też historii fatalizmu. Jasno widać obszary, w jakich Mada jest „związana” ze starożytną Medeą. Widać też, że jest to kompletnie inna osobowość. Znacznie delikatniejsza. Nie tak demoniczna. W moim odczuciu Mada i jej historia obroniłaby się bez Medei. Grecka tragedia jest dla mnie jedynie fajnym, ale jednak smaczkiem.

„Mężczyzna bez szwanku na reputacji wychodzi, a kobieta...”2 Ta nieszczęsna reputacja. Chyba jeszcze ciągle jest przekleństwem. Co ją kształtuje? Dlaczego tak łatwo ją zniszczyć, a trudno naprawić? Mada z powieści Magdy Knedler jest niewątpliwie ofiarą reputacji. Gdyby mogła się od niej odciąć była by damą, poliglotką, a tak jest tylko nic nie wartą dziewczyną nizin społecznych.

1 Magda Knedler, „Medea z wyspy wisielców”, wyd. Zwierciadło, Warszawa 2024, s. 11.

2 Tamże, s. 268.

[Egzemplarz recenzencki]

"Daj się pokochać dziewczyno" Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk

"Daj się pokochać dziewczyno" Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk

Większość ludzi podświadomie szuka tej drugiej osoby, z którą będzie można iść przez życie. Udany związek jest pewnego rodzaju wyznacznikiem sukcesu – przynajmniej w powszechnym mniemaniu. Jednak nie zawsze łatwo znaleźć pana idealnego, a nawet kiedy miłość zapuka do naszych drzwi taka relacja narażona jest na różne perturbacje. Właśnie o relacjach rozmawiała Joanna Olekszyk, redaktorka naczelna miesięcznika „Zwierciadło”, ze znaną psycholożką Katarzyną Miller, a to co się zrodziło z tych „pogaduszek” możemy znaleźć w publikacji „Daj się pokochać dziewczyno”.

Panie biorą na warsztat szeroko pojęty temat związków i miłości. Jak podjeść do tego mądrze? Jak nie wpakować się w toksyczną relację? Dlaczego niektóre związki się rozpadają? Dlaczego ludzie zdradzają? Dlaczego warto flirtować? Czy jest możliwa przyjaźń między mężczyzną a kobietą? Że tak pozwolę sobie przytoczyć kilka zagadnień poruszonych w książce. Jest ich oczywiście o wiele więcej. Przeanalizowano nawet niektóre utwory literackie, czy biografie gwiazd w kontekście poruszanego tematu. Pozwala na to formuła książki, czyli wywiad/rozmowa. Katarzyna Miller i Joanna Olekszyk swobodnie dryfują pośród różnych aspektów, jakie składają się na związek.

Przy formule publikacji zatrzymam się na dłużej. „Daj się pokochać dziewczyno” nie powinnyśmy traktować jako poradnika. Katarzyna Miller wchodzi w rolę koleżanki, z którą można pójść na kawę i „popsioczyć” na faceta. Albo powie ci, że to dupek, albo poratuje dobrą radą, spojrzy na nasz problem z innej perspektywy. W tej książce nie stawia się ona w roli terapeuty. Tak wypowiada się, jako terapeuta, ale prezentuje swój światopogląd. Nie analizuje twojego konkretnego przypadku. Nie daje konkretnych porad. Zamiast tego przesyła pewną ilość dobrej energii, zachęca do krytycznego spojrzenia, a może niektórymi nieco potrząsa.

Obok Katarzyny Miller trudno przejść obojętnie. Przez jednych uwielbiana przez innych nienawidzona i głośno krytykowana. Niewątpliwie jest charyzmatyczna. I ja jej charyzmę bardzo lubię. Nie zawsze się z nią zgadzam, ale lubię jej słuchać i czytać jej teksty. To co mówi i jak mówi jest niezwykle energetyczne i daje do myślenia, prowokuje do pracy nad sobą i zachęca do bycia szczęśliwym.

[Egzemplarz recenzencki]

Copyright © Asia Czytasia , Blogger